Fata viam invenient (przeznaczenie znajdzie drogę) - w epoce wiktoriańska (2.4)
- Panie Holmes, na Jowisza, czy mógłby pan nam to wyjaśnić?
Holmes rozsiadł się wygodniej w fotelu, wtykając fajkę pomiędzy zęby.
Wciąż oszołomione i przerażone siostry w szlafrokach pośpiesznie narzuconych na koszule nocne przyglądały się mu, czekając aż wyjaśni całą tą sytuację.
Holmes westchnął, przez chwilę zbierając myśli i zastawiając się od czego zacząć swoją historię.
- To, że wraz moim asystentem - skinął na Amber, która znowu wcieliła się w rolę Anthony'ego - przebraliśmy się na potencjalnych nabywców domu już zapewne się panie domyśliły.
- Na Boga, a więc to pan był Anną? - Spytała Elizabeth ze zdumieniem. - Naprawę fantastyczny z pana aktor, byłam przekonana, że jest pan kobietą!
Amber ukryła niewielki uśmiech, nie wypowiadając na głos tego, co przemknęło jej przez głowę i o czym pomyślał także Holmes.
- Anthony jest naprawdę wybitnym aktorem. - Potwierdził detektyw, wymieniając z asystentem spojrzenia.
- Czyli pan, panie Holmes, był Monsieur Teodorem? - Upewniła się Katreen. - Niesamowite, naprawdę... Przecież on był niższy i tęższy. I ten jego chód... I akcent!
- To wszystko kwestia dobrego ubioru i doświadczenia. - Odparł detektyw, a w jego głosie słychać było cień samozadowolenia. - A akcentu można się nauczyć, naturalment!
Siostry były wyraźnie pod wielkim wrażeniem.
- Ale ad rem (do rzeczy). Pewnie zastanawiają się panie dlaczego się przebraliśmy. Otóż, powód był prosty. Nie chciałem, aby moje przybyciem przeszkodziło "duchom". Musiałem złapać je na gorącym uczynku. A wieść o przybyciu słynnego detektywa raczej by mi w tym nie pomogła. Musiałem sprawiać pozory, jako że wszystko idzie według ich planu. Dom wystawiony na sprzedaż i tylko dwójka zainteresowanych, do której dotarła informacja, jakoby to miejsce jest nawiedzone. Oto właśnie chodziło. I to właśnie pomogło zarówno Geraldzie, jak i panu Kurikul oraz panu Hopkinsowi. Zmówili się ono razem, aby przekonać panie Feraver, że w ich domu straszy. Tak, wszyscy troje są winni. Domyślam się, że to panna Mofings jest odpowiedzialna za te hałasy i odgłosy. Zapewne pomagał jej w tym jej ojciec...
- Nie, na Boga, przysięgam! Mój ojciec nie ma z tym nic wspólnego! - załkała Mafalda, gdy po jej policzkach pociekły łzy. - Co noc pomagałam panu George'owi dostać się do domu i...
- Milcz, głupia dziewczyno! - uniósł się w furii George Hopkins.
Sherlock Holmes uśmiechnął się, kiwając głową, jakby dokładnie tego się spodziewał.
- Ale... Ale w jakim celu? - spytała cicho Elizabeth. - Dlaczego miałybyśmy uwierzyć w duchy?
- No, cóż, tutaj drogi naszych winnych się rozchodzą. Panna Mofings początkowi chciała panie tylko wystraszyć, odegrać się za wydarzenia z przeszłości, z czasów gdy ojciec pań jeszcze żył. I dlatego wymyśliła całą tą bajeczkę z duchami. Bardzo dobrze wiedziała że pani Katreen jest wrażliwą osobą i że długo nie będzie trzeba działać, aby ponownie się wyprowadziła. I wtedy pojawiał się nowy pomysł oraz nowy wspólnik. Gdyby udało się sprawić, że panna Elizabeth także upuściła by willę, czyż nie mogłaby wtedy sprzedać ją jakby była jej właścicielką? Taki wielki budynek na pewno kosztuje wystarczająco, aby zawrócić w głowie tak młodej panience. Tym bardziej że na scenę wkroczył sąsiad, niezwykle przystojny George Hopkins, który pomógł jej wszystko zaaranżować, a także znał się na sprzedawaniu oraz handlu. Powód? Pieniądze. Nie mylę się, jeśli powiem, że w przeszłości pożyczył pan nieboszczykowi pewną sumkę, której panu nie oddał, i o której nie było mowy w testamencie?
- Tak, to prawda! - odparł gniewnie pan Hopkins - Ten oszust nawet nie próbował oddać mi części pożyczonych pieniędzy! A przecież biedny to on nie był...
- Istotnie - powiedział spokojnie Holmes - Ale co tu robi w takim razie pan Kurikul? Cóż, domyślam się że przyczyną jest panienka Katreen.
- Ja? - zawołała kobieta, blada niczym ściana - Nie rozumiem, dlaczego James to zrobił... Ja... Przecież mówił, że... Nigdy bym nie sądziła, że mógłby...
- Kate, to nie tak... - zaczął James. - Ja cię kocham. Nie widzę świata poza tobą. Naprawdę złamałaś mi serce swoją ucieczką. Ja... Chcę tylko żebyś do mnie wróciła, Boże, jak ja tego pragnę! A potem Geralda powiedziała mi o twoim o romansie z jej ojcem...
- Słucham?! - Zawołała Elizabeth, wodząc wzrokiem od Jamesa do Katreen i z powrotem, jakby czekając aż któreś z nich zaprzeczy tym słowom.
- Może ja wytłumaczę panienkę Katreen. - Odezwał się po chwili milczenia Holmes, widząc że żadne z tej dwójki nie zamierza wyjaśnić o co chodzi. - Panienka Katreen zakochała się w ogrodniku, Darku Mofingsie, ale ze względu na jej ojca nie mogła nawet pomyśleć o tym, aby się z nim spotykać. Nawet po śmierci ojca bała się zbliżyć do ogrodnika tak, że ten biedak nawet nie wie, że jest jedną z przyczyn tego wszystkiego co ty się wydarzyło. Geralda dostrzegła jednak uczcie panienki względem jej ojca. (Proszę zauważyć, że kobiety mają niesamowity talent w dostrzeganiu takich rzeczy!) Znienawidziła panią serdecznie i z całego serca zapragnęła się na pani zemścić. Do tego stopnia, że powiedziała mężowi panienki, że ma pani z nim romans. - Twarz Jamesa Kurikul jakby nagle zbladła. - Obawiam się więc że pani mała tajemnica wyszła właśnie na jaw. I tak właśnie przedstawią się cała ta sytuacja. Jak widzą panie same to nie były żadne duchy tylko sprytnie zaplanowany spisek.
Sherlock skończył swój wywód i w salonie zapadła cisza, przerywana tylko szlochaniem służącej.
- I co my teraz zrobimy? - spytała jak zawsze trzeźwo Elizabeth, będąc wciąż w lekkim szoku po usłyszeniu tego wszystkiego.
- Powinny panie zgłosić to wszystko na najbliższym posterunku policji. - Oparł najspokojniej na świecie detektyw. - A panu Mofingsowi niech panie powiedzą, że ma naprawdę imponujący ogród i przepię...
- O nie! Co to to nie! - zakrzyknął George Hopkins nagle zbierając w sobie całe pokłady odwagi jaki mu zostały. Wyrwał się niespodziewanie, wciąż ze związanymi przez detektywów rękami, i z wielkim impetem zaczynając biec do najbliższych drzwi, próbując w ciemności dostrzec drogę ucieczki.
Nie zauważył jednak pozostawionej przy komodzie laski monsieur Teodora i runął jak długi na podłogę, nie podnosząc się już, gdy wstyd i upokorzenie odebrały mu całą odwagę.
- Fata viam invenient... (Przeznaczenie znajdzie drogę) - spuentował Holmes.
***
- I kolejna zagadka rozwiązana, mój drogi Anthony. - Powiedział wesoło Holmes, gdy wracali powozem do Londynu.
Amber obróciła głowę od okna, uśmiechając się szeroko.
- Ma pan jak zwykle rację, monsieur Teodorze...
- A pan jest naprawdę znakomitym aktor, mademoise Anne. - Detektyw zaśmiał się krótko, a Amber dołączyła do niego. - Ale nie jestem przekonany, co do twoich umiejętności grania młodej kobiety. Myślę, że twoje chodzenie oraz wysławianie się jako francuska dama pozostawia dużo do życia. Jeśli nie miałbyś nic przeciwko, mogę ci pokazać jak to i owo się robi, gdy już wrócimy na Baker Street.
Amber zmierzyła Sherlocka, rozbawionym wzrokiem, po czym uśmiechnęła się i, poprawiając kapelusz, odpowiedziała:
- Ou, pourqoui pas! (Czemu nie?)
+-+
Mam nadzieję że Wam się podobało :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top