Co było w kopercie...
Dotarli na miejsce po dwudziestu minutach i za zgodą panny Clark udali się do skrytki. Sherlock popukał w ścianę, która wydała głuchy odgłos.
- Na Boga! - zawołała pani Clark - A więc to tutaj pan Smith ukrył skarb! A więc odnalazł go pan, sir, niesamowite! Nigdy nie sądziłam...
- Pani Clark - przerwał jej Sherlock - czy mogłaby pani przez chwilę nic nie mówić?
Kobietą zamilkła, wciąż bardzo przejęta. Sherlock sprawdził jak wielkie jest zamurowane przejście.
- Trzy stopy na pięć stóp... - mruczał.
Amber przyglądała się ścianie. Nie wyglądała jakby za nią coś było ukryte. Ktokolwiek ukrywał wejście zrobił to bardzo starannie, bo nie dość że zamurował przejście, to jeszcze otynkował i pomalował farbą, żeby nie odznaczało się od reszty ścian.
Dziewczyna przekrzywiła głowę, myśląc. Coś jej nie pasowało. Ktoś chyba aż za bardzo się postarał...
Przykucnęła i dotknęła ręką ściany, badając jej chropowatość. Potem podeszła do ściany w przedpokoju i również jej dotknęła.
Sherlock, który już skończył, przyglądał się jej poczynaniom.
- Kiedy ostatnio był tu przeprowadzany remont? - spytał panią Clark, wiedząc, o co chodzi Amber.
- Odkąd pracuję tu od dwudziestu lat to ani razu nie było remontu. Odmalowano tylko sypialnię panienki Smith, bo była już bardzo stara, a młoda dama...
Ale Sherlock i Amber już jej nie słuchali, rzuciwszy się biegiem do dawnej sypialni pana Smitha, która sąsiadowała z ukrytą wnęką.
Jeśli dom nie był remontowany od dwudziestu lat, a nie widać śladów drzwi do schowka to musi być...
- Drugi dostęp do kryjówki... - wyszeptał Sherlock, odsuwając potężną szafę na ubrania nieboszczyka.
Im oczom ukazały się niewielkie drzwi, wykonane z jasnego i starego drewna.
- I naprawdę nikt ich nie odkrył przez tyle czasu? - powątpiewała Amber.
- Nie wszyscy ludzi są mądrzy.
Przewróciła oczami, ale Holmes był już zajęty badaniem zamku.
- Potrzebujemy niewielkiego, srebrnego klucza, starego, ale...
- Takiego?
Amber podała mu klucz, wyglądem zgadzający się z opisem.
- Skąd...?
Uśmiechnęła się i wskazała na haczyk przybity z tyłu szafy, na którym znalazła klucz.
Detektyw otworzył małe drzwiczki i wszedł do środka, pochylając się, bo był za wysoki.
Nie było żadnego skarbu. Nic nie było. Komórka była pusta.
No może nie do końca pusta, bo na podłodze leżała pożółkła, zapieczętowana koperta.
***
- To pani powinna go przeczytać. W końcu to do pani należy skarb. - Sherlock podał panience Smith kopertę.
Kobieta spojrzała na niego podejrzliwie. Siedziała w fotelu w salonie, popijając herbatę, a tu nagle wpadł Sherlock razem ze swoją asystentką i tłumaczą jej, jedno przez drugie, że jej ojciec najwyraźniej ukrył skarb gdzieś indziej i zostawił tę kopertę, którą trzymała teraz w drżących palcach.
Powoli ją otworzyła i wyjęła ze środka złożoną na pół pożółkłą kartkę. Przeleciała szybko przez tekst listu, a jej twarz jakby pobladła. Przełknęła ślinę i zaczęła czytać list na głos, nie zwracając uwagi na to, że pani Clark również słucha:
- "Kochana Doris, wiem, że poczujesz się oszukana, ale nie mogłem zostawić Skarbu Azteków w tym domu. Nie mogłem dopuścić, żeby generał Homg go przejął. To bardzo dawna sprawa, ale mimo to leży mi na sercu. Ukryłem więc skarb tak, że nikt go już nigdy nie znajdzie. Twój kochający ojciec, Hubert Smith."
Kobieta skończyła czytać i w pomieszczeniu zaległa niezręczna cisza.
Amber wpatrywała się w pożółkły skrawek papieru, na którym lśnił atrament. A więc to koniec poszukiwań?
- Czy pański ojciec kiedykolwiek wspomniał, jak wygląda generał Homg? - przerwał ciszę Sherlock, badając uważnie list pana Smitha.
- Nie... Nie przypominam sobie... - zająknęła się Doris - Ale wydaje mi się, że miał dosyć charakterystyczny tatuaż na ramieniu. Nie pamiętam dokładnie, ojciec unikał tego tematu. Raz tylko widziałam ich wspólne zdjęcie i ...
- A byłaby go pani w stanie poznać teraz? - przerwał jej detektyw, wąchając papier.
- Myślę, że nie. Zdjęcie było bardzo stare...
- Ciekawe... - ponownie przerwał jej Sherlock i schował list do kieszeni po czym zwrócił się do pani Smith, która z każdą chwilą wyglądała na coraz bardziej zdziwioną. - Obawiam się, że koniec mojej pracy. - powiedział głośno - Skarb przepadł i nic na to nie poradzę.
Amber zmrużyła oczy. Za dobrze znała Sherlocka, żeby nie wiedzieć, że coś kombinuje.
- Także do widzenia. - powiedział Holmes i pociągnął Amber za rękę, tak że po chwili byli już na zewnątrz.
- Co ty...? - zaczęła dziewczyna, ale on już ruszył i bynajmniej nie w stronę ulicy, żeby złapać taksówkę. Udał się raźnym krokiem na tył domu.
Amber, chcąc nie chcąc, podążyła za nim, próbując zrozumieć o co może mu chodzić.
Wślizgnęli się do środka przez tylne drzwi kuchni. Sherlock skradał się cicho, a za nim podążała wciąż lekko skonfundowana dziewczyna. Detektyw zatrzymał się dopiero przy bibliotece. Weszli do środka.
Obrzuciła spojrzeniem ogromny księgozbiór, ale Holmes już siedział przy ścianie, przykładając do niej ucho.
Przekrzywiła głowę, patrząc na niego jak na wariata. Zignorował ją, nasłuchując.
Amber przykucnęła obok, myśląc. Z tego co pamiętała biblioteka była tuż obok klatki schodowej, gabinetu i... salonu! Bingo!
Również przyłożyła ucho do ściany. Okazało się, że jest ona bardzo cienka i doskonale słychać przez nią rozmowy z salonu, w tym wyróżniający się wysoki alt panny Smith:
- ... wciąż nie wierzę. Czyli zaginął tak na dobre?
Pani Clark odpowiedziała coś, pół szeptem, jakby ją pocieszała.
- ...trzeba mu powiedzieć. - dało się słyszeć.
- Jak tylko wróci, tak... - znowu odezwała się panna Smith. - Udał się na spacer, wiesz...
Sherlock westchnął i przestał nasłuchiwać. Usadowił się wygodnie na podłodze i oparł o ścianę.
- Pozostało czekać...
- A powiesz mi chociaż, na co?
Zerknął na Amber, siedzącą obok niego po turecku.
- To bardzo proste. Rozwiązanie masz praktycznie podane na tacy.
Zrobiła obrażoną minę. Nie lubiła jak naigrywał się z niej z powodu jej niewiedzy. Przecież nie jest aż taka głupia!
- Ach, tak? - odparła, zaplatając ręce na piersi.
- Tak. Musisz tylko pomyśleć.
Uśmiechnął się pod nosem, gdy rzuciła mu zabójcze spojrzenie. Sięgnął do kieszeni i podał jej list.
- Rozumiem, że to wcale nie ojciec panny Smith napisał go, tak?
- Po czym to wnioskujesz?
Przyglądnęła się dokładnie niebieskiemu atramentowi, który pokrywał szeleszczący papier.
- Po charakterze pisma - odpowiedziała po chwili - i po świeżości atramentu. Ten list nie mógł być napisany nie dawniej niż wczoraj. A to znaczy, że...
- ... że napisał go ktoś inny. - dokończył Sherlock - Poza tym, zapach papieru wskazuje, że został on napisany w pobliżu kuchni, a sypialnia pana Smitha, jest dokładnie po drugiej stronie tej części domu, gdzie znajduje się kuchnia, do której - jako pan domu - nigdy nie zaglądał, więc nie mógłby napisać w niej listu. Nawet jeśli nie zrobił by tego w swojej sypialni, tylko w gabinecie, albo chociaż - wskazał ręką na otaczające ich regały pełne książek - w bibliotece, to zapach, których nasiąknął papier, jest zbyt intensywny, by na to wskazywać.
Amber spojrzała na niego, lekko zarumieniona. Mimo iż udowadniał, że nie wszystko dostrzega, lubiła słuchać, jak tłumaczy swoje dedukcje.
- Czyli pisał to ktoś wczoraj w kuchni?
- Tak, i - sądząc po kącie nachylenia pisma - była to osoba leworęczna.
Dziewczyna przygryzła wargę.
- Ale po co ktoś miałby zostawiać taki list w miejscu gdzie był ukryty skarb, skoro i tak go wziął, bo zakładamy, że tak się stało?
Nie odpowiedział, patrząc na nią przeszywających wzrokiem.
Nagle otworzyła szeroko oczy.
A więc...
Z salonu znowu słychać było głosy, więc detektyw pokazał jej, żeby nic nie mówiła.
- ...nie ma. Jego walizki też. Albo przecież nie mógł...
Poderwali się.
Wybiegli z biblioteki, przebiegli przez salon, ignorując zdziwione okrzyki dwóch kobiet. Opuścili pospiesznie dom, ale nie wiedzieli, co dalej.
- Musimy go znaleźć - zawołał Holmes, rozglądając się w świetle zachodzącego już słońca - Jak najszybciej! Musimy znaleźć Geralda von Hulimg To on ukradł skarb!
+-+
Może się wydawać, że to koniec zagadki, ale cóż... Nic nie powiem... I teraz się pewnie domyślacie, że to nie koniec ^^ Tylko pytanie brzmi - czy aby Was nie podpuszczam...?
Mam nadzieję, że Wam się podobało.
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top