16 - 3-8.12.2018

Shay 3.12.2018 15:30

Popołudniową zmianę w kawiarni mieli Jackie i Jess. Carter dopadła do wolnego miejsca przy boku blatu roboczego. Zaczęła energicznie uderzać otwartą dłonią o drewno. Marshall gestem nakazał jej zaczekać.

Ruch był całkiem spory, dlatego dwójka baristów najpierw musiała obsłużyć klientów. Chłopak w długich czarnych włosach dopiero po kwadransie do niej podszedł.

- Macie ten numer? - zapytała.

Jacob z szerokim uśmiechem wyjął z kieszeni fartucha złożoną na pół karteczkę. Podał jej go bez zastanowienia.

- Dzięki, dzięki, dzięki - powiedziała, po czym przechyliła się przez ladę i przyciągnęła Marshall'a do siebie, by cmoknąć go prosto w usta.

- Weź się - Jacob komicznie odskoczył w tył. - Mam Nath'a.

- Dzięki za numer Jackie - powiedziała, pomachała na pożegnanie i wyszła z lokalu.

Po drodze na parking schowała karteczkę do kieszeni kurtki. Mocniej owinęła się narzutą i wsiadła na motor. Stosując się do przepisów ruchu drogowego dojechała do akademika i pędem pobiegła do swojego pokoju.

Numer z karteczki przepisała do telefonu i zapisała pod nazwą „Bardzo Ładna Francuska". Od razu napisała do niej wiadomość.

Hej

Dziewczyna odpisała po osiemnastej.

Masz ten numer z kawiarni?

Tak.

Wybacz musiałaś się dziwnie czuć gdy zagadywali cię pracownicy

Nie było najgorzej, zdarzają się znacznie gorsi

I tak przepraszam

W takim razie przyjmuję przeprosiny

Jestem Sharon - przedstawiła się.

Maxine - Shay od razu zmieniła nazwę numeru

Może to zabrzmi nieco desperacko, ale czy nie chciałabyś może wyskoczyć ze mną na kawę do Karmelu i Cynamonu?

Maxine nie odpowiadała przez ponad kwadrans i ze stresu, że mogła zaprzepaścić szansę na dalszy kontakt z Maxine, siadła na parapecie otwartego okna, żeby zapalić. Powiadomienie o nowej wiadomości znów przyciągnęło ją do telefonu.

Mam czas siedemnastego między ósmą, a dziewiątą jeśli Ci to pasuje - odpisała.

Jak najbardziej

No to widzimy się za dwa tygodnie

Do zobaczenia

Sharon spędziła półtorej godziny przeszukując media społecznościowe w poszukiwaniu Maxine. I znalazła ją na Facebooku i Instagramie.

Maxine Dubois, studentka nowojorskiej szkoły mody z Marsylii. Była od niej o rok młodsza i miały wspólną znajomą na FB - Gwen Stacy. Max miała też profil na IG, gdzie publikowała, swoje projekty - stylizacje modowe, szkice ubrań, projekty biżuterii, wymyślne fryzury. Carter dobre piętnaście minut spędziła z kursorem nad przyciskiem obserwuj zanim go kliknęła. Potem wysłała też Francuzce zaproszenie do znajomych.

Nad rankiem obudziła się w wyśmienitym humorze. Od momentu wyjścia z pokoju szeroko uśmiechała się do wszystkich mijanych po drodze.

- Brałaś coś? - zapytał Loki czekający na nią na parkingu, na szczęście dość cicho.

- Nie - zaprzeczyła zgodnie z prawdą. - Umówiłam się z Maxine.

- To ta francuska?

- Tak - potwierdziła, nie mogąc się powstrzymać od uśmiechu. - Umówiłyśmy się na kawę w następny poniedziałek i nie mogę się doczekać - niemal podskoczyła z ekscytacji.

Loki zaśmiał się krótko i pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Jesteś wariatką - powiedział rozbawiony.

- Wiem, dzięki - roześmiała się, a później chwyciła przyjaciela pod ramię i idąc do budynku uczelni mówiła mu wszystko czego się dowiedziała o Maxine.

Zoe 7.12.2018 19:30

Ponad połowę wieczoru przesiedziała na telefonie, dokańczając wszystkie sprawy związane ze zbliżającą się imprezą świąteczną. Musiała jeszcze dogadać resztę szczegółów z gośćmi od cateringu.

Kiedy zadzwoniła Sharon odrzuciła połączenie i wysłała szybkiego esa, żeby zadzwoniła piętnaście minut później. Carter odesłała dwie litery 'k'.

Wysłała przelew do firmy cateringowej i poczekała na potwierdzenie. Dopiero wtedy wybrała numer Sharon.

- No co chciałaś? - spytała, kładąc się na łóżku.

- Nie pamiętam gdzie, ale padł pomysł, żeby zrobić sesję fotograficzną, a że akurat mam dobry humor to wynajęłam fotografa, studio i wizażystę. Zrobimy sobie sesję przed imprezą u ciebie. Piszesz się?

- Chwila, poważnie?

- Dwieście procent, teraz zbieram chętnych. To jak?

- No pewnie, zgadzam się.

- Super. To tyle później wyślę ci więcej szczegółów. Widzimy się w poniedziałek.

- Pa - rozłączyła się.

Rozbawiona zachowaniem starszoklasistki poszła coś zjeść.

Carol 8.12.2018

- Pośpieszcie się, nie mam całego dnia - powiedziała Danvers do Bucky'ego i Sama. Jechała w kierunku centrum handlowego i chłopcy poprosili ją o podwózkę. - Szykujecie się dłużej niż stereotypowa dziewczyna.

- Nie ja - Wilson podniósł obie dłonie w geście samoobrony. - To on - Sam wskazał palcem swojego chłopaka.

- Wypchaj się - powiedział Bucky wyraźnie żartobliwym tonem, poprawiając włosy przy lustrze.

Carol zaczęła uderzać głową w ścianę, by pokazać jak bardzo irytuje ją para znajomych.

- Szybciej - jęknęła, odsuwając się od poziomej powierzchni. - Bo pojadę bez was - zagroziła.

- Jestem gotowy - James odszedł od lustra. - I jak wyglądam? - zapytał, przybierając pozę modela.

- Beznadziejnie jak zawsze - stwierdziła Danvers.

- I tak wiem, że mnie kochasz - zażartował Barnes.

- Tu - dotknęła palcem czoła - tu się puknij kretynie - powiedziała, ale bez celu obrażenia kumpla.

- Nie mieliśmy jechać? - zapytał Wilson, starając się ukryć swoje rozbawienie za dłonią.

- Chyba zmieniłam zdanie i nigdzie nie jadę wiesz - użyła sarkazmu, otwierając drzwi.

Odblokowała samochód i wsiadła za kółko swojego ukochanego Jeepa. Sam i Bucky wpakowali się na tylne siedziska.

Włączyła się do ruchu i pokierowała auto w kierunku centrum handlowego, w którym pod pretekstem umówienia się na cięcie umówiła się z Val.

Chłopcy spod skweru handlowego poszli do kina przecznicę dalej. Cieszyła się, że nie wpadnie na nikogo znajomego, w trakcie spotkania z dziewczyną. Nie wstydziła się swojej orientacji, ale nie była jeszcze gotowa na konfrontację ze światem. Valerie całkowicie to rozumiała i nie pospieszała jej do niekomfortowych wyznań.

Posiedziały razem w kawiarni, rozmawiając i żartując z czego się dało. A Inez raz na jakiś czas dolewała im kawy.

Carol odprowadziła swoją partnerkę do salonu fryzjerskiego. Val od razu wcisnęła ją na cięcie w swoim harmonogramie pracy.

Blondynka pożegnała się ze swoją dziewczyną i wróciła do samochodu w celu powrotu do miejsca zamieszkania w okresie nauki na uniwersytecie. Co dziwne praktycznie nikogo nie zastała. Był jedynie Barton i siedział na kanapie z głową zwisającą w dół.

- Gdzie są wszyscy? - zapytała Clinta. - Poza Bucky'm i Samem.

- Thor wyciągnął Natashę na siłownie. Bruce, Vision i Stephen zabrali się do biblioteki z Rhodesem, bo akurat miał tamtędy przejeżdżać w drodze na jakieś swoje spotkanie. T'challa poszedł spotkać się z siostrą, a Tony i Steve poszli na randkę - wyjaśnił łucznik.

Danvers pokiwała głową.

- Umiesz siedzieć normalnie? - zażartowała.

- Dbam, żeby mieć krew w odpowiednim miejscu - roześmiał się. - A poza tym mi się nudzi.

- To co powiesz na jakiś film? - zaproponowała.

- Z przyjemnością wszystko jest lepsze od bezczynnego siedzenia tu - uznał, wciągając się na kanapę i schodząc z niej. - Zróbmy popcorn. - Poszedł do kuchni. - Niby byłaś u fryzjera, a fryzury nie zmieniłaś - zauważył, kiedy też weszła do pomieszczenia. Barton już nastawił popcorn w mikrofalówce i wkrótce kukurydza zaczęła się prażyć.

- Bo dopiero zapisałam się na wizytę - wyjaśniła, wywracając oczami. - To jest różnica.

Clint mruknął coś niewyraźnie pod nosem.

- Co będziemy oglądać? - zapytał.

- Może Krzyk? - zaproponowała.

- Spoko - zgodził się.

Po sygnale dźwiękowym Barton wsypał popcorn do miski i zabrali przekąskę do salonu. Carol użyła pilota i włączyła pierwszy film z serii Krzyk.

- Jaki jest twój ulubiony straszny film? - zadała kultowe pytanie z serii, a chłopak parsknął śmiechem.

Yelena 8.12.2018

Blondwłosa rosjanka wyciągnęła telefon z wewnętrznej kieszeni kurtki i sprawdziła czy nie ma nowych wiadomości. Nie było.

Owinęła się szczelniej i ruszyła w drogę do akademika. Musiała pójść do Pietra i obgadać z nim ważną sprawę odnośnie crusha biegacza.

Szła jakieś dwadzieścia minut z knajpy, w której pracowała na teren uniwersytetu.

Wkroczyła do męskiego internatu, a potem na trzecie piętro do pokoju 364. Najpierw zapukała, a dopiero później weszła do środka. W pokoju zastała tylko Bobby'ego Drake'a.

- Hej - powiedział chłopak, tylko na chwilę odrywając wzrok od książek i laptopa. Musiał odrabiać pracę domową.

- Wiesz gdzie jest Pietro? - zapytała, przysiadając na brzegu łóżku przyjaciela.

- Poszedł pobiegać jakieś pół godziny temu - odpowiedział już nie spoglądając na nią i wystukując coś na klawiaturze.

Wpół warknęła, wpół westchnęła.

Biegi.

Treningi Maximoffa potrafiły czasem potrwać nawet dwie godziny, bo chłopak lubił biegać długo.

- Zabrał komórkę?

- Nie, tylko mp3 - Drake wskazał urządzenie na biurku.

Yelena przeklęła w swoim ojczystym języku.

Z braku lepszego pomysłu położyła się na łóżku przyjaciela, odrzucając swój płaszcz na oparcie mebla. Musiała przysnąć, bo Pietro pojawił się jakby po chwili.

- Sorry, nie wziąłem ze sobą telefonu - powiedział z przepraszającym uśmiechem.

- Durak - wyzwała go od głupców. Podniosła się do pozycji siedzącej i zobaczyła, że Bobby gdzieś zniknął. - Gdzie Drake?

- Poszedł do swojego chłopaka, żebyśmy mogli pogadać w cztery oczy. To co chciałaś?

- Zbliża się świąteczna impreza u Zoe.

- Tak no i?

- Poświęcę się i pójdziemy razem.

- Zawsze jesteśmy tam razem, w którymś momencie.

Spojrzała na niego jak na kretyna.

- Jako para - nie wykonała cudzysłowów w powietrzu, ale zaznaczyła to odpowiednią intonacją. - Zostanę twoją dziewczyną.

- Lena, nie musisz.

- Właśnie, że muszę, bo inaczej nigdy nie przestaniecie się kłócić przy każdym spotkaniu. I zanotuj sobie, że do niczego mnie nie zmuszasz. Czuję się w twoim towarzystwie na tyle komfortowo, że myślę, że dam radę cię pocałować na oczach Bartona, jeśli zajdzie taka potrzeba.

- Lena - Pietro chciał znowu zacząć wybijać jej z głowy ten pomysł, więc nadepnęła mu na stopę. - Au.

- Mam dość tego, że kręcicie się wokół siebie jak idioci. I to będzie tylko kilka godzin, nie związuję się z tobą na stałe, więc nie wiem o co ci chodzi. Idziemy tam razem koniec i kropka.

Maximoff odwrócił wzrok z zakłopotaniem. Dłuższą chwilę milczał, zastanawiał się nad opcjami, jakie miał.

- Na pewno to będzie dla ciebie komfortowe? - zapytał.

- Tak - przeciągnęła samogłoskę. - Chłopie ja tu chcę ci pomóc, a ty ciągle jakieś kontrargumenty wymyślasz. Przestań w końcu, bo nic co powiesz nie sprawi, że zmienię zdanie. Wbij to sobie do łba.

Chłopak położył jej rękę na ramieniu.

- No okej - zgodził się jak męczennik.

Pogmerała go po włosach i otrzymała ciche mruknięcie aprobaty.

- No to rozumiem, że mamy tę sprawę dogadaną, tak?

- Tak, ale jakoś mi z tym źle. Jakiś dziwny głosik z tyłu głowy cały czas mówi mi, że cię wykorzystuje.

Pokręciła głową, wzdychając.

- Jesteś niereformowalny Maximoff - wywróciła oczami.

- W dobry sposób?

- Na twoje szczęście - znowu potarmosiła go po włosach. - Nasz plan wkurzać Bartona, żeby zmusić go do jakiegoś ruchu, uważam za otwarty

- Zdaję się na ciebie Lena.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top