15 - 24.11.2018
Loki 24.11.2018 11:30
- Cholera - zaklął, zatrzymując się przed wyjściem z akademika.
- Co jest? - zapytał Pietro.
- Chris.
- Twój brat?
- Już nie. Nie znoszę kiedy czeka na mnie przy moim samochodzie - westchnął i rozmasował skronie.
- Wandzia zaczęła z nim gadać - zauważył Maximoff.
- Nie odpuści dopóki nie porozmawia ze mną - oznajmił i wyszedł z budynku. - Czego nie rozumiesz w stwierdzeniu, że nie chce cię widzieć? Co jest tak trudne do przyjęcia?
- Loki - zaczął Christopher.
- Nie - przerwał mu brunet. - Odpowiedz na proste pytanie. Czego nie rozumiesz w zdaniu, że nie chcę cię widzieć?
- Jesteś moim bratem.
- Adoptowanym! - podkreślił. - Podkreślałeś to miliony razy, dlaczego nagle przestałeś? Co takiego się stało, że nagle sobie o tym przypomniałeś? Bo jakoś gdy twój ojciec wyrzucił mnie z miejsca, które przez siedemnaście lat nazywałem domem w ogóle cię to nie obeszło. Tylko dzięki Amalie nie skończyłem na bruku. Więc z łaski swojej przestań udawać, że cię jakkolwiek interesuję i zniknij mi z oczu.
Loki zaczął identyfikować się jako osoba niebinarna, kiedy tylko poznał definicję i zagłębił się w temat. Zrozumiał, że jest osobą zmiennopłciową. Przez zdecydowaną większość czasu czuł się mężczyzną, momenty gdy damska część ich osobowości przejmowała ster były sporadyczne. Konfrontacja z Olegsenem stanowiła czynnik zapalny dla przejęcia kontroli damskiej strony ich jestestwa.
Chris otworzył usta chcąc jakoś odpowiedzieć, ale zamknął je niemal tak samo szybko. Za drugim razem znalazł odpowiednie słowa.
- Przepraszam.
- Co mi teraz po tym co? Czy to nagle zmieni czas? Twoje przepraszam nic teraz nie zmieni.
Olegsen spuścił wzrok na swoje buty.
- Dobrze cię było zobaczyć bracie - powiedział Chris zanim odszedł.
Loki w milczeniu śledziła wzrokiem starszego chłopaka. Później otworzyła pilotem drzwi samochodu i po prostu wsiadła. Bliźniaki Maximoff wsiedli zaraz za nią, Wanda jak zwykle z przodu.
- Nie zaczekamy na Petera? - spytała szatynka, gdy odpaliła samochód.
- Poszedł po kawę - wyjaśniła. - Zatrzymamy się po niego po drodze.
- Okej, a gdzie nas zabierasz?
- Gdzieś na pewno.
- No nie bądź taki, zdradź coś.
Posłała jej wyłącznie znużone spojrzenie i jechała w milczeniu. Zaparkowała auto na parkingu centrum handlowego i czekała na młodszego studenta.
Nie lubiła dzielić się swoimi prywatnymi sprawami i o jej niebinarności wiedziało naprawdę mało osób, przede wszystkim Shay i Val, jako jej najlepsze przyjaciółki ze studiów. Wanda też została poinformowana. Jednak kiedy Loki dorastała i nie rozumiała jeszcze sama siebie tak jak od coming-outu wszyscy zawsze używali w stosunku do niej męskich zaimków i teraz nawet gdy akurat czuła się kobietą nie przeszkadzało jej użycie złych zwrotów. Czasami sama nie nadążała za zmianami i nie oczekiwała tego od innych swoich znajomych.
Peter przyszedł kilka minut po tym jak zaparkowała z czterema tekturowymi kubeczkami kawy na wynos.
- Powiedzcie mi dlaczego ja wcześniej nie słyszałem o tej kawiarni? - zapytał, wsiadając i rozdając każdemu picie. - Jest mega.
- Bo nie wszystkim chce się latać do galerii, kiedy jedna kawiarnia jest w odległości dziesięciu minut spacerkiem od akademika - wyjaśnił Pietro.
- Kto był dzisiaj na zmianie? - spytała Wanda, odwracając się w tył.
- Blondyn w lokach i czarnowłosa dziewczyna azjatyckiej urody - odparł niepewnie Parker.
- Czyli Angel i Kim. Angel to w zasadzie Gabriel, ale ta ksywka już mu przylgnęła.
- Zgaduję, że zawdzięcza ją urodzie - zaśmiał się Pete.
Sokovianka podczas drogi postanowiła zagadywać pierwszaka i swojego brata. Dzięki temu Loki mogła skupić się na bezpiecznej jeździe do celu ich małej wycieczki kawałek za miasto.
- Wesołe miasteczko? - zapytała pełna entuzjazmu studentka psychologii, praktycznie przyklejając nos do szyby.
- Wesołe miasteczko - potwierdziła. - Firma wręczyła bilety wstępu pracownikom jako dodatek do premii, bo ochraniają też ten teren i udało mi się załatwić trzy dodatkowe - wyjęła z wewnętrznej kieszeni cztery bilety. - upoważniają do jednego wstępu na każdą kolejkę, więc za powtórki i jedzenie płacicie już ze swoich.
- Jesteś najlepszy.
- Wiem - odparła nieskromnie, rozdając dodatkowe bilety. - Widzimy się równo o osiemnastej, albo wracacie na własną rękę - zastrzegła.
- Aj, aj kapitanie - szatynka zasalutowała po czym wysiadła i zaciągnęła brata w kierunku kolejek górskich.
- Dzięki - powiedział Peter. - Fajnie, że nas tu zabrałeś.
- Uważam, że obietnice to rzecz święta. A dzisiaj każda forma rozpraszacza uwagi będzie mi potrzebna.
- Stało się coś? - zapytał pierwszak.
- Nic z czym sobie nie poradzę we własnym zakresie, więc nie musisz tym sobie głowy zawracać Pete, ale dzięki za troskę.
Chłopak zawahał się przed powiedzeniem czegoś jeszcze, ostatecznie zrezygnował i zaproponował wspólne pójście na atrakcje, a Loki zgodziła się.
Clint 24.11.2018 16:30
Jak wielkiego pecha trzeba mieć, żeby nawet w wolny dzień natknąć się na niego. - pomyślał, widząc Pietra w wesołym miasteczku.
Maximoff czekał w ogonku do jednej z kolejek górskich. Gadał z jakąś blondynką i uśmiechał się do niej szeroko. Rozśmieszył ją, a ta śmiejąc się położyła mu rękę na ramieniu.
Clint mocniej ścisnął rzutkę w dłoni, a potem rzucił w sam środek tarczy. Dziewczyna ze stoiska wręczyła mu małego pluszaka, którego od razu schował do siatki na ramieniu. Barton powtórzył swój wyczyn przy jeszcze kilku innych stoiskach zanim Tasha wróciła do niego.
- Facet, masz problem - uznała dziewczyna. - Nie powinni cię dopuszczać do czegokolwiek z rzucaniem do celu.
- Trzymaj pluszaki i nie gadaj - wepchnął jej maskotki do rąk, wygrał ich tyle, że już wysypywały mu się z siatki.
Rudowłosa wpakowała pluszaki do swojej siatki i kilka trzymała jeszcze w rękach.
- Dla kogo ten miś? - spytała, machając pluszowym niedźwiedziem z czerwonym sercem z napisem „Kocham Cię".
W pierwszej sekundzie chciał wypowiedzieć imię chłopaka, w którym był zakochany. Szybko się ogarnął.
- Możesz go wziąć. Ewentualnie dam go Steve'owi, żeby ten dał go Tony'emu, lub odwrotnie.
- Yhym - mruknęła, chowając zabawkę do siatki.
Clint zaliczył kolejne stanowiska za każdym razem trafiając w cel. Pracownicy muszą mnie nienawidzić - pomyślał po kolejnym spojrzeniu ze strony nieszczęśliwych ludzi za ladami.
- To co jedzenie i zmywamy się stąd? - zapytał.
- Tak szybko? - zdziwiła się rosjanka.
- Oni mnie zaraz znienawidzą - rzucił teatralnym szeptem. - Nie daję im zarobić.
Romanoff wywróciła oczami, ale się zgodziła.
Zamówili i zjedli po hotdoga, a potem skierowali się ku wyjściu z wesołego miasteczka. W tłumie mignęła mu Wanda Maximoff. Z całych sił starał się nie przyśpieszyć.
- Jak się bawiłaś? - zapytał gdy wsiadali do auta i rosjanka odłożyła siatkę z zabawkami na tylne siedzenie.
- Całkiem spoko - uśmiechnęła się młoda kobieta.
- Dzięki, że ze mną przyjechałaś - rzucił, odpalając samochód.
- Nie mogłam pozwolić, żebyś robił z siebie kretyna będąc tu samemu - powiedziała w żartach.
Steve 24.11.2018 18:00
Steve przytrzymał drzwi Tony'emu gdy wchodzili do mieszkania jego matki.
Sarah przytuliła najpierw Starka, bo ten nie trzymał w rękach żadnego naczynia z jedzeniem.
- Jak dobrze was widzieć - oznajmiła kobieta wyściskując też jego. - Nie musiałeś - przyjęła pojemnik z potrawką.
- Daj spokój mamo.
Sarah wskazała głową salon, niemo każąc im tam wejść. Jej główna zasada brzmiała, że nikt nie ma prawa wchodzić do jej kuchni gdy ona się tam rządziła.
- Mówiłem ci już jak bardzo lubię tu być? - zapytał Tony, kiedy siedzieli na kanapie. Brunet wtulił się w niego.
- Powtarzasz to za każdym razem kiedy przyjeżdżamy - roześmiał się Steve po czym cmoknął swojego chłopaka w skroń.
- No bo tu jest tak lepiej niż u mnie. Twoja mama jest mega.
- A dziękuję - odparła ze śmiechem Sarah. Kobieta uśmiechnęła się rozbawiona na widok podskakującego geniusza. - Ciebie też dobrze widzieć Tony, za każdym razem. I nie wchodzić mi do kuchni - pogroziła im palcem, po odłożeniu półmiska z tłuczonymi ziemniaki.
- Widziałeś ją i mnie nie ostrzegłeś - Tony powiedział cicho, kładąc głowę na jego ramieniu. - Jesteś okropny.
- Czy nie za to mnie kochasz? - zażartował.
Stark najpierw wydał z siebie stłumione przez materiał westchnięcie, a potem się wyprostował.
- Tak masz szczęście, że ktoś taki jak ja zwrócił na ciebie uwagę - powiedział, grając.
- Niesamowite - potwierdził, po czym pocałował geniusza.
- Weź czuję się niezręcznie - Tony szybko się odsunął, zerkając w boki.
- To teraz wiesz jak ja się czuję kiedy zaczynasz u Zoe - puścił mu oczko.
Stark znowu schował mu twarz w ramieniu.
Rogers zaczął bawić się jego włosami, żeby choć trochę go ukoić.
- No już, no już.
Sarah kontynuowała znoszenie półmisków z jedzeniem. Steve zasugerował pomoc, ale kobieta sięgnęła do przewieszonej przez ramię ściereczki więc zrezygnował.
Usiedli do poświątecznej kolacji i Tony odzyskał swoje przebojowe ja. Rozmawiał i żartował przez cały wieczór. Było widać, że dobrze czuł się w swoim towarzystwie.
Po posiłku Sarah wyszła do mieszkania sąsiadów, państwa Barnes, którzy pojechali do rodziny poza miastem z synem i jego chłopakiem, dlatego też weszli do jego pokoju.
Stark od razu zaczął oglądać rysunki przyklejone do ścian. Głównie były to najróżniejsze szkice, przedstawiające krajobrazy, lub ludzi.
- Co tam chowasz? - zapytał Anthony, wskazując karton podpisany „nie otwierać". Steve w tym kartoniku chował przede wszystkim szkice, na których widnieli Shay i Loki. Nie chciał kłótni ze swoim chłopakiem.
- Rysunki, których nie chcę pokazywać światu, bo są nie dokończone lub nie jestem z nich wystarczająco dumny, na tyle by ktokolwiek je zobaczył.
- Nawet ja?
- Nawet ty słońce - potwierdził ze smutnym uśmiechem.
- No okej - poddał się Tony i wrócił do oglądania wywieszonych rysunków. - Tutaj wyszedłem całkiem nieźle - wskazał jeden ze szkiców.
- Bo lubię cię rysować, zwłaszcza jak nad czymś rozmyślasz, zawsze wtedy zdajesz się bardziej rozluźniony.
- Na serio? Nie zauważyłem.
- A ja na szczęście tak. I powiem, że kocham cię rysować.
Pietro 24.11.2018 18:30
Loki dotrzymał słowa. Równo o osiemnastej był już na parkingu razem z Peterem. Maximoff zjawił się tylko chwilę po nich. Starszy student dał Wandzie kwadrans na przyjście, a potem wsiadł do samochodu i odjechali bez niej. Jadąc napisał do siostry, że się spóźniła i sama musi ogarnąć sobie powrót do akademika.
Dziewczyna odpisała mu pół godziny po czasie zbiórki.
- Wanda kazała przekazać, że mogłeś zaczekać - pominął wszystkie przekleństwa, których użyła.
- Miała określoną ilość czasu na przyjście, a i tak zaczekaliśmy jeszcze na nią.
- To samo jej napisałem - sokoviańczyk wzruszył ramionami. - Ale jest uparta i postanowiła skorzystać z jeszcze jednej atrakcji, a ja wolałem załapać się na podwózkę.
- Dobrze dla ciebie - skomentował Loki. To jak uparcie wpatrywał się na drogę mówiło mu, że nie za bardzo chce gadać. Dlatego zwrócił się do pierwszoroczniaka. - To jak oceniasz dzisiejszy dzień? Bawiłbyś się lepiej ze swoimi znajomymi?
- Może, to zależy który z moich znajomych miałoby wolny czas. Harley i Gwen kochają wesołe miasteczka i kolejki górskie. Więc Harry na stówę załatwiłby bilety. M.J nie przepada za tłokami, ale wszystkie straszne domy to jej żywioł i zaczęłaby straszyć dzieciaki. Ned po prostu chciałby spędzić z nami czas. Zastanawia mnie tylko Shuri, ale prawdopodobnie też bawiłaby się świetnie. A dzisiaj było świetnie, bawiliśmy się naprawdę nieźle na wszystkich kolejkach.
- Jesteś znacznie lepszym towarzyszem niż Wanda, bez urazy - rzucił Loki.
- Jest moją siostrą, wiem jak nikt inny, że czasem jest aż zbytnio irytująco uparta. Ale to moja siostra i jest ze mną zawsze kiedy jej potrzebuje.
- To chyba coś normalnego wśród rodzeństwa - zauważył Parker. - Mój kuzyn irytuje mnie na maksa tym całym parasolem ochronnym, ale kiedy będę go potrzebował, to na pewno mi pomoże.
- Ta, całkowita norma - potwierdził. Chciał dodać cos jeszcze, ale starszy student zaparkował pod akademikiem.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił, po czym szybko wysiadł. Zapalił papierosa, opierając się o maskę.
- Wszystko w porządku? - zapytał Pietro, opierając się o maskę obok, ale tak by dym na niego nie leciał, a Peter wszedł do internatu.
- Ujdzie - westchnął starszy, wolną ręką ściskając nosa. - Wczoraj Helga, dzisiaj ten głąb nazywający się moim bratem. Muszę zapalić, bo inaczej oszaleję.
- Gdybyś potrzebował z kimś pogadać, wiesz gdzie mnie znaleźć - Pietro pożegnał się z kumplem, odbił się od samochodu i poszedł do siebie, do pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top