03 - 01.10.2018

Wesołych Świąt Wielkanocnych

Wanda 1.10.2018 15:00

Wanda czekała na przyjaciela przed wejściem do męskiego akademika. Przeglądała Instagrama i like'owała niektóre zdjęcia. 

– Idziesz? – Loki przeszedł obok.

– Idę – schowała telefon do tylnej kieszeni spodni, po zablokowaniu urządzenia. 

Student historii i skandynawistyki wsiadł do samochodu i odpalił jak tylko Maximoff zajęła miejsce. 

– Myślisz, że powinnam zrobić coś z włosami? Ten kolor mnie znudził – przeplotła ciemnobrązowe włosy między palcami. 

– Mogłabyś trochę rozjaśnić kolor. Możesz zadzwonić ode mnie do Val. Może gdzieś nas wciśnie. 

Dziewczyna wzięła do rąk telefon leżący na desce rozdzielczej. Odblokowała go kodem i weszła w kontakty. Wybrała numer Valerie i przełączyła na głośnomówiący.

Streszczaj się jestem w pracy – Val odebrała po drugim sygnale. 

– Znalazłabyś czas dla Wandy?

Akurat dzisiaj zamykam. Wpadnijcie za kwadrans przed zamknięciem. Wisisz mi kawę, powiedziałabym, że z Carol, ale to raczej niemożliwe. Do zoba – rozłączyła się.

– Wybierz numer Carol. 

– Serio? 

– Serio.

Wanda po prostu wybrała kolejny numer. 

Loki cieszę się, że dzwonisz. Twój brat jest nie do zniesienia.

– To nie jest mój brat.

Mniejsza. Co mogę zrobić dla jednej z moich ulubionych osób na świecie? 

– Po pierwsze przestać ciągle o wspominać o moim coming-oucie, a po drugie być o dwudziestej w galerii. 

W tej gdzie pracujesz?

– Dokładniej tej samej.

Okej, co prawda to trochę niecodzienna godzina, ale spoko. Będę, buźka Lokes. 

– Ty tak całkiem serio uznajesz, że to dobry pomysł? – spytała, odkładając komórkę.

– Powiedz mi Wan co z ciebie za studentka psychologii jeśli nie zauważasz, że osoba A, buja się w osobie B i na odwrót?

– Nie odwracaj kota ogonem. 

– To dobry pomysł, czego chcesz. Znam Carol dłużej niż ty. Co musisz kupić? 

– Nie zmieniaj tematu. 

– To jej prywatna sprawa.

Maximoff wywróciła oczami.

– Muszę wziąć po trochu z wszystkiego. Nie brałam specjalnie dużo bagażu z Krakowa. 

Bliźniaki Maximoff byli z Sokovi, nie uznanego państwa na pograniczu Polski, Czech i Słowacji. Z własnym językiem i kulturą. 

Auto wjechało na parking podziemny przeznaczony dla pracowników. Loki upewnił się przed wysiadką, że przepustka jest widoczna. 

Szatynka zaprowadziła przyjaciela do pierwszego ze sklepów jakie chciała odwiedzić.

– Zastanawiam się czy wziąć tylko standardowe kolory spodni, jak myślisz?

– Zaszalej. Ja osobiście widziałbym cię w czerwieniach. Może Val się zgodzi na taką koloryzację.

Wanda zabrała się za szukanie spodni w odpowiednich kolorach i krojach. Nie była zwolenniczką biodrówek, ani dzwonów. 

Wybrała odpowiednie sobie rozmiary i zabrała ciuchy do przebieralni. Założyła jedną parę, aby skontrolować czy dalej wchodzi w ten sam rozmiar co pięć miesięcy wcześniej. 

Z ośmiu wybranych par wzięła jedynie pięć. Po parze z wysokim stanem i zwężanymi nogawkami w czarnym i granatowym kolorze. Dwie luźniejsze pary jedną czerwoną i jedna czarną. I na wypróbowanie jeansy w czerwono czarne pionowe pasy.

Lokiego znalazła gdy przyglądał się zielonym rurkom z kilkoma czarnymi parami na przedramieniu.

– Gdzie jeszcze mnie zaciągniesz? – pytanie zostało zadane podczas stania w kolejce do kasy. 

– Zgodnie z zasadą czterech sklepów potrzebuje jeszcze jakichś bluzek i zastanawiałam się nad jakimiś kieckami. Jedną czy dwoma. Plus bielizna, ale tam pójdę sama. 

– Zapłacę – padła propozycja od Lokiego. – Ten gościu, z którym przyszło mi dorastać uznał, że mam mieć dostęp do gotówki. Mam kartę jego ojca i zamierzam to wykorzystać – słowom towarzyszyło wyjęcie złotej karty z portfela. 

– Ale wiesz, że nie musisz? Mogę zapłacić za siebie. 

– Korzystaj, jutro mogę mieć nastrój na przecięcie tej karty. Cześć Brian. 

– Siema Loki. Wanda miło cię widzieć.

– Cześć Brian.

– Wszystko na ten sam rachunek byłbyś tak miły.

– Pewka Lokes – kasjer zabrał się za skanowanie cen. – Z kim ja na fajkę będę wychodził jak wracasz na nocki?

– Podbijaj do Tray z naprzeciwko. Musisz jedynie przerzucić się na przerwę godzinę później. 

Ciemnowłosy sprzedawca uśmiechnął się i podyktował cenę. Loki zapłacił.

– Do zobaczenia Brian – pożegnali się oboje.

W następnym sklepie Wanda wybrała kilka T-shirtów w różnych kolorach, topów na ramiączkach, koszul, bluzek z długimi rękawami i dwie pary legginsów. 

Po dorzuceniu kilku koszulek, koszul i dwóch marynarek utrzymanych w dwóch kolorach, złota karta ponownie została użyta. 

– Wiesz, że odrobina czegoś co nie jest czernią lub zielenią by cię nie zabiła. 

W odpowiedzi Loki wystawił złoty wisiorek na widok.

– Nie dokładnie o to mi chodziło.

– To wyrażaj się precyzyjniej. 

– Pójdziesz ze mną zobaczyć jakieś kiecki? 

– Mogę iść.

Z racji, że trochę pieniędzy się jej ostało wybrała trochę droższy sklep. Najpierw przejrzała sukienki na wieszakach, ufając osądowi przyjaciela i dopiero wtedy wzięła kilka sztuk do przymierzalni.

Loki został na sofie przed, żeby komentować kreacje i wybrać te które kupi.

– Co uważasz o tej? – pokazała się w srebrnej sukience lekko nad kolana, wiązanej na szyi i z odkrytymi plecami.

– Świetna na jakąś dyskotekę. Śmiało możesz wziąć.

– A co powiesz o tej? – Sukienka była czarna, do połowy uda i z długimi rękawami.

– Klasyczna mała czarna. Do twarzy ci w niej. 

Kolejna sukienka była czarno-czerwona. Czarna imitująca gorset góra i zwiewny czerwony dół.

– Bierz ją. Jak Val zrobi ci włosy będzie świetnie pasować. 

Przedostatnia sukienka była biała z dekoltem w łódkę i kolorowymi kwiatami. 

– Według mnie jest idealna na lato. 

– To dobrze ją wykorzystaj. 

– Najlepszą zostawiłam na sam koniec. 

Dziewczyna ponownie zniknęła za zasłonką.

Czarna, przylegająca z głębokim dekoltem, srebrnym paskiem w talii i rozcięciem od uda w dół.

– Teraz to z ciebie prawdziwa seksbomba. Szpilki i fryzura i żaden gościu ci się nie oprze. Zabiłabym za tą kieckę. Jak jej nie weźmiesz śmiertelnie się obrażę.

– Nie mogę wziąć wszystkich. Nie stać mnie.

– Staruszek Olegsen płaci. Jak zobaczy historię to pomyśli, że to Christopher zabrał Jane na zakupy. Bierz wszystko. Stawiam. 

– I to niby ja jestem uparta?

– A kto latał za mną przez praktycznie calutki rok, aby zaliczyć przedmiot. Dopowiedz sobie kto tu jest bardziej uparty. 


Loki 1.10.2018 18:30

Wydawanie pieniędzy gościa który go adoptował i był beznadziejnym rodzicem adopcyjnym przychodziło z łatwością. Była to niejaka rekompensata za prawie dwadzieścia lat życia z tym człowiekiem pod jednym dachem. 

Podczas gdy Wanda buszowała w sklepie z bielizną, odniósł torby z ubraniami do samochodu.

Zielony Volkswagen był niezwykle trafionym prezentem od adopcyjnego brata. 

Schował zakupy i wrócił na górę, po drodze mijając kumpla z roboty. 

Maximoff dalej szalała w sklepie, więc była okazja do przejrzenia skórzanych kurtek. A nawet zakupu dwóch sztuk. 

– Już koniec tego szaleństwa? 

– Tak – dziewczyna uniosła w górę dwie papierowe torby z logiem sklepu. – Raczej mam już wszystko. A impreza z okazji Halloween dopiero drugiego wieczorem, wtedy w czwartek będą najlepsze przeceny. Wezmę Pietro, albo Victora na szybkie zakupy.

– Impreza to pewniak?

– Mówiła mi. Tak jak ten piątek. Mam nadzieję, że będziesz.

– W sobotę idę na dwadzieścia cztery.

– Pliska? Kupię ci kawę.

– Zgadzam się jedynie dlatego, że jesteś jak osioł.

– Dziękuję – Wanda nie zareagowała na porównanie.

– Ale zastrzegam sobie prawo do pozostawienia ciebie i reszty u Zoe jak nie wyrobicie się na powrót.

– Aj aj kapitanie – szatynka zasalutowała

– Możemy już iść do Val. Pamiętaj, że Carol jest niespodzianką.

– Głupia nie jestem.

Valerie akurat kończyła obsługiwać ostatnią klientkę. Tylko machnęła do nich ręką, odbierając zapłatę. 

– To co chcesz zrobić? 

– Sugestią Lokes'a było rozjaśnianie – Wanda zajęła miejsce na fotelu. 

– Tak, widzę cię w tym. Albo możemy też iść totalnie w farbę. Widzę cię w czerwieni, co ty na to? 

– Może przy następnej okazji. Teraz wystarczy samo rozjaśnianie.

– Dobra, zapiszę cię w kalendarzu, na kiedy?

– Przed świętami?

– Trzynasty ci będzie pasować? Czwartek o wpół do dziewiętnastej. 

– Jak najbardziej.

– Zapisane. A ty Lokes? Żadnych zmian ci nie trzeba? – Thompson odwróciła się do przeglądającego czasopisma przyjaciela.

– Na razie nie. Przed ósmą idę po kawę.

– Latte z dodatkowym espresso i podwójną czekoladą.

– Zapamiętane.

Val zaczęła pracę. 

Carol 1.10.2018 20:00

Zgodnie z otrzymanym smsem Carol wstąpiła do kawiarni na parterze galerii. Jej umówiona osoba rozmawiała z baristką przed kasami.

– Hej – podeszła do nich.

– Cześć Carol. Chcesz jakąś kawę?

– Cokolwiek bez kofeiny. Zostałam wezwana na kawę? 

– Poniekąd. Wiszę również kawę Valerie. Może przejdziesz się tam ze mną?

– Wiesz przecież, że ja to jeszcze tak nie do końca…

– Z tym mi tu nie wyjeżdżaj. Nie muszę studiować psychologii, żeby widzieć jak się na nią patrzysz. Val też cię lubi. Wiem o tym bo ją znam. Nie bawię się w swatkę jeśli nie ma tego po dwóch stronach. 

– Nie wiem czy jestem… wiesz.

– O moim coming-oucie wie zaledwie pięć czy sześć osób. Ty też nie musisz rozpowiadać tego na prawo i lewo. Sama wybierzesz co i komu powiesz. A jak komuś coś nie będzie pasować to olać go. 

– Bezkofeinowa latte oraz podwójnie czekoladowe wzmocnione latte – pracownica kawiarni podała im dwa podpisane papierowe kubki. Danvers nawet nie zauważyła odejścia baristki. 

– Dzięki Laine. Do zobaczenia. To co postanowiłaś Carol? 

– Zaniosę jej sama – odpowiedziała po dłuższej chwili myślenia. 

– I to mi się podoba. Do boju laska.

Blondynka wzięła drugą kawę i poszła z nimi na piętro do salonu fryzjerskiego.

Valerie poznała na pierwszym roku, dzięki Lokiemu. Ścięła wtedy włosy, chcąc wtopić się w tłum. Thompson po prostu miała w sobie coś takiego, że Carol czuła się jeszcze bardziej onieśmielona niż zwykle. 

Drzwi były otwarte, choć plakietka głosiła co innego. 

– Salon jest już zamknięty – oznajmiła Val, odkładając jakieś butelki na półkę i stojąc tyłem do wejścia.

– Dostawa kawy – oznajmiła.

Latynoska odwróciła się nagle i po chwili uśmiechnęła.

– Carol. Cześć. Co tutaj robisz?

– Słyszałam, że Loki wisi ci kawę. Dostarczam ją.

Valerie parsknęła śmiechem.

– A poza kawą?

– Lubię cię Val. Chyba chciałabym… znaczy chcę cię gdzieś zaprosić. Jestem w tym totalnie zielona… 

– Okej – Valerie zgodziła się, ucinając produkowanie się blondynki. – To co powiesz na kawę w spokojniejszym miejscu, które nie jest salonem fryzjerskim po godzinach?

– Pewnie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top