W świetle księżyca
Niewysoka, szczupła postać skradała się wśród cieni, przez ogród do domu. W ręce miała nóż i była zdecydowana. Gęste, rude loki, normalnie sterczące na wszystkie strony, ukryła pod ciemnym kapturem bluzy. Czarne getry dopełniały jej mrocznego wyglądu.
Rozejrzała się uważnie, ale w świetle księżyca nie dostrzegała żadnej żywej duszy. Podbiegła do budynku.
Dostała się do okna i zaczęła je delikatnie otwierać, starając się nie robić hałasu, gdy czynność tę przerwał jej niski, męski głos, który rozległ się za jej plecami, sprawiając że prawie podskoczyła.
- Nie rób tego.
Obróciła się i ujrzała wysokiego i chudego mężczyznę w płaszczu, a obok niższą od niego o prawie głowę kobietę.
Gdyby nie fakt, że właśnie przyłapali ją na gorącym uczynku, to zaśmiałaby się - wyglądali razem przekomicznie, stojąc tak w świetle księżyca. Dwie różne sylwetki obok siebie.
- Bo co? - wysyczała, odzyskując głos i odwagę.
- Bo będziesz tego żałować. - Amber zrobiła krok w jej kierunku, ale ta wyciągnęła ostrzegawczo nóż przed siebie, każąc jej się nie zbliżać.
- Oni mnie porzucili. - prawie krzyknęła Margaret. - Porzucili! Nie chcieli mnie! Teraz za to zapłacą!
- Zrobili to dla twojego dobra. - próbowała przekonać ją Amber. - Chcieli, żebyś była szczęśliwa. Dlatego oddali cię innej rodzinie.
W oczach dziewczyny pojawiły się łzy i opuściła lekko nóż, ale złość nie schodziła jej z twarzy.
- Oni mnie nie kochali! Nie kochali i nie chcieli! Byłam dla nich ciężarem...
Amber przyklękła przy niej i pogłaskała ją delikatnie po ramieniu.
- Kochali cię tak bardzo, że przekładali twoje szczęście nad swoje.
Margaret spuściła wzrok, a pojedynczy zakręcony kosmyk włosów opadł jej na twarz.
- Może z nimi porozmawiasz, zamiast ich zabijać? - zaproponowała Amber.
- I tak byś ich nie zabiła tym nożem. - wtrącił się Sherlock - To zwykły nóż kuchenny.
Amber obróciła się zła do detektywa.
- Nie pomagasz.. - syknęła. - Nie słuchaj go. - powiedziała spokojnie do dziewczyny. - Nigdy nie był nastolatką, wiesz... To jak, porozmawiasz z nimi?
Dziewczyna podniosła wzrok, a w jej oczach dostrzec można było narastającą furię.
- Nigdy... - wycedziła i zamachnęła się nożem.
Amber odskoczyła zaskoczona, ale nie dość szybko i końcówka narzędzia rozcięła jej policzek, sprawiając że krew popłynęła po jej jasnej cerze.
Nastolatka znowu się zamachnęła, ale niedokładnie (nie miała doświadczenia w używaniu broni, a wściekłość dodatkowo przeszkadzała jej w wykonywaniu celnych cięć) i Amber się uchyliła. To rozwścieczyło Margaret jeszcze bardziej. Zaczęła zacieklej i z jeszcze większą siłą atakować przeciwniczkę, dysząc ciężko. Amber z gracją unikała jej cięć, ale nie atakowała, bojąc się skrzywdzić dziewczynę.
W domu zapaliły się światła. Najwidoczniej prawdziwy rodzice poszukiwanej usłyszeli odgłosy walki i chcieli sprawdzić, co się dzieje.
- Dobrze się bawisz? - spytała nieco zła Amber Sherlocka, który stał obok, przyglądając się im, ale nie mając zamiaru jej pomóc.
- Widziałem ciekawsze pojedynki. - odparł, wciąż nie ruszając się w miejsca.
Margaret rzuciła się na Amber celując nożem w jej brzuch, ale dziewczyna uskoczyła i wytrąciła jej nóż z ręki. Upadł na ciemną trawę, ginąc w ciemnościach.
Nastolatka przez chwilę patrzyła na nią, próbując uspokoić oddech, a potem upadła na ziemię, zalewając się łzami, tuż obok zaskoczonego Sherlocka.
Amber otarła policzek ze krwi.
- Dzięki za pomoc. - zwróciła się do detektywa z wyrzutem.
- Dobrze sobie radziłaś. Nie chciałem ci przeszkadzać. - odparł z małym uśmieszkiem na twarzy.
Spojrzał na łkającą Margaret.
- Nastolatki... - westchnął.
Amber spojrzała na niego groźnie, a w jej orzechowych oczach odbił się blask księżyca.
- Sugerujesz coś? - spytała gniewnie -Już nie jestem nastolatką.
- Ale niedawno byłaś.
- Odezwał się. Zapomniał wół jak cielęciem był? Chodź, lepiej pomóż mi wyjaśnić wszystko jej rodzicom. I trzeba powiadomić Lestrade'a, że znaleźliśmy poszukiwaną.
***
Tymczasem na północy miasta w małym mieszkaniu jednoosobowym ktoś zaświecił światło. Szczupły mężczyzna przeciągnął się i usiadł na łóżku, wsuwając stopy w kapcie.
Spojrzał na telefon.
Grę czas zacząć.
Wysłał SMS-a i powędrował do kuchni. Minął mały stolik zawalony planami i papierami i sięgnął do lodówki. Odnalazł to czego szukał obok opakowania twarożku i czyjejś wątroby. Zamknął lodówkę i stanął w oknie, podziwiając nocną panoramę Londynu.
Westchnął.
- Już niedługo. - powiedział szeptem, a paskudny grymas wykrzywił mu twarz - Już niedługo, Sherlocku Holmesie, gra się rozpocznie, a wtedy zdasz sobie sprawę, jak ulotne i nietrwałe jest ludzkie życie...
+-+
Dam dam dam daaam
Robi się ciekawie...
martbook123 WielbicielkaHerbaty Prawie odgładłyście moją, zagadkę, gratuluję! A byłam z niej taka dumna...
Nie jestem zbytnio zadowolona z tego rozdziału, ale mam teraz tyle na głowie...
Czekam na Wasze teorie ;)
I do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top