Smak wolności, zaznany pierwszy raz

1

*Pov: Elizabeth Williams*

Leżałam na hamaku czytając książkę. Z daleka dobiegł mnie głos:

- Elizabeth! Elizabeth, skarbie! - To była Susann, moja nadopiekuńcza, troskliwa matka - Co ty sobie wyobrażasz? A gdybyś spadła? Mogłaś sobie coś zrobić!

- Ale nic sobie nie zrobiłam i nic sobie nie zrobię. Naprawd... - przerwałam do dostrzegłam srogie spojrzenie Susann- Już dobrze mamo- zeszłam z huśtawki.

- Twoja mama wie lepiej. A teraz leć do swojego pokoju, bo tu się spalisz. Jest tak gorąco!

Bez słowa zabrałam książkę i weszłam przez tylne drzwi do małego, przytulnego salonu. Rzuciłam książką w stronę regału. Ta wpadła idealnie na półkę, ale nie zwracałam na to uwagi, zła na Susann.

Weszłam po schodach I przeszłam przez pierwsze drzwi na lewo. Znalazłam się w schludnym, biało-beżowym pokoju.

Opadłam na łózko. Moje kasztanowych włosy opadły mi na twarz. Odgarnęłam je, żeby moje niebieskie oczy cokolwiek widziały. Wpatrywałam się w sufit. 

Dlaczego ona musi się o mnie tak martwić? Nie jestem już małą dziewczynką, która nie potrafi zadbać o siebie. Moje emocje powoli opadały. Bądź co bądź to moja mama.

Reszta dnia minęła dość normalne. Susanne parę razy podniosła głos, kiedy robiłam coś "niebezpiecznego".

Wieczorem, gdy zamykałam drzwi do mojej sypialni, matka powiedziała:

- Wyśpij się, Elizabeth. W końcu jutro czeka na nas kolejny dzień... w którym mogą czychać na nas niebezpieczeństwa

- Nawzajem- odpowiedziałam opadając na posłanie, ale nie mogłam zasnąć. Nie byłam zmęczona. Spojrzałam na zegarek stojący na stoliku. Była dwudziesta. Westchnęłam.

Nagle, niespodziewanie do głowy wpadł mi szalony pomysł: A może by tak..., ale Susann by się wściekła, nie mogę...Ona nie musi przecież o tym wiedzieć. Dobra. Raz kozie śmierć.

Wstałam i lekko uchyliłam drzwi. Z sąsiedniego pokoju dobiegało chrapanie matki. Otworzyłam szerzej drzwi. Na palcach przeszłam przez korytarz i zaczęłam właśnie schodzić po schodach, kiedy jeden ze stopni zaskrzypiał. 

Stałam zbyt przerażona, żeby zrobić jakikolwiek ruch. Nasłuchiwałam, ale Susann dalej chrapała. Odetchnęłam z ulgą. Zeszłam przez resztę schodów, delikatnie otworzyłam drzwi wejściowe i wyszłam. Ostrożnie zamknęłam je za sobą i odetchnęła świeżym powietrzem.

Dawno nie czułam się wolna. Przez parę chwil zastanawiałam się, gdzie pójść. Park wydawał się obiecującą opcją, a nie znałam innych miejsc, więc...

Ruszyłam jeszcze jasną ulicą, podskakując wesoło. Kiedy tak szłam spostrzegłam, że przy ulicy, przez którą właśnie się przemieszczałam, znajduje się płać zabaw. Dzieci biegały na nim wesoło. 

Nie myślałam zbyt długo i weszłam teren placu

- Hejka- powiedziałam wesoło

- Cześć. Hej- odpowiedziały mi inni

- Czy mogę się z wami pobawić?

- Okej. - powiedział jakiś brunet- Gramy w berka. Ty gonisz!

Zaczęłam ganiać dzieciaki, które z piskiem uciekały. Dotknęłam jakąś dziewczynkę, która prawie od razu się na mnie rzuciła. Od teraz uciekałam od co to nowego berka.

Gra toczyła się, dopóki zaszło słońce i rodzice zabrali inne dzieciaki do domu. Ja zostałam i huśtałam się na huśtawce.

Robiło się coraz ciemniej i ciemniej, a ja rozkoszowałam się wolnością. 
Spojrzałam na gwiazdy ponad dachami domostw. Przetarłam oczy. Jestem aż tak zmęczona, że mam zwidy? Bo przecież latające samochody nie istnieją..., prawa? Zobaczyłam..., nie tylko mi się zdawało, że widziałam...

Nad moją głową przeleciała jakaś sowa. Zauważyłam ją mimo mroku, ponieważ była śnieżnobiała. Trochę mną to wstrząsnęło. 

- Tak... ewidentnie już powinnam wracać...- powiedziałam sama do siebie

Zeszłam z huśtawki i skierowałam się do domu. Pech chciał, że po ciemku potknęłam się kamień, upadłam i zdarłam sobie kolano. Nie zwróciłam na to uwagi, ale cząstka mojego mózgu, wiedziała, że Susann może zrobić z tego wielką awanturę. 
 
W końcu dotarłam, przed mój dom i delikatnie uchyliłam drzwi. Kiedy weszłam z góry usłyszałam chrapanie mamy. Po cichu weszłam po schodach i wślizgnęłam się do mojego pokoju niezauważona. 

W moim i tak już przemęczonym mózgu krążyły myśli o wolności, której zaznałam; przywidzenia, w którym widziałam latający samochód oraz zdartym kolanie- najpoważniejszym uszkodzeniu, jakie kiedykolwiek zaznam.
 
Nie chcąc o tym myśleć padłam na łóżko i natychmiast zasnęłam.

--------------------------------------------------------------

Dzień dobry bądź Dobry wieczór!

To moja druga opowieść. Mam nadzieję, że błędy, które na pewno są, nie utrudniały czytania.

Ten rozdział krótki jak na mnie(660 słów). Napiszcie, czy wolicie krótsze (takie jak ten) czy może dłuższe.

Na górze dałam zdjęcie głównej bohaterki

Tak jak w każdej dotychcasowej mojej książce, możecie dawać znać kogo zdjęcie chcecie w następnym rozdziale

Miłego dzionka lub nocy<3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top