#9 |,,Poleciał centralnie na twarz"|

Biegł po dachach, a wiatr powodował falowanie jego pawiego ogona i czarnych włosów. W jednej ręce trzymał swój wachlarz, a drugą poprawiał sobie fryzurę. Powiewający element stroju od razu przywodził na myśl wspaniałe peleryny komiksowych superbohaterów.

Już miał skakać z jednej kamienicy na drugą, gdy nagle przeszkodziło mu kilkadziesiąt białych motyli. Przez to, że zasłoniły mu całe pole widzenia, spadł na brukowaną uliczkę.

Było to o tyle zabawne, że poleciał centralnie na twarz. Po upadku podniósł głowę i spojrzał nad siebie, w górę.

Oczywiście na dachówkach stał Motyl, który wręcz pokładał się ze śmiechu.

Granatowooki również miał ochotę parsknąć śmiechem, ale się powstrzymał. Przybrał na swoje usta grymas niezadowolenia połączonego bezpośrednio ze świętym oburzeniem.

Utrzymując powagę, doskoczył do kompana na dachu.

- Panie w fiolecie, jakimż to prawem masz czelność przerywać moje dążenie do celu w takiż brutalny i barbarzyński sposób?

Gabriel na początku nie za bardzo zrozumiał o co mu chodzi, ale szybko ogarnął i postanowił zagrać z nim w tą jakże cywilizowaną grę.

- Mości panie, toż to były tylko oraz wyłącznie cele humorystyczne.

- Ach, naturalnie, mogłem się przecież spostrzec twych niegroźnych acz niespodziewanych zamiarów.

Oboje się roześmiali. Postanowili jednak dokończyć tę konwersację na wysokim poziomie w drodze do celu.

- Jakże pan myślisz, czyżby za naszym ulubionym i jedynym zarazem antagonistą stały bardziej niecne istoty ludzkie lub jakiekolwiek inne? Spodziewasz się może jego motywów?

- Ostatnimi czasy udzielają mi się właśnie na ten temat nadzwyczaj interesujące przemyślenia, drogi mój druhu.

- Więc z jakiż to powodów według ciebie zaczyna on atakować frywolnych mieszkańców stolicy?

- Nie jestem absolutnie pewien czyżby to była prawda, lecz zapewne życie musiało go brutalnie wychedążyć.

- Prawdopodobne, bardzo prawdopodobne. Takież właśnie twe domysły upewniają mnie w przekonaniu, żeś jest pan prawdziwym intelektualistą z krwi i kości.

W końcu dotarli na miejsce, z którego dochodził wrzask. Okazało się ono być wąską, obskurną alejką na obrzeżach Paryża.

Na miejscu zastali dość nieciekawy widok. Króla Pszczół tam nie było. Ale jednak ktoś się tam znajdował. Niestety, z pewnością nie mógł im powiedzieć co się tam stało, ponieważ był nieprzytomny.

Osobą tą okazała się być młoda, około dwudziestoletnia dziewczyna. Miała blond włosy które teraz, potargane i skołtunione, rozlewały się po asfalcie. Jej nadal otwarte oczy w kolorze gorzkiej czekolady zdawały się być wykonane ze szkła; takie były nieruchome i przerażające. Cera była dosyć opalona lecz teraz posiniała w okolicach twarzy i szyi. Wyraz jej twarzy był straszny. Wyrażał on równocześnie ból i strach, którego zaledwie parę minut temu musiała silnie doświadczyć. Na gardle miała czerwono-fioletowe ślady, które najwyraźniej były efektem duszenia jej przez osobę trzecią. Kości policzkowe miała wilgotne od łez. Klatka piersiowa już się nie unosiła.

Agreste powoli i ostrożnie zbliżył się do niej. Złapał palcami za jej nadgarstek, próbując wyczuć jakikolwiek puls. Na próżno. Była martwa.

Podniósł się z kolan i posmutniał. Może i nie znał denatki, ale i tak było mu jej żal. Zupełnie nie rozumiał, jak posiadacz Grzebienia Pszczoły mógł zrobić coś tak okrutnego niewinnej osobie.

Odwrócił się twarzą do Pawia. Już miał mu obwieścić tą smutną wiadomość, gdy wtedy zobaczył że chłopak w granatowym uniformie płacze jak bóbr.

Posiadacz Broszki Motyla chciał go pocieszyć. Uspokajająco położył mu dłoń na ramieniu. Jednakże ten strącił ją, wyminął wspólnika i ukucnął obok brązowookiej.

Dotknął jej policzka delikatnie, jakby bał się że ją obudzi z tego snu, w który zapadła i już się nigdy nie obudzi... Trwał tak przy niej dobre kilkanaście minut. Przez cały czas blondyn na niego czekał.

W końcu w miarę możliwości uporał się na moment z żałobą. Powoli wstał, ukrył twarz w dłoniach i zaczął cichutko szlochać. Fioletowooki zbliżył się do niego i przytulił go w geście solidarności i zrozumienia.

Gdy Francois już trochę się uspokoił Motyl postanowił się jak najdelikatniej spytać, kim ona jest.

- Słuchaj Pawiu... - bardzo ostrożnie formułował zdanie. - Przepraszam, jeżeli przypadkiem cię to urazi lub zaboli, ale... Kim ona dla ciebie jest?

Wspomniany nastolatek otarł już zaczerwienione od płaczu oczy. Pociągnął nosem i zebrał się w sobie, aby odpowiedzieć.

- To... To moja kochana starsza siostrzyczka Grace...
Zawsze mnie wspierała, pocieszała w ciężkich chwilach i wypełniała pewne miejsce w sercu... A teraz... - załkał - już nic nie będzie mogła zrobić... Zawsze chciała być panią sędzią głównym w sądzie i rozstrzygać ludzkie waśnie...

- Ja... Współczuję ci tej straty. Wiem dobrze, jak to boli. Kilka miesięcy temu moja jedyna i kochana babcia zmarła na raka szyjki macicy. Nie mogłem się pozbierać przez kilka następnych tygodni.

- Przykro mi...

Teraz oboje posmutnieli. W końcu otrząsnęli się i stwierdzili, że należy poinformować najbliższą rodzinę o stracie. Jarr podjął się tej czynności. Nie mógł przecież pozwolić, aby jego kumpel dowiedział się o jego tożsamości w taki sposób.

Dlatego też umówili się, że Motyl poinformuje media o ofiarze Króla Pszczół, a Paw przekaże te wieści rodzinie.

Każdy oddalił się w swoją stronę. Jarr po chwili dotarł do swojego domu. Przemienił się w łazience, od której okno było akurat otwarte.

Spojrzał na siebie w lustrze. Miał mokre policzki i brodę, po których spływały jego słone łzy. Oczy miał opuchnięte i widać było wyraźnie, że płakał długo i intensywnie.

Wyrównał oddech i zszedł na dół do salonu. Jego rodzice właśnie oglądali w telewizji ,,Francja ma talent", a pięcioletnie bliźnięta bawiły się drewnianymi klockami. Wziął głęboki wdech.

- Mamo, tato, czy moglibyśmy porozmawiać na osobności?

- Jasne kochanie. Idź na razie do pokoju i poczekaj na mnie i tatę. Szybko zobaczymy tylko, czy Greg przejdzie dalej.

Czarnowłosy posłusznie udał się na górę. Chciał powiedzieć Duusu, aby się ukrył. Zastał stworka siedzącego na jego łóżku. Wyglądał na bardzo przygnębionego.

Nastolatek dał mu w łapki kolejną dziś czekoladę mleczną i kazał się schować. Istotka ze smutkiem wleciała po cichu do szafy.

Chłopak tymczasem usiadł na krześle i czekał. Po momencie do pomieszczenia weszli jego rodzice.

- No, mi amigo, co cię trapi? Mam nadzieję, że w takim młodym wieku nie zostanę jeszcze dziadkiem.

Normalnie brunet roześmiałby się w głos, jednak teraz nawet się nie uśmiechnął.

- Mamo, tato... Grace została zabita przez Króla Pszczół...

Pan Juan i pani Élise gwałtownie posmutnieli. Po twarzach zaczęły ściekać oznaki ich bezbrzeżnego smutku.

Wszyscy troje rozpaczali nad stratą, jaka ich dzisiaj dotknęła. Nie wiedzieli jednak, że niedługo czeka ich kolejna...

*****

I tym jakże optymistycznym Polsatem kończę dzisiejszy rozdział!

Może jakieś teorie?

Przyznać się, komu zrobiło się żal Francoisa?

Przestaliście go nienawidzić?

Do następnego rozdziału!

Pa pa miłe motylki 😊




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top