#7 |,,Jestem w tym stroju taki hot"|

Rozdział dedykowany dla Kocia_Zwolenniczka. Bardzo ładne teorie szykowała w poprzednim rozdziale hehe. A teraz nie przedłużam (bo w tasiemca się zmienię) i zapraszam do czytania.

*****

Jedna z akum na jego polecenie podniosła je z ulicy. Superbohater przejął je i zaczął obracać w dłoni przyglądając się mu.

Było bardzo ładne; zielono-żółte pawie oczko odznaczało się na granatowym tle, na samych krawędziach dało się zauważyć małe pomarańczowe kropki, a całość mieniła się w słońcu błękitnymi refleksami.

Zaczął myśleć, skąd się wzięło to piórko. Przecież w Paryżu pawie znajdują się tylko w zoo!

Kiedy tak próbował uruchomić myślenie, wszystkie akumy natychmiast przeleciały na miejsce przed nim.

- Hm? Co się stało? - motylki zaczęły chaotycznie to podlatywać do niego, to cofać się. - Przestraszyłyście się czegoś za mną? - owady zaczęły wywijać koziołki w powietrzu. - Ok, spójrzmy tam.

Bohater w fioletowym lateksie odwrócił się. Jednak nic nie zauważył. W tym samym czasie akumy znowu znalazły się tuż przed nim.

- Niech zgadnę, po prostu chcecie mnie widzieć z przodu bo jestem w tym stroju taki hot? Sprawdźmy to. A teraz się odwrócę i zobaczymy czy- urwał, bo odwrócił się i zobaczył coś za sobą. A raczej kogoś.

Osoba była odziana w granatowy strój, przypominający z kroju garnitur. Na wysokości lędźwi zaczynała się najbardziej rzucająca się w oczy część, czyli pawi ogon sięgający do samej ziemi. W ręce tajemnicza postać dzierżyła wachlarz złożony z granatowych piór. Na twarzy znajdowała się ciemnoniebieska maska z elementami żółci i zieleni. Oczy przypominały, a jakżeby inaczej, pawie oczka. Były niebieskie, przechodzące w szmaragdowy, mieniące się turkusowym blaskiem. Gdzieniegdzie dało się na nich dostrzec pomarańczowe plamki. Gabriel nie mógł ocenić koloru włosów, bo były one przysłonięte dopasowanym kolorystycznie kapturem. Jednakże po sylwetce stwierdził, że to chłopak mniej więcej w jego wieku.

- Kim jesteś? - to było najmądrzejsze pytanie, jakie blondyn mógł w tej chwili wymyślić.

- Jestem Paw. Moje kwami co nieco mi o tobie wspomniało, a trochę dowiedziałem się z telewizji. Jesteś Motyl, prawda?

- Nie, skądże, w tych okolicach każdy wbija się w lateks i skacze po dachach, władając chmarami robaków. No oczywiście, że tak!

- Miło mi. Mamy ponoć razem bronić miasta.

- Mi też - Agreste postanowił sprawdzić wiarygodność nowego wspólnika. - Chwila, jakie ty masz moce? Jak nazywa się twoje kwami? Masz specjalną moc?

- Mogę czytać ludziom w myślach. Nie mogę odczytać tylko informacji na temat prawdziwej tożsamości posiadacza miraculum. Moje kwami nazywa się Duusu i cały czas objada się czekoladą. Moja specjalna moc, po której zostaje mi pięć minut do przemiany, to możliwość porozumienia telepatycznego. Wiesz, gadanie ze sobą w głowach, żeby nikt nie usłyszał.

- Spoko. Mam opowiedzieć ci o moich supermocach czy mówili o tym w mediach?

- Mówili, że zmieniasz ludzi w superbohaterów. Prawda?

- Przechodzisz dalej w ,,Milionerach"! Dokładnie.

- Ok. Co byś powiedział na jakiś patrol?

- Dobry pomysł. Trzeba sprawdzić, czy żółta ciota w czarne pasy się nie pokaże.

Oboje równocześnie parsknęli śmiechem. To przezwisko bardzo pasowało do ich niezbyt męskiego wroga.

Ruszyli przed siebie. Biegnąc po dachach paryskich kamienic i domków jednorodzinnych czujnie rozglądali się na boki.

Chłopak w granatowym uniformie stwierdził, że powinni rozpocząć codzienne patrole. Motyl definitywnie się z nim zgodził.

Sam przebieg tej czynności był bardzo przyjemny. Oboje czuli na twarzach chłodny wietrzyk. Pawiowi powiewał jego piękny ogon, a naokoło drugiego bohatera latały jego akumy.

- Wiesz co Motylu?

- Co?

- Jak biegniemy po tych dachach... To może z zewnątrz wyglądamy jak Batman i Robin?

- Może... Ale to ja jestem Batman!

- Wmawiaj se, wmawiaj.

Co jakiś czas dochodziło między nimi do podobnych krótkich dialogów. Mieli przy tym dziwne wrażenie, że znają się już od dawna.

Po kilkunastu minutach stwierdzili, że Król Pszczół chyba odpuścił na dziś. Jednak postanowili poznać się lepiej.

- Co powiesz na to, aby zgadywać co ten drugi myśli?

- Ha, ha, ha. Ale ty dowcipny jesteś...

- No co? Wygrać chciałem.

- To może sprawdzimy, kto lepiej kontroluje motylki?

- Teraz to ty walisz suchary lepsze od Karola Strasburgera. Idź do parku sufit malować.

Przekomarzali się tak, dopóki nie zaczęło się ściemniać. Wtedy dopiero postanowili rozejść się.

Po drodze do domów, każdy z nich myślał że znalazł bratnią duszę. Że nareszcie ma z kim szczerze i po męsku porozmawiać. Że dosłownie będą rozumieć się bez słów.

Jako pierwszy do swojego azylu dotarł Gabriel.

- Nooroo, schowaj motyle skrzydła!

Nie więcej, jak po sekundzie, chłopak stał już na puszystym dywanie w swoim zwyczajnym ubraniu.

Obok niego zmaterializował się jego kwami. Stworzonko spojrzało na niego wielkimi oczkami, w których widać było głód jagód. Szesnastolatek natychmiast zrozumiał ten jakże ,,podprogowy" przekaz.

Nie chcąc, by fioletowa istotka się na niego obraziła, lub co gorsza, znów zaczęła narzekać na to że zawsze trafiają mu się artyści, pognał do spiżarni po owoce.

Po drodze natknął się na Michaela. Postanowił się z nim przywitać.

- O! Hej Michaelu!

- Czeeeeeść, kooooooochaaam ciiię proooomyyczkuuuu... - wymamrotał z nieprzytomnym wyrazem twarzy.

- Aha?

Młodszy Agreste zorientował się, co się tu dzieje. W końcu, jak powiada starożytne przysłowie, gdy Pierre'a nie ma to Michael brać nawet w pracy będzie.

Wzruszył tylko ramionami, ciesząc się że to nie LSD. Wtedy dopiero byłoby ciekawie... Ostatnim razem piwnooki kazał mu uciekać z kuchni, bo jest tam smok i że Rozalia to piękny różowy kaktus.

Nastolatek w końcu znalazł się w tym pomieszczeniu, do którego zmierzał. Odnalazł małe kuleczki, przypominające kolorem jego nowego kompana. Wziął od razu dwa opakowania.

Po tym ,, poszukiwaniu skarbów" powrócił do swojego małego królestwa.

Nooroo zadowolony dosłownie skoczył na jego ulubiony pokarm. Zaczął pałaszować, tak że aż uszy... Ekhm... Czułki mu się trzęsły.

Jego właściciel tymczasem zaczynał czytać pasjonującą książkę ,, Francja - pierwsze tysiąclecie". Była to ich lektura szkolna, ale on czytał z przyjemnością każdy rozdział, jaki tylko wpadł mu w ręce.

W tym samym momencie, w domku znajdującym się kilkanaście ulic od willi, przez otwarte okno do pokoju wpadł chłopak w kostiumie ozdobnego ptaka. Wylądował ,,miękko" twarzą na panelach.

- Duusu, zwiń ogon.

Zaraz po tej komendzie przed jego twarzą zaczął unosić się mały stworek.

Przypomniał trochę małego pawia. Tak jak Nooroo miał ogromną główkę i małe ciałko. Błyszczące różowo-niebieskie ślepka znajdowały się pod również różową plamką na jego czole. Zza pleców i łapek wystawał pawi, dopasowany kolorystycznie do reszty ogonek.

- Zaczekaj tu chwilę Duusu. Skoczę po jakiegoś Twixa dla ciebie.

- Ale ja nie chcę Twixa! - istotka skrzyżowała łapki na znak protestu. - Daj mi całą tabliczkę czekolady mlecznej od Cardbury'ego*!

- No dobra... - nastolatek podał kwami wspomniany przysmak. - A teraz mów, jak się spisałem?

- Mmm... Dhoosyć dobszche... - wymamrotał między kęsami. - Obhyy takh dhaalej.

Chłopak uśmiechnął się. Cieszył się, że to on stał się wybrańcem. Jego życie było pozbawione takiego dreszczyku emocji. A teraz? Profesjonalne skakał po budynkach i walczył że złoczyńcami.

W tym krótkim czasie Strażnik Broszki Pawia skończył jeść czekoladę.

- Wiesz co Duusu? Cieszę się że cię mam.

- Też się cieszę że mam ciebie, Francois.

*****

*Cardbury's to marka słodyczy. Szczerze polecam, jest pyszna.

Czy ktoś spodziewał się że to będzie Francois?

Dlaczego to nie Emilie?

Kto chce mnie zabić za tego trolla?

Do następnego rozdziału! Trzymajcie się rureczki wy moje!

Ej! Ale fajną ksywkę wam wymyśliłam! Order Czerwonych Rurek dla mnie!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top