#24 |,,HEJ, JA WCIĄŻ ISTNIEJĘ"|

Już niedługo nadszedł dzień oceny projektów. Dziwnym trafem, zamiast Judith stawiła się nauczycielka języka angielskiego - pani Debbie Smith.

Była młodą Angielką o nadzwyczaj wysokiej kulturze osobistej, lekko akcentującą niektóre wyrazy i zawsze miała na biurku filiżankę herbaty Earl Grey (z dwoma kostkami cukru).

- Dobrze, wiecie pewnie że pani Hèrossi nie mogła się zjawić, ale zdążyła ocenić wasze prace. No więc tak... Pan Kubdel, pan Lavillant i panna Malicieux zostali zwolnieni z obowiązku wykonania pracy domowej... - po prawie całej klasie przetoczył się pomruk niezadowolenia. - Czemu tak się bulwersujecie, droga młodzieży?

- Z całym szacunkiem, ale to chyba trochę niesprawiedliwe - głos zabrała Anarka Couffaine. - Dlaczego to oni akurat zostali zwolnieni?

- Przykro mi panno Couffaine, ale to decyzja pani Hèrossi. No, a teraz kto? Ach, pan Agreste, panna Souflette i pan Kante. Moje gratulacje, czwórka plus! Powinniście trochę dokładniej je opisać, ale jest dobrze.

Z całej trójki to Marlena wyglądała na najbardziej zadowoloną. Kiedyś pewnie razem z Otisem będą mówić dzieciom ,,połączyły nas alkany". Ale na razie muszą poczekać na drugą randkę...

- Okej, teraz panna Bustier, pan Kutzberg i panna Couffaine. Całkiem dobrze, trójka. Popracujcie trochę, a na pewno czeka was piątka - uśmiechnęła się do nich życzliwie.

Caline i Anarka przybiły sobie piątki, a Nathänael uśmiechnął się zadowolony.

- I ostatnia grupa, czyli pan Haphrèle, panna Bourgeois i panna Remarquable. Pięć minus, świetnie!

Wyżej wspomniani ucieszyli się; nawet Audrey zmusiła się do sklejenia ,,żółwika" z Fredem siedzącym przed nią. Mistrz miał rację, w niej rzeczywiście siedzi trochę dobra, pomyślał Gabriel i uśmiechnął się.

Kobieta siedząca za biurkiem klasnęła w dłonie.

- Dobrze, porozmawiajmy więc o czasie Present Perfect...

***

Bourgeois siedziała u siebie w pokoju i malowała paznokcie. Nakładała właśnie na czerwony lakier drobne czarne kryształki, co było nawiązaniem do jej alter ego.

Była niezmiernie dumna z tego, że to jej przydzielono miraculum. Z tego co mówiła Tikki, musiała być osobą o jakiejkolwiek, nawet minimalnej ilości dobra w sercu, plus ktoś musiał stwierdzić że to tej dziewczynie da szansę na zmianę na lepsze.

A poza tym, dzięki tej robocie poznała młodzieńca, przedstawiającego się jako Czarny Kot. Chłopak coraz częściej gościł w myślach blondynki, przez co ta była coraz bardziej skonsternowana.

Parę dni temu do jej pokoju wkroczyła służąca jej rodziców i oznajmiła że już znaleźli jej męża. Był to niejaki Andrè (już niedługo Bourgeois) Magèfiqe, mężczyzna o posturze walenia i polityk co najmniej dekadę od niej starszy.

Nie wiedziała czy być rozsądna i wbrew sobie poślubić Andrè, czy też pozostać wierna swojemu sercu i wybrać chłopaka zza czarnej maski. Zapytała więc o radę swoje kwami, a usłyszała jedynie że ,,powinna zrobić to, co uważa za słuszne".

Tak rozmyślając o podjęciu tej ważnej decyzji, kończyła swój manicure.

- Audrey! Audrey! - Tikki podleciała na wysokość twarzy nastolatki. - Posłuchaj, to bardzo ważne!

Błękitnooka odłożyła pędzelek i fiolkę lakieru do paznokci.

- Słucham Tikki. Co się dzieje?

- Wiesz jaki mamy dziś dzień? - i nie czekając na odpowiedź, odrzekła - Piątek trzynastego!

- I co w związku z tym? - szesnastolatka przekrzywiła głowę w bok, nic nie rozumiejąc.

- Audrey, wtedy miracula tracą swoją ochronną moc! - pisnęła przejęta istotka. - Będzie cię łatwo zranić, zupełnie jak wtedy gdy nie masz na sobie przemiany! Proszę cię, uważajcie na siebie!

- Dobrze Tikki. Cieszę się że cię mam.

Czerwone stworzenie zaśmiało się cichutko i przytuliła do policzka właścicielki. Zaraz po tym rozległ się głos Króla Pszczół.

- Fioletowy debilu, czarno-rudy pchlarzu, kropkowata lasencjo, lisie z ADHD oraz pawi móżdżku! Posłuchajcie, bo mam dla was wszystkich wiadomość! No, niekoniecznie dobrą...

Szybko wyjrzała przez okno, ale nie było go nigdzie w pobliżu. Musiał więc w jakiś sposób zwielokrotnić głos, lub... Dziewczyna spojrzała w kierunku odbiornika radiowego w kącie apartamentu. Bingo!

Musiał nadawać piracką transmisję! Wsłuchała się dokładniej, aby dowiedzieć się o jego zamiarach.

- ...jeżeli macie jakiś honor i chcecie ochronić Paryż, biegnijcie w podskokach na wieżę Eiffla! Au revoir, frajerzy!

Przemowa złoczyńcy urwała się, coś zaszumiało, a w radiu z powrotem rozbrzmiał jeden z utworów Whitney Houston.

- Chyba wiesz co musimy zrobić - dziewczyna mrugnęła do małej towarzyszki. - Tikki, kropkuj!

Poczuła jak jej stylowy biały żakiet zamienia się w lateksowy strój, a na biodrze zjawia się yo-yo. Złapała je i zaczepiwszy nim o jednego z gargulców na Notre-Dame, poszybowała nad miastem.

Wylądowała na dachu Luwru. Odetchnęła i zaczęła się rozglądać wokoło - przecież nie mogła walczyć z nim w pojedynkę teraz, gdy jest bardziej narażona na urazy.

Tuż po niej wylądowała tam Lisica, miotająca pod nosem przekleństwa najprawdopodobniej skierowane do Króla Pszczół. Zauważyła Biedronkę i już miały się witać, gdy nagle między nimi zjawił się Czarny Kot.

Ukłonił się im szarmancko i ucałował wierzch dłoni dziewczyny w czerwonym kostiumie.

- Miło cię znowu widzieć, Biedronsiu - obdarzył ją czarującym uśmiechem, a ,,Biedronsia" tylko zacisnęła usta. - No co Kropeczko? Czemu prezentujesz mi wyraz twarzy mówiący ,,jesteś moim słońcem, więc trzymaj się ileś tam kilometrów ode mnie"?

Nastolatka roześmiała się lekko na ten komentarz.

- No i widzisz moja Pani? Od razu lepiej jest ci z uśmiechem na twej nadobnej twarzy.

- Nie zapędzaj się tak, Lancelocie. Twoja Ginewra prawdopodobnie jest wybrana przez kogoś innego.

- HEJ, JA WCIĄŻ ISTNIEJĘ.

Obaj odwrócili się w stronę Malicieux, najwyraźniej niezadowolonej z niepoświęcania jej uwagi. Kot zapewne miał zamiar ją zwymyślać za rujnowanie jego jakże skutecznego podrywu, ale przeszkodziło mu przybycie Motyla i Pawicy.

- ...mój ojciec nie zareagował na wiadomość że jesteśmy parą tak jak myślałem. Pogratulował mi i życzył szczęścia w związku.

- Mój wujek tak samo, tylko on jeszcze stwierdził że spodziewał się tego i mamy uważać. Wiesz, dzieci i te sprawy.

Urwali konwersację i powitali się serdecznie z całą resztą.

- Słuchajcie, wiecie co dziś jest, prawda?

- Tak, piątek trzynastego - odpowiedziała mu Julie-Anne.

- Ale co z tego? - zdziwił się rudowłosy. - Spoko, będę trzymał się z tyłu żeby nikomu nie przebiec przez drogę, hah.

Audrey tylko przewróciła oczami, a blondyn niezrażony kontynuował.

- Niedokładnie o to chodzi Czarny Kocie. To dzień, w którym miracula tracą moc ochronną i...

- Można nas łatwo zranić, tak jak na co dzień! - weszła mu w słowo przejęta bohaterka w czerwonym stroju.

- Okej, musimy na siebie uważać, załóżmy kaski, bla, bla, bla... - odezwała się Lisica. - Czas skopać pewien tyłek w żółtym lateksie!

Drużyna przytaknęła jej i ruszyli pod wieżę Eiffla.

Bitwa ostateczna się zaczęła...

*****

Jest rozdział! Nareszcie...

Rutynowe pytanie: jak się podoba?

Koniec niedługo, a potem dwa specjały! Konkretnie będzie to Q&A do bohaterów i ciekawostki o książce.

Tutaj (w komach) zadawajcie pytania do bohaterów!

Gabriel

Emilie

Francois

Michael

Pierre

Mark

Julie-Anne

Audrey

Nathänael

Alex

Osoby z ich klasy lub szkoły (napiszcie w komentarzu do kogo)

Kwami (to tak samo jak na górze)

Możecie napisać tak że np Gabriela możecie zapytać i jako rurkomena i jako motylka 😉

Do nexta, pa pa!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top