#19 |,,W kuchni nie ma już bramy do krainy Oz"|
Czerwonowłosy pędził po paryskich kamieniczkach na złamanie karku. Kto wie, co tym razem postanowił odwalić ich rywal?
Może znowu kogoś porwie? Zaiwani coś z Luwru? Albo zabije kolejną niewinną osobę?
Kiedy w jego rozumku kłębiły się takie niepokojące myśli, zdążył już zlokalizować źródło tych odgłosów. Była to okolica katedry Notre-Dame. Chłopak wiedział dobrze, że powinien się tam szybko dostać.
Mocniej złapał się kicikija, odepchnął się nim od brązowych dachówek któregoś z domków jednorodzinnych i przeleciał nad połową miasta lekko, niczym czarno-rudy latawiec.
Wbrew swoim obawom nie wylądował w Sekwanie, a na dachu Notre-Dame. Ale to co tam zobaczył, było ostatnim czego się spodziewał.
***
Agreste wrócił z domu mistrza Fu. Nastolatek wpadł do niego na herbatę i oglądanie meczu. Był niezadowolony, gdyż Francja przegrała 1:2 z Bułgarią.
Ba, pewnie cały kraj (oprócz Audrey Bourgeois, która pewnie bardziej przeżyje złamanego tipsa) miał zamiar albo wręcz zasypać swoją drużynę hejtem, albo im współczuć, albo zaszyć się w kącie z kubkiem herbaty i płakać.
Ale poza oglądaniem klęski reprezentacji rozmawiali o paru istotnych rzeczach, a mianowicie o nowych właścicielach miraculów.
Gabriel popierał pomysł mistrza, ale nie był pewny co do wyboru nowej Biedronki. No, ale przecież to sam strażnik magicznej biżuterii tak zdecydował, prawda?
Trzeba mu po prostu zaufać, pomyślał szesnastolatek.
Udał się do kuchni, w celu uzyskania pokarmu dla Nooroo. Po drodze natknął się na nikogo innego jak Michaela.
- Michael! - powitał go entuzjastycznie. - Co tam u ciebie?
- Świetnie Gabriel, świetnie! Od kiedy poszedłem na odwyk czuję się lepiej, w kuchni już nie ma bramy do krainy Oz, a ja sam chyba jakoś lepiej wyglądam!
Blondyn zgodził się z tym stwierdzeniem. Po prostu mulat wyglądał nieco doroślej w koszuli niż w bluzce z napisem ,,Narkotyki niszczą ludzi, ale tworzą legendy!".
Pożegnali się, obaj z bananem na twarzy, a potem każdy ruszył w swoją stronę. Niebieskooki zdobył wreszcie pudełko jagód i zaniósł je kwami.
Kilkanaście sekund później, gdy po owocach zostały tylko wspomnienia, fioletowy stworek zagadnął go, czy nie trzeba by skontrolować nowego składu.
- Jasne, jasne, ale najpierw skoczę na stronę. Zaraz idziemy!
Gdy wielbiciel czerwonych rurek wrócił ze świątyni dumania, przemienił się i ruszył.
Nie minęło wiele czasu, a zauważył zbiegowisko na dachu najsłynniejszej katedry Paryża. Wiedział dobrze, co to może znaczyć.
Albo atak pedałka, albo nowi.
Dotarł tam i wylądował obok Czarnego Kota, który aktualnie ,,zbierał szczękę z podłogi". Rozejrzał się, szukając przyczyny oniemienia chłopaka i zauważył trzy dziewczyny w strojach bohaterek - nowe obrończynie miasta.
Pierwsza z nich była ubrana w czerwony obcisły kostium w czarne grochy. Czarne były też obszary nad mostkiem, na przedramionach oraz pod kolanami. Jej miraculum, kolczyki, były założone na uszy dziewczyny i połyskiwały w słońcu. Były czerwone z pięcioma czarnymi kropkami. Przy biodrze nastolatki było przewiązane dopasowane kolorem do reszty yo-yo. Tak jak w broni Króla Pszczół, zamiast sznurka była tylko cienka żyłka. Długie blond włosy do połowy pleców były teraz spięte w dwa kucyki, z kilkoma pasemkami luźno okalającymi jej twarz. Końcówki przybrały barwę rurek Gabriela. Obszar naokoło oczu zakrywała czerwona maska ozdobiona pięcioma czarnymi kropkami, zza której spoglądały błękitne tęczówki. Wyróżniającym się szczegółem były również usta, pomalowane czerwoną matową szminką.
Druga z nich otrzymała najwyraźniej Naszyjnik Lisa. Biżuteria była teraz zapięta na jej szyi. Miała postać naszyjnika w kształcie lisiego ogona o pięciu segmentach. Jeden z nich, końcowy, był biały a reszta pomarańczowa. Kostium był w takich samych kolorach. Dominującym był zdecydowanie pomarańczowy, brzuch i klatka piersiowa białe, a ręce, obszar pod kolanem i szyja czarne. Przy biodrach znajdował się też kawał materiału, mający imitować ogon. Na plecach nastolatki był zamocowany pomarańczowo-biały flet. Włosy były rozpuszczone, różowe z rudo-białymi końcówkami. Na czubku głowy, spomiędzy włosów wystawała para uszu. Oczywiście takich lisich. Sporą część twarzy zakrywała jej maska kolorystyką uzupełniająca cały komplet. Jej brązowe oczy ocieniał wachlarz rzęs.
Ostatnia z nich otrzymała miraculum w spadku po Francoisie. Ubrana była w jasnoniebieski kostium, gdzieniegdzie przechodzący w granatowy, ewentualnie szmaragdowy. W okolicach lędźwi rozpoczynał się, jakżeby inaczej, długi aż do ziemi pawi ogon. Kolorystycznie był nieco ciemniejszy od reszty stroju, a pawie oczka na jego końcu błyszczały opalizująco. Blisko tego ozdobnego elementu, na prawym biodrze dziewczyny, znajdował się wachlarz inspirowany wyglądem tych szlachetnych ptaków. Broszka była przypięta mniej więcej na środku jej klatki piersiowej. Średniej długości jasne włosy były spięte w luźną kitkę i przebiegało przez nie kilka błękitnych pasm. W miejscu upięcia fryzury znajdowały się też trzy drobne, granatowe piórka. Niezmiennie szmaragdowe oczy okalała maska w kolorze morskim, z kilkoma lazurowymi plamkami na brzegach.
Motyl, pewny siebie postanowił zagaić konwersację.
- Cześć dziewczyny! Wy jesteście nowymi posiadaczkami miraculów?
Wszystkie trzy przytaknęły blondynowi.
- Ja jestem Pawica - odezwała się Emilie.
Czarny Kot gapi się na nie jak cielę na malowane wrota.
- Cze, jestem Lisica - powitała ich różowowłosa.
Czarny Kot zaczyna się rumienić.
- A ja Biedronka - odezwała się czerwonousta.
Czarny Kot ma krwotok z nosa.
Drugi z chłopaków to zauważył. Przeprosił je gestem i odszedł nieco dalej z rudowłosym, aby porozmawiać.
- Co jest Kocie? Chyba nie jesteś chory...
- Nie, nie! - zaprzeczył gorliwie. - Po prostu... Ta... Ta Biedronka jest niesamowita... - rozmarzył się. - Znam ją stosunkowo niedługo, ale czuję to... To coś... Nie wiem, kim jest ta dziewczyna, ale szczerze ją kocham...
- Okej, rozumiem, wiem co masz na myśli. Ale proszę, pohamuj krwotoki i rumieńce, bo weźmie cię za amatora i nie zechce. A teraz idziemy! - krzyknął do Nathänaela, który już zdążył się nieco ogarnąć.
Wrócili na poprzednie miejsce, gdzie bohaterki zdążyły już nawiązać nić porozumienia. Gabriel podszedł do Pawicy i delikatnie odprowadził ją na bok.
- Teraz siedzimy w tym razem, co? - mrugnął do niej.
- Ale o co chodzi? - próbowała udawać, że nic nie wie. - Jak to ,,my"?
- Oj Milie... - zaśmiał się pod nosem. - Ja wiem, nie musisz udawać.
- Mogłam się spodziewać Sherlocku.
W tym czasie Kot zaczął powitanie z Audrey. Zbliżył się do niej i delikatnie pocałował ją w rękę, kłaniając się. Po chwili wyprostował się.
- Witaj księżniczko... Jestem Czarny Kot - uśmiechnął się szarmancko. - To będzie zaszczyt pracować u twego boku, M' Lady.
A ona tylko nieznacznie zarumieniła się na policzkach.
- Mi też będzie miło.
*****
Hello darkness my old friend...
Jak tam rozdział?
Kto już shippuje LadyNoir w tym wydaniu, hmm?
Pytania, teorie i uwagi tu.
Do nexta!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top