Moja mała księżniczka

Poznałyśmy się, gdy byłyśmy stosunkowo małe. Była bardzo drobna i miała pyzatą buzię z rumianymi policzkami i duże szaro-zielone oczy. Włosy w kolorze ciemnego blondu zawsze uroczo okalały jej mięciutkie policzki, dodając jej uroku.
Miała wtedy jakieś pięć lat, ja miałam około sześciu. To może wydawać się zabawne, ale budowałyśmy fortecę z piasku w kolorowej piaskownicy. To było dawno, ale pamiętam ten uroczy uśmiech na jej twarzyczce. To było tylko jednorazowe spotkanie, więcej się nie zobaczyłyśmy, ale dalej czasami widywałam ją w swoich snach.
Tą uroczą kruszynę w żółtej sukieneczce, trzymającą bukiet stokrotek w swoich drobnych łapkach i z wiankiem kwiatów na głowie, który sama jej zrobiłam. Jej śmiech był taki uroczy, melodyjny... Czasami mam wrażenie, że dalej odbija mi się gdzieś z tyłu głowy. Chciałabym usłyszeć go na żywo choćby ostatni raz. Zastanawia mnie, jak teraz wygląda, czym się interesuje, w jakim gronie ludzi się obraca. Chciałabym móc ją po prostu przytulić i wsłuchać się w bicie jej serca, wiedząc, że jest obok. Teraz żałuję, że nie zapytałam jej o imię. Kilka lat temu poznałam jednak dziewczynę, która bardzo mocno mi o niej przypominała. Nie byłam w stu procentach pewna swojej teorii, ale wierzyłam, że los w końcu się do mnie uśmiechnął. Wierzyłam, że udało mi się ją znaleźć. To była najsłodsza buba, z jaką kiedykolwiek pisałam. Codzienne "Miłego dnia", "dobranoc i słodkich snów" a także "Pamiętaj, że jesteś dla mnie ważna" stały się codziennością. Była dla mnie jak młodsza siostra, którą zawsze chciałam mieć, ale moi rodzice się rozwiedli, więc mogłam o tym tylko pomarzyć. Potrafiłyśmy spędzać godziny na wspólnym pisaniu, napisałyśmy razem nawet najcudowniejszy role Play w moim calutkim życiu. Niestety nie przemyślałyśmy tego i końcowo nasz kontakt po raz kolejny został zerwany. Pamiętam jak ciężko mi było, a w mojej głowie pojawiała się masa złych myśli. Jednak nie pokusiłam się na żadną z nich, wierząc, że moje małe słonko dalej gdzieś tam jest. Wierzyłam, że kiedyś ja znajdę. Mówi się dużo o dziecięcej miłości, jednak w tym przypadku była to po prostu przeurocza dziecięca przyjaźń. Rozmawiałyśmy o swoich wzajemnych sukcesach, porażkach, problemach...
Ta przeurocza szatynka zapadła w moich myślach na naprawdę długo. I dalej mam nadzieję, że kiedyś w końcu ja znajdę.

Tak właściwie to ona, nauczyła mnie dostrzegać piękno świata. To ona pokazała mi jaki otaczający nas świat jest przepiękny, pełny uroku i rzeczy, których przeciętny człowiek nie docenia. Była ogromną marzycielką. Czasami miałam wrażenie, że zabiera mnie do swojego świata, w którym nie ma problemów, a życie jest beztroskie. Kochała przyrodę. W wieku jedenastu lat, ponad wszystko uwielbiała zachody słońca. Opisywała mi wtedy, jak piękne jest niebo, gdy słońce chowa się za horyzontem.

Zawsze prosiłam, modliłam się by nikt nie złamał temu maluchowi serca. Nie chciałam żeby cierpiała. Nie chciałam żeby przestała się uśmiechać. Nie chciałam by w jej oczach zabłysły łzy. Chciałam by była szczęśliwa.

Dalej boję się, że otaczający ją świat ją zniszczył. Za czasów, gdy ją poznałam, mogłabym śmiało porównać ją do "Małego Księcia".
Tylko ona była małą księżniczką.

Małą księżniczką wrażliwą na piękno otaczającego ją świata, a także cierpienie ludzi.

Mała księżniczką, która robiła wszystko by poprawić innym humor, polepszyć dzień, mimo, że jej samej mogło być ciężko.

Małą księżniczką, z której twarzy nie schodził uśmiech.

Małą księżniczką, która była chętna do pomocy każdemu.

Małą księżniczką o bardzo wysokim poziomie empatii.

Małą księżniczką, która była dla mnie najważniejsza.

Małą księżniczką, którą zawsze będę kochać jak młodszą siostrę.

- Justyna //Emyko

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top