#14 |,,Spadanie z dachu mnie czeka"|

- Jakiego znów mistrza? O kogo wam chodzi?

- O wielkiego strażnika wszystkich miraculów, znaczy się Mistrza Fu - odpowiedział mu Nooroo. - Musisz się z nim jak najszybciej spotkać!

- Ok, rozumiem, ale skąd wy to wiecie?

- Tym razem to ja ci to wyjaśnię - odezwał się od dłuższego czasu milczący Duusu. - My, kwami, potrafimy robić różne niezwykłe rzeczy. Możemy na przykład lewitować, czy przenikać przez ściany i inne takie... Jedną z tych umiejętności jest możliwość komunikowania się ze sobą telepatycznie, zupełnie jak podczas waszych misji ty i... - mały niebieski stworek nie dokończył, bo znów wezbrała w nim fala tęsknoty.

- Ale z jakim kwami się porozumieliście? Wiem tylko o tobie, Nooroo i kwami Króla Pszczół... Czekaj... Czy to znaczy że ta żółta ciota jest Mistrzem!?

Obie istotki spojrzały najpierw na Gabriela, potem na siebie nawzajem i równocześnie wybuchnęły śmiechem.

Ciągle śmiejąc się, pokrótce wyjaśniły chłopakowi iż Mistrz stoi niezmiennie po stronie dobra i nie skrzywdziłby nawet muchy.

- No dobra, dobra, rozumiem. W takim razie jakie to było kwami? Nie znam ani nigdy nie widziałem żadnego innego bohatera w Paryżu...

- To był Wayzz. Kwami żółwia - wyjaśnił Duusu.

- A nigdy nie widziałeś Żółwia, ponieważ Mistrz od dawna nie aktywował miraculum. Po prostu nie może tego robić z racji wieku - dokończył Nooroo.

Agreste szybko to pojął. Postanowił nie tracić czasu i jak najszybciej spotkać się z Strażnikiem. Zapytał opiekuna Broszki Motyla o adres mężczyzny a gdy go poznał, dokładnie wiedział gdzie to jest.

- Nooroo, daj mi motyle skrzydła!

Przemienił się i juz chciał pędzić złożyć wizytę, gdy nagle przypomniał sobie o dosyć istotnym szczególe. Przecież nie może tu zostawić Broszki Pawia ani jej opiekuna!

Podjął wiec decyzję o zabraniu ich ze sobą. Cale szczęście, że jego kostium miał doszytą kieszeń. Duusu na jego prośbę usadowił się tam, w łapkach taszcząc magiczną biżuterię.

Kiedy szesnastolatek upewnił się o tym że są bezpieczne, wyskoczył przez okno i biegnąc po dachach udał się w kierunku tegoż miejsca. Dotarłszy na konkretną uliczkę okazało się, że Mistrz mieszka w małej kamieniczce.

Budynek wyglądał na dosyć stary, ale mimo tego również zadbany. Był wysoki na trzy piętra, drzwi zostały pomalowane farbą koloru kory drzew, a w oknach stały donice ze storczykami i drzewkami bonsai.

Bohater delikatnie rozchylił kieszeń, żeby widzieć lubiące czekoladę kwami.

- I co teraz Duusu? Mam tam podejść i zapukać? Od razu wejść? Czy wskoczyć przez okno?

Stworzonko uderzyło się łapką w czółko.

- Przez komin wejdź, wiesz? Jak Święty Mikołaj! No oczywiście że masz zapukać!

- Ok, ok, rozumiem. Nie wściekaj się tak, bo ci żyłka pęknie.

Istotka tylko przewróciła oczami. Gabriel zeskoczył z dachu na którym aktualnie stał w jakiś ciemny zaułek. Detransformował się i zrobił to, co poradził mu Duusu.

Nie musiał długo czekać na efekty swoich działań. Drzwi otworzyły się... same?

Ach, nie, jednak nie same. Stał za nimi niski staruszek ubrany w czerwoną koszulę w białe kwiaty. Miał siwe włosy, tego samego koloru kozią bródkę i wąsy oraz szare przenikliwe oczy. Mężczyzna wyróżniał się azjatyckimi rysami twarzy, żółtawą karnacją skóry, a także zieloną bransoletkę na nadgarstku. To pewnie jest miraculum Żółwia, pomyślał chłopak.

Sędziwy pan spojrzał na niego i uśmiechnął się życzliwie.

- Witaj Motylu.

- Dzień dobry Mistrzu Fu - odparł grzecznie blondyn.

- Wystarczy Mistrzu. Wejdź proszę, akurat zaparzyłem zieloną herbatę.

- Dobrze Mistrzu.

Niebieskooki ruszył za strażnikiem magicznej biżuterii. Po krótkim momencie dotarli do salonu. Wystrój tego miejsca nawiązywał wyraźnie do kultury chińskiej lub tybetańskiej. Uwagę przykuwał zwłaszcza staromodny gramofon stojący na szafce z ciemnego drewna.

Posiadacze miraculów usiedli naprzeciwko siebie na macie rozłożonej na podłodze. Przed każdym z nich stał mały kubeczek pełen wspomnianego wcześniej przez siwowłosego napoju, to jest zielonej herbaty.

- No więc Gabrielu... - zaczął starszy z nich, upijając łyk naparu. - Co cię tu sprowadza?

- Kwami Pawia i Motyla przekazały mi, że mam do Mistrza przyjść... No i że wiedzą to od jakiegoś Wayzz'a...

- Wayzz'a? Poczekaj, zaraz go spytam. WAYZZ! ZIELONA GLIZDO POFATYGUJ SIĘ TUTAJ! NATYCHMIAST!

Po chwili oczom chłopaka ukazało się kolejne kwami. Było zielonkawe, na plecach miało coś na kształt żółwiej skorupy, a na czubku głowy antenkę jak u Teletubisia. Oczka były oliwkowe i wyzierała z nich mądrość istotki.

- No, co tak długo? Tłumacz się Wayzz! Przekazałeś coś Nooroo i Duusu?

- Tak, ty stary pryku. Pollen, kwami Pszczoły, przekazał mi, że ten dureń rośnie w siłę. Musimy aktywować nowe miraculum!

- Ehh... Kolejne spadanie z dachu mnie czeka... Albo i nie... - na jego ustach wykwitł chytry uśmieszek. - Hej Agreste! Dasz to miraculum odpowiedniej osobie?

- Myślę że tak, Mistrzu... - nastolatek był zaskoczony taką bezpośredniością.

- Ekstra! Gadzie niewyżyty, podaj mi Sam Wiesz Które pudełko!

- Jakie ty dziadzie z Alzheimerem? Numer podaj!

- Dwa! Tak jak twoje IQ*!

Stworzonko prychnęło tylko i odleciało. Po chwili wróciło, niosąc takie same małe pudełko, jakie w pierwszym dnu swojej bohaterskiej kariery Gabriel znalazł na swoim biurku. Tak samo było sześciokątnym, czarnym pojemnikiem z czerwonymi wzorkami na pokrywce.

- Co tak się wleczesz? To ja tu mam reumatyzm! Nieważne, podaj Motylowi Sam Wiesz Co.

Kwami wykonało te prośbę. Mistrz przykazał posiadaczowi Broszki Motyla, aby dobrał idealną osobę do tej roli. Ale nie musiał mu tego uświadamiać, bo szesnastolatek doskonale rozumiał powagę sytuacji.

Gdy młodszy z nich pożegnał się i wyszedł, Fu zwrócił się do zielonej istotki.

- No Wayzz. Teraz wiem, że wybrałem dobrego kandydata. Jest uprzejmy, miły i nawet słówkiem nie pisnął na temat naszego ,,nietypowego" zachowania. Widać jego tolerancyjność i wyrozumiałość, które czynią z niego takiego wspaniałego Motyla. Mam rację ,,gadzie niewyżyty"?

- Tak ,,stary pryku"! - oboje roześmiali się w głos. - Oby nie wpadł w te same sidła co Hēi'àn de húdié**...

- Oby... - przytaknął staruszek.

***

Blondyn dotarł już do swojego pokoju. Wypuścił oba kwami z kieszeni, w której cały czas siedziały.

- Nooroo, Duusu...

- Tak Gabrielu? - zapytały równocześnie.

- Dlaczego wogóle nie wychyliłyście nosa poza moją kieszeń? Przecież Mistrz wie o was...

Nie możemy mu powiedzieć że to była próba, skomunikowały się telepatycznie.

- He, he... Przyczyny osobiste? - odpowiedział mu strażnik Broszki Pawia, a jego kompan tylko uderzył się łapką w czoło.

- Ok? Nieważne, muszę dostarczyć to miraculum. Duusu, schowaj się razem z twoją broszką w mojej szufladzie od biurka. Masz tam trzy tabliczki czekolady. A ty Nooroo, daj mi motyle skrzydła!

Przemienił się i ruszył, aby wydać biżuterię. Szybko odnalazł właściwy dom, niezauważony podrzucił ,,prezent" i powrócił do willi.

***

Chłopak wkroczył do pokoju. Widział wyraźnie że coś się tu zmieniło, tylko co? Szybko spostrzegł jakieś male pudełko na komodzie...

*****

*IQ - iloraz inteligencji

** Hēi'àn de húdié - po chińsku ,,Motyl ciemności"

Co to będzie za miraculum?

Kto je posiądzie?

Jak spodobał się rozdział?

Wracamy zaraz po (trwającej nieokreślony czas) przerwie!

Pa pa!




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top