#13 |,,Nie chcę dłużej przyjaźni"|

Blondynka wpadła do małego mieszkanka jak burza. Jej zielone tęczówki wręcz promieniowały radością, a na policzki wstąpił uroczy rumieniec.

- Wujku, nie uwierzysz co się dziś stało!

Słysząc ten okrzyk, z kuchni wychylił się dosyć młody mężczyzna w wieku około trzydziestu pięciu lat. Miał ciemnoniebieskie, prawie granatowe oczy, które wyglądały zza kilku pukli niesfornych brązowych włosów. Nazywał się Mark Remarquable, a jego mottem było ,,Życie bez kręconych włosów to życie proste". Wymyślił je sam; taki typ fryzury może być dosyć kłopotliwy w utrzymaniu, a szczególnie gdy czupryna jest dłuższa niż powinna...

- Co się stało Emilie? - spytał z troską w głosie. - Znów kłopoty sercowe?

To pytanie nie padło bez powodu. Dziewczyna nie odznaczała się szczególnym szczęściem w amorach; miala za sobą około cztery nieudane związki.

- No co ty! Wtedy nie byłabym taka radosna!

- To co jest?

- Gabriel zaprosił mnie na kolację dzisiaj wieczorem! Podszedł do mnie na przerwie i zapytał, czy nie chciałabym się z nim udać na kolację! I się zgodziłam! Mam nadzieję, że może uda nam się przejść od relacji najlepszych przyjaciół do czegoś więcej! - tu porozumiewawczo ,,puściła oczko" do Marka . - Myślisz że to wypali?

- Jak fajerwerki na Nowy Rok! Tylko pamiętaj o jednym...

- Hm? O czym?

- Zabezpieczajcie się - poruszył sugestywnie brwiami.

Oboje wybuchnęli śmiechem. Po chwili nastolatka poszła do swojego pokoju, aby wybrać sukienkę na wieczór.

Twoi rodzice byliby z ciebie dumni, pomyślał brunet.

Niestety, państwo Remarquable siedem lat temu wyjechali bez córki do Colorado, a samolot którym lecieli zaginął bez jakiegokolwiek śladu.

Westchnął smutno na wspomnienie brata oraz szwagierki, a następnie udał się do salonu w celu przeczytania jakiejś dobrej książki.

***

- Nareszcie mi się udało Nooroo! Zaprosiłem ją na randkę! Mam tylko nadzieje, że nie utknąłem we friendzone...

- Spokojnie, Gabriel. Nie stresuj się tak. A teraz chodźmy, trzeba przecież wybrać jakieś ciuchy na to spotkanie.

- Ok! Mam tylko nadzieję że ta paskudna pszczółka się nie pokaże...

Chłopak stanął przed szafą. Otworzył ją i zlustrował wzrokiem, co się w niej znajduje. Zastanowił się chwilkę i wybrał komplet ubrań.

Składały się na niego czarne lakierki, dopasowany kolorystycznie garnitur i lawendowa koszula. W butonierce znajdował się mały goździk, również fioletowy, i biała chusteczka. Kompletu dopełniał pasujący krawat, pod którym znajdowało się jego miraculum. Marynarka była również wyposażona w wewnętrzną kieszonkę, w której mogły ukryć się oba kwami razem z paczką jagód i batonikiem czekoladowym.

- I co myślicie? - Agreste skierował to pytanie do Duusu i jego kompana.

- Świetne! - zgodnie odpowiedziały kwami. - A, i żeby nie było...

- Co? Coś nie tak?

- No wiesz... - opiekun Broszki Pawia odchrząknął. - Jak zaliczycie wpadkę, to nie pomożemy wam zajmować się dzieckiem, jeśli rozumiesz co mamy na myśli...

Na te słowa paryski bohater zarumienił się ogniście aż po cebulki jasnych włosów.

***

Zielonooka miała dużo większe problemy związane z szykowaniem się na spotkanie. Już od około pół godziny stała przed szafą jak slup soli i zastanawiała się, co takiego wybrać.

Nagle ją oświeciło.

- No jasne! - krzyknęła. - Jak mogłam od razu o tym nie pomyśleć? Moją inspiracją będzie ktoś znany! Tylko kto?

Znowu poczęła się głowić, kto może jej posłużyć za wzór. Moment później po raz drugi dziś doznała olśnienia.

- A może tak będzie to świętej pamięci Paw? Albo nie, teraz ludzie noszą po nim żałobę... To byłoby nie na miejscu. Ale skoro Paw nie, to może Motyl? No jasne! To świetny pomysł!

Uśmiechnęła się do siebie i kontynuowała swój monolog.

- Tak w sumie, to Motyl jest naprawdę bardzo podobny do Gabriela. A może...? Nie, to niedorzeczne! On nie może nim być! To nawet logiczne! Bo Motyl to dowcipny, niepohamowany chłopak, pewnie kobieciarz flirtujący z każdą... A Gabriel? On jest miły, opanowany, lojalny i co najbardziej widoczne, przystojniejszy od tego drugiego!

Mniej więcej w połowie wywodu o wspaniałości nastolatka, zauważyła ze zegar wskazuje godzinę siedemnastą piętnaście. Byli przecież umówieni na osiemnastą!

W pospiechu wygrzebała z garderoby liliową sukienkę na ramiączkach, sięgającą do kolan. Przebrała się w nią, a na nogi włożyła czarne balerinki. Włosy spięła w kok, na szyi zapięła srebrny wisiorek z zawieszką w kształcie motylka i zrobiła delikatny makijaż. W dłoń chwyciła czarną kopertówkę ze srebrnymi detalami, poinformowała opiekuna o swoim wyjściu i ruszyła w dół, na parter.

Gdy otworzyła drzwi od budynku, zastała przed nimi ładny widok. Stał tam bowiem jej niebieskooki przyjaciel.

Kiedy tylko się zobaczyli, równocześnie zaniemówili. W końcu chłopak pierwszy ochłonął i postanowił przerwać ciszę.

- Wow, Emilie, wyglądasz niesamowicie! - wydusił z zachwytem w głosie.

- Dzięki... Ty też... - odrzekła rozmarzonym tonem.

- Może będziemy już iść? Mamy rezerwację na osiemnastą... - wpatrywał się w nią, jak w święty obrazek.

- T-tak, jasne... - jej policzki przyozdobiły lekkie rumieńce.

Szesnastolatek wziął ją delikatnie za rękę i ruszyli do restauracji. Dotarli do niej krótko przed czasem. Zbliżyli się do recepcji.

- Rezerwacja na nazwisko Agreste.

- Oczywiście proszę pana. Stolik numer trzynaście.

- Dobrze, dziękuję.

Para udała się w kierunku wskazanego miejsca. Okazało się ono być dwuosobowym stolikiem stojącym w dosyć ustronnym kąciku sali. Na blacie stały świece i wazon z kwiatami.

Usiedli, a po około minucie podszedł do nich kelner. Złożyli zamówienia, a pracownik oddalił się w kierunku kuchni.

- To jak ci minął dzień? - Gabriel starał się rozwijać konwersację.

- Całkiem dobrze, a tobie?

- Znośne... - uśmiechnął się do dziewczyny. - Wiesz może czemu cię tu zaprosiłem? - spytał niepewnie.

- N-nie... Dlaczego?

Odetchnął głęboko. Stresował się, ale postanowił działać.

- Emilie... Znamy się od dosyć dawna, przyjaźnimy się i bardzo dobrze rozumiemy... Ale nie chcę dłużej przyjaźni, to znaczy nadal chcę cię znać i to nawet lepiej, ale to nie o to do końca mi chodzi... - plątał się. Postanowił więc spytać prosto z mostu. - Czy zostałabyś moją dziewczyną?

- Gabriel... Ja nie wiem co powiedzieć...

- Rozumiem, jeśli nie będziesz chciała...

- Nie, po prostu nie spodziewałam się tego... Jasne że tak!

Momentalnie w oczach blondyna zagościły wesołe iskierki. Oboje szczerzyli się teraz jak głupi do sera, dopóki nie doniesiono im posiłku.

Kolacja od tego momentu przebiegła w swobodnej atmosferze. Około dwudziestej pierwszej opuścili budynek trzymając się za ręce. Świeżo upieczony chłopak Emilie odprowadził ją do jej domu, a sam w szampańskim nastroju wrócił do willi.

Kiedy znalazł się w jego pokoju, wypuścił z kieszonki obie istotki. Już miał świętować swoje miłosne zwycięstwo, gdy nagle spostrzegł że Nooroo i Duusu są dziwnie poważne.

- Hej, co się stało?

- To Mistrz... - odrzekło fioletowe stworzonko.

- Musisz do niego iść... - zaawtórował mu czekoladożerca.

*****

I tutaj na razie skończymy!

Ewentualne teorie i uwagi tutaj.

Do następnego rozdziału!

Pa pa!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top