Rozdział 4- Wilczy w-f





Seth

W końcu musiał nadejść ten moment. Nie udało mi się uciec z w-f'u.

Wuefista nauczony doświadczeniem, czekał na mnie już pod salą lekcyjną, poprzedzającą jego zajęcia.

I osobiście odeskortował mnie pod drzwi szatni.

-Masz mi go przyprowadzić na lekcje- zwrócił się do Cassandra, po czym popatrzył na mnie nie ufnie.

-Zrobię co w mojej naturze- rzucił zdziwiony alfa.

Pan Thomas odszedł, a ja prychnąłem stojąc przed szatnią z czarnowłosym.

Patrzyłem się uważnie w plecy nauczyciela. Zaraz po tym gdy zniknął, wziąłem łapy w las.

A przynajmniej chciałem, bo po jednym kroku szarpnęło mną do tyłu.

-Serio myślałeś, że uciekniesz?- zapytał niebieskooki.

-Nie, ale warto było spróbować- rzuciłem, wyplątując się z jego uchwytu.

Podszedłem do drzwi szatni, ale zanim je otworzyłem, ktoś zrobił to za mnie.

-Księżniczki mają pierwszeństwo- zakpił Cassander, kłaniając się, ciągle trzymając otwarte na oścież drzwi.

-W takim razie na dzisiejszym w-f'ie wbiore księcia- rzuciłem sarkastycznie i wszedłem do środka.

-A więc muszę dać z siebie wszystko, żeby uchronić innych przed tobą- odpowiedział kąśliwie, wchodząc za mną.

Podszedłem do odpowiedniej szafki i włożyłem tam torbę.

Następnie wyciągnąłem strój na w-f.

-Zapowiadają się niezłe widoczki- usłyszałem obok siebie, obrzydliwy głos Wyatta.

Skrzywiłem się, ściskając mocniej strój w dłoni.

-Nie ma szans- rzuciłem wrogo, po czym poszedłem do kabin toaletowych.

Tam przebrałem się w strój z rozciągającego materiału i wycięciem z przodu ramion.

Był to specjalnie zaprojektowany ciuch szkolny dla hybryd, ponieważ w-f składał się z ćwiczeń w postaci ludzkiej jak i zwierzęcej.

Nienawidziłem tego stroju. Wilk jest symbolem wolności, a ta szmata, jej zaprzeczeniem.

Wyszedłem z kabiny i odłożyłem swoje ciuchy do szafki.

Czułem na sobie wzrok innych, w tym Wyatta. Po chwili wstał z widocznym zamiarem podejścia i powiedzenia czegoś.

Jednak zatrzymała go czyjaś ręka. Dokładniej to, w połowie przebranego, Cassandra.

-Daruj sobie, Wyatt- powiedział stanowczo.

Drugi alfa w odpowiedzi tylko warknął, ale się wycofał.

Po chwili zadzwonił dzwonek, więc wszyscy udaliśmy się na boisko szkolne.

Nauczyciel pierwsze co zrobił to odszukał mnie wzrokiem.

-Cieszę się, że jednak zaszczyciłeś mnie w końcu swoją obecnością- powiedział do mnie, po czym rzucił do Cassandra- Dobra robota.

Po sprawdzeniu obecności przeszliśmy do ćwiczeń.

Rozciąganie się w dwójkach brzmi jak koszmar.

Moją parą był dobrany przez nauczyciela, Cassander. Jakby inaczej.

-Ał- syknął alfa- Mógłbyś delikatniej? Nie jestem gumową linijką, żeby dało się mnie zgiąć w pół.

-Skoro ja się tak umiem zgiąć, to ty też możesz- odpowiedziałem, znowu napierając dłońmi na jego plecy.

Znowu usłyszałem syknięcie alfy, gdy prawie dotykał głową ziemi, podczas wykonywania skłonu w siadzie rozkrocznym.

Ale jęki i syczenie chłopaka, zagłuszały mi śmiechy i chichy innych ćwiczących osób.

-Zamiana!- krzyknął nauczyciel, a osoby w parach pozamieniały się miejscami.

Zanim jeszcze Cassander dotknął moich pleców z łatwością przyłożyłem tułów do ziemi.

-Zrozumiałem. Jesteś hybrydą-gumą.- powiedział Cassander.

Bez pomocy alfy, wykonałem jeszcze kilka skłonów.

Wykonaliśmy jeszcze parę nudnych ćwiczeń i skończyliśmy rozgrzewkę.

-To teraz się podzielcie. Alfy do alf, bety do bet, a omegii do omeg.- wyjaśnił wuefista.

Nie obyło się bez zamieszań, gdzie kto ma stać. Kto obok kogo i tak dalej. Ale w końcu po interwencji nauczyciela, wszyscy byli ustawieni.

-Dzisiaj będą biegi na czas- oznajmił nauczyciel- Zaczynają alfy, biegiem na 500 metrów.

Staneliśmy obok bieżni, a na niej ustawiły się już wszystkie alfy.

Po tym jak nauczyciel powiedział "start", wszyscy rzucili się do przodu.

Patrzyłem się ze znudzeniem, jak rywalizują ze sobą. Popychali się, podstawiali sobie nogi i tak dalej.

Jednyną z niewielu alf, która się nie wygłupiała, był Cassander.

Który ku mojemu lekkiemu zdziwieniu, dotarł na metę pierwszy.

Potem po woli, dobiegali kolejni.

Następne były bety z biegiem na 300 metrów.

Ta grupa całe szczęście wzięła zadanie na poważnie. A przynajmniej bardziej od alf.

Nie było zaskoczeniem, że Harry był pierwszy na mecie. Jak przystało na głównego rozgrywającego w szkolnej drużynie futbolu.

Nie wiem co to za zależność, że to głównie bety są w szkolnych drużynach.

-Teraz będą biec omegi na 100 metrów- ogłosił nauczyciel, gdy wszystkie bety skończyły bieg.

Właśnie dlatego nie lubię szkolnych wuefów- pomyślałem, ustawiając się na linii startu.- Na sto metrów to ja się nawet nie zmęcze.

Razem z wypowiedzianym "start" wystrzeliłem do przodu. Od razu zostawiając za sobą wszystkie omegi.

Kilka sekund później byłem na mecie. Popatrzyłem za siebie, widząc innych dopiero w połowie.

-Skoro jesteś wysportowany, to czemu nie przychodzisz na w-f?- zapytał ciągle zdziwiony nauczyciel.

-Ponieważ poziom jest zbyt niski, jak dla mnie- odpowiedziałem, siadając na trawie. Po chwili zastanowienia dodałem.- Może przychodziłbym na w-f, gdybym mógł ćwiczyć z alfami- zaproponowałem, kątem oka patrząc na zziajane omegi, kończące bieg.

-Nie mogę tak zrobić!- zaprzeczył natychmiastowo.

-No to mnie Pan nie uświadczy- mruknąłem do siebie.

Poczekaliśmy jak wszystkie omegi się doczłapią i kontynuowaliśmy w-f.

-Teraz w wilczej formie, alfy na 1000 metrów.- powiedział wuefista.

Jak na zawołanie, wszystkie alfy zaczęły się przekształcać.

Poczułem na sobie czyjś wzrok, a potem oddech na karku. Odwróciłem się jak poparzony.

Wpatrywały się we mnie głęboko niebieskie oczy. Czarne futro tylko podkreślało i pogłębiało ich kolor.

-Zamiast się gapić, idź lepiej na bieżnie- fuknąłem, odwracając się szybko.

Schowałem połowę twarzy w swoich ramionach.

Usłyszałem gardłowy dźwięk, przypominający śmiech. Po chwili czarny wilk poszedł, gdzie mu kazałem.

I tym razem Cassander był pierwszy na mecie.

Po skończonym biegu spojrzał się na mnie. Miałem wrażenie, że uśmiecha się złośliwie. Jednak mięśnie jego pyska były niewzruszone.

Zaczął iść w moim kierunku, jakby pełen dumy. Po czym najzwyczajniej w świecie położył się zaraz obok mnie.

Nie zaszczycając mnie spojrzeniem, zamknął oczy, nasłuchując.

Mimowolnie prychnąłem na ten widok. Po chwili zdając sobie sprawę, że pewnie alfa mnie usłyszał.

I już widziałem oczami wyobraźni, jak w myślach się ze mnie naśmiewa.

Postanowiłem zignorować obecność wilka i skupić się na w-f'ie.

Właśnie zaczynały bieg bety na 800 metrów.

Nie było to jakoś szczególnie interesujące. To też przymknąłem oczy, wsłuchując się w dźwięk łap uderzających o ziemie.

Może i by mi się przysnęło, gdyby nie Pan Thomas. Miałem dziwne wrażenie, że uniósł głos tylko ze względu na mnie.

-Teraz omegi na 500 metrów!

Wzdrygnąłem się, słysząc tak głośny dźwięk. Po czym wstając, przekształciłem się w wilka.

Przeciągnąłem się, wysuwając łapy do przodu. Po czym dziarskim krokiem poszedłem na bieżnię.

Po starcie tak się nakręciłem, że zapomniałem o mecie i przebiegłem dodatkowo kilkanaście metrów. Biegłbym pewnie dalej, gdyby nie nauczyciel, który mnie uświadomił o ukończonej przeze mnie trasie.

Zawiedzony ruszyłem na swoje miejsce.

Jednak na drodze stanął mi wielki, brązowy wilk. Woń oliwy z oliwek uświadomiła mi kto to dokładniej jest.

Warknąłem na niego krótko, chcąc dać do zrozumienia, żeby się odsunął.

Jednak ten w odpowiedzi uniósł wyżej łeb, jakby w oznace wyższości.

Po czym susem do mnie doskoczył i łapą spróbował mnie przewrócić na grunt.

Odskoczyłem jednak w bok, a alfa walnął łapą o ziemie.

Spojrzał na mnie spode łba, po czym powtórzył czynność.

Znowu zrobiłem unik, po czym warknąłem na niego ostrzegawczo.

Nie zbyt się tym przejął. Odsłonił rząd kłów, dając mi do zrozumienia, że teraz będzie gryźć.

Już miał się porwać w moją stronę, gdy po boisku rozszedł się dźwięk złowrogiego, gardłowego warknięcia.

Wielki czarny wilczur, większy od Wyatta, wyłonił się zza jego sylwetki.

Podchodził powoli, mocno uderzając łapami o ziemię. Patrzył zimnym wzrokiem na brązowego wilczura.

Cała postawa Cassandra wskazywała na wrogość wobec drugiego alfy.

Ku zdziwieniu wszystkich, tym razem Wyatt się nie wycofał.

Wręcz przeciwnie. Rzucił się w stronę Cassandra z kłami, wydając z siebie złowrogi warkot.

Niebieskooki w odpowiedzi sam pokazał kły, szykując się do ataku.
Rzucił się na brązowego, unikając jego ataku oraz wgryzając się w jego plecy.

Wyatt zawył wściekle, po czym ugryzł Cassandra w bok.

W odpowiedzi czarny wilczur, zacisnął mocniej swoje kły i stabilniej stając, zamachnął się łbem. W wyniku czego, rzucił Wyattem dobry metr.

Ten szybko wstał, otrzepując się i znowu chciał się rzucić na czarnego alfę.

Jednak wtedy za kark złapał go nauczyciel i używając siły, zmusił go do położenia się płasko na ziemi.

-Wystarczy tego- powiedział stanowczo. Po czym dodał- Koniec wuefu. Idźcie się przebrać, a wasza dwójka- zwrócił się do alf- zostaje tutaj.

Posłuchałem się nauczyciela. Wróciłem do ludzkiej formy i poszedłem do szatni. Tam wziąłem szybki prysznic i ubrałem się w swoje ciuchy.

Paniom Losu dziękować, że po wuefie nic już nie ma.

Przez chwile przeszło mi przez myśl, aby zajrzeć na boisko z zamiarem podsłuchania rozmowy alf z nauczycielem. Szybko jednak wybiłem to sobie z głowy, kierując się do domu.

W między czasie stwierdziłem, że skoro jest piątek i jutro nie ma lekcji, wybiore się po obiedzie do lasu.

Zazwyczaj w dni szkolne biegam w ludzkiej formie o dziewiętnastej, ale wuef pozostawił po sobie taki straszny nie smak.
Miałem więc wrażenie, że będę biegać w wilczej formie do północy.

Wchodząc do domu, usłyszałem jak matka krząta się po kuchni.

Zdaje się, że oprócz niej w domu był tylko Sherry. Jednak sądząc po odgłosach, to smacznie sobie śpi.

Położyłem torbę po boku schodów i wszedłem do kuchni.

-O, Seth. Już jesteś- powiedziała matka, po czym wypiła szklankę wody za jednym zamachem.

-Wszystko w porządku?- zapytałem, myjac ręce.

Kobieta była bardzo blada i wyraźnie spocona.

-Tak. Po prostu czymś się zatrułam- machnęła ręką, po czym wypiła kolejną szklankę wody.

-Okey, skoro tak twierdzisz- odpowiedziałem nie przekonany.

-A co tam w szkole?- zapytała, uśmiechając się z trudem.

-Normalnie. Chociaż dzisiaj Pan Thomas. Wuefista, mam na myśli. Zaciagnął mnie na wuef. Były biegi...- nie dokończyłem, ponieważ mi przerwała.

-Zająłeś pierwsze miejsce- bardziej oznajmiła niż zapytała.

-To nie były zawody- wyjaśniłem, ale szybko dodałem- Ale w obu biegach, byłem pierwszy na mecie.

-Mój syn!- powiedziała głośniej, po czym mnie mocno przytuliła.

Śmierdziała strasznie potem.

-Idź się lepiej umyj- powiedziałem, krzywiąc się.

-Myślę, że to dobry pomysł- stwierdziła, odstawiając szklankę do zlewu i poszła w stronę łazienki na parterze.

Ja za to wsadziłem do mikrofali pomidorową zupę z wczoraj, po czym zabierając torbę ze schodów poszedłem do pokoju.

Tam przebrałem się w krótkie spodenki i założyłem na rękę, rozciągliwą przepaskę z kieszenią.

Zszedłem na dół i wyjąłem ciepłe jedzenie.

Zaczynając jeść usłyszałem jak Sherry wstaje i wychodzi z pokoju.

-Siema, Młody- rzucił, podczas schodzenia ze schodów. Widząc mnie, dodał- O, idziesz pobiegać.

Kiwnąłem mu tylko w odpowiedzi.

Wisniowowłosy otworzył lodówkę i wyjął z niej płat piersi z kurczaka i zjadł na zimno.

-Zrobiłbyś sobie jeden, porządny posiłek, a nie podjadasz co godzinę.- zwróciłem się do niego znad zupy.

-Nie chce mi się- ziewnął- Padnięty jestem, wkuwałem do późna.

Zlustrowałem go wzrokiem, po czym patrząc w zupę, rzuciłem luźno.

-Przyda Ci się przerwa. Chcesz iść pobiegać ze mną?

-Uuu. To się nazywa atak z zaskoczenia- zaśmiał się krótko, jednak po chwili zastanowienia, dodał- W sumie, czemu nie.

Tak więc ja kończyłem jeść obiad, a Sherry za ten czas się przebrał.
Po czym oboje poszliśmy za skraj lasu, gdzie zdjeliśmy spodenki, chowając je do kieszeni opasek.

Przemieniliśmy się w wilki, po czym spojrzeliśmy po sobie.

Chwile później wystrzeliliśmy do przodu jak walnięci. Gnaliśmy omijając drzewa i skacząc nad konarami oraz przewróconymi pniami.

W pewnym momencie zacząłem wyprzedzać Sherriego, więc zawyłem dumnie patrząc w jego stronę.

Nie trzeba było długo czekać na rezultat, bo już po chwili odbiłem się od drzewa z tępym bólem łba.

Do moich uszu doszło krótkie szczeknięcie alfy, który miał niezły ubaw ze mnie.

Otrzepałem głowę, po czym odszczeknąłem do niego i po raz kolejny wystartowałem.

Dość szybko go dogoniłem, ponieważ Sherry jakby zwolnił specjalnie dla mnie. Dlatego też urażony, wbiegłem w niego. Oboje się przwróciliśmy na leśną ściółkę.

Alfa nie mogąc puścić tego mi wilkiem, pacnął mnie łapą po łbie.

Nie pozostając mu dłużny, podgryzłem go w tą łapę.

Szczeknął wyzywajaco i złapał mnie zębami za kark.

Przez chwile się szarpałem, próbując wyrwać. Jednak gdy nie przyniosło to efektu, to zawinąłem się lekko i skopałem go tylnimi łapami po brzuchu.

Puścił mnie co wykorzystałem by odskoczyć i szczeknąć, trzepiąc łbem na boki.

Ten zrozumiał przekaz i doskoczył do mnie, ale ja już zdąrzyłem uciec.

Tak więc zaczął mnie gonić, a ja uciekałem.

Ganialiśmy się po lesie, wygłupiając jeszcze dawno po tym, jak słońce zaszło za horyzontem.

Opublikowane: 19.06.2022

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top