Rozdział 3- Łapy przy sobie




Seth

-Wstając wywróciłem się o kołdrę, poślizgnąłem się na schodach, wdepnąłem skarpetką w coś mokrego, a przed chwilą rozbiłem swój ulubiony żabi kubek- wymieniłem, sprzątając odłamki wspomnianego naczynia.

-Słabo- skomentował Sherry siedzący przy wyspie kuchennej i popijając kawę.

-Mam przeczucie, że dzisiejszy dzień będzie zły. A większość moich dni jest fatalna, więc z wielką chęcią bym się zawinął w moją ukochaną, żabią pościel.- kontynuowałem, wyrzucając odłamki do kosza i odkładając szufelkę.

-Współczuje- rzucił wiśniowosłosy znad swojego kubka.

-Po drodze do szkoły się pewnie wywróce. Na korytarzu poślizgnę o skórkę od banana, która wyrosła jak z pod ziemi. Siadając do którejś ławki, wbije mi się pineska w tyłek. A potem przyjdzie Katina i mi wygranie jaką to jestem hańbą dla omeg z takim pechem...

...

-I na cholerę krakałem- rzuciłem szeptem do siebie, widząc idącą do mnie Katine. Jednocześnie rzuciłem pineskę na podłogę.

Tak. Tą pineskę, na której przed chwilą usiadłem.

- Jes...- zaczęła oburzona Katina, ale przyłożyłem jej palec do ust i sam dokończyłem.

-...tem hańbą dla omeg z takim pechem. Nie kulturalnie jest deptać po skórce od banana i się o nią przewracać. Siadając na pinesce nie wolno klnąć na całą klasę. Tak, wiem to wszystko. Więc bądź tak dobra i uświadamiaj w swojej religii kogoś innego- powiedziałem szybko, ale wyraźnie i zabrałem palec z jej ust.

Dziewczyna na chwile skamieniała zaskoczona i stała nie wiedząc co zrobić.

-Cóż. Przynajmniej wiesz co zrobiłeś źle- rzuciła i odwróciła się, szybko odchodząc. Tym razem mając przy sobie tylko jedną z dwóch towarzyszek.

Westchnąłem i walnąłem głową w ławkę.

-Wyglądasz jakby w nocy Cię krowa przeżuła i wypluła.- usłyszałem komentarz Cassandra, siadającego na swoim miejscu.

-Postanowiłem przez jeden dzień być solidarny i wyglądać tak fatalnie jak ty zawsze- nie unosząc głowy, rzuciłem kąśliwie. Po chwili myśląc, że trochę przesadziłem z tym tekstem. Ale przecież nie będę go przepraszać.

-Jak zwykle milusi- powiedział ironicznie.

-Jestem miły. Dla osób, które sobie na to zasłużyły- odpowiedziałem, zerkając na niego kątem oka.

Szybko jednak odwróciłem wzrok, widząc, że patrzy mi prosto w oko.

-W takim razie jestem ciekaw, ile razy musiałbym Cię uratować przed spadnięciem ze schodów, żebyś w końcu powiedział do mnie choć jedno miłe słowo.- rzucił i nie dając mi odpowiedzieć, dodał- Bo o ile dobrze pamiętam będzie to już kilka, a nawet kilkanaście razy.

Podniosłem się i patrzyłem na niego w ciszy.

Po jakimś czasie rzuciłem.

-Jak kiedyś uratujesz moją dumę, czy honor to zastanowie się nad jakimś miłym słowem.- powiedziałem po chwili zastanowienia.

-To raczej trudna przysługa- zauważył.

-Wymyślenie o tobie miłego słowa też nie będzie dla mnie łatwe. Zadanie wprost proporcjonalne do przysługi.- wyjaśniłem.

-Chyba chciałeś powiedzieć "Powiedzenie", a nie "Wymyślenie".- rzucił ze złośliwym uśmiechem.

Zmarszyłem brwi i odwróciłem głowę w jego stronę. Chciałem już mu odpowiedzieć, ale przerwał mi kobiecy głos zza pleców alfy.

-Chłopaki, wasze przekomarzanki są słodkie. A raczej były, przez pierwsze dwa, trzy dni szkoły. Teraz wszyscy mają już dość słuchania tego- wtraciła się Octavia.

-Serio ziomy. Weźcie się ze sobą spotkajcie po szkole i poznajcie się nawzajem. Zrobicie wszystkim tym przysługę.- dodał od siebie Harry, siedzący za mną.

-Jakbym w szkole, nie musiał się wystarczająco użerać z ludźmi.- rzuciłem, obracając się w stronę tablicy i tym samym ucinając rozmowę.

Usłyszałem tylko za sobą dwa zrezygnowane westchnięcia.

Po lekcji nastąpiła przerwa na lunch, więc ruszyłem do stołówki.

Idąc korytarzem, jednak zostałem szarpnięty w bok, zostając wciągniętym do męskiej toalety.

Przyparty przez kogoś do zimnych kafelek, popatrzyłem w górę.

Ujrzałem brązowe oczy i włosy, a także poczułem intensywną woń oliwy z oliwek.

-Czego chcesz Wyatt?- zapytałem ozięble, czując nieprzyjemne mrowienie od styczności ze zbyt zimnymi kafelkami.

-Tego co zawsze. Ciebie- odpowiedział, przybliżając się i zaciągając moim zapachem.

Skrzywiłem się.

-Radze Ci się odsunąć i mnie puścić. Oczywiście, o ile nie chcesz, żeby znowy śmiano się z Ciebie za twoimi plecami.- rzuciłem zniesmaczony.

-Nikt się ze mnie nie śmieje.- warknął, a jego oczy zajarzyły się na chwile czerwienią.

-Życie w nieświadomości jest wygodne- stwierdziłem z przekąsem.

Już myślałem, że rzuci się na mnie w furii, ale ten tylko się uśmiechnął i przybliżył do mojego ucha.

-Właśnie ten twój charakter sprawia, że jesteś smakowitym kąskiem.- szepnął obrzydliwie zalotnym głosem, po czym chuchnął mi prosto w ucho.

Spiąłem wszystkie mięście. Tego było za wiele.

Kopnąłem go w jaja, po czym przyłożyłem mu pięścią w polik. Odbił się ze słyszalnym hukiem od
drzwi toalety i zatoczył się, opierając z łaskotem o jedną z kabin. Usłyszałem przestraszony pisk, dobywający się z jej wnętrza.

Nie czekając dłużej, opuściłem szybko łazienkę.

Odechciało mi się jeść. Za to nie mogłem się pozbyć obrzydliwego uczucia z ucha, więc ciągle je pocierałem.

Udałem się pod klasę, w której miałem mieć następną lekcje. Inni dziwnie się patrzyli na mnie i schodzili mi z drogi.

Gdy byłem już obok klasy, usłyszałem głos osoby, opierającej się o ścianę.

-Jak będziesz tak tarł to ucho, to Ci odp...- Cassander nie dokończył, ponieważ warknąłem na niego wściekle.

Nie patrząc na niego nawet, poszedłem kilka metrów dalej. I w miejscu z najmniejszą ilością ludzi, kucnąłem rękawem bluzy zasłanijąc ucho.

Na samo wspomnienie tamtego chuchnięcia i bliskości alfy, po moich plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

Z obsesyjnych myśli, wyrwał mnie dotyk na moim ramieniu. Natychmiast podniosłem głowę wściekły, ale trochę się uspokoiłem wyczuwając lawendę.

-Hej, wszystko w porządku?- zapytała zatroskana Octavia.

-Tak- odpowiedziałem wstając i zrzucając jej rękę ze swojego ramienia.

Blondynka westchnęła zrezygnowana.

-Jakbyś jednak chciał pogadać, to możesz do mnie przyjść- rzuciła do mnie z pocieszającym uśmiechem i odeszła.

Już ostatni raz ucho otarłem o ramie i razem z innymi wszedłem do klasy.

Skupiłem się na lekcjach, w ten sposób zapominając o tamtej sytuacji.

Jednak nie musiałem długo czekać, bo do końca szkolnego dnia wiadomość o Wyattcie rozeszła się po szkole. Zakładam, że to sprawa tamtej osoby z kabiny, bo wszyscy wiedzieli kto pobił alfę.

Reakcją łańcuchową rzecz jasna była wściekła królowa omeg, z tylko jedną towarzyszką w postaci Charlotte.

-Pobicie alfy! W męskiej toalecie! Szczyt chamstwa!- krzyknęła mi nad uchem.

-Masz szczęście, że nie jestem za równouprawnieniami dla kobiet, bo inaczej skończyłabyś jak Wyatt.- powiedziałem groźnie, a ta skuliła się w sobie i zaskomlała cicho. Dodałem już spokojnie.- Nie jestem w nastroju, na twoje głupie gadanie.

Brązowowłosa razem z drugą dziewczyną oddaliły się natychmiast.

Ja za to wyprostowałem ręce na ławce i na nie położyłem swoją głowę, jak to miałem w zwyczaju robić w postaci wilka.

Taka poza relaksowała mnie.

Chociaż o wiele bardziej wolałbym leżeć na jakiejś łące pośrodku lasu, niż na szkolnej ławce.

Nie mniej jednak, nawet nie zorientowałem się kiedy, mi się przysnęło.

Moja świadomość błądziła gdzieś pomiędzy szumem drzew, pluskiem rzeki, orzeźwiającym wiatrem oraz rytmicznym dźwiękiem uderzania wilczych łap o leśną ściółkę. Gdzieś w tle też słyszałem skrzeczenie żab.

Raz na jakiś czas tylko zza tego przyjemnego obrazu, przebijał się głos nauczyciela matematyki oraz denerwującego go, Kyana.

W końcu jednak wyrwałem się ze snu, za sprawą hałasu jaki nastąpił po zadzwonieniu dzwonka.

Uniosłem głowę widząc, że większość uczniów już wyszła z klasy.

Przeciągnąłem się, zauważając po chwili batonik i jakąś karteczkę na swojej ławce.

Wziąłem oba do ręki, czytając najpierw karteczkę.

Było na niej napisane: "Lepiej coś zjedz".

Wstałem zabierając torbę i wychodząc z klasy, wyrzuciłem karteczkę. Zupełnie ignorując to, że pachniała lekko kakaem.

Idąc korytarzem odwinąłem papierek i zjadłem bananowego batona.

Zdając sobie sprawę, że to już koniec lekcji, ruszyłem do drzwi wyjściowych.

Poszedłem do tych bocznych, wiedząc, że przy głównych jest pewnie spory ruch.

To był stanowczo zbyt długi dzień w szkole- stwierdziłem, kierując się do domu i myśląc tylko o odpoczynku. Chociaż najpierw pewnie czekało mnie sprawozdanie dla bliźniaczek.





Opublikowane: 18.06.2022

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top