Rozdział 27- Kot może?
Seth
Siedziałam przy laptopie już którąś godzinę z rzędu, wypełniając dokumenty na studia. Wyniki matur przyszły wczoraj, więc nie czekając zabrałem się za załatwianie tego.
Okazuje się, że ilość tego i jakie z tym są zawirowania, jest popieprzona.
Po raz kolejny wysłałem swoją kandydaturę i odszedłem od biurka, uwalając się na łóżko.
Nie leżałem zbyt długo, bo po pokoju rozszedł się dźwięk telefonu.
Popatrzyłem z irytacją na urządzenie, które zostawiłem na biurku.
Usłyszałem też jak Leah zaczęła krzyczeć tylko słysząc pierwsze nuty piosenki.
Zturlałem się z łóżka i z wielkim bólem podszedłem do biurka. Chwyciłem telefon nawet nie patrząc na wyświetlacz, odebrałem.
-Słucham- odezwałem się.
-Hej, Seth- usłyszałem głos Cass'a. Był... cholernie smutny.
-Cass? Co jest?- zapytałem próbując nie dać po sobie znać, że się martwie.
-Mógłbyś podjechać samochodem pod mój dom?- zapytał bez ociągania.
-Tak, jasne. Będę za kilka minut- odpowiedziałem, biorąc do ręki dokumenty.
-Dzięki, czekam.- rzucił tylko i się rozłączył.
Wychodząc z pokoju, zakaszlałem.
Nie pierwszy raz dzisiejszego dnia. Od wczoraj nie czułem się najlepiej. Chyba łapie mnie jakieś choróbsko.
Choroba w środku lata. Zajebiście.
Zszedłem na dół, gdzie zastałem Sherriego.
-Jakby ktoś pytał, to zabrałem samochód- powiadomiłem i nie czekając na odpowiedź, chwyciłem za kluczyki od samochodu i poszedłem do garażu.
Zastanawiałem się co takiego mogło się stać, że Cassander poprosił mnie o podjechanie? I czemu właśnie o podjechanie, a nie o przyjście?
Wiedziałem, że wszystkiego dowiem się na miejscu, dlatego wyjechałem z posesji kierując pod dom chłopaka.
Nadal w mojej głowie żyło nienajlepsze wspomnienie obiadu w domu Lane'ów.
Gdy zbliżałem się do domu chłopaka z oddali już widziałem alfę i... kartony?
Kichnąłem jeszcze, zanim zatrzymałem się przy nim.
Wysiadłem, witając się z nim całusem.
Od początku widziałem, że był roztrzęsiony i łzy spływały mu po policzkach.
-Co się stało?- zapytałem cicho, głaszcząc go po policzku.
-Tak, jakby... Nie. Nie, tak jakby. Po prostu ojciec wyrzucił mnie z domu- wyznał, a w jego oczach widziałem kolejne łzy.
-O, Panie Losu- mruknąłem tylko i przyciągnąłem go do siebie przytulając.
-Dlatego, chciałem się Ciebie spytać. Czy nie mogę u was zamieszkać do czasu kiedy wyprowadzimy się na studia?- spytał, dalej szlochając w moją podkoszulkę.
-Jasne. Jestem pewien, że moi rodzice nie będą mieć nic przeciwko- odpowiedziałem mu głaszczą uspokajająco.
Podnosząc głowę zobaczyłem jak tej scenie zza okna przygląda się ojciec Cassandra.
Wystawiłem mu fuck'a, a ten natychmiastowo zniknął we wnętrzu domu.
-Właśnie wystawiłem fuck'a twojemu ojcu- oznajmiłem chłopakowi, po czym od razu dodałem- Nie wyglądał raczej na szczęśliwego.
Mimo łez, alfa parsknął rozbawiony.
-Kocham Cię Seth- szepnął, po czym odsunął się ode mnie i otarł swoje łzy.
-Też Cię kocham- odpowiedziałem posyłając mu uśmiech.
Dopiero teraz zobaczyłem transporter dla zwierząt z białym kotem, który nam się przyglądał.
-O, cześć Misa- powiedziałem do kota, przez kratę głaszczą palcem zwierze.
-Twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko kotu?- zapytał zaniepokojony.
-Nie. Raczej nie, o ile nie będzie wchodziła do pokoju Leah i Leo.- rzuciłem, prostując się i kichnąłem.
-Na zdrowie- życzył mi alfa.
Podziękowałem mu skinięciem głowy.
-Lepiej zapakujmy te kartony do samochodu zanim twój ojciec nas zacznie gonić z widłami- zażartowałem podchodząc do jednego pudła i je podnosząc.
Kartonów nie było dużo. Zaledwie trzy. Do tego transporter dla kota i dywan.
Patrzyłem jak chłopak upycha wielki, zwinięty dywan do tyłu samochodu.
-Dywan?- zapytałem w końcu.
-Pamiętam jak Ci się spodobał za pierwszym razem. Pomyślałem, że to dobry pomysł, aby go wziąć.- wyjaśnił, siadając obok mnie, na miejscu pasażera.
Zerknąłem jeszcze raz na trawnik, czy czegoś nie zostawiliśmy, po czym ruszyłem.
-Jak to się stało?- zapytałem po chwili ciszy.
Alfa westchnął.
-Od wtedy, kiedy byłeś u nas na obiedzie... Inaczej. Praktycznie zawsze było tak, że gdy wracałem ze szkoły on był w firmie. A jak przychodził to tylko zapytał się mnie o szkołę i najwyżej czy kogoś mam. Jednak od tamtego obiadu. Za każdym razem gdy siadaliśmy do stołu, to przeklinał Cię i wyzywał. Broniłem Cię i kazałem mu Cię nie obrażać. Jednak dzisiaj miarka się przebrała po tym jak...- ugryzł się w język, odrwacając wzrok do szyby auta. Westchnął- To nie ważne. Miarka się przebrała i po raz pierwszy w życiu powiedziałem mu co o nim myślę i wypomniałem mu jak się zachowuje. Oczywiście się wściekł. Powiedział, że do północy mam czas na zabranie swoich rzeczy z pokoju i nigdy więcej mam tam nie wracać.
Pod koniec wypowiedzi, zacisnął pięść na materiale spodenek.
Położyłem dłoń na tej jego.
Rozluźnił się i przestał maltretować materiał ubrania.
Po chwili zajechaliśmy pod dom. Zaparkowałem w garażu.
-Pójdę do rodziców, a ty możesz wnieść kartony do mojego pokoju- powiedziałem i wszedłem do domu, kierując się do sypialni rodziców.
Zapukałem i wszedłem.
Mama akurat karmiła Leah. Pewnie dlatego ta się nie darła.
Natomiast tata usypiał Leo.
Gdy wszedłem oboje na mnie spojrzeli.
-Coś się stało?- zapytał tata, widząc moją nietęgą minę.
Zamknąłem za sobą drzwi i usiadłem na łóżku.
-Czy Cass może u nas zamieszkać, aż do czasu kiedy wyprowadzimy się do Redmond?- spytałem patrząc po nich.
Popatrzyli się zdziwieni po sobie, a potem na mnie.
-Jasne- odpowiedziała mama, a tata tylko kiwnął na potwierdzenie.- Coś się stało? Czemu chce tu zamieszkać?- pytała mama.
-Ojciec wyrzucił go z domu- szepnąłem cicho. Nie chciałem, aby Cassander znowu słyszał to zdanie.
-Ou- mruknęła mama.
-Jaki ojciec wyrzuca swojego syna?- oburzył się szeptem tata, zapewne domyślając się czemu ja zniżyłem głos.
-Tylko taki, który jest ostatnim bucem. -bąknąłem na wspomnienie tego Staruch- Będę go torturował w piekle za nazwanie mnie "dziwkarską omegą" i za chęć zrobienia ze mnie sprzataczki. Że niby miałem pozmywać naczynia po obiedzie, na który mnie zaprosił- fuknąłem na głos wspominając.
-Że co, proszę?!- oburzyła się szeptem matka, nie chcąc zdenerwować dzieci- Czemu ja pierwszy raz o tym słyszę?- zapytała już normalnym tonem.
Wspominając tamten dzień i zdarzenia po obiedzie, poczerwieniałem na twarzy.
-Powiedzmy, że po obiedzie wydarzyło się coś co nadpisało na tamten dzień wspomnienie feralnego spotkania. A potem już uznałem, że nie ma sensu o tym wspominać. Po zatem, macie inne zmartwienia- popatrzyłem na spokojną Leah, która przestała jeść i leżała się na wielkim łóżku, próbując się do mnie dostać.
Ni cholery jej to nie szło. W końcu nie miała nawet miesiąca. Co najwyżej umiała machać rękami i nogami.
-Bez względu na nasze "nowe zmartwienia", nadal nie możemy pozwolić, aby nasz syn był tak bezpodstawnie wyzywany- odezwał się ojciec. Byłem zdziwiony tym, że się tak zdenerwował.
-Pójdziemy do ojca Cassandra i wyjaśnimy mu jak powinno się zachwowywać w społeczeństwie- dodała mama.
-Przestańcie- uspokoiłem ich- Ta sprawa jest zamknięta. A zwłaszcza teraz, gdy ojciec Cass'a powiedział, że ten ma więcej się w domu nie pokazywać. Jestem pewny, że Cass też chce już zakończyć ten rozdział w życiu. A nawet jeśli będzie chciał wracać do ojca, to przemówie mu do rozsądku. Stanowczo za dużo wycierpiał przez swojego ojca. Nie pozwole na to więcej.- zapewniłem. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie co powiedziałem i to takim tonem, że pewnie wszyscy domownicy słyszeli.
Poczerwieniałem po same koniuszki uszu.
-Nie ma powodu do wstydu- powiedziała mama, uśmiechając się przyjaźnie. Przysunęła się do mnie i przytuliła- Ta deklaracja mówiła tylko o tym jak ważny jest dla Ciebie i jak wiele jesteś w stanie dla niego zrobić. Bo nie sztuką jest słuchać swojego partner. A postawić na swoim, gdy chodzi o jego dobro.
Chciałem coś powiedzieć, ale kichnąłem.
A potem zapomniałem co chciałem powiedzieć.
-Wracam do Cass'a- oznajmiłem i wyszedłem.
Gdy tylko wszedłem do pokoju, od razu Cass przyciągnął mnie do pocałunku.
-A za co to?- zapytałem zdziwiony, gdy tylko odsunął się ode mnie.
-Za słowa, które powiedziałeś- mruknął i jeszcze raz przelotnie złożył pocałunek na moich ustach.
-Ja...to...ten- nie wiedziałem co powiedzieć. Panią Losu chwała, za moją chorobę.
Zakaszlałem, odrwacając się od chłopaka.
Dopiero teraz pomyślałem, że Cass mógł się ode mnie zarazić całując mnie.
-Seth?- zapytał alfa- Wszystko w porządku?
-Po prostu nie czuje się najlepiej- przyznałem. -Wybacz, że nie pomogę Ci z rozpakowywaniem. Ale chyba się umyję i położę do łóżka.
Nagle coś otarło mi się o nogę.
-Misa!- zawołałem zaskoczony- Ups. Zapomniałem o tobie- przeprosiłem kota, drapiąc ją pod brudką.
-Cass ma kota!- krzyknąłem.
-Jak nie będzie drapać mebli to może być!- odkrzyknęła mama.
Nawet nie rozległ się dziecięcy krzyk. Chyba się bawiła z Leah.
-Zalatwione. Możesz tu być na legalu- zaśmiałem się do kota, a potem znowu kichnąłem i przeszły mnie dreszcze.
-Idź się umyj- poprosił Cass, całując w policzek.
-Uhm- mruknąłem i zabrałem swoje rzeczy, by pójść się wykąpać.
O dziwo, gdy wróciłem, wszystkie rzeczy alfy były już rozpakowane.
A na środku mojego pokoju był rozłożony dywan.
-Kocham ten dywana- zamruczałem, wchodząc na niego gołymi stopami.
Czarnowłosy zaśmiał się, patrząc na mnie jak depcze w kółko po puchatym materiale.
-Wiedziałem, że to dobry pomysł- powiedział rozbawiony.
Tak się kręciłem, że zakręciło mi się w głowie. Zatoczyłem się w bok i nie chcący nadepnąłem na ogon Misy. Kotka miałknęła głośno, uciekając przez pokój i rozwalając różne rzeczy.
-Wybacz- przeprosiłem ją głaszcząc po ogonie- Naprawdę nie chciałem.
Po jej spojrzeniu, miałem wrażenie, że się obraziła. Odeszła ode mnie, kładąc na rogu dywanu. Odwracając się w stronę łóżka, zobaczyłem zdjęcie, które wypadło z książki Cass'a.
Podniosłem je.
Przedstawiało małego Cass'a, trzymanego przez kobiece ramiona.
Spojrzałem pytająco na alfę.
-To moja mama- oznajmił krótko, kucając obok mnie, aby zerknąć na zdjęcie.- To jedyne jej zdjęcie jakie mam.
-Ale tu widać tylko jej ramiona- zauważyłem, podnosząc się i przenosząc na łóżko.
Chłopak usiadł obok mnie.
-Gdy uciekła, zabrała, albo zniszyła wszystkie pozostałości po sobie. Prawie. Specjalnie schowała mi to zdjęcie. Do tego była dołączona karteczka mówiąca, żebym nigdy nie pokazał tego ojcu- oznajmił, opierając głowę o moje ramię i patrząc smutno na zdjęcie.
-Czemu uciekła zostawiając Cię z twoim ojcem? Czemu nie wzięła Cię ze sobą?- pytałem trochę nie rozumiejąc kobiety.
-Mogę tylko spekulować, ale... Wydaje mi się, że uznała, że tak będzie dla mnie lepiej. Musisz wiedzieć, że moja mama była naprawdę na granicy szaleństwa jak nas opuszczała. Prawdopodobnie gdziekolwiek by nie uciekła to udała się do szpitala psychiatrycznego. Dlatego myślę, że uznała, ze lepiej mi już będzie z ojcem tyranem niż z matką chorą psychicznie. A zwłaszcza, że ze mną nie miałaby jak pójść się leczyć. W końcu komu by miała mnie dać pod opiekę?- tłumaczył Cass.
-Wybacz, że zacząłem ten temat. Nie chciałem przypominać Ci o matce- rzuciłem, chcąc odłożyć zdjęcie.
Jednak zatrzymał mnie głos alfy.
-To nie jest smutny temat dla mnie.- przyznał i uśmiechnął się nostalgicznie, jakby coś przypominając- We wspomnieniu, które żyje w mojej głowie jest piękna. Pamiętam ją na łące wśród kwiatów. Jej blond włosy powiewające na wietrze, białą przwiewną sukienkę i jej wesoły śmiech. Oraz słomkowy kapelusz rzucający cień na jej twarz. Nie pamiętam już jak wyglądała z twarzy, ale to nie jest dla mnie ważne. Wspomnienie o niej jest ciepłe, więc jest dobrze. - mówił jakby naprawdę wracając do tamtego zdarzenia. Po czym tylko dodał smutniej- Tak naprawdę to współczuje jej, że musiała znosić mojego ojca. Ich małżeństwo było zaaranżowane przez ich rodziców. Ona nie miała nic do powiedzenia. Została zmuszona do zajścia w ciążę mając zaledwie dziewiętnaście lat. Mając to wszystko na uwadze. Cieszę się, że uciekła i postanowiła walczyć o siebie. O lepszą przyszłość. Mam nadzieje, że gdziekolwiek nie jest i czego nie robi, to jest szczęśliwa.
Jego wypowiedź była dla mnie tak piękna i wzruszająca, że po moim policzku spłynęła łza.
-W takim razie mam nadzieje razem z tobą, że jest szczęśliwa- powiedziałem i wytarłem sobie łze.
Przy okazji też kichając i się trzęsąc.
-Lepiej to schowaj, zanim osmarkam- podałem mu zdjęcie.
Na moje słowa alfa się krótko zaśmiał.
Wziął ode mnie fotografie i schował ją z powrotem w książce.
Położyłem się pod kołdrę, odsuwając na drugą część łóżka.
-Możesz wykorzystać mojego laptopa- rzuciłem, przymykając oczy.
-Wykorzystać? Do czego?- zapytał zdezorientowany.
-Do zapisu na studia- oznajmiłem.
-O, cholera! Zapomniałem!- przeklnął pod nosem. Słyszałem jak dopadł do biurka.
Ze zdziwienia otworzyłem oczy, czując jak materace obok mnie ugina się pod ciężarem.
Cass odłączył laptopa i położył się z nim.
Pod kark podłożył sobie poduszkę. Miał idealny widok na latopa, jednocześnie leżąc.
Wykorzystałem to i położyłem głowę na jego torsie.
Zasnąłem będąc głaskany po głowie i słysząc stukanie o klawiaturę.
Opublikowane: 18.08.2022
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top