Rozdział 15- Koszmar na jawie
Seth
Wstałem dręczony koszmarami. Poszedłem do łazienki, aby obmyć swoją twarz z potu.
Spojrzałem w lustro, widząc swoje podkrążone oczy i nie zdrowo bladą cerę.
Nie pamiętałem co mi się śniło, jednak jestem pewien, że nie było to nic przyjemnego.
Nie zostało wiele czasu do mojej normalnej pory wstawania, więc nie kładłem się już spać.
Ociężale podszedłem do szafy i się przebrałem.
Dzisiaj stanowczo nie jest mój dzień. Dlatego tym bardziej cieszyłem się, że dzisiaj jest sobota i nie ma szkoły.
Zszedłem na dół do kuchni, by przygotować sobie śniadanie.
Poddałem się po tym, gdy przeciąłem sobie palec, spaliłem patelnie i z mikrofalówki zaczął wydobywać się śmierdzący dym.
Koniec końców zrobiłem sobie płatki z mlekiem. Jednak i tak nie obyło się bez strat, bo pierwszą miskę stłukłem.
Tak długo ociągałem się z jedzeniem, że wszytkie płatki mi przemokły. Nienawidziłem miękkich płatków, dlatego byłem całkowitym zwolennikiem "najpierw mleko potem płatki". To w sumie zabawne, że każdy człowiek na świecie ma swoje zdanie na ten temat. Ze świecą szukać osoby, której ta kwestia jest obojętna.
Mieląc tak w buzi niedobre płatki, usłyszałem kroki za sobą.
-Smacznego- mruknęła zaspana Aurora, po czym sama zaczęła sobie robić śniadanie.
W odpowiedzi tylko jej odmruknąłem coś niezrozumiałego.
Po dłuższej chwili zszedł też do nas Sherry.
-Wyglądasz jak siedem nieszczęść- skomentował na mój widok.
-Dzięki- odpowiedziałem, przewracając oczami.
Nie mając apetytu skończyłem jeść swoje śniadanie praktycznie razem z pozostałą dwójką.
Po zmyciu naczyń Aurora rzuciła:
-Kto ostatni w salonie, ten nie siedzi na kanapie!- i pobiegła korytarzem do wspomnianego pokoju.
Sherry z racji miłości do kanapy, sam rzucił się do przodu, wybierając inną drogę do pomieszczenia niż wybranka jego serca.
Popatrzyłem tylko na nich zmęczony, po czym po prostu powląkłem się za alfą.
Gdy już tam wszedłem zastałem narzeczeństwo rozwalone na całej kanapie i włączony ich ulubiony serial.
Usiadłem na fotelu przy ścianie, sam zaczynając oglądać.
Nawet nie zorientowałem się kiedy, ale wpadłem w pół sen. Dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że słyszę telewizor, ale głową gdzieś odleciałem.
Nie wiem ile nawet czasu minęło, bo przyjemnie mi się tak odpoczywało.
Obudził mnie głos rodziców.
Wyprostowałem się i przetarłem oczy.
Zastałem całą rodzinę wpatrującą się we mnie.
-Tak, już kontaktuje- zapewniłem ziewając.
-Dobrze- klasnęła w dłonie matka.
Co prawda się uśmiechała, ale wyglądała na zestresowaną.
-Chcielibyśmy wam coś powiedzieć- zaczął ojciec.
Na chwile w pomieszczeniu zapadła cisza.
-No to. Słuchamy- pognaliła rodziców, Aurora.
-Jestem w dwudziestym dziewiątym tygodniu ciąży. Będziecie mieli rodzeństwo- oznajmiła, a mnie wmurowało. Dosłownie jakbym nagle znalazł się w jakiejś czarnej dziurze. Jednak wciąż słyszałem głos matki- Nie mówiliśmy wcześniej, bo wiecie, mam swoje lata. Chcieliśmy mieć pewność, że dzieci są zdrowe.
-Czekaj. Dzieci? Liczba mnoga?- zapytała Aurora.
-Tak, to bliźniaki- odpowiedział ojciec.
-To dlatego, kupiliście dom z dwoma dodatkowymi pokojami?- zapytał Sherry.
-Kupowaliśmy ten dom, gdy byłam w drugim tygodniu. Ledwo co wiedząc, że jestem w ciąży. Więc pierwotnie tylko jeden pokój miał być dla dziecka.- wytłumaczyła matka.
-Choć to podejrzewałam, to nadal jest to dość spora niespodzianka- przyznała Aurora.
-Wiem, że to pewnie spory szok. Jednak jestem pewna, że wszystko się ułoży- powiedziała matka.
-Żartujesz?!- krzyknąłem wstając. Zignorowałem, że wszyscy popatrzyli się na mnie- Przychodzisz do nas pierwszego lepszego dnia i informujesz nas o fakcie dokonanym! Jeszcze mówiąc jakieś dyrdymały o tym, że wszystko się ułoży!
-Seth, uspokój się proszę. Wiem, że to dla Ciebie szok, ale...- nie dokończyła, bo jej przerwałem.
-Szok? Szok?! Szok! Mam wrażenie, jakby mi się świat zawalił! Nigdy! Ale to nigdy nie przeszło mi przez myśl, że w tym domu pojawi się jakieś drące się małe gówno! A tym bardziej dwa!- czułem jak łzy spływają mi po twarzy. Nie wiedziałem, czy to z bezsilności, czy wściekłości.
-Seth!- uniósł głos ojciec- Nie możesz tak mówić o hybrydach!
-To COŚ nie jest jeszcze hybrydą!- wydarłem się wściekle.
-Seth!- warknęła Aurora, wstając z kanapy.- Nie mów słów, których potem będziesz żałował!
Cofnąłem się o krok do tyłu, w stronę wyjścia, będąc zszokowany.
-Myślałem, że jesteś po mojej stronie- rzuciłem, łamiącym się głosem.
-Nie jestem po niczyjej stronie. Po prostu jako osoba, która też może zajść w ciąże, rozumiem mamę. Dlatego tym bardziej się dziwie twojemu zachowaniu- powiedziała rozczarowana.
-Nie zamierzam być świnią rozrodczą- warknąłem z obrzydzeniem, cofając się na przed pokój.
Tracąc nad sobą kontrole, z wściekłości zamieniłem się w wilka, rozrywając swoje ubrania.
Ignorując całkowicie resztę osób, podbiegłem do drzwi wyjściowych. Otworzyłem zębami klamkę i wybiegłem z domu.
Skierowałem się do lasu.
Gnałem tak przez zaśnieżone połacie terenu. Wyłem, skomlałem, piszczałem.
Miałem nadzieje, że to sen. Właśnie dlatego co jakiś czas wbiegałem w drzewo, uderząc głową o twardą korę.
Nic to nie dawało. Za to w pewnym momencie poczułem i zobaczyłem jak krew napływa mi do oczu.
Patrzyłem, nierównomiernie oddychając, na krew skapującą na śnieg.
Miałem wrażenie, że moje serce zaraz eksploduje. Żebra uwierały w płuca. Świat w około mnie się kręcił, wirował i był pokrywany czerwienią.
W tym momencie nie potrafiłem nawet zawyć, szczeknąć, cokolwiek.
Byłem ja i tylko to przerażające, nieznane, straszne uczucie jakbym miał zaraz umrzeć.
Co najgorsze, było okropnie wykończające, dlatego w pewnym momencie po prostu się przewróciłem na bok.
Teraz wszystko przestało mnie obchodzić.
Napawałem się bólem głowy i przeszywającym zimnem, rozchodzącym po całym ciele.
Patrzyłem tępo w nicość przede mną.
Wszystko na świecie zniknęło. Nie słyszałem żadnych dźwięków, nie czułem zapachów. Nawet nie wiem, czy można powiedzieć, że w ogóle widzę.
Bo choć wiedziałem, że ciałem istnieje na świecie- to miałem wrażenie, że mój umysł już umarł.
Nie mam pojęcia ile czasu tak spędziłem. Nie obchodziło mnie to, tak samo jak wszystko inne.
Nagle z jednym usłyszanym słowem, powróciłem na ziemie. I zacząłem wszystko widzieć, słyszeć i czuć.
-Seth...- doszło do moich uszu i w tym samym momencie poczułem śliczny, kojący zapach kakaa- O, Panie Losu. To naprawdę ty- usłyszałem jego zaniepokojony głos.
Po chwili już widziałem jego twarz, gdy pochylał się zaraz obok mojego łba.
-Co Ci się stało? Co tu robisz?- zadawał pytania, a ja się po prostu na niego patrzyłem.
Po chwili jednak zamieniłem się w człowieka, ignorując zimno, czy też możliwy wzrok alfy.
-Idź sobie- rzuciłem beznamiętnie, zachrypniętym głosem.
-Moralność mi na to nie pozwala- odpowiedział mi, po czym zdjął z siebie płaszcz i mnie nim okrył.
-Nie potrzebuje tego- oznajmiłem, po prostu się w niego wpatrując.
-Zawsze twierdzisz, że czegoś nie potrzebujesz,- zaczął z pocieszającym uśmiechem- a potem koniec, końców i tak wewnętrznie jesteś zadowolony.
Na jego słowa, automatycznie wyobraziłem sobie siebie z nie narodzonymi dziećmi mojej matki.
Poczułem jak łzy znowu spływają mi po twarzy.
Cassander od razu mnie przytulił. W jego ramionach tylko jeszcze bardziej się rozpłakałem.
Alfa szeptał uspokajające słowa, jednocześnie gładząc mnie po plecach.
Nie mam pojęcia ile to trwało, ale w końcu się uspokoiłem.
-Dzięki- rzuciłem cicho, odsuwając się od chłopaka.
-Nie ma za co- odpowiedział, po czym dodał- Odprowadze Cię do domu.
-Nie!- krzyknąłem natychmiast, spanikowany.
Alfa zdziwił się, ale nie pytał.
-W takim razie, chcesz przyjść do mnie?- zapytał, a ja skinąłem potwierdzająco głową. - W takim razie lepiej zmień się w wilka. W tej formie, za szybko przenika Cię zimno.
Oddałem mu płaszcz i posłusznie zmieniłem się w wilka, idąc zza alfą.
Okazało się, że jego dom był nie tak daleko. To tłumaczyło, czemu mnie znalazł.
Przed drzwiami się zatrzymał i zwrócił do mnie.
-W domu jest ojciec, dlatego lepiej żebyś jak najszybciej znalazł się u mnie w pokoju- poinformował mnie, na co skinąłem łbem.
Gdy weszliśmy do domu, chłopak od razu przyśpieszył do schodów. Tak jak kazał, szybkim truchtem zmierzałem do jego pokoju.
-Synu, choć tu do mnie- zawołał go jakiś męski głos.
Alfa jeszcze wskazał, żebym poszedł do pokoju. Tak więc zrobiłem.
Otworzyłem drzwi zębami. Wnętrze pokoju nie zmieniło się od mojego ostatniego pobytu tutaj.
Położyłem się na milutkim dywanie. Lekko się przestraszyłem, gdy poczułem jak coś się o mnie ociera.
Był to śnieżnobiały kot Cassandra. Misa.
Kot po otarciu się o mnie, skierował się na pufę, gdzie się położył i zasnął.
Zaraz po tym do pomieszczenia wszedł Cassander.
-Ojciec pozwolił Ci tu zostać- oznajmił, jakby od niechcenia.- Zamienisz się w człowieka, chciałbym Ci opatrzyć ranę.
Położył na biurku parujące kubki, po czym wyszedł z pokoju.
Po chwili wrócił z apteczką i klęknął przede mną.
Na jego wcześniejsze polecenie, zamieniłem się w człowieka.
Obmył mi całą twarz, po czym oczyścił ranę i przykleił opatrunek.
Odłożył apteczkę na biurko, po czym podszedł do szafy. Przez cały czas uważnie śledziłem jego ruchy.
Z szafy wyjął bokserki i koszule, po czym mi je podał.
Chciał mi już powiedzieć, gdzie jest łazienka. Jednak nieskrępowany jego obecnością, po prostu założyłem to na siebie.
-Można i tak- skomentował to pod nosem. Po czym zwrócił się do mnie.- Wejdź pod kołdrę. Jestem pewien, że się wyziębiłeś. Masz tabletkę przeciwgorączkową i ciepłe kakao.
Podał mi jedno z drugim.
Powąchałem napój.
-Pachniesz lepiej- mruknąłem, po czym dodałem- Nie przepadam za słodkim.
Wziąłem tabletkę do ust i ją popiłem, ignorując na chwile alfę.
Oddałem kubek z większością napoju, chłopakowi.
Z westchnięciem, odłożył je na biurko.
-Nie zmuszam Cię, ale zapytać nie zaszkodzi. Co się stało?- spytał przysiadając na krawędzi łóżka.
Popatrzyłem na niego po czym westchnąłem.
-Moja matka jest w ciąży- oznajmiłem, po czym przysunąłem się do chłopaka i oparłem czoło o jego bark.- W dodatku z bliźniakami, które urodzą się za jakieś dwa, trzy miesiące. Gdy to oznajmiła, miałem wrażenie jakby cały świat mi się zawalił. Ostatnio w końcu zaczęło się u nas układać. Moje relacje z matką się poprawiły. Zaczęła przykładać uwagę do moich uczuć. Nigdy wcześniej nie wiedziałem, że granie z rodziną w planszówki jest takie przyjemne. To było cudowne uczucie i taka przyjemna atmosfera. Jednak to wszystko się skończy, gdy się urodzą. Zdaje sobie sprawę jak wiele czasu zajmuje opieka nad jednym noworodkiem. A co dopiero nad dwoma. Dom będzie do góry nogami. Nie chce tego. Boje się tego...- więcej nie byłem w stanie wydusić, ponieważ się rozryczałem jak małe dziecko.
Alfa przytulił mnie do siebie mocniej.
Po chwili jednak odchylił się i podał mi chusteczki.
Wydmuchałem nos i otarłem łzy.
Po jakimś czasie w miarę się uspokajając.
-Nie zamierzam Ci powiedzieć nic w stylu "Będzie dobrze", "Nie będzie tak źle". Bo jestem pewien, że wiele razy będziesz przeklinał swoje młodsze rodzeństwo i rodziców. Pewnie nie będziesz mógł spać po nocach, a uszy będą Ci krwawić od ciągłego słuchania krzyków.- mówił, głaszcząc mnie po włosach.- Jednak wiedz, że gdy będziesz miał tego wszystkiego dość, to możesz po prostu przyjść do mnie.
Na chwile zapadła cisza.
-Jesteś za miłym facetem- mruknąłem, wpatrując się w pościel.- Nie wiem, co zrobiłeś, że Panie Losu Cię mną pokarały.
-Nie jesteś taki zły, gdy się już Ciebie bliżej pozna.- odpowiedział, po czym złożył motyli pocałunek na mojej skroni.
-Wyjątkowo Ci wybacze- bąknąłem.
Alfa cicho parsknął śmiechem.
-O wiele bardziej do twarzy Ci z złośliwością, niż smutkiem- oznajmił rozbawiony, po czym dźgnął mnie palcem w bok.
Momentalnie spojrzałem mu groźnie w oczy.
I niczym dzikie zwierzę polujące na zwierzynę, najpierw się przyczaiłem, a potem zaatakowałem.
I tak oto zaczęła się trzecia wojna światowa na dźganie i łaskotki.
Muszę przyznać, że poprawiło mi to humor. A zwierzenie się ze swoich myśli, pozwoliło mi się odrobinę pogodzić z nadchodzącą zmianą.
Dlatego pożyczyłem ciuchy od Cassandra i wróciłem do domu.
Gdy tylko wszedłem do domu, usłyszałem kroki kierujące się w moją stronę.
-Gdzieś ty był?!- podeszła do mnie zaniepokojona matka, widziałem że miała zaczerwienione oczy.- I co Ci się stało w czoło?
Zignorowałem jej wypowiedź.
-Potrzebuje czasu, żeby przetrawić całą tą sytuacje i się z nią pogodzić. Jednak wiem, że w złości powiedziałem krzywdzące słowa, więc przepraszam- powiedziałem to, po czym po prostu minąłem kobietę i udałem się do swojego pokoju.
To był cholernie męczący dzień. I leżąc tak na łóżku, myślałem. Zastanawiałem się, czy przypadkiem koszmary dręczące mnie dzisiejszej nocy nie zapowiadały właśnie dzisiejszego dnia.
Nie zdziwiłbym się, podświadomość jest kilka razy bardziej inteligentna od samych hybyrd.
Z perspektywy czasu widzę wiele rzeczy, które wskazywały na ciąże matki. Jednak wolałem to ignorować, za pewne wiedząc, że informacje mogą zmienić moje życie o sto osiemdziesiąt stopni.
Pogrążony w myślach, nawet nie zorientowałem się kiedy odpłynąłem. Jednak następnego ranka nie pamiętałem, czy tej nocy śniły mi się sny, czy koszmary.
Opublikowane: 6.08.2022
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top