Rozdział 1- Po łapy w bagnie


Na wstępie tylko rzuce, że jeśli zabłąkała się tu jakaś duszyczka szukająca wyseksualizowanej opowieści o tym jak alfa nieodpowiedzialnie rucha omegę podczas jej rui, a potem są z tego szczeniaki to sorry, ale musisz szukać dalej. Good luck.

A do tej normalnej części ludzi, którzy są tu po ciekawą fabułę, cóż serdecznie Zapraszam!


Seth

Od kilku dobrych minut tępo wpatrywałem się w ziarenka ryżu na talerzu przede mną.

Wsłuchiwałem się w tykanie zegara, który wisiał niedaleko mnie.

Słyszałem też jak ojciec w gabinecie przewraca strony książki.

Jak matka pisze coś na klawiaturze laptopa siedząc kawałek dalej od swojego męża.

Z wymiaru trzeciej egzystencji wyrwał mnie dopiero dźwięk schodzenia po schodach, które były za mną.

Zanim się jeszcze odwróciłem, poczułem woń gumy balonowej.

-Co tam młody? -zapytał mnie ziewając, mężczyzna w samych dresach i kapciach.

-Chcesz moje śniadanie?- zapytałem podnosząc i podając wisniowo-włosemu talerz.

-Jasne, ale matka Cię ochrzani jak się dowie, że nie jadłeś- ostrzegł, odsuwając stołek i siadając obok mnie przy wyspie kuchennej.

-Cokolwiek. Nie mam ochoty- mruknąłem pod nosem, przewracając oczami.

-Zapytałbym, czy stresik przed pójściem pierwszy raz do nowej szkoły, ale wystarczająco Cię poznałem.- powiedział, zaczynając jeść.

-Ta. Jeśli mam jakiś powód do stresu to jest to głupota ludzi, którzy ciągle wierzą w te dyrdymały odnoście drugiej płci.- prychnąłem kpiąco, mając przed oczami konserwatystów.

-Niechaj Liceum im. Wolfstara w Devils Lane się przygotuje. Nadchodzi męska omega, postrach alf, bet i wszystkich staromodnych- rzucił do mnie z rozbawionym uśmiechem, Sherry.

-Nie planuje przewracać tej szkoły do góry nogami, ale jak to wyjdzie to już zależy od tamtejszych uczniów i nauczycieli.- wzruszyłem ramionami, by zaraz potem zacząć kręcić swoje loki na palcu.

Widziałem kątem oka, że wiśniwo-oki chciał coś odpowiedzieć, ale przeszkodził mu w tym ryk z góry.

-Sherry, do cholery! Zabieraj stąd swoje brudne skarpety!- krzyknęła wściekła Aurora.

Mój przyszły szwagier w żaden emocjonalny sposób na to nie zareagował. Już zbyt długo żył w jednym domu, ba! W jednym pokoju z moją starszą siostrą.

-Sorka Młody, muszę służyć mojej Pani- rzucił, kończąc posiłek i wstał. Dodał tylko- Powodzenia w szkole- i mierzwiąc moje blond różowe loki, poszedł skąd wcześniej przyszedł.

-A talerz?- zapytałem po chwili, ale jego już nie było na parterze.

Westchnąłem i biorąc brudne naczynie, podszedłem do zlewu, aby je umyć.

W między czasie usłyszałem jak na górze w pokoju młodego narzeczeństwa coś gruchnęło i huknęło.

-Facet jest masochistą, skoro się jej oświadczył- szepnąłem, kręcąc głową w niedowierzaniu.

Wytarłem ręce o ręcznik papierowy po czym go wyrzuciłem do śmietnika.

Spojrzałem na zegar, który nieubłaganie zbliżał się do pory mojego wyjącia z domu.

Nowego domu. Ciągle się do końca nie rozpakowałem. Powinienem to zrobić jak wrócę.

Wziąłem torbę i zarzuciłem na ramię.

Jednak przystanąłem czując dwie wonie mieszające się w jedną.

Zanim się do końca obróciłem, to ktoś to zrobił za mnie. W dodatku mnie przytulił.

-Będzie dobrze synu! Co by się nie dzi...

-Pamiętaj, że jak jakiś alfa się będzie do Ciebie dobierała, to walnij go prawym sierpowym.- wyrwała mnie z uścisku ojca, moja matka i łapiąc za ramiona, zatrzęsła mną.

-To prawnie nielegalne- wtrącił ojciec unosząc jedną brew i krytycznie spojrzał na matkę.

-Nastoletnie alfy, robią gorsze "nielegalne" rzeczy. Ciężka łapa będzie dla nich jak kubeł zimnej wody- powiedziała uśmiechając się z wyższością, jak to miała w zwyczaju.

Widać kto w tym związku jest alfą.

Ojciec westchnął bezradnie i poklepawaszy mnie jeszcze po ramieniu, odszedł do gabinetu.

-Pokaż kto tu rządzi!- rzuciła jeszcze do mnie rodzicielka i poszła w ślady ojca. Z tym, że ona poklepała mnie w plecy i to kilka razy mocniej. Potem jednak również skierowała się skąd przyszła.

Dom wariatów. Nawet jeśli dom inny, to wariaci Ci sami- pomyślałem, kręcąc głową.

Po chwili jednak zwróciłem się w kierunku drzwi i sięgnąłem do klamki.

-POKAŻ, ŻE JESTEŚ KRÓLEM!- usłyszałem jeszcze wrzask siostry z góry. Leniowi pospolitemu nawet się z łóżka nie chciało wstać.

-Ta, dzięki!- powiedziałem trochę głośniej. Jej sprawa, czy usłyszy.

I w końcu z powodzeniem udało mi się wyjść z domu.

Idąc chodnikiem obrzuciłem podejrzliwym wzrokiem, ciemne chmury wiszące nade mną.

Szansa pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, że się rozpada. Albo tak, albo nie.

Najwyżej będę mokry.

Zresztą. Dzięki wspaniałomyślności matki, ta specjalnie wybrała dom bliżej szkoły.

Kilometrów do przejścia nie miałem, więc może znalazła by się jakaś sucha nitka.

Już po chwili spaceru moim oczom ukazała się moja nowa szkoła.

Ot, jakiś kremowy budynek.

Po dziedzińcu kręciło się mnóstwo wszelakiej maści uczniów.

Może nie zwróciłbym na innych aż takiej uwagi, gdyby nie to że prawie zostałem staranowany. I przyczyną tego miałyby być dwa ganiające się wilki.

Westchnąłem męczeńsko w duszy, ale moja twarz pozostała niewzruszona.

Zanim jeszcze wszedłem do budynku, rozległ się dzwonek na lekcje.

Dlatego czym prędzej odsunąłem się na bok.

Co jak co, ale nie chciałem zostać zmiażdżony przez śpieszący się tłum.

Czy oni nie mają zegarków? Wystarczyłoby zerknąć od czasu do czasu, a nie byłoby potem cyrków z przepychankami.

Cóż za inteligentne gałgany.

Poczekałem więc chwilę, aż reszta się przepchnie przez wielkie, brązowe dwuskrzydłowe drzwi. Po czym sam na spokojnie przez nie przeszedłem.

Od razu zobaczyłem kilkumetrowy korytarz z niebieskimi szafkami po bokach. Na końcu dojrzałem betonowe schody, z pół piętrem na wysokości głowy. Schody powyżej pół piętra rozchodziły się po bokach tych głównych, na dwa piony.

Patrząc po numerach sal, szybko domyśliłem się gdzie iść. A i nauczyciel się widać spóźnił, bo pod odpowiednią klasą stali uczniowie.

Jak widać los mi sprzyja, bo zanim ktokolwiek zdąrzył do mnie podejść, usłyszeliśmy brzdęk kluczy.

To był nauczyciel i też mój wychowawca.

Mały, przygrubawy, lekko wyleniały mężczyzna starszy wiekiem.

-No, już, już- odezwał się otwierając klasę i jednocześnie pilnując, aby mu się kawa nie wylała.- Uspokójcie się już.

Wpuścił wszystkich do środka. Wszedłem jako ostatni, aby nie podsiąść nikogo.

Od razu rzuciło mi się w oczy wolne miejsce w jednym z ostatnich rzędów, w dodatku przy oknie.

Tak więc tam chciałem ruszyć, ale zatrzymał mnie głos nauczyciela.

-Wróć jeszcze na chwilę- zwrócił się do mnie, a potem do klasy.- Jak już pewnie zauważyliście, mamy nowego ucznia w klasie. Przedstaw się.

A myślałem, że tego uniknę.

Cofnąłem się kilka kroków, mniej więcej do linii biurka nauczyciela.

-Nazywam się Seth Sullen.- powiedziałem beznamiętnie.

Nastała chwila ciszy.

-I co, to tyle?- zapytał nauczyciel unosząc do góry brew.

-A co mam jeszcze powiedzieć?- spytałem powtarzając jego gest z brwią.

-Na przykład, jaka jest twoja druga płeć?- ni to poinformował, ni spytał jakby z lekka zniesmaczony.

-To raczej moja indywidualna sprawa- powiedziałem i już zobaczyłem oburzenie w jego oczach. Jednak nie dałem mu wtrącić słowa- Ale jeśli ta informacja odmieni czyjeś życie, to jestem omegą.- dodałem lekko znudzony.

Tym razem już mogłem usiąść w ławce w spokoju, bowiem nauczyciel mi wpisywał uwagę za złe zachowanie.

Ahhh, konserwatyści.

Po chwili jednak zaczął prowadzić lekcję historii. Ja za to, rozkładając dla niepoznaki zeszyt i podręcznik, mogłem kątem oka obserwować uczniów mających w-f na boisku.

Trochę współczuje. Jak lunie to wszyscy będą mokrzy.

Tak przypatrując się biegom uczniów pod postacią ludzką lub wilka, leciała mi lekcja.

W między czasie tylko obiło mi się o uszy, że jakiś uczeń się spóźnił. I chyba też był nowy, bo zdawało mi się, że się przedstawiał.

W końcu zadzwonił dzwonek na przerwę, a ja wstałem aby się spakować.

Część uczniów już to zrobiła i po koleji opuszczali salę.

-Jaka słodka omega z innego rezerwatu- usłyszałem nieprzyjemny dla ucha głos obok mnie.

Mentalnie przewróciłem oczami czując, że specjalnie roztacza intensywne feromony. Woń oliwy z oliwek. Jego pech, akurat nie lubię.

Rzuciłem okiem na przystawiającego się do mnie alfę.

Typowy alfa aż do bólu. Umięśniony facet z brązowymi włosami i oczami.

-Aha- skwitowałem jego wcześniejszą wypowiedź i zabierając torbę, wyszedłem z klasy.

Praktycznie od razu usłyszałem za sobą czyjś drobny bieg. Aż cud, że go wychwyciłem mimo głośnych rozmów uczniów stojących przy szafkach.

-Jesteś hańbą dla omeg! Co ty sobą reprezentujesz takim zachowaniem. Pyskowanie i naśmiewanie się z nauczyciela bety. Choć i tak zignorowanie alfy było szczytem bezczelstwa!- mówiła wściekła dziewczyna, próbując mnie zatrzymać.

Zatrzymałem się więc na chwile, odwracając do niskiej szatynki o jakiś mułowych oczach.

Aż ciskała piorunami z oczu.

-Jak dla mnie to hańbą jest dawanie dupy alfom, ale jak kto woli- rzuciłem tylko i zostawiając zszokowaną kobiecą omegę, ruszyłem do następnej sali.

I tak mi minęła jedna lekcja, druga.

Na przerwie między lekcjami podszedł do mnie znowu tamten alfa. Tym razem się przedstawił. Wyatt.
Zgrywał miłego i przyjacielskiego, ale w końcu alfie instynkty zwyciężyły. Dlatego w momencie kiedy chciał dotknąć mojego pośladka, użyłem na jego twarzy prawego sierpowego. Za poradą matki.

Kompletnie wyprany z emocji tylko rzuciłem, że tak się skończy każda próba naruszenia mojej przestrzeni prywatnej przez jakiegokolwiek alfę.

Po tym zdarzeniu nie musiałem długo czekać, aby królowa klasowych omeg do mnie przytruchtała ze swoją dwójką towarzyszek. Przy okazji dowiedziałem się, że ma na imię Katina.

Znowu ją zbyłem, ale coś czułem że laska mi będzie solą w oku.

Zszedłem akurat po schodach, kiedy z kimś się zderzyłem.

Odbiłem się trochę od tej osoby i zatoczyłem do tyłu, omal nie przywracając o stopień.

Omal, ponieważ gdy już zacząłem się przewracać ktoś mnie złapał w pasie i utrzymał w pionie.

-Wszystko w porządku?- usłyszałem, wręcz ZBYT miły głos.

-Nie umarłem- odpowiedziałem i uniosłem wzrok będąc  zniesmaczony dotykiem, jak mniemałem alfy.

Jednak gdy tylko mój wzrok skrzyżował się z tym jego, miałem wrażenie jakby ktoś we mnie uderzył ciężarówką zrobioną z cukru.

Całe moje ciało jakby na sekundę zwiotczało, by zaraz po całej skórze przeszedł mnie dreszcz. Zbyt ciepły i przyjazny.

Moje zmysły jakby otępiały, a świat wokoło wirował i się rozmazywał.

I jedyne co widziałem wyraźnie to alfę przede mną, którego oczy  jarzyły się teraz krwistą czerwienią. Po chwili ich kolor zaczął wracać do tej naturalnej, głęboko niebieskiej barwy.

I moje omedze zmysły by chłonęły to poczucie bezpieczeństwa, miłości, bliskości przeznaczonego i ciepło jakie od niego biło.

Jednak zbyt dużo czasu poświęciłem na naukę samokontroli, żeby teraz oddać się przypadkowej alfie. Nawet jeśli miałby to być mój przeznaczony.

-Puścisz mnie w końcu, czy będziemy tak stali aż nas nastanie zmierzch?- zapytałem, pozostając w bezruchu.

-Oh, wybacz- uśmiechnął się do mnie nerwowo, zabierąc ręce i drapiąc się po karku.

Dopiero teraz zobaczyłem jaką sensacją była nasza dwójka. Nic dziwnego, spotkać przeznaczonego na tak wielkim świecie to nie lada wyczyn. Nie zdarza się to często.

Przeklnąłem na szybko w głowie Panie losu, po czym ruszyłem w stronę sali.

-Czekaj!- zawołał za mną, odwróciłem lekko głowę. Był zdezorientowany i przestraszony- Gdzie idziesz?!

-Na lekcje?- rzuciłem przez ramie.

-Zamierzasz po prostu sobie iść?!- zapytał marszcząc brwi.

-Chyba nie myślałeś, że Ci się oddam tylko dlatego, że jesteś moim przeznaczonym. Naiwny alfo- powiedziałem kpiąco.

Z sekundy na sekundę wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. I dałbym sobie ogon ogolić, że widziałem jak mu wystaje żyłka na czole.

Podszedł do mnie krzywo się uśmiechając.

-Skoro tak stawiasz sprawy, niech będzie. Zagram w twoją grę i sprawdzimy kto pierwszy z tęsknoty przybiegnie do drugiej osoby błagając o litość. Cyniczna omego.- wysyczał zza zębów. Po czym wyciągnął w moim kierunku dłoń- Więc może od początku. Cassander Lane, przeznaczona omego.

-Serio mając na nazwisko Lane, mieszkasz w Devils Lane w rezerwacie Spirit Lane?- zakpiłem, ale uścisnąłem jego rękę- Seth Sullen, alfo.

I w momencie kiedy nasze dłonie się rozłączyły, obróciłem się i żwawym krokiem ruszyłem pod sale.
Za wszelkie skarby próbując stłumić swoje omedze zmysły, karzące mi zawrócić i błagać o litość, a żeby tylko móc znów być w jego ramionach.

Ale nie!

Nie będzie tak łatwo.

Choćbym miał oszaleć przez miliardy oszalałych zmysłów, nie będę nikogo błagał!

Zresztą nie spodziewam się, żeby ta "gra" miała się długo ciagnąć. W końcu to alfa, prędzej czy później będzie chciał mnie złapać za dupe. A wtedy ja mu przywale i tyle z tego będzie.

Ja dotarłem do klasy, a dzwonek zadzwonił.

Plotki szybko się roznoszą i praktycznie od razu razem z czarno-włosym alfą byliśmy tematem numer jeden. Nowinka doszła nawet do nauczycieli, którzy zachwyceni przeznaczonymi usadzali Cassandra zawsze obok mnie.

Bo w końcu musi mieć ma mnie oko.

Jakby zakładali, że zamierzam się puszczać na lewo i prawo.

Pod koniec lekcji już miałem serdecznie dość tego wariatkowa i marzyło mi się tylko zamknąć w pokoju. Chciałem na spokojnie przetrawić dzisiejszy dzień i jego zdarzenia.

Dlatego gdy tylko zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec lekcji, byłem już spakowany i wyszedłem stamtąd czym prędzej.

Tak się spieszyłem, że na schodach poślizgnęła mi się stopa na schodku. Jednak gdy tylko zacząłem spadać, ktoś chwycił mnie z tyłu za kołnierz od bluzki i przytrzymał w pionie. Po czym puścił.

-To już drugi raz. Chyba zaczne liczyć punkty.- rzucił do mnie, jak się okazało Cassander.

Minął mnie, idąc dalej i pozostawiając po sobie tylko nikły zapach kakaa.

Nawet nie zdąrzyłem przetworzyć co się stało, a już postać alfy zniknęła w tłumie. Nawet nie miałem szansy mu odpowiedzieć.

Prychnąłem więc i sam zszedłem ze schodów. Tym razem uważniej.

Za to drogę od szkoły do domu pokonałem w chwilę, podświadomie idąc szybkim krokiem.

Wszedłem do domu, zamykając za sobą drzwi. Po czym głośno westchnąłem i ruszyłem przedpokojem.

Spojrzałem do kuchni, słysząc jak ktoś się tam krząta.

Zastałem tam wszystkich domowników.

Jak jeden mąż wszyscy spojrzeli się na mnie i wciągnęli zapach, który roztaczałem.

No tak, po spotkaniu przeznaczonego zapach jest silniejszy i pomieszany z tym drugiej osoby.

Potem nastąpiła reakcja łańcuchowa.

Pierwsza wyrwała się moja matka, jak na alfę rodziny przystało.

Rzuciła się na mnie dokładniej wąchając.

-Spotkałeś przeznaczonego?!- krzyknęła oburzona.

-Pierwszego dnia w szkole?- dodał zszokowany ojciec.

-Ale jazda, my to mamy w życiu szczęście- zaśmiała się Aurora.

-Szczęście? Chyba pecha. Teraz jestem skazany na użeranie się z jakimś alfą do końca życia. A żyłem w przekonaniu, że jestem aromantyczny i asexualny. A teraz? Teraz jestem przez PRZEZNACZENIE zmuszony do miłości.- prychnąłem, mając ochotę wyklnąć Panie Losu.- Idę do pokoju, nie przeszkadzać.- dodałem i z miną jak burza gradowa, poszedłem na górę.




Opublikowane: 16.06.2022

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top