~ 1 ~
Czułam ucisk. Nie w sercu, lecz na płucach. Z każdym dniem, wieniec oplatał moje organy coraz ciaśniej.
Kolce róż raniły wątrobę.
Liście zatykały poranioną tchawicę.
Łodygi uwierały, a płatki opadały.
Coraz dalej sięgały te kwiaty rozmaite. Tym samym raniąc moje kończące się życie. I z każdą chwilą, pragnęłam coraz bardziej. Aby zakończyć to cierpienie moje, przez Ciebie przecież narzucone.
A miłość moja, okraszona w kwiaty, dziś błaga o uczucie Twoje. Lecz jeno takie, wciąż nieodwzajemnione.
Tak niezwykła moja miłość do Ciebie. Niczym te kwiaty - piękna, choć niewidoczna. Jednocześnie morduje mnie od środka.
Ja tylko chciałam, byś zauważył. Byś spojrzał na mnie w sposób tak piękny. By oczy Twoje zielone światło mi pokazało.
Boś Ty moją gwiazdą.
Moją nadzieją.
Moją pewnością.
Moją miłością.
Mym utrapieniem.
Moim cierpieniem.
Lecz również mym niewypowiedzianym zbawieniem.
Moim lekarstwem.
Moim ciężarem.
Moją lecznicą.
Mym antidotum.
Moją trucizną.
Moją zarazą.
A jednak chciałabym właśnie z Tobą spędzić moje kończące się życie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top