16. Końska „Chodakowska"

Cześć i witam. To „znowu" ja :D
Tak, tak, wiem. Chyba już od roku nie było rozdziału, jak nie lepiej. Ale.. hm, miałam dość ciężki okres czasu. Nie rozgrzebujmy tego, przejdźmy do rozdziału.
Będzie on miał formę bardziej, hm, opisu najśmieszniejszych rzeczy, ćwiczeń, jakie wymyślała moja (i nie tylko) trenerka, zarówno dla konia, jak i dla jeźdźca.
Tak, rozdział ma nazwę „końska Chodakowska", bo tak nazywa pewne ćwiczenie. Ale o tym później.
Tak długo nie wstawiałam rozdziału, że pewnie jesteście do tyłu z informacjami- dzierżawię wałacha. Jest (wybuchową) mieszanką kuca walijskiego i pełnej krwi angielskiej (XD). Jest młodziakiem, 4-latkiem, którego uczę wszystkiego. Serio, dosłownie wszystkiego. Na początku musiałam uczyć go skręcać. Niedawno zaczęliśmy skoki, max. 70 cm. Jest baaaardzo szybki, jest raczej „do przodu", i czasem nie da się go zatrzymać.
I, żeby nie było, wszystko to robię pod czujnym okiem najlepszej trenerki, z jaką miałam okazję pracować, ponieważ nie jestem pełnoletnia, no i koń nie jest mój.
No, i znów zgubiłam wątek.
A więc, ostatnio moja trenerka wymyśliła, że trzeba przetestować mojego malucha. Wiecie co wymyśliła? Wsadziła mnie na pas od woltyżerki TYŁEM. XDD serio. I na lonżę, i galopem. Uśmiałam się co nie miara, szczególnie wtedy, gdy prawie spadłam od jednego bryknięcia. Albo, gdy w kłusie kazała mi robić młynki (obrócić się, czyli najpierw jechać po lewej, później obrócić się przodem do kierunku jazdy, później w prawo a potem znów tyłem). To było naprawdę świetne przeżycie.
CHODAKOWSKA
Kolejnym ćwiczeniem, które jeździłam nawet dzisiaj, był drążek. W sumie cavaletka, taka bardzo, bardzo niziutka. Naszym zadaniem było ją przeskoczyć, nie przejść. Z kłusa, oczywiście. Już wyjaśniam, jak trzeba był to zrobić.
A więc, podjeżdżamy do tej cavaletki równym kłusem, kroczek przed nią robimy półparadę, przyciskamy łydkę, i za pierwszym razem możemy dać bacik w łopatkę (tak mniej więcej pierwsze 3 próby dajemy baciki, później już samym dosiadem i ustawieniem wodzy). Koń powiniem ładnie spiąć się do skoku, ale nie każdy koń to ogarnie za pierwszym razem. Gdy już wyjdzie, należy ładnie pochwalić, bo to wymagało myślenia od konia. Mój maluch ogarnął za pierwszym razem, chociaż wybił się ‚odrobinkę' za wysoko, i wybił mnie lekko z siodła.
Później, gdy koń poradził sobie z cavaletką w kłusie, ustawiamy na ziemi zwyczajny drążek. Najeżdżamy na niego kłusem, i staramy się go przeskoczyć. Działamy tą samą zasadą (łydka, bacik+półparada). Powtarzamy to do momentu, aż koń załapie. Konieczna jest pochwała. Nieważne, w jakiej postaci, czy głosem, czy przejściem do stępa, czy poluźnieniem wodzy, czy zwykłym poklepaniem. Koń, nieotrzymawszy przez nas pochwały, może stwierdzić, że haruje na darmo i nawet odmawiać pracy.
Dopiero teraz zaczyna się zabawa. Gdy mamy za sobą te dwa etapy, ustawiamy na przykład krzyżaczka. (Nie może być baaaaardzo wysoki, 50 cm myślę, max). Idziemy na niego stępem. Dalej działamy dokładnie tak samo. Łydka, bacik, półoarada. Do każdego wybicia półsiad. Ruchy muszą naturalne, nie jakieś bardzo silne czy gwałtowne.
Za pierwszym razem koń prawdopodobnie na kilka kroków przed przeszkodą zakłusuje, nie należy go wtedy karcić, a jechać jeszcze raz, tym razem troszkę bardziej go przytrzymując.
I uważać na to wybicie przy tym skoku ze stępa.
Dalej się bawimy. Tym razem najeżdżamy na przeszkodę dalej ze stępa, z tym że na kroczek przed przeszkodą zatrzymujemy się. Wtedy, w tym samym czasie dajemy wyraźną łydkę, półparadę, bacik, i możemy krzyknąć nawet „hop", by koń ładnie przeskoczył z miejsca, nie kłusując przed przeszkodą.
To bardzo fajne ćwiczenia, dobre na „rozgrzewkę" przed skokami „właściwymi". Nie należy ich jednak robić dłużej niż około 20 minut.
Po tych ćwiczeniach koń rozciąga się cały, więc może mieć nastepnego dnia lekkie zakwasy. Ale spokojnie, nic mu nie będzie.
Następnym „ćwiczniem" dla jeźdźca są nadstrzemiona.
Wkładamy stopę nad strzemiona, między te paski, by stopa opierała się na metalowej górze strzemiona. I próbujemy stanąć tak, by nie spaśćz. W stępie, kłusie, ja nawet galopowałam tak i skakałam. I było bardzo fajnie i śmiesznie. Najgorszy jest półsiad, nie polecam.
Ćwiczenie te jest też dobre ta konia, bo odciąża mu kręgosłup.
I ta rozkosz, gdy się wraca w normalne strzemiona... :)))

Ostatnie zadanie dla większego zastępu to jeżdżenie w parach.
Dwa konie jadą obok siebie, za nimi kolejna para koni. Jadą w tym samym chodzie, starając się dotrzymać sobie kroku, nie wyprzedzać się, a potem nawet zmieniać kierunki.
Zabawa jest świetna, szczególnie, gdy konie w parze się nie lubią! ;D
***
A więc, by nie przedłużać, mam nadzieję, że cieszycie się, że wróciłam.
10⭐️ i siadam i piszę kolejny rozdział. I teraz help. Lepiej żeby rozdział był o moich failach, czy o moich wypadkach na koniu? W sensie o moim spadaniu XD.
Zostawcie komentarz. Proszę🌝
I gwiazdkę też🙏

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top