26. - przepraszam.(?)

Liczę swoje kroki.

Każda droga ma swój własny numer.

Nie wiem nawet, jak to robię.

Głowa zapełniona myślami.

Tymi, co się już nie rumienią.

A Ty ciągle wierzysz.

Wierzysz, że dusza moja zrodzi się na nowo.

Tkwisz w tym jednym miejscu.

Czemu się nie wyprowadzasz?

Zmieniłam swe mieszkanie.

Kupiłam meble i ornamenty do niego.

Kupiłam nawet żyrandol.

Zwisa aż do podłogi.

Zwisają z niego twoje słowa.

Mówisz, że chcesz znaleźć moje serce.

Że ono tam jest.

Gdzie?

Ono zawsze chciało mieć innego właściciela.

Takiego, co je rozpieści i rozegna do bicia.

I nie założy mu kajdan na płuca.

Zawsze chciałam znać jego imię.

Serce, które żyje i ucieka musi je posiadać.

Może jeśli się dowiesz, jak ono brzmi, to twoje, niewarte rozmyślenia, przekonania, się chociażby po części ziszczą.

Ale Ty nadal siedzisz w tym samym miejscu.

Gapiąc się w tą samą telewizję przeszłości.

Gubiąc się w tym samym labiryncie myśli.

Myśląc, że to ja jestem punktem wyjścia do wolności.

A przecież to ja labirynt ten stworzyłam.

Liczbę kroków między jego ścianami także mam zapisaną.

Chciałbyś ją poznać?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top