8. 🍒✉️
– Najlepsze. Kanapki. Świata.
– Oj, przestań, bo się zarumienię.
Eren się zaśmiał, po czym lekko puknął przyjaciela łokciem. Lubił przebywać u Jeana. Panowała u niego przyjemna, rodzinna atmosfera. W kuchni zawsze pachniało świeżo upieczonym ciastem, a jego mama częstowała przepysznymi smakołykami. Czuł się tutaj prawie jak w domu, nawet na kanwie ostatnich wydarzeń.
Zerknął na Kirschteina, kiedy ten wyjadał łyżeczką dżem prosto ze słoika. Miał poczochrane włosy i zmęczone spojrzenie. Jednak nie tak zmęczone, jak to Jaegera, który nie mógł spać w nocy, wciąż mając w głowie obraz Jeana i Mikasy. Mimo wszystko nie chciał tego na razie roztrząsać.
– Masz aspirynę?
Zapytał dopiero, kiedy pani Kirschtein wyszła z domu do ogródka. Jakoś tak nie chciał, aby słyszała jego zapytanie. Zaraz by się zmartwiła, próbowała robić okłady i dopytywała od czego chłopaka boli głowa. A on miał najzwyklejszego kaca.
– Nie przeholowałeś wczoraj za bardzo? – zapytał Jean, przeczesując szafki w poszukiwaniu tabletek. Kiedy wreszcie znalazł, podał przyjacielowi wraz ze szklanką wody.
– Pyta ten, co nie przeholował – warknął w odpowiedzi.
– Nie wlewałem w siebie wszystkiego, co mi wpadło w ręce – odparł Kirschtein naburmuszony, wróciwszy do wyjadania dżemu.
– Nie mówię o tym.
Jean w ułamek sekundy zrozumiał słowa Erena. Nic nie odpowiedział. Zapadła cisza, przerywana jedynie brzdękiem łyżeczki w słoiku i szelestem wyjmowanej tabletki z blistra. Eren wziął aspirynę i popił ją wodą, po czym odstawił szklankę. Wpatrywał się w szkło, kręcąc nim wokół własnej osi. Był dziwnie nieobecny, zamyślony.
– Czy to coś zmieniło między nami?
Szmaragdowe oczy uniosły się na piwne. Eren zastanawiał się nad pytaniem zadanym przez Jeana. Czy coś zmieniło? Tak, zdecydowanie. Czuł, że teraz jest już inaczej. Tylko nie wiedział, w którym kierunku. Czy ma żal do Jeana? Raczej do Mikasy. Z Jeanem w końcu zaczął o nią rywalizować, więc logiczne było, że chłopak też będzie dążył do jakiejś bliskości z nią.
Jednak to, co najbardziej nie dawało mu spokoju, to myśl, że jest zazdrosny, jednak nie o dziewczynę, a o chłopaka. Zupełnie jakby na nim mu zależało bardziej, niż na niej.
– Zabijesz mnie tym milczeniem.
Jaeger uśmiechnął się lekko.
– Myślę, że nic to nie zmieniło.
Powiedział półprawdę. Bo zmieniło, jednak na lepsze. A przynajmniej w jego mniemaniu, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi.
🍒✉️🍒
Pół dnia Eren spędził u Jeana, jednak był to miły czas. Gdy posprzątali po śniadaniu, pani Kirschtein poprosiła syna o pomoc, której także Eren się z chęcią podjął. Na całym podwórku przesadzali jakieś drzewka i kwiatki, by później skosić trawę. Po skończeniu kobieta uraczyła ich smacznym obiadem, po którym zajęli się robieniem dżemu, o którym Jean pisał rano.
– Więc co mam robić? – zapytał Jaeger, opierając się o blat obok Jeana.
– Bierzesz wiśnię, pozbywasz się pestki i wrzucasz do tego gara. Proste jak drut.
– I mamy się pozbyć pestek z tych dwóch wiader?
– Tak.
Eren oniemiał na samą myśl rozdzielania każdej wiśni z osobna. Toć to ze trzy godziny roboty, jak nie więcej. Jednak posłusznie wziął się za owoce.
– Chłopcy, idę do sklepu! Kupić wam coś?
– Nie! Dzięki, mamo!
Już po chwili kobieta wyszła z domu, a po niej pozostał tylko dźwięk zamknięcia drzwi, który przez moment dzwonił w uszach.
– Mogę zapytać... co konkretnie wczoraj wydarzyło się z Mikasą? – zapytał Eren cicho.
Jean milczał przez chwilę, jakby zastanawiając się czy mówić wszystko, czy część, czy zatrzymać coś dla siebie. Jednak stwierdził, że powie prawdę.
– Po balu poszliśmy na fontannę. Bardzo na ciebie narzekała. Wiesz, że byłeś z Historią. Przytuliła się, a później po prostu mnie pocałowała. Szczerze mówiąc, nie miałem w to wkładu. I szczerze wolałbym, aby była kimś innym.
– Kim?
– Tobą.
Wiśnia wypadła z rąk Erena i poturlała się po podłodze. Chłopak natychmiast kucnął, aby ją podnieść, jednocześnie walcząc z rumieńcem na twarzy. Kiedy wstał, Jean był po drugiej stronie kuchni, stał przy kuchence, też zdecydowanie zawstydzony.
Eren zbierał się w sobie tylko moment, nim podszedł i zapytał:
– To może druga baza?
Kirschtein odwrócił się w jego stronę i spojrzał z niedowierzaniem. Zastanawiał się jedynie, czy to głupi żart, czy Eren naprawdę mu to zaproponował.
Jednak w szmaragdowych oczach tliła się determinacja. Między chłopcami przeskoczyło kilka iskier. Pożądanie w ich wzroku, chęć odkrycia drugiego w tym, jak na siebie spoglądają. Szybsze bicie serc, płytszy oddech.
Jaeger zrobił pierwszy krok. Uwiesił się na szyi Kirschteina, złączył nagle ich usta. Zaczął nimi poruszać, a Jean nie był mu dłużny. Przycisnął chłopaka do blatu, moment później posadził go na nim, coś z niego spadło i się stłukło, jednak to nie było teraz ważne. Ważna była bliskość, druga osoba, pocałunek pełen uczuć, nogi oplecione w talii Jeana, przygryzane wargi.
– Wróciłam!
Oderwali się od siebie jak poparzeni. Eren natychmiast zszedł na podłogę. Jakimś cudem żaden z nich nie usłyszał otwieranych drzwi. Całe szczęście, że pani Kirschtein od progu zawołała, że już jest, bo inaczej byłaby świadkiem bardzo intymnej sytuacji w jej ukochanej kuchni.
Jean zaczął zbierać kawałki szkła z podłogi, stłuczonym naczyniem okazał się jeden ze słoików, przygotowanych do dżemu. Eren zaś wrócił do rozdzielania wiśni. I mimo że próbował to robić w tempie podobnym do wcześniejszego, tak ręce za bardzo mu drżały z ekscytacji, by mógł chociażby poprawnie utrzymać owoc.
Dostał wiadomość, więc skończył z wiśniami. Umył ręce i wyjął telefon.
Carla rozpoczęła prywatną konwersację z Eren.
Carla: do domu
Eren się zalogował.
Eren: nie teraz, jestem u janka, robimy dżem
Carla: natychmiast
Eren: czemu
Carla: nie dyskutuj tylko wracaj do domu
Eren: za godzinę??
Carla: ERENIE JAEGERZE NATYCHMIAST WRACAJ DO DOMU
Eren: dobra dobra wyłącz ten capslock
Eren: co ja znowu zrobilem
Podszedł z telefonem do Jeana, pokazał mu konwersację.
– Żebyś nie myślał, że uciekam. Serio muszę iść.
Jean kiwnął zrozumiale głową, przez moment spoglądając Erenowi w oczy. Chwilę później wstał z kucania, by wyrzucić stłuczone szkło.
– Ej... ale było fajnie.
– No, podrzucę ci jutro kilka słoików – odpowiedział Kirschtein, akurat kiedy jego mama weszła do kuchni.
Eren na to uśmiechnął się lekko. Obaj wiedzieli o czym mowa, ale trzeba zachowywać pozory. Chłopak powoli opanowywał emocje, jak i oddech. Wychodząc z kuchni pożegnał się z panią Kirschtein, po czym posłał ostatnie spojrzenie Jeanowi. Już moment później wracał do domu. Ponownie wyjął telefon.
Carla: wiedziałeś że Levi z Kuchel dzisiaj przyjdą, ale oczywiście najlepiej zamknąć dziób na kłódkę, niech matka sprząta na ostatni moment
Carla: co ja im dam na kolację???
Carla: WCZORAJSZY MAKARON Z MIKROFALI??????
Carla: już nie zdążę przygotować nic dobrego, będę musiała coś zamówić
Carla: potrącę ci z kieszonkowego
Carla: CZEMU OLEWASZ MATKĘ?
Eren: JESTEM
Eren: i ej
Eren: TO NIE FAIR
Carla: mogłeś mi powiedzieć
Eren: zapomnialem ok
Carla: jak zwykle
Carla: dobrze że dupy nie zapominasz ze sobą nosić
Carla: gdzie jesteś
Eren: wracam już wracam
Eren: kupić coś?
Carla: tak
Eren: co
Carla: nie wiem wymyśl coś cokolwiek
Eren: sushi??
Carla: za drogie
Eren: pizza??
Carla: no proszę cię
Eren: może kupię coś z maka?
Carla: nawet się nie waż
Eren: no to jak cokolwiek
Carla: KURWA PO PROSTU COŚ KUP
Carla się wylogowała.
Eren: kurwa ❌wiadomość skasowana❌
Eren: kurde
Eren: no to sushi kupię
🍒✉️🍒
Eren rozpoczął prywatną konwersację z Levi.
Eren: LEEEEEEVI
Eren: LEVI NO
Eren: leeeeeeeeeeeeeeeeeeeviiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii
Levi się zalogował.
Levi: ?
Eren: CO MAM ZAŁOŻYĆ
Levi: Serio do mnie piszesz po to, by zapytać, co założyć?
Eren: tka
Eren: tak
Eren: BO NIE WIEM
Eren: mama mi kazała się ładnie ubrac
Eren: ale jak jest kurwa ładnie?????
Eren: mówiła ze mam jej nie przyniesc wstydu jak ostatnio
Eren: CO JEJ SIE NIE PODOBALO W MOJEJ BLUZIE?????
Levi: Może ten znak fuck you, który na niej był?
Eren: moze
Eren: wyjebane
Eren: no to co mam zalozyc halp
Levi: Masz jakąś koszulę?
Eren: jakąś co?????
Levi: Dobra.
Levi: Masz w szafie taką zwykłą szarą bluzkę, nie?
Eren: gdzieś jest
Eren: kto wie gdzie
Levi: To ją znajdź i załóż do niej te jasne jeansy.
Eren: te z dziurami???
Levi: Nie, te normalne.
Eren: w praniu są
Levi: To znajdź jakieś inne.
Eren: mogą być te ciemne?
Levi: Tak.
Eren: ok
Levi: Masz tę bluzkę?
Eren: nope
Levi: Właściwie w szafce obok biurka powinieneś mieć zapakowaną nową koszulę.
Eren: okurwix.exe
Eren: skąd wiedziałeś :O
Levi: Sam ją tam dałem, bo jest na mnie za duża.
Eren: mam ją zalozyć?
Levi: Tak. I znajdź do niej jakieś najzwyklejsze spodnie.
Levi: Będziemy za około godzinę.
Levi się wylogował.
Eren: hai heichou
🍒✉️🍒
Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, Eren i Carla wstali w tym samym momencie, jedynie Grisha siedział niewzruszony, czytając książkę. Kobieta jako pierwsza ruszyła do drzwi, kilkoma pociągnięciami otwartych dłoni prasując zgniecioną sukienkę. Zaraz za nią szedł jej syn, któremu jeszcze chwilę temu próbowała ugładzić włosy.
Otworzyła drzwi, wpuszczając do środka Ackermannów. Przywitała się z Kuchel, jak z dawno niewidzianą przyjaciółką, po czym powitała także Levia, który moment później wręczył jej czerwone, wiśniowe wino.
– Zapraszam, chodźcie, chodźcie! Grisha, przygotuj kieliszki!
Kobiety udały się do salonu, a za nimi Eren wraz z Leviem. Chłopcy wiedzieli, że to będzie długi wieczór i nieprędko zostaną oddelegowani od stołu.
– Mów, Kuchel, co u ciebie słychać – powiedział Grisha, stawiając przy każdym talerzu kieliszek do wina. Carla natychmiast zareagowała i zabrała szkło, które zostało podarowane Erenowi, jednak mąż delikatnie je zabrał z jej dłoni. – Tylko jeden kieliszek, pozwól mu.
– Jest niepełnoletni... – syknęła.
– Carlo...
– Wszystko wskazuje na to, że Levi dostanie stypendium – wtrąciła zapytana wcześniej Kuchel. – Jestem z niego taka dumna, przynosi do domu same szóstki.
– Och, ile ja bym dała, aby Eren brał z niego przykład – westchnęła pani Jaeger, siadając na swoje miejsce.
– Hej, staram się!
– Stać cię na więcej...
– A słyszałam, że związałeś się z Mikasą – kobieta posłała mu życzliwy uśmiech. – Była u nas ostatnio, ona wręcz cię uwielbia.
Gdyby uwielbiała, nie zdradzałaby z Jeanem, przeszło mu przez myśl. Levi to samo odczytał z oczu chłopaka. Eren miał się odezwać, jednak głos zabrała mu Carla:
– A Levi ma już jakąś wybrankę?
Młody Jaeger skupił uwagę na sushi, które sobie właśnie nakładał. Ciekawiła go reakcja jego matki na wieść o tym, że Ackermann jest gejem.
– Mam. Wybranka. Ma na imię Erwin.
– Jest świetnym mężczyzną – stwierdziła Kuchel. – Na pierwszy rzut oka zdaje się trochę takim złym chłopcem. Wiesz, ma dużo kolczyków, tatuaży i nosi skórę. Jednak jest naprawdę miły i pomocny.
– A więc go już poznałaś? Właściwie nie spodziewałam się, że Levi...
– Też tego po nim nie oczekiwałam. Jednak kocham go takim, jaki jest. W końcu to mój syn.
Kuchel przytuliła do siebie Levia, po czym poprawiła mu kołnierz koszuli. Chłopak uśmiechnął się lekko do matki. Eren się prawie zakrztusił na ten widok. Zastanawiało go, ile razy będzie się jeszcze dzisiaj zaskakiwał.
Grisha wstał, po czym otworzył butelkę wina. Nalał do kieliszka Kuchel, po czym zatrzymał się nad naczyniem Levia z pytającym spojrzeniem.
– Poproszę – odparł ten.
Później nalał Carli i Erenowi, mimo że kobieta wciąż była temu przeciwna. Na końcu wlał sobie.
– Może jakiś toast? – zapytała Kuchel.
– Za nasze dzieci? – zaproponował Grisha.
– Za dzieci! – zawołała Carla.
Wszyscy unieśli kieliszki nad stół, by stuknąć te należące do kogoś innego. Eren przyglądał się z jaką łatwością Leviowi przychodzi trzymanie naczynia i picie z taką klasą. Zastanawiał się dlaczego on musi być we wszystkim tak dobry. Jednak nie zaprzątał sobie tym za bardzo głowy.
Kiedy skończyli jeść Carla pobiegła po album ze zdjęciami, tak jak robiła zazwyczaj, kiedy mieli gości. Wraz z mężem i Kuchel usiedli na sofie przed telewizorem, zostawiając chłopców przy stole.
– To jak było u Jeana? – zapytał Levi. Natychmiast dostrzegł rumieńce i uciekające spojrzenie chłopaka. – Dobra, nie musisz odpowiadać, już wiem.
– Przecież nic nie powiedziałem!
– Ale widać po tobie. Znam cię na wylot, zapomniałeś?
– No tak – westchnął Eren. – Było... cóż. Ciekawie i...
– I...? – ponaglił Levi.
– Bardzo niespodziewanie?
Ackermann kiwnął głową i upił kolejny łyk. Eren zazdrościł mu tego, że może pić drugi kieliszek, kiedy jemu samemu matka pozwoliła na tylko jeden. Traktowała go jak dziecko, w przeciwieństwie do matki Levia, która traktowała syna jak młodego dorosłego. Chociaż może i Carla miała rację. Eren często zachowywał się bardzo dziecinnie, jak na swój wiek.
– Nie uważasz, że to nie fair w stosunku do Mikasy? – zapytał Levi.
– A ona była fair w stosunku do mnie?
– Nie, nie była. Jednak ja pytam o twoje uczucia, nie oceniam.
– Sam nie wiem – Eren westchnął. – Czuję się strasznie zagubiony w tym wszystkim. Nie wiem, co robić.
– Rób to, czego nie będziesz żałował – zaproponował Ackermann. I mimo że mówił do Erena, tak spoglądał na swoją matkę. Cieszył się jej szczęściem, tym że była radosna i rozbawiona. – Chodź ze mną.
Eren dopił do końca wino, po czym odstawił kieliszek, wstał i ruszył za Leviem. Nie byli nawet zauważeni przez rodziców. Wyszli na zewnątrz. Rześkie powietrze ich lekko rozluźniło. Słońce powoli zaczęło chować się za horyzontem, kiedy Ackermann kierował się do ogródka. Usiadł na ławkę, z której jedyny widok to jakieś kwiatki i kilka drzew. Oparł łokcie na kolanach, na moment schował twarz w dłonie, po czym się wyprostował.
– Moja matka umiera.
Jaeger usiadł obok, zmarszczył brwi. Spojrzał na twarz Levia, oczekując głupiego żartu z jego strony, jednak dostrzegłszy jego pozbawioną emocji twarz zrozumiał, że Ackermann nie żartuje.
– Co masz na myśli?
– Jest chora, nie zostało jej dużo czasu.
Eren w milczeniu objął przyjaciela ramieniem, jednak Levi na to nie zareagował. Chciał coś powiedzieć, ale nie miał pojęcia co w tej sytuacji. I dotarło do niego, że dopiero teraz zaczął doceniać swoją matkę.
– Co zrobisz, gdy...
– Jej zabraknie? Nie wiem. Mam Erwina, Kenny'ego, Mikasę, ciebie. Bo chyba mogę na ciebie liczyć?
– Jasne, Levi, zrobię wszystko. Cokolwiek tylko będziesz potrzebował.
– Cokolwiek?
– Kurwa, bracie, zabiję dla ciebie.
Zostali na ławce w kompletnej ciszy jeszcze przez jakiś czas, po czym wrócili do towarzystwa. Eren w nieco gorszym humorze, jednak Levi z ulgą, że w końcu komuś powiedział co go trapi.
sto lat mojej bubu, która ma urodziny za 3 dni ♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top