32. 🎤
Eren westchnął głęboko. Podparł się na swojej kuli, spoglądając na wciąż niemal pustą salę gimnastyczną. Matka go podwiozła na zakończenie wyjątkowo wcześniej, bo musiała jeszcze coś gdzieś ogarnąć. Gdyby tylko chłopak ją słuchał, tak pewnie wiedziałby o co chodziło, ale właściwie miał to gdzieś. Gdy poczuł, że jego noga jest już w miarę rozruszona, postanowił usiąść na jednym z krzesełek na trybunach. Wyciągnął telefon i sprawdził godzinę, jednak nic poza tym. Czekał na swoich przyjaciół, jednak mając nadzieję, że nie będzie wśród nich Marco. Nie miał pojęcia, czy zdoła mu to wszystko wybaczyć. Chyba w ogóle nawet nie chciał tego robić. Był wyjątkowo mściwy. W końcu jednak odblokował urządzenie i włączył gierkę, w którą maniaczył ostatnimi dniami. W domu naprawdę momentami się nudził, a ciągłe pisanie do Jeana, nawet wtedy, kiedy ten był w szkole nie było rozwiązaniem na dłuższą metę. Nie chciał aż tak mocno zawracać mu głowy.
W końcu kątem oka dostrzegł nagle przysiadającą się do niego postać. Od razu zwrócił na nią wzrok, a pierwszym co mu się rzuciło w oczy była jasnobrązowa czupryna. Serce momentalnie zabiło mu szybciej, a usta rozjaśnił promienny uśmiech. Bez zastanowienia kliknął przycisk blokady telefonu, by następnie schować go do kieszeni.
— Cześć, Jean — przywitał się radosnym tonem. W innej sytuacji z pewnością rzuciłby mu się na szyję i go mocno pocałował, ale w końcu byli w szkole, a wokół nich byli inni uczniowie oraz kilkoro nauczycieli. — Jednak jesteś wcześniej — zauważył.
Naprawdę nie spodziewał się, że Kirschtein pojawi się wcześniej tylko dlatego, że Eren mu napisał, iż matka go właśnie przywiozła na to nieszczęsne zakończenie. Ale jak widać mylił się.
— Ale maślane oczy robisz — wytknął mu chłopak, przesuwając swoim piwnym spojrzeniem po jego twarzy. Oczywiście zatrzymał je na dłuższą chwilę na jego ustach, na co postanowił przygryźć swoją dolną wargę. — No jestem wcześniej. Miałbym cię skazać na siedzenie w tym gorącu samemu? Zresztą pisałeś, że matka ci odmawia kupowania energetyków, więc mam coś dla ciebie.
Po tych słowach sięgnął do swojego plecaka, który opierał się wdzięcznie o jego łydkę. Wyjął z niego kolorową, półlitrową puszkę, wciąż jeszcze zimną, najwidoczniej kupioną dosłownie przed momentem. Jaegerowi zaświeciły się oczy po tym, jak ujrzał ten napój. Miał ochotę wypuścić z siebie rozczulający się dźwięk, jednak się powstrzymał. Z przeogromną wdzięcznością odebrał podarowaną mu puszkę, zaraz ją otwierając. Upił kilka większych łyków, odchylając przy tym mocno głowę w tył. Lekkie bąbelki podrażniły jego gardło, jednak właśnie tego teraz potrzebował. W końcu się odkleił od energetyka, po czym poczęstował nim Jeana, jednak ten odmówił prostym uniesieniem dłoni.
— Nie chcę. Pij, odwodniony dzieciaku.
Eren prychnął lekko na te słowa, po czym zaczął się już nieco bardziej śmiać. Przez moment patrzył w te pełne głębi oczy, po czym jakby automatycznie ułożył głowę na ramieniu chłopaka. I miał całkowicie gdzieś to, że wokół były inne osoby. Niech myślą, co chcą. Koszula Jeana była dość śliska, ale naprawdę miło było się o nią opierać. Dodatkowo Kirchtein się mocno wyperfumował, ale ten zapach nie był mdlący. Pasował idealnie. Jaeger zamknął oczy, po czym głębiej odetchnął. Był zmęczony. Sam nie wiedział czym, ale w tym momencie zdecydowanie chciałby się zdrzemnąć.
— Siemanko!
Głos Springera przebił się przez jego nirwanę, a Eren ze złością rozchylił powieki. Tuż przed nimi stał Conny, uśmiechając się mocno w ich stronę. Nieco obok niego stał Levi ze skrzyżowanymi rękoma na piersiach oraz swoim typowo chłodnym spojrzeniem. Przywitał się jedynie kiwnięciem głowy w stronę chłopaków.
— Cześć wam — stwierdził Jean. — W końcu nadchodzi wolność, co? — zagadał, wyjątkowo szczęśliwy z tego faktu.
— Wolność to wybrała koszula Conny'ego — zauważył Eren, wskazując dłonią na chłopaka, którego górna część galowego stroju była jedynie w połowie, albo może nawet i nie wsadzona w spodnie.
— Kurwa, Springer, ty jebany niechluju.
W końcu powitał ich głos Ackermanna. Wcześniej jakoś tak nie zwrócił większej uwagi na ubranie Conny'ego, ale kiedy Eren to wypomniał, Levi zupełnie automatycznie też się na nim skupił.
— No co? — zagadał nieco zdezorientowany chłopaczyna. — Zawsze macie do mnie jakiś problem, jeju — mruknął niepocieszony, poprawiając przy tym swoje ubranie.
— Kupię ci żelazko na urodziny — dodał Ackermann, sięgając dłonią do białego materiału. Złapał na wysokości jego rękawa, nieco naciągając w swoją stronę, by mu się przyjrzeć. — Nie dość, że o rozmiar za duża, źle wsadzona, to jeszcze pognieciona. Ciesz się, że jej nie upierdoliłeś śniadaniem.
— Upierdoliłem — stwierdził nagle Springer, robiąc taki dziwny uśmiech w stronę bruneta, zupełnie, jakby próbował go powstrzymać, ale trochę nie do końca. — O tutaj — sprecyzował, znów wyjmując końcówkę materiału ze spodni, by pokazać chłopakowi czerwoną plamkę. — Jadłem parówki z kecz—
— Zniknij mi z oczu.
Conny pokiwał mocno głową, natychmiast wykonując to polecenie. Ton Levia był dla niego wyjątkowo przerażający i naprawdę nie chciał wdawać się z nim w dyskusję. Musiał respektować Ackermanna. Ba, każdy musiał go respektować! Springer usiadł na krzesełku obok Erena, po czym mocno wyciągnął swoje ramiona w górę, by rozprostować lekko zastałe mięśnie i jednocześnie przy tym ziewnąć. Następnie jednak skupił się na kradzieży kuli chłopaka, którą zaczął się bawić, jakby była jego wyimaginowanym karabinem. Levi początkowo zrobił jedynie krok w ich stronę, jednak zaraz usiadł obok Jeana.
— A tak w ogóle to mam żelazko w domu — mruknął cicho Conny, celując do stojącej do nich tyłem po drugiej stronie sali nauczycielki historii, która nie chciała go przepuścić..
— To zacznij z niego korzystać. Serio — powiedział Eren, spoglądając na niego przez moment. — I nie rozpierdol mi tego — dodał posępnie. Teoretycznie trudno byłoby zniszczyć taki twardy de facto kij, ale Conny naprawdę miał dziwną wprawę w nieprzewidywalnych czynnościach, które dotyczyły niszczenia... czegoś.
Springer już miał zacząć coś mówić, jednak tylko wzruszył nieznacznie ramionami. Następnie wsłuchał się w opowieści o nudach w domu, jakimi uraczył ich Eren. Nie byłby sobą, gdyby mu kilkukrotnie nie przerwał, w końcu rozgadując się o tym, jak znów grał do piątej nad ranem. Nieznacznie posprzeczał się z Jeanem na temat jego taktyki w grze, z którą Kirschtein zdecydowanie się nie zgadzał. Eren co rusz próbował coś wtrącić, ale jego doświadczenie nie było porównywalne do tego ich. No bo co może powiedzieć poziom osiemnasty do czterdziestego dziewiątego oraz pięćdziesiątego siódmego? No nie za wiele. Więc w większości po prostu słuchał ich przekrzykiwania się. Najgorzej, że siedzieli po obu jego stronach. Chłopak w pewnym momencie zerknął na Levia, który wyjął wcześniej ze swojej torby książkę i zaczął się w niej zaczytywać. Jaeger zdecydowanie także chciałby mieć taką umiejętność ignorowania wszystkiego, co się działo wokół.
W końcu w sali gimnastycznej zebrała się niemal cała szkoła, a dyrekcja zaczęła powoli przemówienie na zakończenie roku. Nudy, nudy i jeszcze raz nudy. Czy to zawsze musiało być tak przynudzające? Eren w pewnym momencie ziewnął, następnie zrzucając ze swojego ramienia przysypiającego Conny'ego. Zdecydowanie nie zamierzał być jego poduszką. Springer niemal spadł z krzesełka, zwracając przy tym na siebie uwagę siedzących wokół tej czwórki osób, jednak nie za bardzo się tym przejął. Jego głowę bardziej zajmowała ochota snu.
— Czy aby Mikasa nie mówiła, że na zakończeniu wyjaśni te plotki? — zapytał nieco cichszym głosem Jean w stronę Erena.
Szatyn zmarszczył mocno brwi, przypominając sobie to, co pisał do nich Marco.
— No podobno. A co? — odparł w jego stronę.
Jean nieznacznie wskazał mu stronę, gdzie właśnie stała dyrekcja i część nauczycieli. Tuż obok nich przesiadywała Mikasa, trzymająca na kolanach jakieś kartki, będące prawdopodobnie jej przemówieniem. W końcu kwestia dyrektora się zakończyła, a wtedy brunetka wstała, powoli ruszając w stronę mikrofonu. Chłopcy nawet z daleka widzieli jej drżące ze stresu nogi. Wreszcie dziewczyna dotarła do stojaka i widocznie wzięła głęboki oddech.
— Cześć wszystkim — stwierdziła niepewnie, zerkając na swoje kartki, jednak zaraz odebrała im wzrok i po prostu puściła dłonie wzdłuż ciała. — Chciałabym przyznać się do błędu oraz kłamstwa. Między mną a Erenem Jaegerem nic się nie wydarzyło. Odrzucił mnie, a ja zaczęłam rozpowszechniać plotki o nim, ponieważ chciałam mu po prostu dogryźć i...
Zawahała się na moment, prawdopodobnie nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć. W tym czasie wtrącił się Levi, jednak tak, by tylko do Jeana i Erena dotarły te słowa. Conny zresztą i tak był wyciągnięty z rzeczywistości. Mimo to nie podniósł wzroku znad czytanej przez siebie książki.
— Dyrektor był pewien, że to będzie przemówienie o osiągnięciach ostatnich klas na konkursach i zawodach. Przyleciała ostro w chuja, żeby to wyjaśnić.
Jaeger zerkał z niemałym zdziwieniem na Ackermanna, jednak zaraz przeniósł wzrok na jego kuzynkę, która stała wciąż przed mikrofonem, niemal czerwona na twarzy. Czuł, jak wzrok większości uczniów skupia się także na nim i nie do końca mu się to podobało, ale z drugiej strony była to mała cena za wyjaśnienie całej tej chorej akcji.
— Przepraszam cię, Eren. Oraz przepraszam wszystkich, których okłamałam.
W końcu podszedł do niej wuefista, który zabrał od niej mikrofon, odstawiając go nieco za siebie. Następnie poprowadził ją w stronę nauczycielki od chemii, która to wyprowadziła dziewczynę z sali. Jednak prócz prawdopodobnie nie do końca miłej pogadanki, Mikasie nic nie groziło, choćby obniżenie zachowania. Przecież wszystkie oceny już były wystawione, więc nie było czym się przejmować. Ot, najadła się nieco wstydu.
— Idziemy na pizzę? — zapytał nagle Conny, przerywając rozmyślania Erena. — Trzeba to uczcić!
— Idziemy! — zawołał rozradowany Jean, po czym ramieniem objął mocno, ale jakby przyjacielsko Jaegera. — Nawalimy ci podwójnego mięsa, żeby ci szybciej się ta noga goiła!
— Na nogę trzeba sera, debilu! — krzyknął Springer w odpowiedzi na jego durny pomysł.
— To nawalimy wszystkiego!
Conny prychnął donośnie, po czym wstał i obrócił się w stronę swojej klasy, której większość osób właśnie wokół nich siedziała.
— Idziemy na pizzę, świętować prawdę, którą objawiła nam Mikasa!
— Brzmi jak jakiś fanatyk religijny — stwierdził Levi, następnie zamykając swoją książkę i chowając ją do torby, którą miał wciąż przewieszoną na ramieniu. — Idziemy po świadectwa i spadamy.
Chłopcy mu przytaknęli, no może prócz zajętego wyrażaniem swojej radości Conny'ego. Już niedługo później udali się do swojej klasy wraz z wychowawcą, by zaraz po odebraniu swoich papierów wybrać się do najbliższej knajpy na pizzę. Prócz tej czwórki, wybrało się jeszcze z nimi około osiem innych osób z klasy. Mieli smaczne i pełne śmiechu popołudnie wśród znajomych, z którymi mieli się nie widzieć przez najbliższe dwa miesiące i zdecydowanie każdy z nich chciał wyjątkowo dobrze zapamiętać ten dzień. No może prócz Levia, któremu było to wszystko obojętne. Jedyne, co go obchodziło to radość Erena, Jeana i Conny'ego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top