30. 🍨

     Conny rozciągnął swoje ramiona, a następnie pacnął Jeana w tył głowy. Kiedy ten mu posłał zirytowane spojrzenie, Springer tylko wyszczerzył zęby. Levi spoglądał na nich przez chwilę, do momentu, w którym jego telefon nie zawibrował, a on nie odczytał wiadomości od Erena.

– Chce truskawkowe – oznajmił, następnie blokując urządzenie i chowając je w kieszeń. – Kup też jego matce.

– Czas na przekupywanie ciotki Carli? – zapytał Jean, wpatrując się przez szybę na dostępne smaki lodów. Wybór był przeogromny, więc decyzja była trudna. Ostatecznie padło na smak masła orzechowego.

– Od kiedy jego matka to dla ciebie ciotka? – zapytał Conny cicho, trzymając splecione dłonie na tyle swojej głowy. – Jeszcze miesiąc i to będzie twoja druga matka!

     Ledwo powtrzymał prychnięcie. Spojrzał rozbawiony tym co powiedział na Levia, jednak na twarzy czarnowłosego nie zagościła ani jedna emocja. Springer uniósł lekko ramiona, po czym zagwizdał. Następnie zerknął na Jeana, jednak on był tylko kapkę zarumieniony.

– Nie powinienem tak gadać w miejscu publicznym, prawda?

– Prawda – fuknął Kirschtein. – Zacznij trochę myśleć. Levi, jakie chcesz?

– Śmietankowe – odparł Ackermann.

– Poproszę jednego loda śmietankowego, jednego o smaku masła orzechowego i dwa truskawkowe – zagadał Jean do sprzedawczyni, następnie czekając na wiadomość o kwocie do zapłaty.

– Ej, a dla mnie?! – niemal krzyknął Springer, łapiąc Jeana za ramię. – Jak mogłeś o mnie zapomnieć?!

     Jean odepchnął od siebie chłopaka, czując zażenowanie na twarzy.

– I jeszcze czekoladowego – dodał, na co odsunięty Conny złapał się za głowę, następnie całkiem odwracając od Kirschteina. Spojrzał na Levia, przeciągając dłońmi po swojej twarzy.

– Debil, no debil – westchnął cicho, przejęty zupełnie tak, jakby od zwykłego loda zależało więcej, niż komukolwiek mogłoby się wydawać.

     Już moment później wyszli z lodziarni, niosąc wafelki z deserem. Jean miał swój i Erena, Levi swój i ciotki Carli, a Conny trzymał ten czekoladowy, w który wpatrywał się niczym zbity pies.

– Czekoladowe są za gorzkie tutaj... – jęknął. – Nie lubię tych czekoladowych. Czemu nie zapytałeś, jaki chcę?

– Bo się zawsze zastanawiasz pół godziny, zanim się zdecydujesz – odparł Jean.

– Bo zawsze Sasha za mnie decyduje. Ale dlaczego akurat czekoladowy? Nie mogłeś wziąć na przykład trzeciego truskawkowego? Albo nawet śmietankowego?

– Chcesz się zamienić?

     Conny spojrzał na Levia, czując jakby jego oczy zaczęły zachodzić łzami. Uśmiechnął się szczerze i radośnie, aż go policzki zaczęły boleć. Zatrzymali się, a Springer ostrożnie wymienił wafelki, mając teraz wybrany przez Levia śmietankowy smak. Czuł, jakby Ackermanm był jego wybawcą, który go wybronił przed okropnym, za gorzkim smakiem czekoladowych lodów. Był mu tak wdzięczny, że nie potrafił tego nawet w pełni określić.

– Ty idziesz czy się modlisz? – usłyszał nagle, orientując się, że od chwili stoi w miejscu, a Jean i Levi zdążyli go już wyprzedzić o kilka metrów. Krzyknął tylko, że idzie, następnie zatapiając się w śmietankowym smaku.

     Do domu państwa Jaeger dotarli kilka minut później. Lody bardzo powoli zaczynały się topić, więc priorytetem było podarowanie ich Erenowi i jego matce. Kobieta nie kryła zdziwienia, ale także wdzięczności. Nie spodziewała się takiej miłej, słodkiej niespodzianki. Pozwoliła chłopcom pójść na piętro do syna, samej udając się do salonu.

     Levi zapukał do drzwi, a następnie nacisnął klamkę i wszedł do pokoju. Conny natychmiast rzucił się do Erena, który siedział na łóżku, by go mocno objąć.

– Tydzień bez ciebie to jakby tydzień bez... bez... bez gier! Chłopie, tęskniłem! Mocno tęskniłem!

– Spoko, ziom, też tęskniłem.

    Eren znad ramienia Springera posłał chłopakom zdziwione spojrzenie oznajmujące mniej więcej "zabierzcie go". Wtedy też Jean do nich podszedł, następnie szturchając Conny'ego.

– Pozwól mi dać mu tego loda.

     Chłopak natychmiast wstał, po czym ruszył do biurka Erena, by przywłaszczyć sobie jego krzesło i na nie usiąść. Kirschtein w tym czasie podarował Jaegerowi wafelek z deserem, a następnie pocałował go lekko w czoło. Obaj się zarumienili, a było to spowodowane obecnością Levia i Conny'ego, jednak starali się nie zwracać na to uwagi. W końcu dla nich to było normalne, a przez ich przyjaciół akceptowane, więc nie było się czego wstydzić. Chwilę później Jean usiadł obok chłopaka.

– Zakończenie roku za dwa dni – zauważył Levi, opierając się o parapet okna, przez które zerkał. – Idziesz, prawda?

– Idę, idę – odparł Eren. – Chociaż średnio chcę.

– No cała szkoła o tobie gada! – zawołał Conny. – Najpierw po tej akcji z Mikasą, teraz po tej drugiej. Mówią, że to ty jej czegoś dosyp–

     Przerwał, bo oberwał nagle poduszką w twarz. Spojrzał na Jeana, który to w niego rzucił, następnie sobie przypominając, że miał bardziej myśleć nad tym, co mówi. Podniósł poduszkę i objął ją lekko.

– Sorka.

– A co u was? – zapytał Eren, zmieniając temat. – Wiem, że piszemy niemal non stop, ale tak w realu to zupełnie inna rozmowa.

– Powoli odbudowujemy zadawanie się z Marco – zauważył Conny. – Wiem, dziwnie to brzmi, ale serio, jakoś tak częściej rozmawiamy. Prawda, Jean?

– Ta, częściej.

     Szybko urwał temat. Było to dosyć ciężkie i raniące dla Erena. Nie chciał tego ciągnąć, ani rozmyślać. Poza tym nadal nie powiedział im, że to Bodt zadzwonił wtedy na policję. To z pewnością wiele by zmieniło, niekoniecznie na lepsze.

– A rozmawialiście z Mikasą? Dobrze się czuje?

– Dobrze – odparł Levi. – Nie wpłynęło to na nią w żaden sposób. Może jedynie w taki, że non stop pilnuje swojej szklanki. Ostatnio byłem u nich na obiad i ciasto, Mika zabierała ze sobą picie nawet podczas wyjścia do kuchni, a była wśród własnej rodziny, której teoretycznie powinna była ufać bez ograniczeń.

– Może tylko tobie nie ufa, a rodzicom i bratu ufa?

     Levi posłał Conny'emu chłodne spojrzenie, jednak nie skomentował jego wypowiedzi.

– Wiecie, to kwestia indywidualna. Ja na przykład ojcu nie ufam – stwierdził Jean. Niemal od razu poczuł, jak Eren zaczyna delikatnie i praktycznie niewidocznie gładzić jego dłoń. Odpowiedział tym samym.

– Ja ufam właściwie każdemu – powiedział Conny, odchylając głowę w tył, by spojrzeć w sufit. – Wiem, że nie powinienem i jestem naiwny, ale samo mi to przychodzi.

– Zaufanie jest w ogóle ciekawym zjawiskiem – westchnął Eren. – Ufacie mi na tyle, że gdybyście kogoś zabili, to byście mi to powiedzieli?

– Tak – natychmiast odparł Conny. – No co? – zapytał, widząc spojrzenia chłopaków w jego stronę.

– Nawet się nie zastanowiłeś – zauważył Jean.

– Bo nie ma nad czym – Springer wzruszył ramionami. – Eren by mi jeszcze pomagał ukrywać ciało, przecież sam to bym się chyba zajebał.

– Niezłe podsumowanie znajomości. Ale ja chyba też bym powiedział – zastanowił się Jean. – A przynajmniej w tym momencie. Jeszcze dwa miesiące temu to tak nie do końca.

– A ty, Levi? – zapytał Eren, będąc pewnym odpowiedzi.

– Nie.

– Nie? – powtórzył.

– Nikomu bym nie powiedział. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

– Więc nie powiedziałbyś tylko po to, by mnie nie martwić czy nie ufasz mi na tyle?

– Nikomu nigdy nie zaufam na tyle, by powiedzieć coś takiego. Nie wiem czy to w ogóle możliwe. Uznaj, że oba.

– Eren by teraz wysłał pęknięte serduszko – stwierdził Conny, patrząc na chłopaka.

     Levi westchnął, a następnie odepchnął się lekko od parapetu i ruszył w stronę przyjaciela. Ustał obok łóżka, spoglądając z góry w szmaragdowe oczy. Chwilę później podwinął rękaw do łokcia, by pokazać bliznę goszczącą na jego prawym przedramieniu. Conny w międzyczasie także podszedł, by zobaczyć, co dokładnie Levi pokazuje.

– Pamiętasz, jak to się stało? – zapytał Ackermann.

– Raczej nigdy nie zapomnę – odparł Eren cicho.

– Więc przeżyj te wspomnienia jeszcze raz i wiedz, że mógłbym to zrobić ponownie. Dlatego nie zaczynaj kwestionować naszej przyjaźni z powodu jakiegoś durnego pytania o zaufanie.

     Eren kiwnął zrozumiale głową. Levi znał go najlepiej. Wiedział nawet o tym kwestionowaniu, mimo że chłopak tego po sobie nie okazywał. W jego głowie gościły naprawdę dziwne myśli. Jakby nie znał sam siebie.

– Dobra, dajecie jakieś ciekawsze tematy! – zawołał Conny, teraz siadając na łóżko, jednak w jego nogach. – Ja wam mogę opowiedzieć, jak Saszka ostatnio zjadła osiem paczek chipsów i popiła colą, później mnie wyciągnęła do fastfooda, a jak wróciliśmy do domu to ojebała litr lodów.

– Jakim cudem ona jest taka chuda? – zapytał Eren.

     Conny wzruszył ramionami z dwuznacznym uśmiechem.

– Właśnie, Levi, jak ci się układa z Erwinem? I w ogóle jak życie, senpai?

     Ackermann się zamyślił przez moment.

– Myślę, że to jest coś poważniejszego. Erwin poniekąd układa pode mnie swoje życie. Miał świetną ofertę pracy, jednak zrezygnował, bo to kilkaset kilometrów. Szczere mówiąc, źle mi z tym. Nie chcę go w żaden sposób ograniczać, ale mam wrażenie, że właśnie tak się dzieje.

– Nie mógłbyś jechać z nim? – zapytał Conny, momentalnie czując na sobie spojrzenie Erena. Zerknął na chłopaka, jednak nie rozumiał, o co chodzi.

– Musiałbym skończyć szkołę. Albo rzucić po osiemnastce. Poza tym nie chcę. Nie zostawię matki, no i mam tu przyjaciół. Za duża cena.

– Jeju, zależy ci na nas?

     Conny niemal się rozpłynął. Rozłożył się na łóżku, zupełnie nie zwracając uwagi na otoczenie. Eren w ostatnim możliwym momencie podniósł usztywnioną nogę, zanim ten się na nią obalił. Jaeger posłał mu zirytowane spojrzenie, następnie układając nogę na jego plecach. Springer ponownie się wyszczerzył.

– Jesteście osobami, które są dla mnie ważne i tyle. Nie rzucam wszystkiego dla miłości.

– Tylko nie rzuć miłości dla przyjaźni – zauważył Jean.

– Wybiorę rozważnie.

     Spojrzeli na siebie, doskonale wiedząc do czego nawiązuje ta wymiana zdań. Levi westchnął cicho i ponownie wyjrzał przez okno. Dostrzegł ojca Erena, co było dla niego trochę dziwne. Co robił przed bramą i dlaczego nie wszedł do domu? Moment później dostrzegł, jak pan Jaeger przykłada telefon do ucha. Mówił coś stanowczym tonem, a jego twarz zdobił grymas zdenerwowania. Następnie rozłączył i niemal rzucił telefonem w ziemię.

– A ty, Levi? – usłyszał nagle Conny'ego. – Co robisz w wakacje?

– Będę dorabiać. Chcę odciążyć trochę matkę. Chwilowo jedziemy z oszczędności i jej ubezpieczenia.

– On jest z nas najbardziej odpowiedzialny, zawsze wam to mówiłem – westchnął Springer do Jeana i Erena. – Gdzie będziesz pracować?

– W tej samej knajpie, co ciotka Carla.

– Co?! – Eren aż się poderwał. – Żartujesz sobie?

– Nie, dlaczego? – odpowiedział Levi. – W sezonie zawsze brakuje tam kelnerów. A może nawet trochę przy przygotowywaniu popracuję.

– Wiecie, co to oznacza? – zapytał Conny, spoglądając na przyjaciół. Nie widząc jednak żadnej reakcji na ich twarzach oznajmił: – Będziemy chodzić do Leviacza na papu!

– Ta, i do mojej matki jednocześnie. Wprost zajebiście.

– Nie może być na ciebie wiecznie zła – zauważył Jean. Objął Erena trochę bardziej, niż wcześniej. Czuł, jak bardzo chłopak ma pomieszane myśli w głowie. Próbował być wsparciem, nie wiedząc jednak, czy mu to wychodzi.

– Kiedyś przestanie – przytaknął Conny z zastanowieniem. – A jak twoje wakacyjne plany, Eren?

– Jak mnie w końcu wypuści z domu to może się poszlajam z wami po mieście czy coś, o ile Levi wtedy nie będzie pracował... Z planowanego wyjazdu nad morze nici. Hajs poszedł na spłatę tamtego auta.

– Biedny hajsuś – westchnął smutno Conny.

– Oddam ci połowę pieniędzy. Albo zapłacę za twój wyjazd, okej? O, pojedziemy razem. Chcesz?

– Przestań, Jean...

– Nie zapominaj, że to też moja wina. Muszę wziąć jakąś odpowiedzialność.

     Eren się w niego bardziej wtulił, ułożył głowę na twardych obojczykach, a rękę położył na jego pasie. Nogę bardziej poprawił na Connym, na co ten burknął coś w stylu, że jest zajebistym podnóżkiem. Eren się z tym zgodził, śmiejąc się cicho z chłopaka. W tym samym czasie Jean splótł swoje palce z tymi Jaegera.

– A, chłopaki, Saszka ma urodziny niedługo – wtrącił nagle Conny. – Oczywiście jesteście zaproszeni, robimy małe przyjęcie!

– Nie wiem, czy chcę się wybierać na babskie party – westchnął Jean.

– To nie będzie typowo babskie party – fuknął. – Weź, osiemnastkę ma się tylko raz.

– Dobra, dobra – odparł, następnie zwracając swój wzrok na Levia, który zaczął oddalać się od parapetu.

– Chodź, Springer, idziemy – rozkazał, klepiąc chłopaka otwartą ręką w tył głowy.

– Co? Jak to?

– No my już idziemy, Jean zostaje.

– Ale ja nie chcę – burknął chłopak, robiąc obrażoną minę. – Idź sobie, ja zostaję z nimi.

     Ackermann zaczął się irytować, jednak nie zamierzał tego okazywać. Kiedy pociągnięcie za kołnierz koszulki nie zadziałało, Levi postanowił obrać inną taktykę.

– Kupię ci lody śmietankowe i pogramy w coś u mnie. Chcesz?

– Chcę!

     Conny ponownie się poderwał, a Eren znów z ledwością uratował przed nim swoją nogę. Odetchnął głęboko, kiedy Springer już wstał, jednak nadal nie uważał, aby jego kończyna była bezpieczna. Moment później Levi się z nimi pożegnał, tak samo jak Conny. Następnie jeszcze przypilnował Springera, by ten zamknął dobrze drzwi do pokoju.

     Pierwsze kilka minut samotności Jean i Eren spędzili w ciszy, po prostu delektując się swoim wzajemnym ciepłem. Jaeger w pewnym momencie zrobił się senny. Wtulił się wtedy bardziej w szyję Jeana, przymykając oczy. Czuł jego zapach, słyszał jego oddech i miał wrażenie, że zna go na wylot. Było mu więcej niż dobrze w jego towarzystwie i uwielbiał to. Czuł się szczęśliwy. Szczęśliwy i naprawdę kochany.

– Januś? – zapytał w pewnym momencie, na co usłyszał ciche, pytające mruknięcie. – Myślałeś może o tym, aby przestać ukrywać nasz związek?

– Myślałem – odparł.

– I co wymyśliłeś?

     Jean pogładził lekko dłoń chłopaka. Następnie otarł policzek o włosy Erena.

– W szkole moglibyśmy, ale to zaraz dotarłoby do mojego domu... Moi rodzice mają dosyć staroświeckie poglądy. Nie wiem, jak matka, ale ojciec by się wściekł. Wolałbym nie ryzykować.

– Znów coś ci zrobił? – zapytał Eren cicho.

– Nie chcę o tym rozmawiać.

     Jaeger odsunął się od niego lekko, by móc obrócić głowę i spojrzeć mu prosto w oczy. Jednak Jean na niego nie patrzył.

– Chcę ci jakoś pomóc w tej sytuacji, wiesz o tym.

     Jean powoli podniósł wzrok na szmaragdowe oczy chłopaka. Błyszczały smutkiem, ale jednocześnie determinacją.

– Nie pomożesz. Jeszcze tylko rok. Skończę szkołę i stamtąd ucieknę. Poza tym, nie martw się. Nie jest tak źle, potrafię się bronić.

     Eren objął Jeana, podarowując mu delikatny całus w szyję. Kirschtein także go otulił. Uwielbiali trwać w swoich ramionach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top