25. 🍦✉️

     Kuchel musiała zostać na obserwacji w szpitalu. Z początku jedynie na kilka dni, jednak przedłużyło się to do prawie dwóch tygodni. Levi w tym czasie non stop miał kogoś przy sobie. W większości był to Eren, który poprosił rodziców, by Ackermann się u nich zatrzymał. Oni niemal natychmiast się zgodzili, jednak to Levia było trudniej przekonać. Po kilku dniach jednak przeniósł się na trochę do Erwina. Szkoła Ackermanna i praca Smitha idealnie się akurat dopasowały, więc obojgu to odpowiadało.

     Impreza u Reinera zbliżała się wielkimi krokami, wypadając idealnie w urodziny Marco, czyli w połowie czerwca. Na kilka dni przed tym wydarzeniem Jean zdawał się snuć przygnębiony. Zapytany o co chodzi odpowiedział, że to pierwszy raz, kiedy nie spędzi razem z Bodtem jego urodzin. Sytuacja między nimi była bardzo napięta. W dodatku wszystkie próby wyjaśnienia jej w szkole spełzały na niczym, a Marco ignorował Kirschteina, niemal cały swój czas poświęcając Mikasie.

     Levia dopiero na ostatni moment udało się przekonać do obecności na imprezie. Erwin miał w to największy wkład. Uważał, że czarnowłosy musi wreszcie odetchnąć i zapomnieć o swojej ponurej codzienności. Tak więc około dwudziestej czwórka przyjaciół wyruszyła pod dom Brauna. Chłopak robił parapetówkę co rok, w czerwcu, kiedy jego rodzice wyjeżdżali na wakacje za granicą. Było to zawsze zakrapiane i wyczekiwane wydarzenie, w dodatku z ogromnym rozmachem. Nie sposób o nim nie wiedzieć jeszcze zanim chłopak kupi pierwszy alkohol. Tak też było i tym razem. Chłopcy dotarli pod dom Reinera, chociaż jego lepszym określeniem byłoby apartament. Bogaty dzieciak miał to, co tylko chciał, ale nie omieszkał dzielić się swoim bogactwem, a szczególnie możliwością dostania pewnych nielegalnych, psychoaktywnych substancji.

     Tak, Reiner był dilerem.

     I to najpewniej był główny powód tabunu gości, który do niego zawitał tego wieczora.

– Nie wierzę – westchnął Jean. – Wreszcie, łapiecie to?

– Idź, koniowaty – warknął Eren, popychając chłopaka ramieniem, kiedy akurat przechodził przez furtkę. Kirschtein chciał w jakiś sposób mu się odgryźć, jednak tym razem odpuścił. Nie miał w planach kłótni, poza tym wiedział, że zachowanie Jaegera jest spowodowane tylko tym, by nikt nie zaczął się domyślać, co jest między nimi. Lekko zirytowany podążył za przyjacielem. Dotarli pod drzwi, zza których słychać już było głośną muzykę. Po kilkukrotnym naciśnięciu dzwonka otworzył im Bertholdt, który wpuścił ich do środka.

– Dopiero przed momentem przyszedł Marco. Myślałem, że będzie z wami – zagadał chłopak, prowadząc gdzieś towarzystwo.

     Jean posłał krótkie spojrzenie Erenowi. Ten na to ledwo zauważalnie wzruszył ramionami.

– Mamy małe spięcie – westchnął Kirschtein.

     Bertholdt nic nie odpowiedział. Dotarli do salonu. Reiner od razu każdemu zaproponował po piwie, a chłopcy skorzystali, jednak z bezalkoholowych, ku zdziwieniu gospodarza. Rozsiedli się na ogromnym narożniku, otwierając puszki.

– Patrzcie, kto idzie – wskazał Conny, a chłopcy dostrzegli wychodzącą z innego pomieszczenia Mikasę. Za nią oczywiście był jej "wierny kompan" Marco. Dziewczyna zwróciła uwagę na chłopców i przywitała się cicho, jednak Bodt udawał, jakby nie istnieli. Zamiast tego ułożył dłoń na ramieniu dziewczyny, obejmując ją, kiedy kierowali się schodami na górę.

     Nie minęło kilka godzin, jak Eren i Jean wypili wspólnie kilka kieliszków. Na szczęście nie przy Connym, ponieważ on zajął się Sashą, która także dołączyła do imprezy. Levi czasem towarzyszył jemu, a czasem udawał się do Jaegera i Kirschteina. Pozwolił sobie na lampkę wina. Tego wieczora chciał się wyluzować, a nie upijać w sztok. Właściwie podobało mu się. Około dwudziestej trzeciej jednak musiał kilkukrotnie upominać parę przyjaciół. Zachowywali się względem siebie bardzo milusińsko, a on wiedział, że zaczną tego żałować kolejnego dnia. Udało mu się nawet wywołać między nimi koleżeńską kłótnię, co właściwie nie było wcale takie trudne. Kiedy jednak już się uspokoili, on udał się na poszukiwania jakiegoś miejsca, gdzie mógłby odpocząć. Nie spodziewał się, że oni też tam trafią, ale w zupełnie innym celu.

🍦✉️🍦

Levi się zalogował.

Levi: Nie uwierzysz.

Levi: Jak bóg mi świadkiem.

Conny się zalogował.

Conny: cooo

Levi: Jestem w tym pokoju z bilardem, wiesz gdzie? Z Erenem i Jeanem. Tylko nie wiedzą o mojej obecności.

Conny: ano, mam przyjsc?

Conny: nie wiedzą i co z tym?

Levi: Nie. Wyobraź sobie, że właśnie jestem świadkiem gejowskiego seksu.

Conny: CO DO DIABŁA

Conny: X"DDD

Levi: No jakoś tak wyszło. Nawet nie miałem okazji dać im znać, że tu jestem, tak szybko poszło.

Conny: ja pierdole

Levi: Ja też się w życiu nie raz schlałem, ale, kurwa, nigdy się przy nikim nie pieprzyłem.

Conny: pisz

Levi: Co?

Conny: pisz co robią, interesuje mnie to

Levi: Serio?

Levi: Nie możesz sobie włączyć porno czy coś?

Levi: Czy tam jakieś yaoi?

Conny: no prooooosze

Conny: chcę to sobie wyobrazić >:((

Levi: Jean siedzi na kanapie, tak normalnie.

Levi: A Eren na nim okrakiem.

Levi: Bez jebanych spodni?

Conny: XD

Levi: Eren jęczy, ale uważam, że robię to zdecydowanie bardziej zmysłowo od niego.

Levi wysłał nagranie głosowe.

Conny: JA PIERDOLE LEVI XD

Levi: W tym momencie Eren przejmuje inicjatywę.

Conny: TAK

Conny: znaczy

Conny: no fajnie no

Levi: Silne ma łydki, skoro daje radę tyle skakać.

Conny: ciekawe czy erena bardzo boli

Levi: Mówi, że tylko trochę.

Conny: CO

Conny: NIE GADAJ ZE ZAPYTAŁES WTF

Levi: No zapytałem.

Levi: Chyba myśli, że to Jean zapytał.

Levi: Masakra, jak bardzo są napruci.

Levi: Powiedział: "nie jest źle, bywało gorzej".

Conny: RYCZE XD

Levi: No a czego się spodziewałeś?

Conny: XDD

Levi: Jean zaczął marudzić, bo nie załapał czemu Eren to powiedział.

Levi: Teraz już wiedzą, że tu jestem.

Conny: o co znowu pytałeś

Levi: Czy później będzie zmiana.

Levi: I pomachałem im.

Conny: levi bogu

Levi: Obczaj to, odpowiedział, że nie.

Levi: A Eren dowalił focha.

Levi: Ja pierdolę, jakie dzieci.

Conny: boże oni cię zabiją jak to przeczytają

Levi: Wyjebane, nie tkną mnie.

Levi: Poza tym zapytałem czy mogę dołączyć.

Conny: COOOOOOOOOOXDDDD

Conny: A ERWIN? X"D

Levi: Znów się zaczęli kłócić.

Levi: Erwin nie miałby nic przeciwko, nie martw się.

Conny: oni wiedzą, że ty mi to piszesz?

Levi: Nie.

Levi: Chyba, bo jednemu ciągle telefon wibruje. Ale raczej się nie domyślają.

Conny: nie wiem czy to dobrze czy źle

Levi: Chyba się zbliżają do końca, kurwa.

Levi: Nie chcę tego oglądać.

Levi: Myślałem, że odpuszczą jak dam im znać, że tu jestem.

Conny: ej no porno za darmo a ty narzekasz

Levi: Zabawne.

Levi: Nie uwierzysz v2.

Conny: mów co a nie

Levi: Mikasa tu weszła.

Conny: jak to mikasa tu

Conny: co

Levi: Zaraz

Conny: no w najlepszym momencie

Conny: a idź

Conny: czy ja słyszę krzyk mikasy

Conny: levi co się tam dzieje? XD

Eren się zalogował.

Jean się zalogował.

Levi: Tak, to był jej krzyk.

Eren: LEVI TY

Jean: nie ma to jak levi

Jean: kurwa musiałeś? musiałeś, prawda?

Conny: co jak co, ale takie były konsekwencje pieprzenia się przy nim

Jean: ta..

Eren: nie wiedzielismy ze tu jest

Eren: jakbysmy wiedzieli to bysmy znalesli inny pokoj

Eren: kurwa nestem pijany

Conny: eh ogarnijcie się, wszyscy tutaj sami swoi

Jean się wylogował.

Conny: o poszedłeś se

Conny: to ok

Eren: boze levi czemu

Levi: Prosił, to opisałem.

Eren: pierdole, ide szukax jeana

Conny: papa

Levi: Będziecie kończyć?

Eren: pierdol sie

Levi: Nie mam z kim, bo się nie zgodziliście.

Conny: XDD

Conny: jesteś podły

Eren: idz sb do erwina

Eren się wylogował.

Conny: well

Conny: to musiało być ciekawe doświadczenie

Levi: Było.

Levi: Niedługo przyjdę.

Levi się wylogował.

🍦✉️🍦

     Jaeger pospiesznie wciągnął na siebie spodnie i je zapiął. Zaraz potem odnalazł buty i je także założył. Posłał zirytowane spojrzenie Leviowi, wpatrzonemu w święcący ekran swojego telefonu, po czym wyszedł z pomieszczenia. Na korytarzu muzyka dochodząca z parteru była o wiele głośniejsza, niż w pokoju. Nie wiedząc gdzie ma się udać zasugerował się tym, gdzie sam by poszedł i wybrał wycieczkę po schodach na ostatnie piętro.

     Gdy na nie dotarł dostrzegł otwarty balkon. Zimne powietrze, które przezeń wpadało wywoływało gęsią skórkę na jego ciele. Nie myśląc wiele ruszył w tamtą stronę i kiedy przeszedł przez plastikowy próg, od razu dostrzegł Jeana po prawej. Chłopak opierał się o barierkę i palił papierosa. Wciąż miał rozwichrzone włosy i zaczerwienioną od malinek szyję. Eren podszedł do niego, oparł się obok i szturchnął go łokciem.

     Jean zaciągnął się szlugiem, po czym złapał Jaegera za podbródek i złączył ich usta. Wciąż rozpalone wargi Erena od razu się rozchyliły zachęcająco, pozwalając partnerowi na wpuszczenie do nich dymu.

     Szatyn się zaśmiał, kiedy Kirschtein zaczął kaszleć. Ten odpowiedzi uderzył go w ramię, a kiedy to nie podziałało wbił mu palce między żebra.

– To był cios poniżej pasa – jęknął chłopak, łapiąc się za to miejsce.

– Ja ci pokażę cios poniżej pasa – zagadał Jean, wyrzucając papierosa. Popchnął Erena na ścianę, jedną rękę docisnął do jego klatki piersiowej, a drugą złapał za krocze. Moment później całował go zawzięcie, pełen pasji i pożądania, jednocześnie rozpinając jego rozporek.

     Czuł ręce Erena, zarzucone na jego kark. Paznokcie drapały jego skórę, zostawiając ślady po swojej obecności. Jaeger cicho pojękiwał w usta partnera, kiedy ten coraz pewniej i mocniej masował jego przyrodzenie.

– Zdejmij mi te spodnie, nie męcz mnie – poprosił niewinnie Eren, a Jean się do tej prośby zastosował. Ściągnął spodnie wraz z bokserkami chłopaka do połowy ud, po czym przed nim klęknął.

     Spojrzał na zarumienioną twarz szatyna, który wgryzł się w zaciśniętą dłoń, kiedy poczuł na swoim członku mokry dotyk. Moment później Eren drapał ścianę za sobą, rozpływając się pod ciepłem i wilgocią, jaką obdarowywał go kochanek. Jednak – kierowany impulsem – wplótł palce we włosy Jeana i zacisnął je na nich. Kolejne jęki wypełzały spomiędzy jego ust. Nawet zaciśnięta pięść nie zdołała ich powstrzymać. Zaczął poruszać biodrami, jednocześnie unieruchamiając głowę Kirschteina. Chciał tego tak bardzo. Czuł ekscytację, pożądanie i niewymowną ekstazę.

     Drgnął, kiedy palce Jeana zawędrowały pomiędzy jego uda. Gładziły skórę i szurały po delikatnych włoskach, aż wreszcie postanowiły się wsunąć tam, gdzie zdecydowanie nie powinny. Nadal pobolewało po tym, co wydarzyło się przed momentem. Szatyna przeszedł dreszcz po całym ciele, westchnął i ponownie zajęczał.

– Jean – szepnął. Cicho, rozkosznie, uroczo. Kirschtein uwielbiał, kiedy Jaeger wypowiadał w taki sposób jego imię. Mógłby go słuchać bez przerwy, nagrać i odtwarzać sobie w pętli.

     Eren obiema dłońmi złapał za głowę chłopaka. Zacisnął zęby i na moment oczy, jednak stwierdził, że woli się wpatrywać w zmęczonego Kirschteina, który klęczał przed nim i go w taki sposób zadowalał. Teraz nic innego nie miało znaczenia.

     Nagle doszedł. Nie panował nad dociśnięciem się w ustach Jeana. Skończył, a jego ciepłe nasienie częściowo wypełniło usta jego kochanka.

     Kirschtein momentalnie wstał. Złapał Erena za podbródek, drugi raz w ciągu tak krótkiego czasu, po czym złączył ich usta. Gorzka ciecz mieszała się ze śliną dwojga i wypływała spomiędzy złączonych warg.

     Wreszcie Jean się odsunął, a między wargami chłopców pozostała strużka gorzko-słonej śliny. Jeszcze raz cmoknął Erena, po czym zaczął podciągać mu spodnie. Nie omieszkał jednak złapać go zaczepnie za pośladki. Ostatecznie zapiął chłopakowi rozporek, po czym wytarł swoje wciąż mokre usta.

– To było... wow – zaczął cicho Eren.

– Odpłacisz się – westchnął Jean, ponownie opierając się o barierkę balkonu. Spojrzał w usłane gwiazdami niebo i się w nie zapatrzył.

– Co zrobimy z Ackermannami? – zagadał wciąż zarumieniony Jaeger, chcąc odwrócić uwagę od swojego stanu. Oparł się obok chłopaka i ułożył głowę na jego ramieniu. Lubił to, tak samo jak lubił jego zapach.

– Levi to mnie wkurwił niesamowicie. Ale ja pewnie bym zrobił tak samo, poza tym nasza paczka jest na tyle ze sobą zżyta, że tak naprawdę to nic wielkiego się nie stało. Gorzej jednak z Mikasą...

– Sądzisz, że już wszyscy wiedzą? Wydała nas?

     Jean wzruszył ramionami, a moment później wyciągnął z kieszeni papierosy. Poczęstował Erena, a ten skorzystał. Kirschtein odpalił sobie, a później Jaegerowi.

– Podobno odpala się tylko kurwom i kochankom – zarzucił szatyn, zaciągając się mocno.

– To w twoim przypadku idealnie.

– Nienawidzę cię.

– Ja ciebie też.

     Między dwójkę chłopców wstąpiła cisza. Zaciągali się dymem i wpatrywali w gwiazdy. Delektowali swoim towarzystwem i szczerze uważali, że nie potrzebują niczego więcej. Jean postanowił objąć przyjaciela w talii i zassać się na jego szyi. Pozostawił po sobie kolejną malinkę do kolekcji. Eren za to nie był mu dłużny, bo gdy tylko mógł, postanowił przygryźć płatek ucha chłopaka.

– Czemu ty tak na mnie działasz... – westchnął Jean.

– Mógłbym zapytać o to samo – odpowiedział mu Eren zaczepnie.

     I chociaż mieli wrócić do imprezowego towarzystwa, tak postanowili pozostać na balkonie, bo wystarczali sobie wzajemnie.

🍦✉️🍦

     Levi wypił do końca swoje wino, po czym odstawił pustą lampkę na stół. Odchylił głowę w tył i się zamyślił. Jak to odkręcić? Czy wszyscy już wiedzą? Czy może Mikasa postanowiła zachować tę informację dla siebie? A może wiedziała już wcześniej, bo Marco jej powiedział? Zresztą nieważne. Wziął szkło i wstał, następnie chowając telefon do tylnej kieszeni spodni. Wyszedł z pomieszczenia i udał się w stronę schodów. Przechodząc obok jakichś otwartych drzwi, dostrzegł tam znajomą sylwetkę. Mikasa siedziała na podłodze, opierając się o łóżko. Trzymała ręce na głowie, próbując ją sobie rozmasować. W dodatku delikatnie się chwiała.

– Mikasa? Co tu robisz? – zapytał, podchodząc do niej. Kucnął naprzeciw, odstawiając kieliszek obok siebie, a ona podniosła na niego wzrok. Był pusty, a jej spojrzenie zdawało się rozmyte.

– Nie wiem. Jakiś chłopak mnie tu przyprowadził. Powiedział, że za dużo wypiłam i...

– Marco?

– Nie, nie Marco. Nie znam go.

– Dużo wypiłaś?

     Uniosła dłoń, by pokazać mu palcem, że tylko jedno piwo, jednak cały ten ruch spowodował, że całkiem się obaliła na bok. Gdyby nie szybka reakcja Levia, uderzyłaby głową w podłogę.

– Jedno piwo. Nawet nie całe. Może pół. A czuję się, jakbym wypiła z litr wódki.

     Złapała nadgarstek jego dłoni, którą podtrzymywał jej głowę. Chwilę później zamknęła oczy. Potrzebowała snu. Była bardzo zmęczona i osowiała. A Ackermann zaczynał się właśnie domyślać, że ktoś jej coś podał. Już kiedy przyłapała Erena i Jeana zachowywała się dziwnie. Nie trudno tu było o narkotyki, a o pigułki jeszcze łatwiej. Miała niewyobrażalne szczęście, że ją znalazł.

– Niemożliwe, żebyś po jednym piwie była w takim stanie. Czy coś cię boli? Zastanów się.

– Głowa – jęknęła.

– A prócz głowy?

– Chyba nie.

     Zlustrował ją spojrzeniem. Ubranie miała całe. Nie wyglądało, aby ktokolwiek się z nim szarpał. Spodnie także były dobrze zapięte. Położył dłoń na jej udzie, ale nie zareagowała. Gdyby ktoś ją skrzywdził, najpewniej by się już co najmniej wzdrygnęła. Złapał ją więc pod ramiona.

– Idziemy stąd.

– Nigdzie z tobą nie idę – fuknęła.

     On jednak jej nie posłuchał i wziął na ręce, jedną wkładając pod plecy, a drugą pod kolana. Głowa dziewczyny bezwładnie obijała się o jego ramię. Mikasa była coraz bardziej senna, można powiedzieć, że niemal nieprzytomna. Kiedy Levi zszedł piętro niżej, dziewczyna już nie odpowiadała na jego pytania. Gdy dotarł na parter, wszyscy zaczęli się im przyglądać oraz wypytywać o czarnowłosą. Conny był tym, który zadzwonił po pogotowie, już drugi raz w ciągu lekko ponad dwóch tygodni. I znów chodziło o rodzinę Levia. Prześmiewcze zrządzenie losu. Niedługo później zeszli do nich Jean i Eren. Też chcieli w jakiś sposób pomóc, kiedy się dowiedzieli, że coś jest nie tak. Może i by pomogli, gdyby wcześniej nie zostali poczęstowani przez Bertha czymś równie nielegalnym, jak tabletka podrzucona przez kogoś Mikasie. Wiedząc, że już do niczego się tutaj nie przydadzą, postanowili opuścić imprezę, popełniając przy tym jeden z najgorszych błędów w życiu.

🍦✉️🍦

– Co my, kurwa, zrobiliśmy? – zapytał Eren, tępo wpatrując się przed siebie. Czuł krew płynącą mu po czole i ból dłoni. Powoli przeniósł wzrok na Jeana.

– Nic ci nie jest? – jego głos był cichy i drżał.

    Jaeger pokręcił przecząco głową, po czym otworzył drzwi samochodu. Wyszedł z niego, następnie spoglądając na maskę i zderzak. Ułożył dłonie na głowie. Kirschtein chwilę później ustał obok niego, przecierając krwawiącą wargę.

– Ja pierdolę, kurwa mać.

– Mogło być gorzej – zauważył Jean, a kiedy dostrzegł pytające spojrzenie Erena, dodał: – Mogliśmy zginąć.

– Nawet nie wiem czy jechałem dwadzieścia czy osiemdziesiąt.

     Spod maski kradzionego samochodu unosił się dym. Chłopcy stali obok siebie, wpatrując się tępo w szare obłoki. Jedno światło wciąż działało, oświetlając las przed sobą. Prócz tego przy drodze stało kilka lamp, które pozwalały im cokolwiek dostrzec. Nagle jednak obu zmroziło, kiedy usłyszeli ten świdrujący ich wnętrza dźwięk. Serca momentalnie zaczęły bić szybciej, a krew boleśnie pulsowała w żyłach. Syrena policyjna. Eren mocniej złapał się za włosy, nie potrafił sobie nic przypomnieć. Ostatnie co pamiętał to widok z balkonu, a chwilę wcześniej igraszki z Jeanem. Później jednak do niego dotarło, że razem z Kirschteinem wzięli coś od Bertholdta. Tylko co...?

– Eren, musimy spierdalać.

     Tak, to było jedyne prawidłowe rozwiązanie tej sytuacji. Udawać, że nikt nic nie wie i jak najszybciej się stąd ulotnić. Chłopcy ruszyli przed siebie niemal biegiem. Z początku nie wiedzieli gdzie dokładnie są, jednak okolica zaczęła robić się jakoś dziwnie znajoma. Ledwo wyjechali z miasta. Przedzierali się przez drzewa i krzaki, za sobą już słysząc nawoływania funkcjonariuszy. Do krzyków dołączyły szczeknięcia. Jaeger obejrzał się za siebie, jednak zaraz tego pożałował. Potknął się o jakiś wystający korzeń, po czym padł na ziemię. Próbował wstać, jednak jego noga odmówiła posłuszeństwa. Kostka zaczęła emanować okrutnym bólem, który nakazywał mu aż zagryzać wargi.

– Jest źle. Jest bardzo kurewsko źle – stwierdził Jean, dostrzegając problem Erena. Podwinął jego nogawkę, po czym dotknął nogę, badając ją dokładnie, mimo syknięć. – Skręcona – oznajmił.

– Janek, zostaw mnie tu i sam uciekaj – rozkazał Jaeger.

– Żartujesz sobie chyba.

– Oni są coraz bliżej. Ja nie dam rady dalej iść!

     Jean mimo to próbował wziąć Erena pod ramię, jednak ten go od siebie odepchnął.

– Głuchy jesteś? Wynoś się, póki możesz!

     Głosy funkcjonariuszy stały się wyraźniejsze. Jean de facto nie miał wyboru. Teoretycznie miał, między problemami dla jednego z nich, a problemami dla obu. Cmoknął nagle Erena w wargi, po czym na niego spojrzał.

– Nie miej mi tego za złe.

     Jaeger jednak wiedział, że czegokolwiek Jean nie postanowi, on to zaakceptuje.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top