19. 🎨
utwór polecam dopiero gdzieś tam niżej
Jakoś to się stało, niecały tydzień po grillu u Hange, w noc z czwartku na piątek. Piątka przyjaciół przemierzała korytarze szkolne, było już kilka minut po dwudziestej drugiej. Idealny plan Levia wypalił. W końcu musiał wypalić, inaczej mieliby spore problemy. Dla Conny'ego i Erena mogłyby się one skończyć nawet powtarzaniem klasy, nie wspominając o reszcie kar.
Zwiedzali po kolei wszystkie klasy. Przestawiali segregatory, szperali w biurkach, nawet bawili się w berka na sali gimnastycznej. Czuli się jak dzieci puszczone na plac zabaw po tygodniowym pobycie w domu.
Eren szczerze cieszył się tą nocą. W ostatnich dniach trudno było spotkać się ze wszystkimi naraz. Nawet na grillu nie było Marco. Za to w poniedziałek Conny'ego nie było w szkole. We wtorek po lekcjach Levi nie mógł się spotkać. I tak prawie zawsze. Mieli swoje obowiązki, hobby, zainteresowania, inne znajomości, które także pielęgnowali. Typowe życie typowego nastolatka.
– Levi, chodź na selfiaczka! – zawołał Jaeger do chłopaka, który chwilowo pisał wiadomości najpewniej z Erwinem.
Ackermann podszedł do przyjaciela i przysiadł obok, trochę niechętnie, chociaż właściwie nie wiadomo. Zawsze było trudno odgadnąć co myśli, co mu się podoba, a co nie. Eren w tym czasie wyciągnął przed siebie telefon i zaczął robić zdjęcia. Na większości miał głupie miny, na kilku palcem wolnej ręki unosił kącik ust Levia ku górze, a cała reszta była rozmazana.
– Szczęśliwy? – zapytał czarnowłosy.
– Tak! Jeszcze tylko z Jankiem muszę zrobić i mam już was wszystkich, he.
– Spoko. Idę do kibla, pilnuj mi telefonu.
– No ciekawe kto miałby ci go tutaj ukraść – zagaił Eren, przeglądając fotki. Czarnowłosy w tym czasie się oddalił. Jednak moment później urządzenie, które Ackermann zostawił obok, zawibrowało.
Jaeger powoli się rozejrzał. Siedział samotnie pod ścianą, chłopcy byli chwilowo zajęci wspinaniem się na linę podczepioną do sufitu. Uroki sali gimnastycznej. Wiedział, że ma co najmniej trzy minuty zanim Levi dotrze do łazienki, załatwi w niej swoje sprawy i wróci. Trzy minuty w tym przypadku to było absolutne minimum. A dodając do tego ultra dokładne mycie rąk...
Nie myślał dłużej. Złapał w dłoń telefon Levia i go odblokował. Doskonale znał wzór, więc nie miał żadnych problemów. Jeszcze tylko raz zerknął na chłopców, jednak wciąż byli zajęci wspinaczką.
Erena nie obchodziły wiadomości, które Levi wymieniał z Erwinem. Miał to totalnie gdzieś. Nie miał żadnych podejrzeń, że Levi mu czegoś nie mówi o blondynie. Zresztą, nawet jeśli by nie mówił, to co z tego? To jego związek. Ma prawo mieć tajemnice na ten temat.
Chłopak znalazł konwersację, która go interesowała – była to rozmowa z Jeanem.
Ostatnie wiadomości skupiały się na lekcjach i tym podobnych, nic ciekawego. Drżąc ze stresu, Eren przewijał wciąż w górę, pobieżnie czytając. Szukając wzrokiem słowa klucz – swojego imienia.
I znalazł. A kilka linijek niżej coś, co go ukuło prosto w serce.
Levi: Powiedz mi jeszcze tylko jedną rzecz.
Jean: słucham cię
Levi: Jesteś w 100% pewny, że chcesz z nim być?
Jean: jeżeli zamierza mnie zdradzać to nie
Levi: A bez zdrad?
Jean: tak
Jean: a możliwe jest bez zdrad w jego przypadku?
Levi: Kurwa, nie pytaj. XD
Jean: XDDD
Levi: Jestem okropny, mając takie mniem–
Nie czytał dalej. Nie chciał wiedzieć, co jest dalej. Fakt, zranił Jeana. Zasłużył, aby Jean mu wykrzyczał prosto w twarz jak go nienawidzi. Jak nim gardzi i się go brzydzi. Jednak czy zasługiwał na fałsz ze strony Levia? Miał go za przyjaciela. Dzielił się z nim wszystkim. Największymi sekretami, swoim życiem, przemyśleniami, nawet marzeniami. A mimo to Levi tak okrutnie się z niego naśmiewał. W dodatku Jean też. To był cios poniżej pasa. Myślał, że może im ufać. Całej czwórce. Jak widać się mylił. Ciekawe czy z Marco i Connym też się tak z niego naśmiewali.
Przeniósł wzrok na chłopców. Właśnie Jean schodził z liny, koszulka mu się podwinęła, ukazując napięty brzuch. Ciało, które Eren tak bardzo chciał dotykać. Jednak z każdą kolejną myślą zaczynał żałować tego, jak wygląda ich relacja. Mógł wcale do niej nie dopuszczać.
Zabawne, jeszcze kilka dni temu żałował, że dopuścił do tak głębokiej relacji z Mikasą.
Był żałosny.
Kiedy pierwsze łzy popłynęły po jego policzkach, wstał i udał się do wyjścia z sali. Nie chciał tu więcej być. Najchętniej wróciłby natychmiast do domu. Do ciepła i bezpieczeństwa. I miłości, którą na swój sposób okazywała mu matka. Potrzebował jej teraz. Nie to, że był maminsynkiem. Po prostu w tej sytuacji dałaby mu idealną radę.
Wyjął telefon i włączył kontakty. Już miał dzwonić do rodzicielki, jednak zauważył która jest godzina. Zdecydowanie zbyt późna.
Wściekł się, wytarł oczy, po czym wszedł do pierwszej lepszej sali.
A była to sala plastyczna.
🎨🎨🎨
Kiedy Levi wrócił, reszta towarzystwa zdążyła już zauważyć nieobecność Erena. Zapytani przez Ackermanna gdzie poszedł, tylko wzruszyli ramionami. Nie zwrócili wcześniej uwagi na to, że zniknął. Nie mieli nawet pojęcia kiedy wyszedł. Ani tym bardziej gdzie.
Levi, mimo że tego nie okazywał, powoli zaczynał się martwić. Eren nie był osobą, która bez słowa opuszcza przyjaciół. A jeśli już to robi, to ma do tego powód. Ackermann podszedł do miejsca pod ścianą, w którym siedzieli. Jego telefon nadal tam leżał. Podniósł go i odblokował, a wtedy wszystko się wyjaśniło. Rozmowa z Jeanem. Dokładnie ten moment, przez który Levi czuł się najbardziej nie fair w stosunku do Erena, niż kiedykolwiek wcześniej. Poza tym nie widział żadnych zmian. Wiadomość od Erwina była nieodczytana, mimo że napisana kilka minut temu. Nie było żadnych nowych zdjęć, co często się zdarzało, kiedy telefon zostawał sam na sam z Jaegerem. Czarnowłosy już wiedział, że celem Erena po odblokowaniu telefonu była właśnie ta nieszczęsna rozmowa.
Ackermann wybrał kontakt Erena. Przyłożył telefon do ucha, po czym oparł się o ścianę. Nasłuchiwał pierwszy sygnał, potem drugi, trzeci i czwarty. Zaczynał już tracić nadzieję na to, że Jaeger odbierze, jednak właśnie wtedy to zrobił.
– Co?
– Gdzie jesteś?
Eren zwinął się bardziej na kanapie. Była ubrudzona farbami i trochę zakurzona, poza tym wcześniej leżało na niej mnóstwo małych rzeczy i innych pierdół. Pędzelków, farbek, papierów, materiałów. Wszystko to wylądowało jednak na podłodze.
– Nieważne.
– Eren, przepraszam cię. Nie powinienem tak pisać, a już nawet jeśli to zrobiłem, to powinienem był ci o tym powiedzieć. Czuję się jak jebany zdrajca w tym momencie.
Jaeger milczał.
– Rozumiem, że nie chcesz ze mną teraz gadać, okej. Ale spójrz na dobre aspekty tej rozmowy. Jean chce być z tobą. Przecież dokładnie to przeczytałeś.
Eren wciąż się nie odzywał. Naprawdę nie czuł się na siłach i nie chciał podtrzymywać tej rozmowy.
– Powiedz po prostu, gdzie jesteś.
– Jean będzie wiedział.
Powiedział tylko tyle, po czym się rozłączył.
🎨🎨🎨
Zdawało mu się, że zaczął zasypiać. Pokręcił głową, ziewnął, po czym spojrzał na zegarek w telefonie. Zaraz mu padnie bateria. Od rozmowy z Leviem minęło ledwo kilka minut. Jednak czy to była jakaś różnica? Nieważne, czy przyszliby teraz czy za godzinę, nic by to nie zmieniło. Podniósł się z kanapy, aby choć trochę się rozbudzić. Podchodząc do okna usłyszał kroki na korytarzu. Moment później rozpoznał głosy przyjaciół. Oparł się o parapet i spojrzał na drzwi. Klamka się ugięła, a do pomieszczenia jako pierwszy wszedł Jean. Conny i Marco zaglądali tylko z progu i, kiedy Jean był wystarczająco daleko, zamknęli drzwi, następnie przekręcając klucz w nich.
– Zobaczymy się o trzeciej! – zawołał Marco.
– Miłej nocy! – dodał Conny.
Chwilę później słychać było oddalające się szybkie kroki. Kirschtein próbował otworzyć drzwi, kilkukrotnie uderzył w nie pięścią, jednak dokładnie je zamknęli.
– Nie prosiłem ich o to, naprawdę – powiedział. – Levi tylko mi pokazał o co chodziło, dlaczego sobie poszedłeś. Oni nic nie wiedzą i pewnie to planowali...
– Mam na to wyjebane – przerwał mu szorstko Eren. – Serio, mam to totalnie gdzieś.
– Słuchaj – zaczął Jean, podchodząc do jednej ze sztalug – wykazujesz się okropną hipokryzją, jeżeli obrażasz się o to, co przeczytałeś. Ja jakoś już nie mam ci za złe sytuacji z Disneylandu, mimo że nadal nie mam pewności czy mówisz prawdę.
– Aha, to jeszcze mi nie wierzysz? Zajebiście.
Eren szybkim krokiem podszedł ponownie do kanapy. Miał zaciśnięte pięści, był wściekły. Nie chciał przyjąć do siebie tego, co mówi Kirschtein. Usiadł na miękkim meblu, po czym wyjął z kieszeni papierosy i zapalniczkę. Miał tu nie palić, ale trudno, wyszło jak wyszło.
– Skupiasz się tylko na tych złych rzeczach, nie zwracając uwagi na te dobre – stwierdził chłopak, przygotowując sobie farby i pędzle. – Zupełnie jak nie ty.
– Co ty niby możesz o mnie wiedzieć? – burknął Eren. – Skąd wiesz, co czuję? Jaki naprawdę jestem? Udajesz, że mnie znasz, ale tak naprawdę to gówno wiesz!
– Jaeger! Przyjaźnimy się od kilku lat. Myślę, że już wystarczająco cię poznałem!
Kirschtein podszedł w złości do przyjaciela. Spoglądał na niego, otoczonego dymem, wściekłego, po części smutnego, z zaczerwienionymi oczami. Nie było tutaj zbyt jasno, można powiedzieć, że panował półmrok, jednak widział rozżalenie malujące się na twarzy szatyna. Powoli usiadł obok.
– Tak mówisz? – zaczął Eren spokojnie, zupełnie inaczej, niż mówił wcześniej. – To jak myślisz, czego dzisiaj tutaj pragnąłem?
Zaciągnął się i spojrzał na Jeana, jednak ten nic nie powiedział. Jedynie przypatrywał się mu w ciszy, czekając aż sam powie czego pragnął.
– Chciałem, żebyś mnie namalował, jasne. Ale po malowaniu chciałem się z tobą tutaj kochać. Dokładnie w tym miejscu, na tej ujebanej czym tylko się da kanapie. Chciałem cię dotykać, gładzić, wąchać, całować, dosłownie chciałem z tobą wszystko. Myślałeś chociaż nad tym?
Jean czuł się niemal uderzony tym wyznaniem. Prawda, chciał jakiejś bliskości z Erenem, jednak nie myślał o tym, aby była aż tak zaawansowana.
– Czyli nie myślałeś – westchnął Jaeger. – Widzę po tobie.
– To, że o tym nie myślałem nie oznacza, że tego nie chcę.
Kirschtein zbliżył się nagle do Erena, oparł dłoń obok jego głowy, drugą złapał go trochę za szczękę, a trochę za szyję, następnie pocałował, jednak szatyn w najmniejszym stopniu tego nie odwzajemnił. Nie wykonał nawet jednego ruchu warg. A kiedy zdezorientowany Jean się odsunął, Eren ponownie wziął papierosa do ust i się zaciągnął. Dym chamsko wypuścił prosto w twarz chłopaka.
– Nie chcę.
– Dopiero mówiłeś co innego.
– Nie. Mówiłem, że chciałem, a nie, że chcę.
– Aha, czyli wszystko jest zależne od tych pierdolonych wiadomości, tak?
Eren nie odpowiedział.
– Jebany hipokryta – warknął Jean, po czym wstał.
Ruszył do sztalugi. Ustał przed nią, jakby zastanawiając się moment, po czym nie oszczędzając sił ją przewrócił. Nieszczęśliwie wpadła na mały stolik z farbami, jednocześnie wywołując spory hałas. W dodatku część z farb pospadała, a ze dwie buteleczki się stłukły, pozostawiając po sobie kolorowe kałuże na podłodze. Kirschtein usiadł pod ścianą. Wplótł palce we włosy, łokcie opierając na kolanach. Był naprawdę wściekły.
🎨🎨🎨
utwór polecam odtąd
Jean kilkukrotnie dzwonił do Conny'ego i Marco, jednak z początku mu nie wierzyli, że nie chce tam siedzieć, a później po prostu przestali odbierać. Levi za to rozumiał uczucia chłopaka, ale w kilku dobitnych słowach kazał mu naprostować sytuację i spróbować pójść na jakiś kompromis z Erenem. W końcu już zbyt długo drą ze sobą koty, co nie wróży dobrze ani im, ani ich przyjaciołom.
Jaeger do nikogo nie dzwonił, bo bateria mu padła.
Kiedy po niemal godzinie bezczynności i wymienianiu między sobą jedynie krótkich, mało znaczących zdań, nadal nie wydarzyło się nic ciekawego, Jean postanowił posprzątać swój bałagan. Powoli zaczął podnosić wszystkie rzeczy, które nieumyślnie zrzucił. Plamy z farby wytarł pobieżnie jakąś szmatą. Udawał, że nie widzi tego, że się zmyły niedokładnie, bo zdążyły już zaschnąć. Ustawił sztalugę do pionu, przygotował farby na paletę i zapalił jakąś lampkę przy swoim miejscu pracy.
Nucąc pod nosem zaczął malować. Co rusz spoglądał na Erena, który raz się w niego wpatrywał, raz bawił wyłączonym telefonem, raz zapalniczką, a raz palił papierosa. Przez cały ten czas chłopak ani razu się nie uśmiechnął, co Jean dosyć mocno przedstawił na portrecie. Dominował w nim smutek i ciemne kolory. Próbował ukazać "tego innego" Erena. Kierującego się hipokryzją i złością. Nie widzącego żadnych zalet, nawet w najgorszej sytuacji.
Ciągłe pociągnięcia pędzlem, maczanie go w farbie, tykanie zegara, skrzypiąca podłoga – wszystkie razem raczyły swoją melodią uszy Jaegera. Na dłuższą metę były uspokajające. Chłopak zdołał się wyciszyć. Zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu, opierając ją o kanapę. O ironio, zaczynał powoli rozumieć swoje błędy. I w końcu zauważył, że to wcale nie on ma powody do obrażania się. Zaczął nawet doceniać fakt, że Jean mu tak szybko wybaczył. Przecież nie musiał. Przecież mógł zachowywać się sto razy gorzej. A jednak nie robił tego.
– Skończyłem – stwierdził nagle Jean, wpatrując się w obraz. – Spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Właściwie... nie mam pojęcia czemu wygląda aż tak. Ale ukazuje... sam nie wiem, twoje drugie ja. Wiem jak to brzmi – podniósł ręce w geście obronnym – ale właśnie tak widzę ten obraz.
Zaintrygowany Eren powoli podszedł do sztalugi, która wciąż stała do niego tyłem. W powietrzu unosiło się zdenerwowanie Jeana, był bardzo przejęty, co Jaeger doskonale odczuwał. Jednak kiedy już spojrzał na dzieło Kirschteina, wcale mu się nie dziwił.
– Co to jest? – szepnął po chwili, wskazując na swoje "drugie ja".
– Nie mam pojęcia.
Szatyn powoli wyciągnął rękę w stronę tej Jeana. Delikatnie ją złapał, wciąż wpatrując się w malunek. Chłonął wzrokiem każdy szczegół, każdą odstającą warstwę farby, kolory przechodzące w inne. Nie mógł się nadziwić.
– Jest cudowny.
Nie wiedzieć czemu poczuł gulę w gardle. Musiał odwrócić wzrok, więc spojrzał na Kirschteina. Chłopak miał na policzku trochę czarnej farby. Dziwne, bo wcześniej jej nie miał. Zupełnie jak w filmach, Eren sięgnął kciukiem ku niej, by ją wytrzeć. Zrobił to, po czym zbliżył się bardziej do Jeana. Powoli go pocałował. Bardzo powoli. Jednak już moment później ułożył dłonie na jego karku. Naparł na niego tak, że Kirschtein zetknął się ze ścianą. Następnie pogłębił pocałunek. Stał się bardziej zachłanny. Samolubny i namiętny. W międzyczasie paleta, którą Jean do tej pory trzymał w ręku upadła na podłogę, rozlewając resztki farby.
Eren poczuł dłonie Kirschteina na swoich plecach, moment później wędrujące pod jego koszulkę. Miękkie opuszki lekko gładziły ciepłą skórę, rozlewały przyjemne ciepło w jego wnętrzu. A do tego brudziły resztkami farby.
Jaeger oderwał się od chłopaka, po czym pociągnął go w stronę kanapy. Bez zbędnych słów usadził go na niej, a później siebie na jego kolanach. Ponownie dopadł się do ust Jeana. Szybko, zadziornie, przygryzając jego wargi. Później na moment przerwał, by zedrzeć z Kirschteina bluzę, pod którą już nic nie miał.
Zszedł z niego, udał się do szyi, by obdarowywać ją czułymi, mokrymi całusami. Co jakiś czas zasysał mu skórę, jednak tylko dla uczucia przyjemności, nie chciał zostawiać jakichkolwiek śladów.
Jean właściwie nie wiedział, co się dzieje. Pogubił się w tym wszystkim, co mówił Eren. Jednak nie rozmyślał o tym dłużej, kiedy szatyn postanowił zdjąć koszulkę, stojąc na wprost przed nim. Jaeger zagryzł wargę, uśmiechając się przy tym. Ten chwilowy kontakt wzrokowy doprowadził ich obu do dziwnego rodzaju wstydu.
W ciągu kilku kolejnych minut ich amatorska gra wstępna przeszła na zupełnie nowy poziom. Dotyk, smak, zapach, a przede wszystkim uczucia jakie im towarzyszyły, rozpalały ich do czerwoności.
Eren już leżał, zupełnie nagi. Bezbronny, niewinny, podniecony. W dodatku bardzo zawstydzony, jego policzki paliły ciemnym różem. Przed sobą widział Jeana, który miał na sobie tylko ledwo wciągnięte bokserki oraz skarpetki. (Jakoś zbytnio się nie przejmował ściągnięciem ich, no bo... po co?)
Od kolejnych słów Jaegera zależała ich przyszłość. Bo nawet jeśli nie mieliby jej dzielić, tak wydarzenia z tej nocy z pewnością w jakiś sposób na nią wpłyną.
– Jestem gotowy. Zrób to – powiedział cicho, jednak wyjątkowo zmysłowo, lecz Jean nie drgnął. – Kirschtein!
Wtedy chłopak nachylił się nad Erenem, ściągając bokserki. Jedną ręką oparł się obok głowy Jaegera, druga była mu potrzebna. Zbliżył się do jego ust i go namiętnie pocałował, chcąc odwrócić jego uwagę od innych części ciała.
Logiczne było, że pierwsze pchnięcia będą boleć. Eren zaciskał zęby, jednak kiedy Jean zwalniał, wtedy łapał go w talii i narzucał ponownie szybsze tempo, tłumacząc się, że szybciej mniej boli. Kirschtein miał co do tego wątpliwości. Nie do szybkości seksu, ale do samego faktu uprawiania seksu. Chciał naprawdę przestać, kiedy zobaczył łzy płynące z oczu Erena. Jednak nie mógł. Jego zmysły go ogłupiały, a Jaeger wcale w tym nie pomagał. Chciał coraz szybciej i coraz mocniej, pojękując z każdym pchnięciem. A te jęki działały na Jeana niemal jak afrodyzjak. Chciał je słyszeć. Chciał słyszeć obiekt swoich westchnień, który właśnie rozpływał się z rozkoszy dzięki jego ruchom.
To wszystko było pojebane.
Jednak nie na tyle, co myśli Conny'ego, Marco i Levia, którzy kilka minut po godzinie trzeciej poszli po chłopców, a zastali ich śpiących w swoich objęciach na kanapie. W dodatku kiedy jeden miał na sobie tylko bokserki, a drugi tylko spodnie. I to nawet nie swoje.
Ekscytacja Conny'ego skończyła się piskiem na całą szkołę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top