18. 🏍
Nadszedł wyczekiwany dzień grilla u Hange. Dziewczyna przygotowała niemal niezliczone ilości mięsa, kiełbasek, przekąsek i napojów, w tym wysokoprocentowych. Pogoda dopisywała. Było idealnie ciepło, a wiatr był prawie niewyczuwalny. Jako pierwszy przyszedł Moblit, oferując swoją pomoc. Razem przygotowali grilla i pokroili część z mięs. Niecałe pół godziny później w progu domu Zoë pojawił się Miche z towarzyszącą mu Nanabą. Czekając na resztę każdy już zdążył wypić po piwie. Aż wreszcie dotarł Levi z przyjaciółmi. Jednak Marco nie było w tym gronie.
– Misiaczku! – krzyknęła Hange, łapiąc w swoje objęcia Ackermanna. – Przyprowadziłeś moje gołąbeczki? – zapytała, po chwili dostrzegając resztę towarzystwa. – Są i moje gołąbeczki!
Zupełnie zignorowała Conny'ego, zajmując się Jeanem i Erenem. Springer podążył za zdenerwowanym Leviem, który bardzo nie lubił, kiedy ktoś naruszał jego przestrzeń osobistą. Tym bardziej ktoś taki jak Hange, nie mający pojęcia czym są granice.
Powitał wszystkich krótkim "cześć", po czym usiadł na jedną z ławek w ogródku czterookiej. Nawet lubił tutaj przebywać. Była to spokojna okolica. Zbyt wiele aut nie przejeżdżało zaraz pod domem Zoë. Było cicho i spokojnie, a przede wszystkim na jej posesji było dużo drzew, a co za tym idzie dużo cienia.
Levi chwilę później dostrzegł Erena z zaróżowionymi policzkami. Jean, który się zza niego wyłonił także wyglądał na dosyć zażenowanego. Za to Hange była wyjątkowo szczęśliwa. Dostrzegając swojego misiaczka usiadła obok i objęła go mocno ramieniem.
– Gdzie twój Smisio?
Levi westchnął przeciągle, spojrzał gdzieś w bok. Miał dość roztrzepania czterookiej. Przecież Erwin jej pisał, że trochę się spóźni.
– Zaraz będzie.
Eren w czasie kiedy Levi rozmawiał z Hange, zajął się rozpalaniem grilla. Jednak jak zazwyczaj opornie mu to szło, więc wymienił go Conny. Miał wprawę w rozpalaniu, tym bardziej, że z Sashą potrafili robić grilla nawet trzy razy w tygodniu. Mimowolnie naszły go smutne wspomnienia.
Jaeger usiadł obok Kirschteina, który bez entuzjazmu przeglądał internet. Chwilę później usłyszał jednak głośny, drażniący uszy dźwięk. Spojrzał za płot Hange, kiedy zaparkował tam czarny motocykl. Zrobił na nim niemałe wrażenie. Widać było jak droga jest ta zabawka. Domyślał się, że kierowca musi mieć niezłą wprawę w jeździe nim. Wreszcie zwrócił uwagę na mężczyznę. Miał czarne ubrania, tak samo jak i kask z przyciemnianą szybą. No i był wysoki.
Zastanawiając się kto to jest, nawet się nie domyślał oczywistego. Dopiero, jak dostrzegł, że Levi podszedł do tej postaci załapał.
Erwin zdjął kask, a następnym co zrobił było przyciągnięcie do siebie Levia i pocałowanie go. Wyglądało to nieco abstrakcyjnie, ponieważ czarnowłosy był o wiele, wiele niższy od Smitha.
Moment później obaj ruszyli w stronę furtki, a następnie ku towarzystwu. Blondyn obejmował partnera ręką w talii, w drugiej trzymał kluczyki.
– Jak się nim jeździ? – zapytał od razu Jean, zainteresowany motocyklem.
Smith zaśmiał się cicho. Usiadł z Leviem na ławce, po czym smyrnął chłopaka nosem.
– Może odpowiesz Jeanowi?
Ackermann westchnął, po czym się wyprostował.
– Nie czujesz, że jedziesz. Czujesz tylko prędkość, słyszysz jak pracuje silnik. Zupełnie jakbyś leciał, on sam cię prowadzi.
– Chciałbym się nim przejechać – szepnął rozmarzony Eren.
– Ja też – dodał Jean.
– A ja nie, bo kiełbaski się już zrobiły! – zawołał Conny. – Kto jest głodny?!
Zrobił się mały harmider, któremu przewodziła wygłodniała jak wilk Hange. Jean także wstał. Chciał sięgnąć po swój talerzyk, jednak właśnie wtedy zauważył lecące w stronę jego rąk kluczyki. Złapał, po czym z niedowierzaniem przeniósł wzrok na Erwina, który tylko kiwnął głową. Wiedział od Levia, że Kirschtein ma jakieś umiejętności jazdy. Prawko to co innego.
– Jaeger, jedziesz?
Eren spojrzał na klucze, a oczy mu się niemal zaświeciły. Natychmiast ruszył w stronę płotu, wcześniej dziękując Erwinowi.
Chłopcy podeszli do motocykla. Z początku traktowali go jak z porcelany. Bali się wyrządzenia jakiejkolwiek szkody. Przecież żaden nie miał tyle środków, by móc odkupić jakąkolwiek część. Następnie założyli kaski. Jeden, ten w którym przyjechał Erwin leżał na siedzeniu, a drugi był w schowku. Kiedy w końcu usiedli na pojeździe, Jean włożył kluczyk w stacyjkę i go przekręcił. Eren, siedzący z tyłu, złapał się motocykla po bokach, mimo że przez moment zastanawiał się czy objąć Jeana.
Chwilę później już jechali, mając nadzieję, że nie zatrzyma ich policja na kontrolę. Tak, jak mówił Levi, nie czuli go, ale słyszeli ryk silnika, mieli wrażenie niemal unoszenia się. Na długiej prostej Kirschtein przyspieszył. Erenowi zaparło to dech w piersiach. Ulica była pusta, a prędkość bardzo przekroczona. Czując w sobie adrenalinę chłopak przeniósł ręce na talię Jeana, moment później przesuwając je na brzuch. Ufał Kirschteinowi, aczkolwiek miał obawy podczas tak szybkiej jazdy. Poza tym skąd Jean potrafi tak dobrze jeździć? Niedługo później chłopak zwolnił, byli już poza miastem, skręcili na drogę, którą Eren nigdy nie jechał. Mógł się tylko domyślać gdzie się wybierają.
Jean wreszcie się zatrzymał. Dokładnie pośrodku niczego. Wokół były tylko pola i kawałek jakiegoś lasu. Jednak kiedy zgasił pojazd i z niego zszedł, Eren się domyślił, że to właśnie ich cel wycieczki.
– Co to za miejsce?
Kirschtein wzruszył ramionami na pytanie Erena, po czym zdjął kask i krótko odpowiedział:
– Wypizdowie.
Jaeger także zdjął kask, zawiesił go na lusterku. Ruszył za Jeanem, który podążył w stronę pól. Przez kilka minut szli po miękkiej trawie, co jakiś czas omijając dzikie kwiaty, w zdecydowanej większości mlecze, czasem dmuchawce. Eren sięgnął po jednego z nich i go zerwał. Chwilę mu się przyglądał.
– Gdy byłem mały, babcia mi mówiła, że jeżeli zdmuchniesz za jednym razem wszystkie, twoje marzenie się spełni. Jak mam być szczery, nigdy mi się to nie udało – zagadał Jean.
Jaeger spojrzał na przyjaciela, po czym ponownie przeniósł wzrok na dmuchawca i jego delikatny, mięciutki puch. Następnie wziął głęboki oddech i na niego dmuchnął, pozwalając aby białe drobinki porwał wiatr. Z powolna otoczyły one Jeana, niczym pierwszy śnieg w zimę. Zapatrzony w niego Eren doskonale sobie to wyobraził. Białe płatki śniegu opadające na nos i policzki Kirschteina. Osiadające na jego włosach i ubraniach, przylegające do butów.
Czasem wręcz uwielbiał swoje wyobrażenia. Zdarzało się, że były nie na miejscu albo doprowadzały go niemal do gęsiej skórki, jednak zazwyczaj były dobre. A takie spowodowane miłą sytuacją i obecnością Jeana potrafiły wywołać uczucie stada motyli walczących w jego wnętrzu.
W jakiś sposób, sam nie wiedział jaki, coś go poprowadziło do chłopaka. Rozkazało spleść ich dłonie i spojrzeć głęboko w oczy Kirschteinowi. Czuł tę lekką nutkę wstydu, drobinkę zażenowania. Ale gdzieś pomiędzy tymi uczuciami było coś silniejszego. Coś, co pozwoliło mu posmakować ust Jeana. Wpierw powoli, czule, niczym pierwszy pocałunek, ale taki chciany, nie wymuszony czy improwizowany. A z każdą kolejną sekundą coraz szybszy i pewniejszy.
Eren uwielbiał całować się z Kirschteinem. Za każdym razem na nowo to odkrywał. Smak i miękkość jego ust, delikatną skórę, drażniące łaskotki włosów pod dłonią, którą tak często układał na jego karku. I to uczucie, niemal topiące go od środka. Zatracał się, chciał tego.
🏍🏍🏍
Podczas drogi powrotnej Eren nawet się nie zastanawiał gdzie się trzymać. Oczywistym wyborem była talia Jeana, nie boki motocykla. Kiedy Kirschtein odpalił pojazd i ruszył, Jaeger pozwolił sobie odpłynąć w otchłań myśli. W zdecydowanej większości wspomnień sprzed kilku minut.
Czuł pęd powietrza, rozmyślając o miękkich ustach i subtelnym pocałunku. Wpatrywał się w kark Jeana, myśląc o tych krótkich, drażniących włoskach. Dotykał jego talii, pragnąc gładzić jego nagą skórę.
Chciał wylądować z nim w łóżku, zdecydowanie.
🏍🏍🏍
Butelka zakręciła kolejne koło, a Hange już chichotała, wiedząc jakie w swoim mniemaniu cudowne wyzwanie zada temu, na kogo wypadnie. Każdy z towarzystwa wiedział, jaka pokręcona jest ta dziewczyna i na jak szalone tory wpełzają jej myśli.
– ERWIN! – wrzasnęła, kiedy szyjka od butelki ustawiła się idealnie na wprost mężczyzny. Dziewczyna aż ścisnęła dłońmi swoje policzki, niemal skacząc w miejscu.
– Wyzwanie – powiedział spokojnie.
– Wiedziałam! – zaklaskała. – Mam dla ciebie idealne...
Levi mógłby przysiąc, że zobaczył błysk w jej oczach. Już wiedział, co wymyśliła.
– Pocałuj Ackermannka tak, jak on to uwielbia najbardziej. Niech nam się tu rozpłynie! Kya!
Smith lekko przewrócił oczami, jednak starając się, by Hange tego nie dostrzegła. W międzyczasie usłyszał ryk swojego motocykla, a więc chłopcy właśnie wracają. Jedno zmartwienie z głowy, motocykl działa. Miejmy tylko nadzieję, że obaj żyją, a pojazd nie ma żadnej ryski.
– Ej – zagaił Levi. – Czekam.
Erwin uśmiechnął się lekko do partnera, po czym zbliżył i go mocno pocałował. Wplótł dłoń w jego czarne włosy, przygryzł język, po chwili wargę. Drugą dłoń wsunął lekko pod materiał koszulki chłopaka. Ścisnął jego bok, przesunął ją na plecy, mocniej do siebie przyciągnął Ackermanna. Chwilkę później usadził go sobie na kolanach, szarpnął nagle za włosy, spowodował, że Levi jęknął. Następnie wsunął palec w dwie tylne szlufki w spodniach chłopaka, po czym pociągnął je w górę, a materiał sprawił, że idealne pośladki Ackermanna stały się jeszcze bardziej idealne i wyeksponowane dla niemal wszystkich, w tym Erena i Jeana, którzy właśnie dołączyli do towarzystwa.
– Co to, darmowe porno? – zapytał Jean, siadając obok Conny'ego.
– Nie psuj tej namiętnej chwili, gołębiu! – warknęła Zoë, jednak ku jej rozczarowaniu Levi właśnie przestał i powoli zszedł z Erwina. – No i widzisz? Zjebałeś – burknęła, nadal wpatrując się w parę. Zastanowiło ją to, że Ackermann całkiem wstał od stołu i od niego odszedł w stronę domu, a Smith podążył za nim. – Ej, gdzie idziecie?!
– Uprawiać seks – odparł szczerze Levi.
– Tylko nie w moim łóżku!
Jej krzyk został zignorowany.
– LEVI, NIE.
Już chwilę później dziewczyna biegła do domu, krzycząc i rozpaczając, próbując nie dopuścić do tego, do czego zmierzali.
– To... jak się jeździło?
Normalne pytanie w tej nienormalnej sytuacji rozpoczęło całkiem swobodną rozmowę. O grillu, o przejażdżce oraz o wszystkim innym, w tym o krzykach Hange, próbującej się dostać do własnej sypialni zamkniętej przez kogoś od środka.
to ten, sto lat, mimo ze nie zaslugujesz
"to byla obietnica husky!"??
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top