Dobre wieści!

Moi drodzy! Zapewne czekacie, niestety dłużej niż to się zapowiadało, bo niestety koronawirus i ogólna sytuacja w naszym kraju spowodowała, że musiałam poświęcić więcej czasu rodzinie i znajomym w ostatnim czasie. Strasznie mi głupio znów nie dawać tu rozdziału, tylko jakieś ogłoszenia, niestety obecna sytuacja uczy, że życie jest mocno nieprzewidywalne i trudno coś obiecać.

Mimo to mam dobrą wiadomość! Większość rozdziału jest gotowa i "na dniach" możecie się spodziewać publikacji ☺️

Wybaczcie tak długą zwłokę. Tak mi strasznie głupio, naprawdę 😢 Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że wreszcie wróciłam do pisania i codziennie skrobię coś tam dla Was. Niestety teraz wszystko jest nieprzewidywalne i po prostu trudne. Nie kończę jednak opowiadania, nam wciąż nowe pomysły i nie mogę się doczekać ich realizacji. Jestem niestety tylko człowiekiem, mającym 16 przedmiotów na studiach w trybie online 😢 Przepraszam Was!

Nie poddaję się jednak, bo mnóstwo doświadczyłam tu od Was ciepła i życzliwości. Dlatego też nie chcę Wam dawać byle jakiego rozdziału ani obiecywać konkretnego dnia kiedy się ukaże, a potem znów nie dać rady.

Dobre wieści jak mówiłam są takie, że większość jest gotowa!

A tutaj mała zapowiedź. Co się dzieje z naszym Janem?


Najstarsze z córek, Egle i Audre wbiegły właśnie z naręczem drewna do pieca i rzuciły je niedbale w kącie.

-Mamo, mamo! - krzyczały jedna przez drugą. - Mamo, chodź szybko!

- Co tam znowu, nie daj Boże? - przyzwyczajona do dziecięcych swarów Austeja nawet nie podniosła oczu znad stołu. - Wody w studniach wyschły?

- Kiedy mamo, biją się!! Mieczami!!

-Jeden zabije drugiego!! Trzeba biec po tatkę!!

- Dzieci, ale kto się bije? - Hanulowa wsunęła krągłe bochenki do pieca i otrzepała oprószone mąką dłonie.

-Nasz pan Jan!! - pisnęły dziewczynki. Na te słowa Austeja Anna przyjrzała się córkom uważniej. Całą rodziną polubili z wzajemnością pana z Kościelca. Wiadomo, że gdzie dzieci tam katary, bolące brzuchy, kaszle, ząbkowania i moc innych przypadłości. Jan bywał więc częstym gościem w domu wileńskiego kupca. - Nasz pan Jan...

-Nasz Jan? - niewiasta złapała pośpiesznie wełniany kubrak. - Zostańcie tutaj! - rzuciła, ale dziewczynki nie usłuchały i ruszyły biegiem za matką. Mały Dievas przestraszył się hałasów i z koszyka rozległ się stłumiony płacz. Gabija wzięła malca na ręce i zaczęła kołysać w ramionach.


Strach był uzasadniony czy raczej niekoniecznie? Tego się dowiecie już niedługo, tylko nie chcę obiecywać kiedy.

Czekają nas też Olgierdowicze, Spytek i Erzebet, Oleńka mówiąca zbyt wiele o pewnym panu, nasi królowie oraz odwiedziny w pewnym miejscu poza granicami królestwa. Tęsknicie za tekstami naszych książąt litewskich? To wkrótce przestaniecie :-)

Dajcie mi jeszcze chwilę :-) Trzymajcie się zdrowo!

Wasza Moniika44

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top