9. "Czy naprawdę jesteś taki, jak mówią?"
Wawel, komnata Jadwigi
Jadwiga po wypiciu naparu z uspokajających ziół położyła się do łóżka. Rozmowa z księżną Eufemią nie dawała jej spokoju. Chyba setny raz analizowała wszystko to, co przez całe życie usłyszała o Litwinach. W wolnych chwilach przeczytała już chyba wszystkie urywki z listów i kronik leżących w kancelarii, które mówiły o Litwie. Chciała pomówić z Cudką, ale ona wyjechała do Gołczy załatwić jakieś sprawy związane majątkiem. Sumowała w myślach całą swoją dotychczasową wiedzę o Litwie i wszystkie przemyślenia kończyła wnioskiem, że niczego nie wie. Przypomniała sobie rozmowę w kaplicy z księciem Skirgiełłą. Ten oryginalny, trochę groźny człowiek nie wydawał się zły. Krążyły o nim różne opowieści, ale w samej Jadwidze nie powodował strachu. Pamiętała go jeszcze z Budy, kiedy spotkała go na ciemnym korytarzu i opowiadał jej bajkę... Co w niej było... Coś o lesie i niedźwiedziu... O dziewczynce... Bracie księcia...Jadwiga usnęła.
Znajdowała się na tej samej łące, co we wszystkich snach. Biegła przez nią tanecznym krokiem, śpiewała i śmiała się. Zaraz przyjdzie On! Zaraz znowu go zobaczę... Dobrze było śnić o tym bez wyrzutów sumienia i cały dzień czekać na wieczór, mając nadzieję, że cudowny sen znowu się pojawi. Biegła i rozglądała się niecierpliwie... Gdzie on jest? Ktoś podszedł do niej od tyłu... Odwróciła się z uśmiechem i już miała rzucić mu się w ramiona... ale nie. Był to książę Skirgiełło ubrany jak na polowanie. Spojrzała na niego ze zdziwieniem
-Choć ze mną, pani - pociągnął ją szybko za rękę. - Tu jest niebezpiecznie!
Szli w stronę lasu, wielkiego, ciemnego lasu. Miał w sobie coś tajemniczego i jakby strasznego. Książę nakazał jej byc cicho, stąpali lekko starając się nie szeleścić i nie łamać leżących gałązek. Skirgiełło skradał się, wytężał wzrok i pilnie nasłuchiwał. Tak dotarli na leśną polanę. Jadwiga miała jakieś dziwne uczucie, że nie są sami i ktoś lub coś ich obserwuje. Zdawało się jej, że słyszy trzask gałązek, szelesty, ciężkie kroki i jakieś sapanie. Odgłosy te zagłuszało coraz bardziej przyśpieszone bicie jej serca. Nagle poruszyły się gwałtownie krzewy za polaną i wysunął się z nich... Wielki, włochaty niedźwiedź o dziwnych przenikliwych oczach, jeżeli w ogóle u zwierząt występują takie. Z przerażającym rykiem od którego zaszeleściły listki i zatrzeszczały drzewa. Ryczał strasznie i szamotał się jakby pętały go jakieś niewidzialne więzy i jakby potrzebował pomocy, ale z drugiej strony był tak przerażający, że nawet książę Skirgiełło odskoczył w tył ciągnąc za sobą Jadwigę, która dotychczas stała jak zamurowana. Z jednej strony czuła jakąś dziwną ciekawość, z drugiej serce w niej zamarło i nawet nie miała siły uciekać. Skirgiełło opanował pierwsze zaskoczenie i przygotował się do strzału. Niedźwiedź ryknął tak przerażająco, że i Jadwigę i księcia zwaliło z nóg, a zwierzę uniosło się jeszcze wyżej na łapach, otworzyło swoją straszną paszczę i....
Jadwiga zerwała się gwałtownie zrzucając z siebie pierzynę i krztusząc się własnym odechem. Kosmyk włosów przyczepił się jej do spoconego czoła. Cała drżała i wstając omal nie upadła. Dlaczego nie przyszedłeś? Czy naprawdę jesteś taki jak mówią? Miałeś mnie nigdy nie okłamać...
Obóz litewski przy granicy z Królestwem Polskim
Jogaiła odszedł trochę od ogniska przy którym przed chwilą ogrzewał się z braćmi. Ciągle rozbrzmiewały opowieści przerywane charakterytycznym śmiechem Skirgiełły. Było dość zimno, ośnieżony las srebrzył się blasku księżyca. Śnieg trzeszczał pod stopami. Wielki książę szedł chwilę przed siebie wlepiając wzrok w rozgwieżdżone niebo i jasny księżyc. Dziwne, byli już tak daleko od domu, a niebo wciąż takie same. Może tam obie siostry również podziwiają gwiazdy. Lubiły się tak wymykać na balkon najwyższej wieży i oglądać niebo, szepcząc sobie do ucha sekrety. Ciekawe, czy tak samo wygląda to w Krakowie? Może w niebo patrzy tam wojewoda Spytek albo jego przyjaciel Jan... Albo poseł Pełka... Albo królowa spogląda i czeka na... Nie, to niemożliwe, przecież nigdy mnie nie spotkała... - przeszło mu przez głowę. Nagle poczuł, że nie jest sam. Odwrócił się i zobaczył szczupłą postać w długim czarnym płaszczu z kapturem. Włosy okalały smutną twarz. To była Ragana, której nie widział już od dawna.
-Dlaczego idziesz za mną jak cień? -zapytał surowo. - Bogowie ci nie przekazali, że muszę odejść? Nie możesz za nami jechać! Zniszczysz wszystko! - zorientował się, że był może trochę zbyt surowy.
- Jogaiła... ja... - zaczęła kapłanka zalewając się łzami.
-Musisz odejść, Ragano - powiedział książę nieco łagodniej, domyślał się, co chciała przed chwilą powiedzieć Ragana. Nie chciał jej ranić, ale musiał być uczciwy. Łzy niewiasty dotkliwie go raniły. Przez lata była kimś ważym dla niego i jego rodziny. - Musisz odejść zupełnie.
-Chciałam cię tylko ujrzeć - szlochała z rozdzierającym żalem. Opierając się o drzewo osunęła się po jego pniu i zakryła sobie twarz rękami.
- Wybacz mi - pochylił się nad nią mężczyzna. - Wybacz, że może przez chwilę pozwoliłem ci myśleć, że ja... że my...
-To nie twoja wina, Jogaiła - odparła Ragana przez łzy.
- Wybacz, że nie mogę cię miłować - otarł jej łzy z twarzy.
-Codziennie... Ten nieznośny ból rozrywa mi serce... - łkała kapłanka. - Przez te wszystkie lata... - złapała go za rękę - oddawałam ci swoją moc... i nie mam juz siły...
- Jesteś potrzebna Litwie. Czuwaj nad nią, jak zawsze to robiłaś. To jest twój los. Litwa - nie ja... - popatrzył jej w oczy i pocałował w czoło. - Żegnaj, Ragano... - odwrócił się i poszedł w stronę, z której dobiegały głosy braci. Kapłanka patrzyła za nim tęsknym wzrokiem dopóki nie zniknął za drzewami. Litwa została za nim. Przed nim - już tylko Polska...
Wawel, komnata Jadwigi
-Mówię ci, pani - przekonywała coraz bardziej roztrzęsioną Jadwigę Erzebet - trzeba pomówić z kimś, kto go spotkał!
Od czasu rozmowy z Eufemią Jadwiga była coraz bardziej niespokojna. Swoje trzy grosze dołożyły wtedy Śmichna i Margit, które najwyraźniej troskę o władczynię pojmowały w osobliwy sposób. Na własną rękę próbowały się dowiedzieć czegoś o Litwinach. Swoje sensacyjne opowieści czerpały od kupca, krawca, podsłuchiwały je w karczmie albo u handlarek. Nie do końca wierzyła w opowieści o włochatych Litwinach, przecież Skirgiełło i Korygiełło nie różnili się bardzo wyglądem od Polaków. Najbardziej zadręczała się pytaniem, jaki jest Jogaiła. Czy dziki i impulsywny, czy raczej spokojny? Mrukliwy jak Dymitr czy pyszny i dumny jak Opolczyk? Pełen powagi i mający specyficzne poczucie humoru jak jej ojciec? Rycerski jak Spytek czy może podstępny jak Gniewosz albo obłudny jak Wilhelm? Co lubi?Jaki po prostu jest? Teraz jeszcze te sny... Aż musiała poprosić Radlicę o uspokajające zioła. Tłumaczyła, że martwi się o wybór Jogaiły na króla, wstydziła się zwierzać duchownemu ze snów, a tym bardziej z obaw dotyczących... Wyglądu i zachowania Jogaiły. Pierwszy raz od dawna jej nie odwiedził... Może jest okropny? Może naprawdę jest niedźwiedziem?
-Pani, przecież nasi rycerze jeździli do księcia Jogaiły, może ich poprosimy? - powtórzyła Erzebet wyrywając Jadwigę z zamyślenia.
-Jan i Pełka są w Wołkowysku -pokręciła głową Mścichna.
-A Niemierza? On był długo na dworze Jogaiły - wpadła na pomysł Jadwiga.
- Pojechali z Heleną do Sierakowa odwiedzić rodzinę.
- Zostaje Spytek z Melsztyna - powiedziała Erzebet, starając się nie zarumienić. Do komnaty weszły właśnie Margit i Śmichna, niosąc wino i kołacze, po które wysłała je wcześniej Jadwiga.
-Dziękuję. A teraz jeszcze zawołajcie, proszę, Spytka - poleciła królowa..
***
Spytek w towarzystwie Śmichny i Margit szedł do komnaty popędzany przez obie niewiasty.Margit wciąż go zagadywała i posyłała znaczące uśmiechy. Spytkowi od tej paplaniny i chichotów zaczynało się kręcić w głowie. Odpowiadał półsłowami, przed oczami ciągle migały mu roześmiane oczy podekscytowanej czymś wyraźnie Margit oraz jej falujące włosy. Weszli do komnaty. Margit odeszła od wojewody i podeszła do siostry i królowej, rozległ się przy tym jej perlisty śmiech. Erzebet szarpnęło coś w sercu, dalej nie przeprosiła Spytka... Dlaczego to mnie kólowa wysłała,byłaby w końcu okazja... Czemu ta Margit taka zadowolona, przecież ostatnio już chyba nie chciała żeby on... Dwórki stanęły obok królowej. Erzebet wspierająco uścisnęła jej dłoń. Spytek zauważył to i mimowolnie posłał jej tęskne spojrzenie. Młodsza Lackfi spuściła wzrok. Zauważywszy skupienie na twarzy królowej wojewoda wyprostował się jak struna.
-Wzywałaś mnie, Pani - powiedział, a Jadwiga podeszła do niego i podała ozdobną Biblię. Rycerz popatrzył na nią zaskoczony. Dwórki wymieniły między sobą znaczące spojrzenia.
- Połóż dłoń na tej świętej księdze i powiedz, jaki jest Jogaiła- powiedziała Jadwiga uroczyście . Spytek zmarszczył czoło. Przecież prawił o tym tyle razy... Ale skoro królowa prosi...
- Jako władca prawy i mądry... - zaczął wojewoda.
- Co czyta?
-Pani... - Spytek spuścił wzrok. - ...książę niepiśmienny... - Margit prychnęła od nieudanego powstrzymywania śmiechu na słowa znów tak uroczo zawstydzonego wojewody. Ceniła sobie dojrzałych i doświadczonych mężczyzn, ale do tgo czuła dziwną słabość. No, ale co to za książę, który nie czyta ani nie pisze? - Ale to wielki władca i z Krzyżakami...
-To słyszałam już wiele razy - Jadwiga pokręciła głową. - A jaki to człowiek? - Spytek zamarł z nierozumiejącym wyrazem twarzy.
- Zgorzkniały? Nudny? A może dziki i zapalczywy albo mrukliwy i nieśmiały? Mów! - ponaglała Jadwiga.- Wysoki? Niski? Garbaty? Lubi placki z miodem? - dwórki zachichotały mimo woli. Królowa pytała jednak zupełnie poważnie.
-Pani... - jęknął Spytek, dla którego rozmowa ta stwała się coraz bardziej niezręczna. - Trudno mi, rycerzowi o przymiotach męża mówić... - wyjąkał, czerwieniąc się. Stresował się obenością Erzebet, od ostatniego burzliwego zajścia ona unikała jego, a on jej. Co ona tam mżesobie o nim myśleć? Margit świdrowała go uważnym spojrzeniem.
- Chcesz, bym powierzyła Jogaile siebie i królestwo, a nie potrafisz powiedzieć, jaki jest?! - rzekła zawiedziona królowa surowym tonem. - Odejdź!
Wojewoda wyszedł, a dwórki parsknęły śmiechem. Najgłośniej śmiała się Margit, zażenowana Erzebet uśmiechała się niewyraźnie.
-Mnie, rycerzowi... nnnieeee przystoi mówić... o przymiotach... innego męża - Śmichna w przezabawny sposób naśladowała jąkanie się zakłopotanego wojewody i drżenie jego rąk zaciśniętych na ozdobnej Biblii. Dwórki niezważając na markotną Jadwigę parskały śmiechem.
-Pani, co teraz? - Margit opanowała się i złapała ją za rękę.
-Boże... Nie wiem... Muszę... pomyśleć... - Jadwiga usiadła za stołem i zapatrzyła się za okno.
Obóz polsko-litewski
Jogaiła, jego bracia wraz z orszakiem oraz Polacy zatrzymali się w karczmie pod Lublinem. Nieopodal mieli rozbić wspólny obóz przed walnym zjazdem. Zziębnięci i przemoczeni od jazdy w padającym śniegu zatrzymali się na ciepłą strawę. Droga z Wołkowyska była dosyć ciężka i odbywana w pośpiechu. Jogaiła wszedł do środka w towarzystwie Pełki, Jana z Kościelca oraz Jana z Tęczyna. Odkąd się zatrzymali i mogli pomówić książę litewski gorączkowo wypytywał Polaków o sytuację w Krakowie. Ci odpowiadali jeden przez drugiego. widzieli napięcie i niepokój malujący się na twarzy księcia, gdy opowiadali o pobycie Wilhelma w Krakowie. Każdy chciał pierwszy doprowadzić opowieść do końca.
-Tak łatwo zrezygnował? Jesteś pewien, że opuścił Kraków i już nie wrócił ? -pytał Jogaiła, zasiadając do stołu. Podszedł do nich karczmarz z piwem, na które rzucili się inni panowie. Książę, ku zdumieniu gospodarza poprosił o wodę.
- Zbiegł jak szczur co pożywki nie znalazł! - odparł Janz Tęczyna przypominając sobie orszak Habsburga w pośpiechu opuszający Wawel.
-Habsburg nie odpuści! - pokręcił głową Jogaiła. - Co z wadium, zażądali spłaty?
-Wiedeń milczy- odparł Pełka.
- Nie chcą złota... Niedobrze... - kręcił głową zafrasowany książę. Janowi z Kościelca szzcerze mu się go żal zrobiło - To znaczy, że Wilhelm dalej liczy na ślub z Jadwigą..
- Nie ma na co liczyć, nawet nie wpuszczono go na Wawel! - prychnął Jan z Tęczyna i dolał sobie piwa.
-Nie widział się z królową?- zadał Jogaiła dręczące go od tygodni pytanie.
- Nie - Tęczyński spuścił wzrok i odetchnął ciężko. Wiedział, co powieniem odpowiedzieć, ale nie wiedział jak. Jogaiłę tknęło jakieś złe przeczucie.
-A poza Wawelem? Nie kłam, panie pośle - Jogaiła spojrzał mu przenikliwie w oczy. Mężczyźni wymienili niepewne spojrzenia. Tęczyński jako najstarszy z obecnych zaczął:
- Książę...
- Mów, do kogo jadę, do własnej żony, czy cudzej? - zapytał wprost coraz bardzeij zdenerwany Jogaiła.
- Tylko raz... - wyznał kasztelan z Tęczyna wypuszczając głośno powietrze. Jogaile zmieniła się twarz. Widząc to pośpieszył z zapewnieniem - ... w klsztorze Franciszkanów i to przy wielu świadkach...
-Jak mogliście na to pozwolić? - zapytał z wyrzutem Jogaiła i potarł się po twarzy ze zdenerowania.
-Królowa czeka na ciebie i zostanie twoją żoną - jak umówieni zapewnili jednocześnie trzej Polacy.
-Mamy dokument... - zaczął Jan z Kościelca.
-Czytaj, prędko! - ponaglił Jogaiła. Jan odczytał najpierw oświadczenie arcybiskupa Bodzanty o nieważności zaręczyn Jadwigi i Wilhelma. - Dalej królowa pisze tak - kontynuował. -"Na męża wybrała wielkiego księcia Jogaiłę. Chcę zostać jego żoną" - przeczytał uroczyście. Na te słowa wszczęło się poruszenie. Skirgiełło posłał Jogaile porozumiewawcze spojrzenie (Widzisz, ty zakochany, ty... Tyle ci mówiłem!), szturchał pozostałych braci, mówiąc: Widzicie, widzicie... Mówiłem od dawna! Kto ma rację, kto? Mrugał razem z Korygiełłą do Polaków i Jogaiły. Wigunt dopytywał gorączkowo, o co w ogóle chodzi, naburmuszony dotychczas i obrażony na Jogaiłę Witold się uśmiechnął pierwszy raz od wyjazdu z Wilna, nawet mrukliwy Świdrygiełło ożywił się jak każdy. Skirgiełło zarządził wspólny toast, na co wszyscy przystali ochoczo. Jogaiła oczywiście pił swoją wodę nie dowierzając jescze w to, co właśnie usłyszał, wszyscy wiwatowali. W zamieszaniu niezuważony przez nikogo wziął ze stołu list, wyszedł i oparł się o ścianę karczmy. Kręciło mu się głowie i chciał zaczerpnąć powietrza. Ciągle słyszał tylko: Chcę zostać jego żoną...
***
Początkowo wszyscy obawiali się tego spotkania skłóconych od dawna narodowości, Litwinów i Polaków w jednym miejscu. Oczywiście Jogaiła, Skirgiełło, Korygiełło, obaj Janowie czy Pełka obaw co do siebie nie mieli. Znali się nawzajem. Wśród Litwinów i Polaków pełno było jednak początkowej niechęci, braku zaufania i spojrzeń spode łba. Litwini widzieli w Polakach dumnych zarozumialców, którym się nie ufa, którzy chcą tylko odzyskać Ruś i noszą głowę do góry, bo niby mają lepszego Boga. Mówili między sobą, że to dopiero początek, bo przyjdzie im jeszcze całować buty nadętych księży i oddać wszystie drogie rzeczy na budowę kościołów. Polacy z kolei powtrzali między sobą opowieści o dzikich, okrutnych krwiożerczych Litwinach. Początek był trudny - sprzeczka o miejsce dla konia niemal zakończyła się bitwą. Jogaiła i Jan z Tęczyna ledwo powstrzymali Polaka i Litwina od dobycia mieczy. Wszyscy zagrzewający ich do walki i pokazania teu drugiemu jak walczy Polak albo co to znaczy zadrzeć z Litwinem zawstydzili się trochę, kiedy wyszło na jaw, co było przyczyną sprzeczki. Litwin i Polak razem... Jak to będzie? - zamartwiał się Jan z Tęczyna. Przez chwilę zdawało się, że gorzej być nie może. Później jednak karta się odwróciła. Duży udział miał w tym Skirgiełło i jego nałóg. Ośmielony przez alkohol podchodził do wszystkich, witał się, polewał i opowiadał swoje żarty. Lody powoli pękały i brodaci bojarzy i polscy rycerze zaczynali pokazywać sobie swoją broń, porównywać łuki i miecze czy dyskutować o koniach lub trunkach. Okazało się, że tak naprawdę mają ze sobą wiele wspólnego - walczą, polują, nienawidzą Krzyżaków i kochają swoje niewiasty. Niedługo potem można było zobaczyć jak Skirgiełło pokazuje zaskoczonym Polakom jak rzucać nożem bardzo daleko albo mierzy się z nimi w rzucie toporem na odległość. Wokół Pełki i Korygiełły rozprawiających o uzbrojeniu zbierała się coraz większa grupa zaciekawionych słuchaczy. Nawet obrażony Witold przyłączył się do Polaków i Litwinów zajadających pieczonego dzika. Chwilę później w najlepszej przyjaźni dyskutowali o trunkach i kuchni. Jan z Kościelca szedł z zagubionym nieśmiałym Świdrygiełłą, opowiadał o Krakowie i wypytywał o Wilno. Wigunt rozpytywał o polskie niewiasty i opowiadał o tym, jakie są litewskie. W tłumie mieszały się stroje, głosy i języki. Obserwujący to Janowie i Jogaiła nabierali pewności, że jednak sojusz ma szanse.
Mniej tej pewności miał Jogaiła co do swoich szans u Jadwigi, która jednak chciała zostać jego żoną. Wypytał dyskretnie Pełkę, co się robi w Polsce, jeżeli się chce zdobyć narzeczoną.
-Przysyła się dary... - zastanowił się rycerz. Ta rozmowa wydawała mu się niezręczna. - ... dobrze jest... umieć ładnie mówić... albo śpiewać... - Jogaile zrzedła mina, a obecny przy tym Skirgiełło zaczynał dusić się od śmiechu. - ...walczyć w turnieju... pisać wiersze... albo tańczyć... - Jogaiła zbladł jak ściana a Skirgiełło poklepał go plecach wciąż krztusząc się od śmiechu.
-Dobrze Pełko, dziękuję - rzekł książę nieswoim głosem i przełknął ślinę głośno. Rycerz zawołany przez kogoś odszedł kilka kroków.
-Oj, bracie, bracie... - westchnął Skirgiełło. - No, to żeś wpadł...
-To wszystko to, czego akurat nie umiem - rzekł strapiony Jogaiła.
- Bracie kochany, ten Pełka dobrze może mówi, ale to pewnie chodzi o zwykłe niewiasty - Skirgiełło próbował jakoś brata pocieszyć. - A Jadwiga niezwykła...
-Prawdę zapewne mówisz, ale o czym ja mam z nią rozmawiać? Nie znam jej Boga... Ani ksiąg... O polityce? No przecież raczej nie o łowach, mieczach i bombardach?
-Żebyś się bracie nie zdziwił! - zrechotał Skirgiełło po swojemu. - To ogień, nie kobieta!
-Bracie... - zaczął Jogaiła groźnie.
- Już dobrze, ty litewski zazdrośniku - uspokoił się Skirgiełło. - Ona nie z tych, co się je zdobywa złotem i na piękne słowa. Posłowałem, mówiłem o jej majestacie, pokazałem podarki, a ta sroczka od razu pojęła, że to o sojusze chodzi... choć o nią przecie też..... Ona kocha prawdę. Więc ty jej pokaż jaki jest naprawdę jest Jogaiła Olgierdowicz!
***
Jaki jest naprawdę... Co ten Skirgiełło miał na myśli? Pierwsze co Jogaiła pomyślał, to to, że jest ciekawy jej. Jej Boga, jej kraju. Jej samej. Potrzebował kogoś poczciwego i o szczerym sercu. Od razu pomyślał o Janie z Kościelca. Nie wyglądał na zwykłego szlachcica, z jednej strony czegoś mu brakowało, z drugiej promienował szlachetnością. Można było liczyć, że swej poczciwości nikogo nie wyśmieje ani nie będzie rozsiewał plotek. Jogaiła poprosił do siebie tego Jana, innym powiedział, że trwa tajna narada. Szlachcicowi powiedział, że cała sprawa musi zostać w tajemnicy... Jan przystał na jego prośbę.
***
Spędzili dużo czasu na "naradzie". Tak naprawdę Jan cierpliwie uczył księcia... polskich słów. Jak jest zamek, rada, król, jak się do kogo trzeba zwracać, przywitać, przedstawić... Jogaiła plątał się w trudnych polskich wyrazach, ale Jan okazał się naprawdę wytrwały w tym uczeniu i obiecał na dłużej swoją pomoc. Dziękował Bogu, że jeździł na Litwę, nauczł się trochę języka w rozmowach ze Skirgiełłą i wcześniej od Pełki i teraz może się przydać. Po spędzonym tak pracowicie popołudniu książę już potrafił podstawowe rzeczy. Trzeba było powoli kończyć i szykować się do wieczerzy. Jogaiła zamyślił się nad czymś.
-O coś jeszcze chcesz dopytać, panie? - zapytał Jan. Książę pokazał mu, by przysunął się nieco bliżej przy stole, wcześniej upełnił się, że drzwi zamknięte i wrócił do rycerza.
-Jak będzie w waszym języku - ściszył konspiracyjnie głos Jogaiła - As myliu tave, mano karaliene? - Jan zamyślił się chwilę. Nie wierzę, że biorę udział w takiej historii...
- U nas to będzie... Kocham, cię, moja królowo...
-Kocham cię, moja królowo... powtórzył Jogaiła starając się zapamiętać. - Kocham cię, moja królowo...
Kraków, komnata Jadwigi
Jadwiga po raz kolejny obudziła się przerażona po koszmarze dotyczącym niedźwiedzia. Napiła się ziół i nerwowo chodziła po komnacie. Od kilku dni prawie nie mogła jeść i coraz słabiej się czuła. Tęskniła za nieznajomym, którego wciąż nie było. Liczyła na to, że wróci, ale zamiast niego co noc pojawiał się ten ohydny niedźwiedź, przed którym nie mogła pohamować strachu. Dziwne, że wspomnienie bajki z dzieciństwa przywołało taki okropny koszmar. Królowa nie mogła dłużej tak żyć. Wezwała zaspaną Margit. Szybko się naradziły i mimo sprzeciwów dwórki ("Pani, jesteś pewna? To nie wypada! Co książę sobie o tobie pomyśli?" - Jakoś wcześniej mówiłaś o nim jako o takim co tylko zabija, a nie myśli! - odcinała się Jadwiga) po chwili zaskoczony sługa dostał polecenie, by wrócić z pewną osobą... Jedyną zaufaną osobą, której można było powierzyć tak delikatne zadanie.
Zawisza z Oleśnicy stanął w drzwiach komnaty królowej i skłonił się z szacunkiem. Zmruzył lekko nieprzyzwyczajone do światła oczy. Mimo dziwnej pory był starannie ubrany, a czarny płaszcza z kapturem leżał na nim idealnie. Nie zdradzał oznak niewyspania, przedwejściem do komnaty przygładził nawet jasne, lekko rudawe włosy. Zawsze był gotowy do spełniania próśb swej umiłowanej pani, której służył jeszcze w Budzie, kiedy była dziecięciem.
-Zawiszo, wiem, że późno, noc, ale sprawa jest pilna... - zaczęła Jadwiga tajemniczo. Starała się wyglądać dostojnie i tak było, mimo tego, że na koszulę nocną zarzuciła czerwoną pelerynkę. Mimo tego jak zauważył rycerz miała smutną twarzi wyglądała jakby męczyły ją w nocy jakieś sny. O nic jednak nie pytał. Nie wypadało spoufalać się zbytnio ze swoją królową, zresztą i tak by u na to nie pozwoliła. Powiedział tylko
- Rycerz zawsze gotów, pani, nawet kiedy śpi.
- Służyłeś mi wiernie jeszcze w Budzie. Wiele razy wykazałeś się odwagą i prawością, a na niczyim słowie i prawdomówności nie można było polegać jak na twoim - powiedziała z łagodnym uśmiechem Jadwiga. - Dobiesław mówił, że znasz się na poezji rycerskiej...
- Skromność każe zaprzeczyć -odrzekł Zawisza.
- Skoro tak dobrze władasz słowem, jeszcze dziś pojedziesz na Litwę - poleciła królowa czując, że serce bije jej coraz szybciej. Starała się brzmieć pewnie i po królewsku.
-Jak każesz, pani - Zawisza skłonił głowę.
- Na granicy poczekasz na orszak księcia Jogaiły i... - Jadwiga zawiesiła głos, który poprostu uwiązł jej w gardle. - ... poprosisz o widzenie z księciem. - ściszyła głos. - Przyjrzysz mu się i porozmawiasz. Staraj się zapamiętać jak wygląda, kim się otacza, jak się zachowuje... Jaki jest jako... człowiek... - Jadwiga znacząco spojrzała w jego pełne prawości uczciwe oczy. Pod wpływem tego znaczącego wzroku rycerz poczuł, że robi mu się niebezpiecznie gorąco. - Nie zdradzaj nikomu, z jaką sprawą przyjechałeś. Mów tylko z księciem Jogaiłą. To bardzo ważne! - podkreśiła Jadwiga, a Margit z trudem pohamowała chichot. Rację mieli wszyscy, co mówili, że nie lada ziółko z tej Jadwigi! Cóż to będzie za sytuacja...
- Jak każesz pani... - odparł składając dworny ukłon. Jego misja właśnie się rozpoczęła.
Obóz polsko-litewski pod Lublinem
Na szczęście dostali oddzielną izbę przy karczmie. Tu można było odpocząć po ciężkim dniu przed następnym równie ważnym, a nawet ważniejszym. Jutro miał odbyć się walny zjazd panów w Lublinie. Jan i Pełka tłumaczyli Jogaile cierpliwie, co się będzie działo i że raczej nic nieprzewidzianego nie powinno mieć miejsca. Do ciebie, panie, należy tylko przyjechać, posłuchać, odebrać przysięgę, a potem słuchać wiwatów i przyjmować pokłony. My z wojewodą się zajmiemy resztą - tłumaczył. Dobrze było mieć przy sobie takich rycerzy. A jeszcze lepiej było po całym dniu jazdy w padającym mokrym śniegu zaszyć się w przestronnej izbie, rozpalić ogień w kominku, suszyć strój i zażyć rozgrzewającej kąpieli. Gdzieś w kącie Opanasz starał się jak najciszej szykować kaftan i futro na jutro. Wielki książę obmył się i zanurzył i bardziej w wodzie. Jak dobrze... Jeszcze tylko jutro, potem podróż, a potem... Kraków. Odkąd przeczytano mu dokument od Jadwigi i arcybiskupa czuł, że głowy uleciały mu niemal wszystkie troski. Cały dzień słyszał i odtwarzał w myśli tylko jedno zdanie: Na męża wybrałam wielkiego księcia Jogaiłę. Chcę zostać jego żoną. Słyszał te słowa wypowiedziane oczywiście głosem nieznajomej ze snu. Nigdy nie przypuszczał, że usłyszy coś takiego od jakiejkolwiek niewiasty. Ożenić się -tak, ale o wybrance decydowali zawsze rodzice. Tymczasem ona wybrała jego. Tak, panowie podjęli decyzję wcześniej, ale teraz ona przekazała jemu własną, swoją własną. Chcę być jego żoną... To nie brzmiało jak z dyplomatycznego pisma. To brzmiało jakoś tak inaczej, bardziej osobiście. To brzmiało trochę tak, jak gdy Maria mówiła o Wojdylle. Tylko czy to jest tak, jak gdy siostra mówiła o swoim ukochanym? Przecież ja i królowa nawet się nie spotkaliśmy... Poza tym Jogaiła obawiał się trochę, że Jadwiga wybrała go pod wpływem zdrady Wilhelma, z bólu i zdezorientowania, a nie ze szczerej chęci. Jan opowiedział mu, co Habsurg wyczyniał w Krakowie i z trudem powstrzymał się od zarządzenia marszu na Wiedeń w trybie natychmiastowym. Pomyślał, co ta zachwalana przez Skirgiełłę za prawość, czystość serca i uczciwość niewiasta musiała czuć. Jogaiła nie wiedział, co to znaczy być zdradzonym w miłości, ale domyślał się, że to musi być jeszcze gorsze niż bracia lub inni krewni zdradzający i zawierający układy z Krzyżakami. Pomyślał o Kiejstucie, Witoldzie, Andrzeju Garbatym... Przez nich zdarzało mu się nie dowierzać własnej rodzinie. Przez bał się częstych w rodzinie trucizn, przez nich ciągle czuł, że nie może być kogokolwiek pewny... Biedna ona... A co jeśli mi nie uwierzy? Jeśli teraz myśli, że wszyscy są tacy? A jeśli ja też ją w czymś zawiodę, nawet jeśli nie chcę tego? - myślał z niepokojem. Przemył sobie jeszcze raz twarz. Może nie będzie aż tak źle... Może... I już ciemnowłosa piękność stała mu przed oczami. Już siedziała na skraju wanny i wyciągała do niego swoją szczupłą dłoń. Jogaiła popatrzył na nią w niemym zachwycie jak zawsze, ale i zamyślił się. As myliu tave mano... Jak to było... - zmarszczył czoło przez sen i wyciągał już rękę do nieznajomej... - Kocham cię, moja królowo - przypomniał sobie myląc te przeklęte akcenty i zaraz chciał się poprawić próbując jeszcze raz - Kocham cię, moja... Senne marzenie przerwało skrzypnięcie drzwi i głos Opanasza:
-Panie, przybył poseł od królowej.
-Od Jadwigi? - zapytał z nadzieją Jogała wyrwany ze swojego ulubionego marzenia. Czy to jest to, co czym mówiła Maria, gdy twierdziła, że ściągnęła kogoś myślami... Czasem mówiła, że Wojdyłło przychodzi, gdy dużo o nim myśli...
-A jest jakaś inna? - zapytał sługa. Pan, coraz bardziej zamyślony, co to będzie w tym Krakowie...- pomyślał Opanasz
- Poseł tutaj, w tej zamieci? - dziwił się Jogaiła. Może to dalej sen i nieznajoma przysyła jakąś wiadomość? Dziwił się bardzo, bo zamieć była straszliwa. Zza okien rozlegał szum wiatru, który co chwila uderzał w szyby niosąc nowe tumany białego puchu. Niemożliwe, by ktoś przebił się przez taką zawieruchę...
- Tak, panie, poseł stoi za drzwiami. Ledwie dotarł - odpowiedział sługa, przypominając sobie całkowicie zaśnieżoną postać jadącą na ciemnym zapdającym się w śniegu rumaku. Jogaiła ucieszył się i poczuł ciekawość. Poseł od królowej, do niego... Nie od Spytka, nie do panów, ale od samej królowej do niego. To też brzmiało osobiście. Nie ważne, że był wannie, musiał wiedzieć teraz, w tym właśnie momencie. Poza tym posła raczej nie powinien przerazić widok człowieka w kąpieli. Przecież pewnie spodziewał się zobaczyć włochatego wielkiego niedźwiedzia...
- Proś - polecił Opanaszowi.
-Teraz? - sługa otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- Teraz - kiwnął głową Jogaiła.
Zawisza z Oleśnicy przemoczony i zziębnięty czekał już od kilku chwil pod izbą, w której miał znajdować się wielki książę. Powiedziano mu, że Jogaiła jest raczej zajęty, ale proszono, by poczekał. Szczerze mówiąc nie wiedział co bardzie woli - by misja się odwlekła, czy by mieć już to za sobą. Rycerz znał dużo opowieści o dziwacznych misjach i krępujących sytuacjach na dworze, o prośbach władców, które trudno było spełnić albo o poleceniach, których wykonać poprostu się nie dało. Słyszał nawet historyjkę o poprzednim wielkim mistrzu krzyżackim, który miał biegać nago po zamku. Nigdy nie słyszał jednak o tym, by ktoś miał na władcę popatrzeć. Na samą myśl, co może zostać zrozumiane przez taką prośbę czuł wzbierające zawstydzenie. Już chyba wolał jednak, żeby to poczekało. Jak w ogóle o coś takiego poprosić? Każda z wymyślanych po drodze formułek brzmiała mu jednakowo niezbyt rycersko i poprostu głupio. Zapewne nie zrozumieją i wyśmieją... Pewnie pomyślą, że to jakieś żarty... Nie do końca wiedział, na co tak naprawdę ma zwrócić uwagę, królowa nie powiedziała mu zbyt wiele, a dopytywać nie wypadało. Po drodze próbował zasięgnąć języka wśród kobiet w karczmie. Na samo wspomnienie nieporadnego rozpytywania o męskie przymioty i niewieście upodobania chciał zapaść się pod ziemię. Teraz już zawsze będą go mieli za takiego, co białogłowy w gospodach nagabuje... Co go w ogóle podkusiło? Nie miał siostry, nie miał więc przez całe życie skąd dowiedzieć się, co niewiasty cenią sobie u mężczyzn. Niech może lepiej powiedzą, że wielki książę zajęty... Wysuszę okrycie, buty, zagrzeję stopy i może jutro rano... Z zamyślenia wyrwało go zaproszenie do środka. Z ciemnej, wilgotnej i zimnej sieni wszedł do oświetlonego świecami i ogniem z kominka pomieszczenia. W twarz buchnęła mu para i gorąco, a światło oślepiło. Gdy przyzwyczaił się do niego, ujrzał meble, naczynia i różne sprzęty, posłanie okryte futrami, kufry, a na środku... młodego człowieka w wannie. Wielki książę? Nie może to być? Wszystkie ułożone zdania i przedstawienie się wyleciały mu z głowy. Co to za władca, który przyjmuje posła w wannie? Pokłonił się i zauważył, że on i książę nie są w izbie sami.
- Panie... To na osobności sprawa... - zaczął spoglądając niepewnie na sługę. Jogaiła spojrzał na przybyłego z zainteresowaniem. Wyglądał na zmęczonego podróżą i zdeterminowanego. Rozwiane włosy, płaszcz i zaczerwieniona twarz pozwalały się domyślać, że pewnie bardzo się spieszył.
- Człowiek mój, ja decyduję - powiedział wielki książę spokojnie. Zawisza poruszył się nerwowo. Mieć świadka, który by potem mógł dworować sobie z wnuka kasztelana, który przyjechał sobie... obejrzeć przyszłego króla? To nie może być!
- Kiedy błagam, panie... Słowo daj powiedzieć... - prosił zdeterminowany Zawisza, czując, że robi mu się gorąco i to raczej nie od panującego w izbie zaduchu.
-Mów!- Jogaiła kiwnął mu ponaglająco i ręką, i głową, posyłając pytające spojrzenie. Również sługa ciągle przypatrywał mu się badawczo. Zawisza oparł drżące ręce na pasie i sztylecie. Gorąco uderzyło mu do twarzy. Co to za rycerz, który się rumieni jak jakaś niewiasta? Zawisza nerwowo przełknął ślinę i poczuł okropną suchość w gardle. Gorzej być nie mogło. Zapragnął, by się pod nim podłoga rozstąpiła.
- Ddd... Daj... Daj popatrzeć na siebie... - wydusił z siebie poseł przymykając mimo woli oczy, aby nie widzieć miny, którą zaraz zrobi książę.
Jogaiła zmarszczył czoło. Pomyślał, że źle słyszy. Spojrzał na Opanasza, ten jednak miał równie osłupiałą minę.
-Co? - zwrócił się do posła.
- Yyymmm... Królowa zleciła mi opowiedzieć twój wizerunek, panie...- powtórzył Zawisza, może nieco bardziej fortunnie dobierając słowa.
Czy to jakiś żart? Jogaiła parsknął śmiechem. Opanasz zaczął się skręcać w kącie, a poseł nadal tkwił na swoim miejscu stremowany i nad wyraz poważny. Czyli jednak to nie żart. Królowa poleciła? Skirgiełło wspominał coś o tym, że charakterna z niej niewiasta, ale żeby aż tak? Nawet Litwinki nie miewały takich pomysłów.
- Wizerunek, powiadasz?- rozbawiony książę uniósł lekko brwi do góry i spojrzał dwuznacznie na posła, który mimo widocznych i usilnych starań całkiem już tracił rezon. Patrzył to na Jogaiłę, to na skręcającego się od śmiechu Opanasza, to na czubki własnych butów. Zawisza był już pewien, że zaraz zza drwi wyskoczy jakiś strażnik albo żołnierz litewski i uwięzi go albo nawet zabije za obrazę wielkiego księcia. Przeczuwał, że może zaraz sługa pochwyci go w silne ręce i wyrzuci za drzwi albo książę przestanie się śmiać i srogo go ukaże. Jogaiła natomiast nie umiał pohamować rozbawienia, ale też dziwnego rozczulenia. Królowa pewnie nasłuchała się tych mrożących krew w żyłach opowieści o Litwinach i chce poznać prawdę, jaki jest jej przyszły mąż. To takie zaskakujące, a w sumie przecież mądre i bardzo proste rozwiązanie. Biedna, musiała się aż tak bać... Albo tak bardzo czeka na mnie- Jogaile wpadł do głowy pewien pomysł, jak to zmienić, był to chyba pomysł równie zaskakujący i niecodzienny jak jej. Na tę myśl zaśmiał się jeszcze bardziej.
Zawisza czekał na wybuch gniewu, który wciąż nie następował. Pomyślał, że pewnie zaraz zostanie poproszony o zaczekanie na zewnątrz. Jakież było jego zdziwienie kiedy wielki książę powiedział:
- Dobrze, panie pośle. Spełnimy życzenie twojej królowej, w końcu z ciężkiej podróży przybywasz i z daleka - i ze szczerym uśmiechem, wykonując zapraszający gest, bezceremonialnie wstał z wanny, prezentując swoje silne, umięśnione ciało w pełne krasie. Teraz to dopiero gorzej być nie mogło - pomyślał Zawisza, któremu cała krew odpłynęła z głowy. Po co mi była ta służba... Było trzeba pójść do klasztoru, jak sobie matka życzyła... Wielki książę zaś odgarnął sobie mokre włosy, które przykleiły mu się do czoła. Spojrzał na posła, który miał minę, jakby na środku traktu spotkał wielkiego, groźnego niedźwiedzia. Patrzył na niego niepewnym wzrokiem.
- Tylko staraj się o niczym nie zapomnieć, panie pośle - powiedział Jogaiła do Zawiszy, nadal rozbwiony jego miną. ZAchowywał jednak poważny ton, w końcu miska od królowej to ważka srawai trzeba pomóc wypełnić ją jak najlepiej. - Chyba nie chciałbyś zawieść swojej królowej? - dodał, a krople wody spływały mu po twarzy na szeroki, umięśniony tors. Po chwili odwrócił się do posła plecami.
- Dobrze widzisz? Wszystko? - dopytywał, a zszokowanemu Zawiszy zabrakło słów. Przez chwilę pomyślał, że to sen i uszczypnął się, ale nie, poczuł ból, a odwrócony do niego tyłem ciemnowłosy, postawny młodzieniec wysokiego wzrostu, sądząc po wyglądzie dobrze wyćwiczony w sztuce rycerskiej i łowach, był w zupełności prawdziwy. - Musisz poczekać, sprawdzić, czy nie zamienię się w straszliwego niedźwiedzia, proszę bardzo - nawiązał rozbawiony do plotek na swój temat. - Musisz przekazać prawdę o tym, czy Litwini mają futro, przypatrz się dokładnie - Zawstydzony Zawisza z serca wolałby ujrzeć watahę wilków albo niedźwiedzia. Niech to się wreszcie skończy...
- Ppp... Panie... Jjjj... - wyjąkał, a książę Jogaiła znów stanął przodem do niego i popatrzył na niego przyjaźnie, dalej prezentując swoje kształtne ciało.- Biedny człowiek... Czym on się naraził Jadwidze, że go tutaj przysłała... Tam na Wawelu będzie pewnie uciekał, kiedy mnie zobaczy... - nie mógł pohamować rozbawienia.
- Rozumiem... - pokiwał głową do jąkającego się rycerza. - Jeszcze chcesz popatrzeć - rozłożył szeroko ręce, podczas gdy Zawisza pierwszy i ostatni raz w życiu przeklinał w myśli dzień, kiedy śladem swego ojca wybrał służbę królestwu za drogę swego życia. Takiej misji nie spodziewał się ani przez ułamek sekundy. Boże, przyrzekam, zrobię, co zachcesz, tylko błagam... - myślał, przekonany, że to całe godziny, każda krępująca sekunda wydawała mu się nieznośnie długa. Z drugiej jednak strony przypomniał sobie zdawkowe uwagi zasłyszane od niewiast w karczmie. Im chyba wielki książę mógłby się podobać. Nawet bardzo podobać...
- Dobrze, nie będziemy już cię dłużej trzymać o głodzie w mokrym stroju, panie pośle - odezwał się Jogaiła i na powrót usiadł w wannie. Zawisza odetchnął z ulgą, mógł całą noc spać na śniegu, byleby ta niezwykła sytuacja wreszcie się skończyła. - Musiałeś jechać do nas długo, siadaj i odpocznij. - pokazał mu miejsce za stołem. - Opanaszu, przygotuj grzanego miodu i jadła dla naszego dzielnego posła, który nam opowie, co słychać w Krakowie.
Oto wyczekiwany przez wszystkich rozdział z Zawiszą! Mam nadzieję, że on i ja nie zawiedliśmy ;-) Cóż tu mamy? Bajka z dzieciństwa plus opowieści o strasznych Litwinach dają koszmar senny, ale spokojnie, w kolejnym rozdziale sen skończy się inaczej :-) I to jak! <3 Jogaiła dostał dobrą wiadomość, Jadwiga boi się, każde stara się przygotować na przybycie tego drugiego na swój sposób, czego dalszy ciąg będzie w kolejnym rozdziale :-))
Komentujcie i do następnego przeczytania :-)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top