20. "Miłość mi oddech odbiera" cz. I

***

Po zakończonej ceremonii mieszkańcy miasta i ci z przyjezdnych, którzy nie byli zaproszeni na wesele wylegli tłumnie na ulice wiwatując, tańcząc i śpiewając i tak udawali się na świętowanie w karczmach. Goście ruszyli do sali biesiadnej, by przy podniosłych dźwiękach trąb przywitać pokłonami młodą parę.

Żadna z dotychczasowych uczt, nawet ta wyprawiona z okazji przyjazdu Jogaiły nie mogła równać się z wielkim polsko- litewskim weselem. Podano najlepsze mięsiwa - wędzone szynki przyprawiane szafranem oraz wyborny pasztet z zająca, pieczone wieprze i dziczyznę, kapłony oraz wzbudzające najwięcej pochwał pardwy, trznadle i cietrzewie z nadzieniem z gruszek. Prawdziwą sensacją były pieczone pawie podawane z pełnym upierzeniem ogona. Nie zabrakło ryb, szczególnie łososi i śledzi, a nawet pieczonych raków. Podano wybór kasz, a nawet sprowadzony z daleka ryż. Były także potrawy kuchni litewskiej - kołduny, bliny, pierożki z serem. Ze słodkości pojawiły się placuszki i owoce z miodem, konfitury, kołacze, rogaliki oraz rozpływające się w ustach korzenne pierniki czy marcepan. Furorę zrobiły wykonane przez aptekarzy pozłacane kuleczki z cukru i korzennych przypraw. Pito wyborne piwo oraz miody, a także wina sprowadzone z Węgier, Francji i Włoch. Z Litwy sprowadzono ze względu na wielkiego księcia oczywiście krystaliczną wodę źródlaną oraz sok klonowy i brzozowy.

Biesiadującym przygrywała kapela samego mistrza Franciszka, który grał tu jeszcze w czasach regencji królowej Elżbiety. Pojawiła się także kapela z Litwy, śpiewacy z Węgier, a nawet grupa wędrownych trubadurów z dalekiej Francji. Swoje przedstawienia zaplanowali błazen i kuglarze.

Olśniewała także dekoracja. Wieńce, girlandy i bukiety zielonych gałązek pięknie pachniały lasem. W blasku świec lśniły złote lichtarze, kryształowe kielichy i karafki oraz nawoskowana podłoga. Na ścianach wisiały gobeliny z motywami roślinnymi i scenami polowań. Salę wykadzono wonnymi ziołami i rozwieszono bukiety suszonych ziół, jak to robiono na Litwie w czasie podobnych uroczystości.

Zaspokajano pierwszy głód, przygrywała kapela, dało się słyszeć śmiechy i rozmowy. Chwalono dekorację, muzykę oraz dobór potraw. Goście zgadzali się, że tak szczęśliwych ludzi jak para młoda, nigdy nie widzieli. Wystarczyło tylko na nich spojrzeć - jak na siebie patrzą, wymieniają uśmiechy, podają sobie nawzajem potrawy, trzymają za ręce i szepczą coś na ucho.

- Zaskoczyłaś mnie z tym składaniem przysięgi, kochana - powiedział Jagiełło. - Ale też przestraszyłas, kiedy kazałaś biskupowi zaczekać.

- Myślałeś, że ucieknę sprzed ołtarza? - odparła ona ze śmiechem.

- Nie, ale byłem zaskoczony. Myślałem, że po prostu musisz mówić pierwsza.

- Oj, nie wiesz, jaki spór powstał o tę przysięgę. Ale ja od początku wiedziałam, co chcę zrobić.

- Bo jesteś najmądrzejszą niewiastą w moim życiu - powtórzył swoje własne słowa.

- A co z urodą? - Jadwiga uśmiechnęła się zalotnie. Władysławowi na ten widok zabrakło tchu.

- Jesteś jak światło - wpatrzył się w cudną twarz, w którą miał już spoglądać całe życie. - Jak ogień, co rozpala... - oczy aż mu pociemniały, gdy spotkały się ze wzrokiem żony. - Chyba będziesz musiała mnie uszczypnąć. Nie wierzę... Trzymam cię za rękę, jesteś obok, a to się dalej nie kończy - prawił, jakby był tym szczerze zdziwiony. - I nie słyszę żadnego prychania, sykania, kasłania i chrząkania - zaśmiali się oboje. Wreszcie nie musieli ukrywać swoich uczuć, a przynajmniej nie aż tak jak wcześniej.

- Aż tak nie wierzysz? - zapytała. - A teraz? - uśmiechnęła się ponętnie po czym delikatnie pocałowała go w usta, na co weselnicy odpowiedzieli klaskaniem i wiwatami.

***

Wszyscy chętnie zaczęliby już tańce, ale nadszedł czas na życzenia i gratulacje od delegatów, posłów i wysłanników zza granicy. Większość biesiadników udawała tylko, że słucha, zajmując się sobą w tym czasie. Jadwiga i Władysław nazajutrz śmiali się, że większość posłów skupiała się na chwaleniu samych siebie i przypisywaniu sobie nieswoich zasług. Poseł z Węgier co chwila podkreślał, że królowa jest z Andegawenów i ktoś mało zorientowany pomyślałby, że ślub i sojusz są sukcesem tylko i wyłącznie osób z rodu d' Anjou, których z przesadą opisywał jako odwiecznych przyjaciół Litwy. Wysłannik papieża rozwodził się nad chrztem Litwy, jakby było to osobiste dzieło samego tylko Ojca Świętego. Księżna Eufemia zapewniała o szczerych powinszowaniach męża, a Jadwiga i Władysław unikali nawzajem swego wzroku by nie parsknąc śmiechem. Poseł wielkiego mistrza z całej siły udawał, że cieszy się szczęściem państwa młodych, ale jego mimika wyrażała co innego, zwłaszcza, że sztywnej przemowie towarzyszyły ponure pomruki wielu Litwinów. Sam Jagiełło zacisnął zęby i twarz mu stężała, a żona silniej uścisnęła jego dłoń. Zdecydowanie najlepiej, bo serdecznie i szczerze wypadły życzenia w imieniu mieszkańców Wilna złożone przez kupca Hanula z żoną i gromadką ośmiorga uroczych dzieci.

Książę Luka Visconti siedział szczerze zdumiony. Dotychczas nie przepadał za Krakowem, tymczasem uczta dorównywała tym, na których bywał w Wiedniu, Budzie czy we Włoszech. Nieokrzesani, dzicy i brudni Litwini okazali się żywiołowi, ale nie można było odmówić im manier. Straszliwy pogański niedźwiedź Jagiełło był jednak największym z zaskoczeń. Szarmancki, świetnie ubrany, przystojny, spokojny i szczerze zakochany w żonie nadawałby się na bohatera romansu rycerskiego. A Visconti na poezji znał się przecież bardzo dobrze.

Włoch nigdy nie widział i nigdy nie czytał o tak szczęśliwych, zakochanych w sobie ludziach. Każdy, nawet najzwyczajniejszy gest był dla nich okazją do obdarzania się czułością. Jadwiga nigdy wcześniej nie wyglądała na tak zakochaną, nawet w czasach, gdy była pewna swej miłości do Wilhelma. Robiło się lekko na sercu i radośnie od samego patrzenia na nich. Visconti ucieszył się w głębi duszy. Przez lata posłowania do Budy i Krakowa zachwycał się królową i zaczął ją darzyć skrytym uczuciem. Wiedział, że nie ma prawa jej miłować, ale chwalić jej urodę w wierszach już mógł - i czynił to zarówno w listach pisanych za Wilhelma jak i później, w zaciszu komnaty. Odetchnął z ulgą. Życzył królowej uczucia przebijającego wszystkie wielkie miłości znane z literatury i wyglądało na to, że takie znalazła. Przy Wilhelmie czekałby ją tylko bolesny zawód.

Wywołany do złożenia powinszowan zawahał się. Nie planował wygłaszać żadnej mowy, bo i nie miał zostawać na weselu. Rozejrzał się niepewnie, bo choć był przyjmowany z szacunkiem, wiedział, że jako człowiek Habsburgów nie był tu mile widziany. Złożył w głowie parę zdań i zaczął.

- W imieniu mieszkańców Austrii - nie miał odwagi wymienić nazwiska tamtejszej dynastii- chciałbym serdecznie...

- A ten tu czego?! - obruszył się Skirgiełło i już zrywał się z krzesła, gdy uspokoił go Korygiełło.

- Cicho, bracie - syknął mu do ucha. - Zachowuj się! Jogaiła i Jadwiga pozwolili mu zostać, by uniknąć skandalu...

- Skandal to będzie jak zaraz się nie napiję - warknął cicho Skirgiełło. - Nie dam rady na trzeźwo tego słuchać. Wigunt, podaj miodu! - po chwili wychylił wielki kielich trunku.

Luka, miłośnik poezji, nie mógł poprzestać na krótkich gratulacjach i dla wzbogacenia wypowiedzi postanowił wyrecytować fragment z Pieśni nad Pieśniami.

- O, jak piękna jesteś, przyjaciółko moja, jakże piękna!
Oczy twe jak gołębice za twoją zasłoną
Włosy twe jak stado kóz...*

- Kóz? - Wigunt zakrztusił się pierogiem. - I to ma być komplement?

- Cicho- syknął Korygiełło. - To fragment z Pisma Świętego!

- Słyszysz? Tę księgę powinieneś dobrze poznać, bracie - zażartował Skirgiełło z szelmowskim uśmiechem, gdy Visconti recytował fragment o wargach niczym wstążeczka purpury**. Wigunt sprzedał mu w odpowiedzi kuksańca.

- Jak okrawek granatu skroń twoja za twoją zasłoną
Szyja twoja jak wieża Dawida...** - recytował z namaszczeniem Visconti.

Jadwiga zarumieniła się od tych komplementów. Spojrzała na Władysława, który... zagryzał wargi, oddychał niespokojnie i wyglądał na zdenerwowanego . Uśmiechnęła się pod nosem. Czyżby biblijna pochwała urody oblubienicy wywołała ową zazdrość, o której mówił Skirgiełło?

Andegawenka ścisnęła mocniej dłoń Władysława i musnęła ustami jego policzek, ale on, choć odwzajemnił ten gest, nadal miał w oczach złość. Zauważyli to Skirgiełło i Korygiełło. Pierwszy rechotał bezgłośnie i szeptał coś o zazdrośniku, a drugi szepnął do współbiesiadników.

- Musimy coś zrobić... - wskazał im ruchem głowy Jogaiłę i mrugnął. Poznał ten fragment Pisma dzięki Trąbie i wiedział, że Włoch niebezpiecznie zbliża się do słów o "piersiach jak dwoje koźląt". Gdy Visconti zrobił efektowną dłuższą pauzę przed tym urywkiem Korygiełło wykorzystał moment i wstał, a za nim podnieśli się pozostali Olgierdowicze, Niemierza, Spytek i Jan z Kościelca.

- Brawo! - zawołał i zaczął klaskać, a oni mu zawtórowali po czym przyłączyli się inni zebrani.

Jadwiga posłała Korygielle pełne wdzięczności spojrzenie i znów pocałowała męża. Zdumiony Włoch ciężko opadł na krzesło.

- Bezczelny pajac - skomentował go Skirgiełło. - Ale nasz zazdrosny szelma nie będzie sobie pozwalał. Muszę się napić - i nalał sobie pełny kielich wina.

***

Wreszcie rozpoczęła się prawdziwa zabawa. Na prośbę Jogaiły zaczęli ją Korygiełło i Oleńka - książę chciał jak najbardziej zaskoczyć żonę wspólnym tańcem i odczekać aż Jadwiga będzie całkowicie pewna, że nie szykuje dla niej żadnej niespodzianki. I tak Witold poprosił do tańca Eufemię, a Margit ruszyła na parkiet z posłem z Węgier i dzięki temu nie widziała, jak Spytek z ochotą prosi do tańca zarumienioną Erzebet. Dostrzegła to Jadwiga Pilecka leniwie prowadzona w tańcu przez Ottona i cmoknela z niezadowoleniem. Nie tak powinno być... Wesoło pląsali Hanul z żoną, a ich dzieci ganiały się po sali, zaś Niemierza z Heleną powierzyli małego Guncela Gabiji i ruszyli w tany wspominając swe własne wesele.

- Nigdy bym nie pomyślał, że z Hanula taki tancerz - odezwał się Jagiełło częstując się pieczenią. - Zawsze wydawał się raczej spokojny. A jego dzieci... Wszędzie ich pełno - śmiał się, gdy mignęła mu za plecami córka kupca, a gonieni przez nią dwaj najmłodsi synowie próbowali schować się pod stołem.

- Wspaniale, że się dobrze bawią - uśmiechnęła się Jadwiga. - A Wigunt? Co mu się stało w nos?

- To tajemnicza sprawa - odpowiedział Jagiełło i nałożył żonie jej ulubionych owoców w miodzie. - Mówi, że upadł po ciemku, ale ja w to nie wierzę. To Wigunt, więc musi chodzić o niewiastę.

- Śmichna podobno chora - rzekła Jadwiga. - Ale to też jakieś dziwne, nikt nie panikuje ani nie wzywa medyka. A może to chodzi o jakąś inną?

- Mniejsza z tym - machnął ręką Jagiełło. - Chyba nie mówiłem ci jeszcze, że ci pięknie w tej sukni - spojrzał na nią z zachwytem. Jadwiga oderwała się od spożywanych słodkości.

- Cóż to za flirty, panie? - zapytała figlarnie. - Czy to przystoi?

- Z żoną przystoi - uśmiechnął się szeroko.

- I tylko z żoną - posłała mu ostrzegawcze spojrzenie. - Coś się stało? - zauważyła, że mąż pilnie się jej przypatruje. On zaś chciał ją podpuścić.

- Masz coś na twarzy - wyjaśnił, jak gdyby się czymś pobrudziła.

- Gdzie?

- Tutaj - pocałował jej słodkie usta. Skirgiełło klaskał i zainicjował wiwaty, tańczący przerwali i zaczęli się oglądać w stronę pary młodej, a córki Hanula Églé i Audré zapiszczały z ekscytacji. Felicja prychnęła do siebie z dezaprobatą, ale kto by się tam nią przejmował?

***

Po tańcach przyszedł czas na kolejne wyborne potrawy, przedstawienie błazna i występ węgierskich śpiewaków. Gdy skończyli Skirgiełło, Korygiełło oraz Jan z Niemierzą i Spytkiem porozumieli się wzrokiem i wstali, biorąc do rąk kielichy z winem. Za nimi wstali też pozostali weselnicy.

- Bo jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol
Żar jej to żar ognia, uderzenie boskiego gromu.
Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości
Nie zatopią jej rzeki*** - zarecytowal Spytek uroczyście, zerkając przy tym kątem oka na Erzebet.

- Miłość wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje, nie jest jak proroctwa, które się skończą***** - dopowiedział Jan patrząc na młodą parę i szukając w tłumie Mścichny. Cytaty na tę okazję pomagał im wybrać wcześniej Mikołaj Trąba i nauczył ich na pamięć.

- Najjaśniejsza Pani, Wasza Książęca Wysokość - przemówił Skirgiełło. - Drodzy weselnicy! - potoczył spojrzeniem po zebranych. - Czy widział kto kiedyś piękniejszy sojusz dwóch dusz, co do jednej słodkiej pieśni będą śpiewać oraz dwóch państw co wielkim wspólnym sprawom oddadzą swe siły? Bo jak dwa serca łączą się świętym węzłem małżeństwa, tak dwa kraje łączą się więzią braterskiej miłości.

- Niech wasze wspólne życie będzie pełne pokoju, szczęścia i miłości. Obyście cieszyli się wspólnym szczęściem na nowo każdego dnia, niech on upewnia was we wzajemnej miłości. Niech Bóg obdarzy was potomstwem i długim życiem - przemówił Korygiełło.

- Niech zawsze otacza was ludzka życzliwość i miłość poddanych. Zwyciężajcie w małych i wielkich wojnach, oglądacie dzieci waszych synów i pomyślność Korony i Litwy przez wszystkie dni życia. Wiwat! - zakończył Niemierza.

- Wiwat!! Wiwat!!!- uniesiono do góry kielichy i od ścian wielkiej auli odbił się huk donośnych głosów.

Wszyscy zamierzali już usiąść, ale zatrzymali się, widząc, że państwo młodzi wciąż stoją i najwyraźniej pragną coś powiedzieć.

- Oczarowałaś me serce siostro ma oblubienico, oczarowałaś me serce jednym spojrzeniem twych oczu. I gdybym miał wiarę tak wielką iżbym góry przenosił, lecz miłości bym nie miał, byłbym niczym**** - zacytował Władysław wprawiając wszystkich w najszczersze zdumienie. Niedawny poganin cytujący Biblię? Oczywiście Trąba pomógł mu się tego nauczyć. Poseł krzyżacki niemal usiadł, tak był zszokowany.

- Nocą szukałam umiłowanego mej duszy, szukałam go lecz nie znalazłam. Spotkali mnie strażnicy, którzy obchodzą miasto. Zaledwie ich minęłam znalazłam umiłowanego mej duszy, pochwyciłam go i nie puszczę- zacytowała królowa uśmiechając się uroczo i mrugając do męża. Skirgiełło pokiwał głową z aprobatą. Pochwyciła, nie puści i tak właśnie powinno być!

- Za moją piękną i mądrą żonę, która dała mnie i mojemu państwu nowe życie - Władysław popatrzył z miłością na Jadwigę. - Chcielibyśmy też podziękować wszystkim, którzy wsparli mnie na tej drodze i którym zawdzięczam dzisiejszy dzień. Moi bracia, zwłaszcza Skirgiełło i Korygiełło. Spytku, Dymitrze, Niemierzo, Janie i Zawiszo, księże Mikołaju- okazaliście się nie tylko oddanymi politykami i rycerzami, ale też przyjaciółmi. Niech Bóg wam wynagrodzi.

- I za mojego mężnego, mądrego męża - dodała Jadwiga. - W którym znalazłam towarzysza życia, a mój kraj nowego władcę. Margit, Erzebet, Mścichno, Gabijo... oraz Śmichna, której nie ma z nami. Wspierałyscie mnie zawsze obecnością i dobrą radą. Ochmistrzyni i marszałku, dzięki wam możemy świętować ten piękny dzień. Dziękujemy!

- Za przyjaciół! - wznieśli toast Jadwiga i Władysław - ona winem, a on winem z wodą. - Za nas- uśmiechnęli się do siebie. - Za Koronę i Litwę!

- Za przyjaciół! Za Jadwigę i Władysława!

- Za Koronę i Litwę! - zabrzmiał chór głosów i wiwaty.

*** ( ten fragment polecam czytać z muzyką, która jest w mediach 😉)

Po dokończeniu posiłku miała znów zacząć się zabawa, gdy Oleńka podeszła do grajków i coś do nich rzekła. Następnie przywołała do siebie wzrokiem Skirgiełłę i Korygiełłę oraz porozumiała się wzrokiem z Władysławem, który wziął głęboki wdech i kiwnął głową. Tak, to był ten moment. Zabrzmiały z cicha delikatne dźwięki litewskiej pieśni.

- Czy moja żona wyświadczy mi ten zaszczyt? - wstał i stanął naprzeciw Jadwigi wyciągając do niej dłoń.

- Władysławie, przecież nie musimy - nachyliła się, by szepnąć mu do ucha. - Mówiłam ci, że...

- Ale proszę... Zaufaj mi - na te słowa wstała i zaintrygowana dała się poprosić na środek sali.

- Eisva mudu abudu
Į žalią giružę abudu - zabrzmiał słodki głos Oleńki w towarzyszeniu liry i harfy.

- Kirsva mudu abudu
Žaliąsias liepužes abudu

Pjausva mudu abudu
Naująsias lentužes abudu - dołączyli do niej Skirgiełło i Korygiełło.

Zakochani tańczyli wdzięcznie i wszyscy wpatrywali się w nich jak zahipnotyzowani. Władysław pewnie i delikatnie prowadził żonę, która jakby płynęła w jego ramionach nad parkietem. Oboje wpatrzeni tylko i wyłącznie w siebie szeptali sobie coś na ucho i wdzięcznie się uśmiechali. Zebrani przypatrywali się tej scenie ze wzruszeniem. Małżonkowie myśleli wtedy o własnych zaślubinach, a zakochani posyłali sobie tęskne spojrzenia marząc o podobnej chwili. Nawet Witold uśmiechnął się pod nosem. Jedynie Elżbieta Pilecka z trudem powstrzymywała łzy żalu i uśmiechała się samymi ustami, a w oczach miała bezgraniczny smutek. Nikt jednak tego nie zauważył, wszyscy wpatrywali się w taniec królowej i księcia i wsłuchiwali w słowa litewskiej pieśni.

Dirbsva mudu abudu
Naująją lovužę abudu.

Klosva mudu abudu
Naująją paklodę abudu.

Gulsva mudu abudu
Į naują lovužę abudu.

Darysva mudu abudu
Žaliąją vygužę abudu.

Guldysva mudu abudu
Mažąjį vaikelį abudu.

Vyguosva mudu abudu
Mažąjį veikelį abudu.

Muzyka się skończyła, ale Jadwiga i Władysław tak się zapomnieli, że nawet tego nie zauważyli. Dopiero westchnienia zachwytu niewiast i chichoty Olgierdowiczów przywróciły ich do rzeczywistości. Wtedy Jagiełło zakręcił się z żoną i tak jak to pokazywał Skirgiełło odchylił się z nią raptownie, wciąż podtrzymując. Ona pocałowała go lekko, ale on pogłębił pocałunek, tak że Jadwidze na chwilę zabrakło tchu. Rozległy się piski i gwizdy.

- Myślałem, że widziałem już wszystko - skomentował tę sytuację Skirgiełło. - Następny będzie naprawdę koniec świata, ale - odwrócił się do Oleńki i Korygiełły- zanim to dajcie pić!

***

Nie był to koniec weselnych niespodzianek. Zabawa trwała, a Korygiełło, Skirgiełło, Oleńka i Jan gdzieś zniknęli. Po pewnym czasie wrócił Jan i zamienił parę słów z grajkami. Po chwili ucichła muzyka, a wtedy rycerz z Kościelca przemówił.

- Obejrzeliśmy już piękne przedstawienia i wysłuchaliśmy pieśni. Teraz chcieliśmy wam, drodzy weselnicy, przedstawić baśń litewską, która w pewien przenośny sposób wydarzyła się naprawdę - mówił tajemniczo i kiwnął głową w kierunku kapeli. Muzycy zagrali cicho na harfach.

- Dawno dawno temu, za siedmioma górami, pięcioma lasami i trzema jeziorami żył sobie pewien książę, władca rozległego kraju nad rzeką Wilejką - na te słowa Litwini pokiwali z uznaniem głowami rozpoznając dobrze sobie znaną historię. Jadwiga uśmiechnęła się i oczy aż jej rozbłysły. Oparła głowę o ramię Władysława i słuchała jak zaczarowana, trzymając go za rękę. Dzieci Hanula usiadły zasłuchane i wpatrzone w Jana, który opowiadał dalej.

- Książę miał wspaniałych braci i piękne siostry oraz wielki i bogaty zamek - do sali w przebraniu księcia wszedł dostojnie Skirgiełło i pokłonił się zebranym. - Ale pewnego dnia na kraj najechały wrogie wojska - zabrzmiała dramatyczna muzyka. - Pomagały im czarownice, jedna z nich zamieniła księcia w groźnego niedźwiedzia, aby jego rodzina i przyjaciele bali się go i nie mogli poznać, a on nie mógł dowodzić swoim wojskiem - prawił Jan dramatycznie. Skirgiełło zniknął za ciężką zasłoną i wrócił po chwili cały ubrany w całkowitą skórę niedźwiedzia. Obecne na sali dzieci rozdziawiły buzie. - Był naprawdę straszny, wrogowie polowali na niego, a on chował się w lesie i ryczał głośno, aby ich wystraszyć - Skirgiełło ku radości dzieci naśladował jak ryczy wielki litewski niedźwiedź. Młodsza z córek Hanula przestraszyła się i wtuliła się w fałdy sukni matki. - Tymczasem jego brat spotkał małą biedną dziewczynkę, która straciła rodziców w tej wojnie. Wziął ją do zamku i jego siostry wychowały ją jak własną siostrę, a ona wyrosła na mądrą i piękną królewnę - na sali ukazali się Oleńka i Korygiełło. - Mijały lata, udało się w końcu pokonać wrogie wojska, ale nadal nikt nie wiedział, gdzie jest zaginiony przez laty wielki książę. Nikt nie wiedział też, że piastunka młodej księżniczki po jej urodzeniu wyczytała z kości przepowiednię, że dziewczynka odmieni kiedyś losy swego kraju. - prawił Jan. - I kiedy wybrała się ona bratem wielkiego księcia na polowanie i gdy razem zasadzali się na niedźwiedzia, ona nagle zobaczyła zwierzę, ale jedna rzecz ją zdziwiła - niedźwiedź miał piękne, zielone oczy. Bez strachu podeszła do niego zaintrygowana zielenią jego oczu i powiedziała: "Jaki piękny! Powiedz, jaka tajemnica mieszka w twoich oczach" - słowa te wyrzekła Oleńka, odgrywająca scenę z Korygiełłą - Wtedy niedźwiedź zamienił się z powrotem w księcia i od pierwszego wejrzenia zakochał się w królewnie. Wrócił z nią do zamku gdzie zaraz odbył się ślub i wielkie wesele, po którym zylti długo i szczęśliwie! - zakończył Jan, a uwolniony ze skóry niedźwiedziej Skirgiełło porwał Oleńkę w ramiona i głośno ucałował ją w policzek po czym oboje pomachali do ożywionej publiczności.

Na sali rozlegały się wiwaty, zwłaszcza, że zebrani pojęli sens opowieści i wykrzykiwali pochwały pod adresem wielkiego księcia i Jadwigi. Klaskano w dłonie i śmiano się wesoło. Królowa i Jagiełło zaśmiewali się ze Skirgiełły, który po mistrzowsku charczał, warczał i porykiwał odgrywając rolę niedźwiedzia. Faktycznie, książę zrobił furorę. Musiał na nowo włożyć ciężką skórę i udawać strasznego zwierza, którego wszystkie dzieci chciały dotknąć i z bliska zobaczyć. Skirgiełło chcąc niechcąc musiał zostać w przebraniu na dłużej, by najmłodsi mogli pojeździć na niedźwiedziu. Inni gonili go i próbowali połaskotać, dorośli śmiali się, mały Guncel ze śmiechem biegał za Skirgiełłą, a najmłodszy synek Hanula przestraszył się niedźwiedzia i zaczął płakać. Jadwiga ocierała łzy ze śmiechu i ukrywała twarz za ramieniem również roześmianego męża. Mało było tak szczęśliwych wieczorów na Wawelu, tego wszyscy byli najzupełniej pewni.

***
Mścichna nie bawiła się zbyt dobrze. Siedziała rzecz jasna w towarzystwie ciotki Felicji, która wciąż komentowała wszystko i wszystkich, zarzucając im zbytnią śmiałość i brak przyzwoitości. Kochana cioteczka nie mogła zmarnować kolejnej okazji do wygłoszenia swych nauk moralnych.

Z nieoczekiwaną pomocą przyszła Mścichnie księżniczka opolska Katarzyna, która również bawiła się źle choć z innych powodów. Jej matka i siostra zajęły się tym czym zawsze - plotkami i uwodzeniem mężczyzn. Ona jak zawsze została sama, nieurodziwa, nieśmiała i niechciana. Obie niewiasty pogrążyły się w cichej rozmowie. Mimo różnic dobrze się rozumiały. Rozmawiały o potrawach i gościach, strojach i muzyce, Mścichna opowiadała o dworskim życiu na Wawelu, Katarzyna o Opolu. Śmiały się z przedstawienia o niedźwiedziu i gry Skirgiełły, a Mścichna z dumą powiedziała Katarzynie, że rudowłosy Jan jest jej rycerzem i podzieliła się trudną historią ich uczucia.

- Nie jest wam łatwo, ale ktoś cię kocha. Jesteś dla kogoś piękna i wspaniała, nieważne co myślą inni - westchnęła Katarzyna. - Mnie nikt nigdy nie zechce - zadrżała jej broda i zaszklily się oczy. - Jestem brzydka i głupia!

- Nieprawda! - złapała ją za rękę Mścichna. - Bóg każdego kocha. A królowa mówi, że każdego czeka w życiu jakieś szczęście - powiedziała. - Poza tym nie jesteś głupia, a uroda to kwestia gustu.

Istotnie księżniczka miała ładne oczy. A w przyjaznym otoczeniu - nie takim jakim niestety była jej rodzina - potrafiła rozmawiać i była pełna spokojnego wdzięku.

- Czy obdarzy mnie pani tańcem? - przed Mścichną skłonił się Korygiełło. Niewiasta zaniemówiła, po czym zaczęła się nerwowo jąkać.

- Aaallleee... Pppaanie... Ja... Jan... On... Ja... Chyba...

- Jestem przyjacielem Jana. On pozwolił. Proszę mi zaufać. Nie pożałuje pani!

Po chwili oboje tańczyli, a gdy muzyka się skończyła Korygiełło powiedział tajemniczo.

- Teraz proszę pójść ze mną i wziąć swój płaszcz. I o nic się nie bać - podał Brzeziance ramię i wyszedł z nią z sali.

Wzięli płaszcze i kierowali się na dziedziniec. Po drodze dołączył do nich Skirgiełło. Mścichna zadrżała. Litwin był przyjacielem królowej, ale był dość osobliwy i niewiasta trochę się go bała. Poza tym być sama z dwoma mężczyznami? Co by na to ciotka i ojciec powiedzieli?

- Proszę nie bać strasznego Litwina, panno Mścichno. I zamknąć teraz oczy i nie podglądać!

Korygiełło zawiązał Mścichnie oczy i obaj Litwini ruszyli z nieco przestraszoną Brzezianką na dziedziniec. Tam rozwiązali jej oczy i wycofali się pośpiesznie do krużganków.

Mścichna zamrugała powiekami. Dziedziniec był pokryty śniegiem, który skrzył się i migotał w blasku lejącym się z rzęsiście oświetlonych okien zamku, z których dolatywały dźwięki weselnej zabawy. W tym śniegu klęczał Jan!

- Janku... Co to... Co to tutaj...

- Sikoreczko moja... Gołąbeczko... Księżniczko moja... - Jan wygrzebał coś z kieszeni. Był to mały pierścionek z niebieskim oczkiem. - Czy zostaniesz moją żoną?

Mścichna złapała się za głowę. Potem za usta, a później zaczęła nerwowo splatać dłonie.

- Jjjaaa... Tttak... Ale papa...

- Sikoreczko, nie pytam o papę, on każdego dnia daje nam swoją odpowiedź. Pytam, czy ty chcesz poczekać aż przekonam go do siebie i czy wtedy zostaniesz moją żoną?

- Ach! Janku! Tak, tak! - zapiszczała, a Jan włożył jej na palec pierścionek. Następnie wstał, ucałował dłoń Brzezianki po czym nagle wziął ją na ręce i okręcił się z nią dookoła. Mścichna zapiszczała, a potem oboje się pocałowali i kręcili wokół, a wokół nich wirowały małe płatki śniegu.

-Będę walczył! Czynem i dobrem udowodnię, że na ciebie zasługuję! - szeptał między pocałunkami. Po chwili postawił Mścichnę na ziemi.

- Sikoreczko, czy obdarzysz mnie tańcem? Niedługo się zorientują, że nas nie ma... Póki co Spytek zagaduje twego papę, a Erzebet cioteczkę...

Mścichna po chwili wirowała w ramionach swego Janka. Zza węgła przypatrywał się im Skirgiełło.

- Bracie, nie wypada tak podglądać - upomniał go Korygiełło. - Mieliśmy pilnować, czy ktoś idzie!

- Zatem pilnuj, a ja ucieszę oko szczęściem przyjaciela - odparł Skirgiełło uśmiechając się szeroko.

Tymczasem na dziedzińcu płynęli w tańcu Jan i Mścichna. Wiele było jeszcze przed nimi przeciwności, które na zawsze miały odmienić ich życie, paradoksalnie jeszcze mocniej łącząc ich ze sobą. Pesymistce Mścichnie czasem tylko mały pierścionek skrywany pod suknią na łańcuszku, obok krzyżyka, przypominał, że trzeba zachować wiarę. W tamtej chwili jednak byli po prostu razem.

***

- Więc to ty jesteś tą niew... niewiastą, żoną Cyryla? - zapytał Skirgiełło Helenę i nieomal popełnił gafę nazywając ją "niewierną żoną", jednak Niemierza w porę spiorunował druha wzrokiem. - A to jest przyszłość rycerstwa polskiego, jak rozumiem? - wskazał na małego Guncela, który przypatrywał się Litwinowi swymi ciemnymi oczkami.

- Tak, to Guncel, książę - odparła Helena.

- Pan! Pan! - malec wyciągnął do Litwina tłuste rączki.

- Tak, to przyjaciel papy, skarbie - rzekła Helena.

- Duzy pan! - mały Guncel złapał Skirgiełłę za kosmyk włosów i pociągnął mocno.

- Puść pana, kochanie. To boli - upomniała Helena.

- Gdzie tam boli!?- zadudnił głos Litwina. - Widać, że będą z niego ludzie! - Skirgiełło poklepał malca po pleckach, a ten zaśmiał się głośno i puścił jego włosy. - Ani się obejrzycie, a będzie lał z nami krzyżackie łajzy!

- Ważne, by się dobrze sprawił, gdy będzie potrzeba - Helena jako córka i żona rycerza nauczyła się, że służba dla mężczyzn jest bardzo ważna. Rozumiała, że syna czeka podobna droga.

- I to ja rozumiem, dobra kobieto! Dziękuj Bogu za taką rozumną żonę, przyjacielu! - Skirgiełło i Niemierza z rodziną zajęli miejsce przy stole. Mały Guncel musiał coś zjeść, więc Helena zaczęła go karmić kaszką. Nie przeszkadzało jej męskie towarzystwo. Ta wiotka i delikatna niewiasta przyzwyczaiła się do odwiedzin druhów swego męża czy ojca, a rozważania o strategii, broni czy krwawe opowieści nie były jej straszne. Również picie- byleby w umiarze- czy mocne słowa jej nie raziły. Rozumiała, że mężczyźni muszą sobie pofolgować, zawsze miała dla nich dobrą strawę i piwo. Tak, kiedyś popełniła błąd, ale potem zrozumiała, że być żoną rycerza to też służba i starała się pełnić ją dobrze każdego dnia. I tak było, wszyscy zazdrościli Niemierzy takiej żony. Teraz karmiła chłopca i przysłuchiwała się rozmowie.

Po tylu dniach wspólnych starań przy jednym stole siedzieli Olgierdowicze, Spytek, Jan, Niemierza i Dymitr, który zdecydowanie lepiej czuł się w tym towarzystwie niż z resztą panów. Wszyscy oni cieszyli się szczęściem królowej i księcia, a także sojuszem i własnym sukcesem politycznym. Było to więc też ich osobiste świętowanie.

- Pomyśleć, że to się tak wszystko ułożyło... - zamyślił się Jan. - Naprawdę bawimy się na weselu księcia i królowej!

- No, chyba nie na niby! - Skirgiełło potargał rude kędziory przyjaciela. - Ale prawda, wydaje się, że wczoraj przyjechaliście z poselstwem do Wilna!

- I jak wy przybyliście do Krakowa! - Niemierza dolał piwa towarzyszom. - Nigdy nie zapomnę, jak żeśmy się na nowo spotkali - mrugnął do Skirgiełły.

- Nie przypominaj! Wszystkie kości mi wtedy obiłeś! - zarechotał Skirgiełło.

- A ja myślałem, że umrę wtedy z nerwów! - odezwał się Spytek. - Ledwo to przeżyłem... Litwini i ludzie Habsburga na zamku w jednym czasie!

- Yyyyeee... Habsburg! Nie puszczać! - Dymitr, który przysnął z najedzenia picia nagle się ożywił i zaczął wstawać. Zebrani parsknęli śmiechem.

- Możesz spać spokojnie, panie podskarbi - Niemierza nalał Dymitrowi piwa. - On już nam nie grozi.

- A wcześniej ktoś jego ludziom pokazał, gdzie ich miejsce - rzekł z dumą Korygiełło.

- I dzisiaj - uśmiechnął się Spytek. - Tak, książę, czy w szachach, czy przy stole - ty zawsze wiesz, co czynić!

- Ale nie można powiedzieć, co przeżyliśmy to nasze - zauważył Skirgiełło i upił łyk trunku. - Ten wyścig, by nie dopuścić Habsburga do Jadwigi... Znów zimno po ciele idzie jak pomyślę, co by było, gdybyście nie zdążyli!

- Prawda, przyjaciele- zgodził się Spytek. - Ale to już zasługa naszego pana podskarbiego - nie lubił przypisywać sobie całości zasług.

- Eee...- zawstydził się skromny Dymitr. - Mówiłem, że królowa marzenie miłuje i bańka w końcu pęknie. Moja matuszka zawsze mi mówiła - życie i marzenia to dwie różne sprawy!

- I dobrze mówiła! - Niemierza nałożył sobie pieczonego dzika. - W końcu przecież wyszło szydło z worka...

- I tak się okazało, że poganin ma w sobie więcej z chrześcijanina, a chrześcijanin z poganina! - podsumował Skirgiełło.

- Otóż to- Dymitr poczęstował się słodkim plackiem- moja matuszka zawsze mi mówiła, że to, co malują inne niż to, co chodzi po świecie.

- Dobrze, że królowa się o tym przekonała tylko ze słuchu, a nie we własnym życiu - rzekł Spytek. - Na samą myśl aż skóra cierpnie...

- Skóra skórą, mi ręka sama na miecz wędruje, wojewodo! - podniósł głos Skirgiełło. - Biłbym gada i patrzył czy równo puchnie!

- Na szczęście koniec końców wszystko dobrze się skończyło- zauważył Jan, by pohamować Skirgiełłę.

- Najlepiej! Wreszcie będzie można choć chwilę pożyć w spokoju - Korygiełło ze smakiem zajadał dziczyznę w gruszkowym sosie.

- Tak, bracie, niech trwa spokój, miłość i niech się dzieci rodzą! - zarechotał Skirgiełło. - Potomkowie nowej dynastii Jagiellonów!

- Niech im Bóg pobłogosławi - zgodził się Dymitr. - Dla królowej wszystko, co najlepsze!

- I niech trwa przyjaźń - odezwał się Jan - abyśmy się jeszcze wiele razy spotkali w takich okolicznościach i takim gronie.

- Dobrze prawisz, Janie - odezwał się Spytek. - Gdyby nie to wszystko nie spotkalibyśmy się!

- Nie byłoby tego sojuszu bez przyjaźni i przyjaźni bez niego - zgodził się Niemierza i wymienił spojrzenia ze Skirgiełłą.

- Dość gadania! Za polsko- litewską przyjaźń napić się wypada! - książę na Połocku nalewał druhom piwa z pękatego dzbana.

- I za szczęście, żebyście i wy znaleźli miłość - zwrócił się Niemierza do przyjaciół i przygarnął do siebie swą uroczą żonę i synka.

- Zatem za przyjaźń! - wzniósł toast Spytek. - Za Jadwigę i Władysława!

- Za Jadwigę i Władysława! Za pomyślność! Za przyjaźń! - zadzwoniły kielichy.

Wiele takich chwil radosnych oraz wiele smutnych miało czekać oddanych przyjaciół, których połączyła misja złączenia Polski i Litwy, a potem służba Jadwidze i Jagielle. Mieli stawić czoła wielu przeciwnościom, ale pewne było dla nich, że przyjaźń nie pozwoli im upaść.

***
W towarzystwie brylowała księżniczka opolska Jadwiga. Miała w tym oczywiście swój cel - zwrócenie na siebie uwagi mężczyzny utytułowanego, posiadającego rozległe ziemie, godność  książęcą, piękny zamek i zasobny skarbiec. Najlepiej z rodziny księcia Władysława. Ubrana z połyskliwą, szeleszczącą seledynową suknię wyszywaną drogimi kamieniami, z wysadzanym szmaragdami diademem we włosach i podobną kolią zdobiącą wyeksponowany przez mocno wyciętą suknię dekolt zwracała uwagę wielu obecnych mężczyzn, choć zależało jej głównie na Olgierdowiczach.

Tak długo niby przypadkiem przechodziła koło ich stołu, że w końcu do tańca poprosił ją Korygiełło. Zadowolona z jego umiejętności, ujęta manierami zdecydowała się pociągnąć swój plan dalej. Udała nagłą słabość, więc Olgierdowicz poprowadził ją do stołu i polał damie wody. Ta nadspodziewanie szybko się ożywiła i rozpoczęła rozmowę. Świdrygiełło z natury nieśmiały znów spędzał czas na pogawędce z Janem, Skirgiełło akurat porwał Oleńkę do tańca więc zostali tylko Korygiełło i Wigunt.

Uczucie do Śmichny nie było wtedy na tyle silne by wykorzenić naturalne skłonności Wigunta, zwłaszcza, że pięknej Brzezianki na weselu nie było. Od razu zwrócił uwagę na tę damę o smagłej cerze i lśniących włosach, kształtnej szyi i wydatnym biuście. Jadwiga to zauważyła i umiała wykorzystać, efektownie wzdychając, modulując głos i zakładając filuternie kosmyk włosów za ucho. Gdy tylko jednak zachęcany tak Wigunt próbował przejąć inicjatywę w rozmowie i rzucił kilka typowych dla siebie śmiałych uwag, kobieta natychmiast zmieniała front i przysuwała krzesło coraz bliżej siedzenia Korygiełły, którego zaczęły piec oczy i kręcić w nosie od silnej woni perfum. W końcu Wigunt machnął tylko ręką, zwłaszcza, że zobaczył Śmichnę wchodzącą do sali i z miejsca zrobiło mu się gorąco. Jednak przyszła! Już zerwał się z miejsca, ale w tym samym momencie opadł ciężko na krzesło. To nie była Śmichna, tylko jej siostra. Widok ten przypomniał mu ostatnie wydarzenia i pomyślał, że musi coś zrobić. Po co zawracać sobie głowę jakąś księżniczką z Opola choć musiał przyznać, że rzadko kiedy zdarzało mu się widzieć taki dekolt? Po co wydawać się w tę grę - a Wigunt nie był przyzwyczajony do zdobywania niewiasty i zupełnie nie potrafił - gdy serce bije szybko na myśl o córce marszałka, którą ostatnio wymieniał namiętne pocałunki? Wigunt nie lubił się zbytnio wysilać. Wolał chętne i bezpośrednie, mało skomplikowane, pociągające niewiasty. Tylko jak dostać się Śmichny?

Tak napił się wina i zatopił w rozmyślaniach, podczas gdy Jadwiga opolska roztaczała swe uroki przed księciem Korygiełłą. Cały czas był uprzejmy, ale w pewnej chwili zaczął czuć się bardzo nieswojo. Dlaczego ona mimochodem dotyka jego ramienia? Czemu usiadła tak blisko i tak wzdycha i pochyla się tak, by było widać jej... O mój Boże! Korygiełło napił się wody i posłał błagalne spojrzenie w stronę Spytka. Ten nie zrozumiał, o co chodzi i dalej zabawiał rozmową swoją siostrę. Tymczasem opolska zaczęła śmiało wodzić dłonią po udzie struchałego Korygiełły, który już absolutnie nie wiedział, gdzie się podziać. Maniery nie pozwalały zostawić damy samej, ale...

- Mamy nadzieję, że nie przeszkadzamy - naprzeciwko usiedli Niemierza i Helena. Żona Gołczanina zauważyła zachowanie księżniczki i istne przerażenie w oczach szlachetnego Korygiełły po czym chichocząc poprosiła męża, by przyszli mu z pomocą. Niemierza z trudem tłumił śmiech. Żeby biedny Korygiełło mógł zobaczyć swoją minę w tej chwili!

- Oczywiście, że nie - odparł Olgierdowicz i polał przyjacielowi oraz jego żonie miodu, zagadując przyjaźnie. W jednej chwili Opolska znalazła się na drugim planie. Po dłuższej chwili ze skwaszona miną i niesmakiem podniosła się i ogłosiła, że idzie poszukać matki.

- Bogu dzięki - odetchnął Korygiełło. - Wybaczcie określenie, ale co za nieprzyzwoite babsko!

- Ale popatrz tylko jak działasz na niewiasty, przyjacielu - śmiał się Niemierza. - Może pora poszukać sobie żony?

- Jogaiła będzie nam wybierał żony - odpowiedział Korygiełło.

- Ja bym uważała, książę - odezwała się Helena. - To córka Opolczyka Eufemii...

- ... i idealna kopia Eufemii... - wtrącił Niemierza.

- Choćby była kopią najpiękniejszej z tego świata, nie daj Boże takiej baby w rodzinie - rzekł spokojny zazwyczaj Korygiełło. Uważał, że niewiasta powinna być bezpośrednia i odważna jak na przykład królowa Jadwiga czy jego siostry, ale powinna się też szanować. - Rzadko usłyszycie ode mnie takie określenia, ale uwierzcie- ciężko wymyślić inne!

Tymczasem Jadwiga opolska doszła do wniosku, że za tytułami i majątkiem, nie zawsze idzie znajomość sztuki flirtowania, zwłaszcza tego niezobowiązującego.

- Ale cóż, może się wyrobią - opowiadała matce sytuację. - Poprzebywaja trochę na dworzee i jeszcze będą marzyli, by pomówić ze mną, matko! - fukała zawiedziona, że jeden się poddał, drugi przestraszył, trzeci nieśmiały, a czwarty - tańczy tylko z siostrą.

***

Była jedna osoba na całym Wawelu, która robiła wszystko, by jakoś wytrzymać to wesele i trzymać fason. Pomyśleć, że jeszcze parę dni temu nie mogła się doczekać tego dnia i każdego dnia przymierzała nową suknię, wyobrażając sobie ten cudowny wieczór! Teraz wcale nie czuła dumy z nowego stroju ani radości z udziału w tak wiekopomnym wydarzeniu. Elżbieta Pilecka przeżywała prawdziwe męki.

Odkąd zobaczyła króla na chrzcie czas jakby przybrał inny bieg. Nie chciała już tańczyć i bawić się, nie liczyła na nowe znajomości, zakupy zrobione w mieście czy ulubione słodkości, których tyle było na stole. Nie cieszyła jej piękna spinka do włosów kupiona przez ojca ani diadem sprezentowany przez Spytka. Gdy zamykała oczy widziała jego twarz. Gdy śniła, zawsze pojawiał się on. W cichej komnacie słyszała jego głos. W jego obecności, a przecież zawsze był daleko, rozdzielony od niej tłumem ludzi, czuła na twarzy rumieniec i gorąco od czubka głowy aż po koniuszki palców u stóp. Mimo woli spuszczała wzrok, a wygadanej i pewnej siebie pannie Pileckiej rzadko się to zdarzało. Wtedy od razu podnosiła oczy. Przecież chciała wciąż go widzieć.

Matka, skupiona na znajomych, zakupach, odwiedzinach i zachęcaniu wuja do ożenku niczego dotychczas nie zauważyła. Elżbieta starała się przed wszystkimi odgrywać siebie taką, jak była zawsze. Na szczęście wszyscy wciąż wpatrywali się w Jagiełłę, nikogo więc nie dziwiło, że i ona bacznie go obserwuje. Żeby wiedzieli z jakich powodów tak było... Może i lepiej byłoby zapomnieć, ale w sytuacji gdy wszyscy rozprawiali o nowym władcy  było to trudne do zrobienia. Tym bardziej, że każdy go za coś chwalił. I z tymi pochwałami Elżbieta się zgadzała. Tak, Jagiełło to prawdziwy ideał i była gotowa przyznać to nawet wobec wszystkich.

Pozostawało póki co tylko wodzenie wzrokiem za wybranym serca. Elżbieta syciła się jego obrazem. Napełniało ją to słodyczą, ale częściej tym dziwnym połączeniem jej z goryczą. Widziała jak Władysław każdym nawet najdrobniejszym gestem okazuje królowej bezgraniczną miłość. Rozczulał ją i wzruszał gdy zarazem przeżywała męki zazdrości, bo owa miłość nie była przeznaczona dla niej.

Na wiele liczyć nie mogła. Gdyby on chociaż zwrócił na nią uwagę... Choć raz popatrzył, obdarował tańcem... Elżbieta w skrytości o tym marzyła. Przecież tu wszyscy tańczyli ze wszystkimi. Z jedynym wyjątkiem Jadwigi i Jagiełły, którzy nie spędzali oddzielnie choćby sekundy.

Z przyklejonym do twarzy uśmiechem zajadała słodkie potrawy, tańczyła z ojcem, wujem, przyjaciółmi wuja, nawet z Litwinami... Przyjmowała komplementy, grała rolę rycerskiej córki najlepiej jak umiała. Pod maską uśmiechniętej panny był jednak smutek, zazdrość, płonne marzenia i bolące serce... Zakochała się po raz pierwszy i to najnieszczęśliwiej. Od razu był ktoś inny, komu się jej wybranek należał i kogo on sam kochał.

- Co to za smutna mina? Czyżby jakiś zawód miłosny? - do Elżbiety z szelestem sukien przysiadła się Jadwiga opolska. Miłostki, plotki i małe intrygi to była jej specjalność.

- Taaa... Nie, skądże! Piękne wesele,  prawda? - Pilecka wyrwała się nagle z gorzkich myśli.

- Udawać to ty jeszcze musisz się nauczyć, moja droga - księżniczka opolska mimo młodego wieku nabierała już powoli manier swej matki. - Więc któż to jest? - była specjalistką od zadawania pytań wprost.

- Nikt szczególny - zarumieniła się Elżbieta. - Księżniczko, czy kochać kogoś, kogo nam nie wolno... to grzech? - zapytała znienacka, by nie móc dostawać trudnych pytań. 

Jadwiga opolska uśmiechnęła się pobłażliwie.

- Przecież sam Bóg jest miłością - odpowiedziała. Nie była szczególnie gorliwą chrześcijanką i z prawd wiary wybierała dla siebie te, które akurat jej pasowały. - Co to w ogóle za pytanie? Sercu nie możesz zabronić. Ono nie wybiera.

- Matka mówi, że wybierają rodzice...

- Owszem, ale czyż mało jest przykładów, które pokazują, że żadne zasady, mądrości i przesądy nie dadzą rady oszukać zakochanego serca?

Elżbieta spojrzała na księżniczkę z zainteresowaniem.

- Widać, że nie słyszałaś historii, które powinna usłyszeć - rzekła Opolska z politowaniem. - Wielkie miłości z legend nawet nie miały szans zaistnieć... a jednak! Choćby Tristan i Izolda czy Abelard i Heloiza...

-  Czyli nie trzeba się poddawać, gdy się wydaje, że wszystko stracone?

- Oczywiście, że nie! Nawet mała, króciutka chwila szczęścia warta jest starania. Nie warto dawać sobie ją odebrać przez głupie rady starych ciotek! - rzekła Jadwiga bezapelacyjnie.

Po zakończonej rozmowie młoda Pilecka tęsknie popatrzyła na Jagiełłę, który akurat tulił do siebie w tańcu młodą żonę. Czy mogłaby zostać jego Izoldą? Zamienić choćby słowo... Choć jedno, jedyne słowo... Bo czyż wybór serca nie pozostaje poza wszystkimi prawami świata? Tak, trzeba walczyć, choćby o jedną chwilę szczęścia, skoro nic innego jej nie pozostaje. Choć przez chwilę pomówić... Chociaż spróbować...

Elżbieta wiedziała, że w jej sercu będzie miejsce tylko dla księcia Władysława. Była młoda, pragnęła miłości. Czy to coś złego, że serce wybrało Jagiełłę? Przecież Bóg jest miłością, więc trzeba o nią zabiegać. Tak, jak to robiono w romantycznych legendach, przytoczonych przez opolską księżniczkę.

Nie wiedziała jednak, że Bóg wyznacza każdemu drogę. I jak Jadwidze i Władysławowi wyznaczył wspólną drogę miłości, tak jej pisany był zupełnie inny los. Jej marzenia i pragnienie miłości nigdy nie miały się spełnić, a naiwność i brak umiejętności oceny pewnych faktów miały pewnego dnia skończyć się tragedią, która na zawsze odmieni jej życie...

***

- Dziś powinieneś tańcować do białego rana, Spytku - powiedziała do brata Jadwiga Pilecka. - Już nie będziesz się bać, że z królewskim ślubem coś nie wyjdzie. Pora wypocząć i pomyśleć o sobie! - powiedziała. Udało się jej poprosić do stołu i brata, i piękną pannę Margit. Pani z Pilczy mogła wreszcie realizować swój plan. Swój i zapewne też uroczej Węgierki, bo jak wywnioskowała ze zręcznie prowadzonych wcześniej rozmów Melsztyński nie był jej obojętny.

- Istotnie, to dzień wielkiej radości- zgodził się Spytek i nałożył sobie placka z suszonymi śliwkami.

- I triumfu miłości - Margit spojrzała na wojewodę wymownie. Jadwiga uśmiechnęła się. Żeby tylko jej zapracowany braciszek zaczął dostrzegać pewne fakty!

- Przydałoby się więcej miłości na Wawelu - Pilecka dolała sobie wina. - Za czasów naszego ojca było tu wesele za weselem! On sam za zezwoleniem króla wyprawił weselisko na zamku, panno Margit.

- To musiało być wspaniałe! - westchnęła z rozmarzeniem Węgierka i niby przypadkiem sięgnęła po tę samą, co wojewoda, karafkę z winem. Ich dłonie spotkały się, co sprawiło, że od razu spłonęła rumieńcem, a wojewoda nalał jej trunku, za co podziękowała mu uśmiechem. Pomyślał, że jest on naprawdę ładny, nie tak jednak uroczy, jak jej młodszej siostry.

- I było wspaniale. Sam król Kazimierz rozpoczynał weselną zabawę! - opowiadała żona Ottona.

- A twoje wesele, wujaszku, pewnie też rozpocząłby król Jagiełło? - do rozmowy przyłączyła się Elżbieta. Po rozmowie z Jadwigą Opolską nieco poprawił się jej humor. - Pytanie tylko, kiedy?

- Kiedy... Kiedy... Nadejdzie właściwy czas- zaczerwienil się Spytek.

- Na miłość jest zawsze dobry czas - uśmiechnęła się Margit.

- Zwłaszcza, kiedy tyle pięknych i mądrych niewiast dookoła - Jadwiga mrugnęła w stronę Węgierki.

- Na przykład panna Margit - wypaliła Elżbieta. - Ja tam chciałabym mieć taką cioteczkę - istotnie młoda Pilecka polubiła dwórkę. Była zawsze miła, uprzejma i ładnie ubrana.

Węgierka spuściła wzrok i upiła łyk wina, zerkając na wojewodę. Ten westchnął głęboko.

- Cóż... Nie wiadomo, co przyniesie... życie - rzekł chrząkając.

- Miłość ci przyniesie, wujciu! Tego jestem pewna - zaszczebiotała Elżbieta.

- Eee... No, nie wiem... - zawstydził się wojewoda.

- Jaka śliczna muzyka! - zachwyciła się tymczasem Margit. - Grali taką na dworze w Budzie!

- Wprost stworzona, by zatańczyć z piękną damą - rzekła z naciskiem Jadwiga, posyłając bratu znaczące spojrzenie.

- Panno Lackfi, czy uczyni mi pani ten honor? - Spytek wstał i skłonił się dwornie. Chciał zakończyć tę niezręczną rozmowę. Sprawienie dwórce przyjemności było drugorzędną sprawą. Poza tym czuł, że Jadwiga nie da mu spokoju. Już w dzieciństwie zgadzał się na wszystko, gdy patrzyła na niego w ten sposób. Po chwili wirował już na parkiecie z Margit, a przyglądały się im uważnie Jadwiga i Elżbieta. Starsza Lackfi tymczasem pragnęła, by ta chwila trwała i trwała. Zachwyciła się, że Spytek zechciał sprawić jej przyjemność. Chociaż wcześniej wydawał się jakiś skrępowany i uciekający myślami gdzie indziej. Ale może coś z tego będzie?

***

* Pnp 4, 1
** Pnp 4, 3
*** Pnp 4,4
**** Pnp 7, 6-7
***** Ef 13, 7-8
****** Pnp 4, 9, Ef 13, 2
Wszystkie cytaty z Biblii Tysiąclecia.

Zapraszam na część drugą 😃

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top