11. "Jak we śnie..."

Wawel, komnata Jadwigi

-Boże, daj nam dobry dzień. I spraw, żeby książę okazał się taki, jak we śnie. Amen - pomodliła się Jadwiga. Stała przy otwartym oknie, zimne lutowe powietrze owiewało przez chwilę jej szczupłą sylwetkę odzianą tylko w koszulę do spania . Wdychała je łapczywie, aby uspokoić coraz szybsze bicie serca. Wstawał kolejny dzień. Biły dzwony w katedrze,  terkotały koła wozów, rżały konie, zaczynał się codzienny gwar. Dzień, jak co dzień, powiedzieliby niektórzy. Dla niej był to jednak TEN dzień. Dzień, w którym pozna swojego przyszłego męża. Oby on był taki jak we śnie... Jadwiga w sumie marzyła tylko o tym. Mniejsza z ucztą i z tym, czy potrawy litewskie Grzymka zadowolą podniebienia dostojnych gości. Podeszła do lustra i przyjrzała się swemu odbiciu. Chyba powinno być dobrze. Za radą Gabiji nie chciała upiększać się różem czy bielidłem. Brała jednak kąpiele z olejkami na piękną cerę, a wczoraj nawet wykąpała się w oślim mleku. Nie cierpiała mleka, ale taka okazja wymagała poświęceń. Rano wzięła jeszcze szybką kąpiel i umyła włosy wodą z naparem z ziół i specjalnym olejkiem, dzięki któremu miały być szczególnie piękne i lśniące. Chyba dla naturalnej urody zrobiła co się dało. Zamek też był wyszykowany. Dekoracje ze świerka, jodły i ostrokrzewu gotowe, wszystko wywietrzone, pachnące ługiem i wykadzone wonnymi ziołami. Nawet w swojej komnacie czuła dobiegającą z kuchni woń litewskich, węgierskich i polskich dań. Jeszcze wieczorem obeszła z Cudką dużą aulę i korytarze. Wszystko czekało na ten wielki dzień. Na koniec przećwiczyła z Gabiją litewski. Obawiała się, że wszystko wyleci z jej głowy z podekscytowania. Najlepiej zapamiętała jedno krótkie wyznanie, na które pierwszego dnia znajomości było stanowczo za wcześnie. Przed zaśnięciem włożyła, także za radą Gabiji, świerkową gałązkę pod poduszkę. Margit kręciła na to nosem, obawiając się wpływu litewskich, pogańskich obyczajów. Staruszka tłumaczyła, że taki kontakt z naturą jest dobry na sen. I tak było, Jadwiga czuła się wypoczęta i rześka. Zaraz przyjdą tu dwórki, aby ją ubrać i uczesać. A potem... Na samą myśl o tym, co miało nastąpić Jadwiga czuła mieszaninę tak różnych emocji. Ekscytację, radość, wyczekiwanie, niecierpliwość, ciekawość, ale też ukłucie strachu. Jak złowieszcza chmura przemknęło jej przez głowę wspomnienie spotkania z Wilhelmem. A jeśli znowu się zawiedzie? Jeśli to tylko sny? A jeśli on też ją czymś zrani i okaże się inny niż mówił Zawisza? W końcu rycerz spędził z księciem wieczór, a jej przyjdzie dzielić z nim całe życie. A jeśli mu się nie spodobam? I jego braciom też? A jak z tych emocji zapomnę litewskiego? Jak będziemy wtedy rozmawiać? I o czym będziemy mówili? Przecież książę nie zna naszych ksiąg i wiary... - obawiała się, myśląc o uczcie. Stojąc przed lustrem przepowiadała sobie litewskie zwroty i wszystko, co sobie ułożyła, by powitać księcia. Serce biło jej coraz mocniej. Za drzwiamy usłyszała swoje dwórki. Wzięła głęboki wdech. Nie powinna ukazywać takiej ekscytacji, w końcu musi się pokazać jako władca. Tylko jak uspokoić serce oraz drżące ręce i nogi? Żeby tylko głos mi nie zadrżał i nie było tego po mnie widać. Żeby się nie potknąć o suknię i nie zapomnieć, co mówić. Żeby wyglądać majestatycznie, ale nie za bardzo. Żeby on... - błagała w myślach Boga krążąc po komnacie. Rozległo się pukanie do drzwi i głos Margit Pani, czy możemy?  Jadwiga wzięła kolejny głęboki wdech, przełknęła ślinę i zawołała, że można wejść. 

-Niech się dzieje wola nieba - wzniosła oczy do góry. Rozległ się dźwięk naciskanej klamki. Dzień naprawdę się zaczął i biegu wydarzeń nic już nie może powstrzymać. 

Komnata Jogaiły

Wielki książę od dzieciństwa miał kłopot z porannym wstawaniem. Było to powodem wiecznych narzekań i upomnień matki oraz drwin braci, zwłaszcza Korygiełły i Lingwena, którzy szczycili się tym, że zawsze wstają pierwsi. Rodzeństwo prześcigało się w pomysłach na jego skuteczne obudzenie. Dziś jednak było inaczej. Ledwo słońce wstało, zerwał się Jogaiła i to szybciej i żwawiej niż wtedy, kiedy Skirgiełło zrywał z niego pierzynę wrzeszcząc, że Krzyżacy podchodzą pod Wilno. Ta pobudka działała, w sumie często było to możliwe, ale dziś takie sztuczki nie były mu potrzebne. Otworzył okno, by zimnym powierzem ochłodzić rosnącą ekscytację i ciekawość. Dla wielu ludzi na świecie był to zwykły, nudny dzień pracy, ale dla niego zacznie się dzisiaj coś wyjątkowego. Przynajmniej taką miał nadzieję i wielkie pragnienie, by cudowne sny się ziściły i królowa okazała się tajemniczą niewiastą i miała tak cudowną twarz jak panna młoda, o której śnił ostatniej nocy. Dotknął srebrnego krzyża od ojca, który wciąż nosił na szyi i prosił chrześcijańskiego Boga, by sen okazał się prawdą. Czuł się wypoczęty, ktoś kazał tak przygotować komnatę, że czuł się w niej jak w domu. Nie wiedział, że przed samym jego przyjazdem królowa Jadwiga we własnej osobie przyszła tutaj i nawet poprawiła poduszki ipo czym kazała słudze przynieść misę gruszek. Zawisza uprzedził ją, że są to ulubione owoce wielkiego księcia. Największe zdzwienie przeżył jednak, gdy odkrył pod poduszkami gałązki świerkowe, które miały pomagać na dobry sen. Poczuł, że jest tu przez kogoś wyczekiwany i wziął to za dobry znak. Rankiem jednak serce u waliło jak przed walną bitwą, jak wtedy, kiedy mieli odbijać Wilno z rąk Kiejstuta. Była to walka o wszystko, o być albo nie być, a przecież dzisiaj stawka jest o wiele wyższa. Jeśli w ogóle można tak to nazywać, wszelkie określenia wydawały mu się na dzień dzisiejszy zbyt słabe. Bębnił palcami w parapet i przepowiadał sobie, co powie do królowej. Odtwarzał wszelkie wskazówki Jana, Pełki i Spytka. Wbijał do głowy polskie wyrazy, wiedział, że to ostatnia chwila, by je zapamiętać. Jedno zdanie pamiętał szczególnie dobrze, powtarzał je w myśli bardzo często, ale domyślał, się, że to za wcześnie na takie wyznania. Poza tym, czy w ogóle to będzie jak we śnie? A jeśli ona będzie inna? Jeżeli to nie ją kocham? A jeśli ją czymś zawiodę na samym początku? Co jeśli zapomnę  z wrażenia polskiego? Jak wtedy będziemy mówić? I o czym? Przecież nie będę jej opowiadał o Krzyżakach albo o polowaniach...I jeszcze ta uczta... - obaw  było coraz więcej. Jogaiła nie był wielbicielem zabaw, a do tańca miał dwie lewe nogi. Żeby tylko bracia zachowywali się przyzwoicie. Radość i wyczekiwanie mieszały się z ukłuciem lęku, jak przed walnym starciem. Czy to w ogóle jest możliwe, żeby małżeństwo polityczne było szczęśliwe? Jogaiła wiele lat w to nie wierzył i nie myślał o miłości. W ogóle wyrzucił to słowo z głowy i zabijał naturalne u każdego człowieka pragnienie tego uczucia. Skupiał się na wojnach, polowaniach, polityce i rodzinie. Nie wierzył, że los może mu dać szczęście z jakąś niewiastą, co najwyżej może sojusz udany dla Litwy.Potem pojawiła się w jego snach pewna pani, a dziś przekona się, czy to jest możliwe. Czy może jednak wkrótce połączą się nie tylko dwa kraje, ale i ludzkie dusze? Serce mu biło coraz mocniej. Przed komnatą usłyszał jakieś kroki. Żeby jej tylko nie przestraszyć... Żeby nie uchybić... Żeby nie rzeknąć czegoś krzywo... Żeby wyglądać, jak na władcę przystało... Żeby ona naprawdę była... - powtarzał w sercu życzenia. Przed drzwiami komnaty rozległy się kroki i stukanie do drzwi. 

-Możesz wejść, Opanaszu! - zawołał książę. Naciśnięcie klamki zabrzmiało mu jak świst miecza dobywanego przed bitwą. A więc się zaczęło...

Komnata Gabiji

-Powiedz, jestem gotowa na spotkanie z litewskim narzeczonym? -Jadwiga z dwórkami szła do dużej auli, ale obiecała zajrzeć do Gabiji i pokazać się jej przed uroczystością. Weszła i pokazała się ubranej już w najlepszą suknię staruszce. Stanęła na środku niewielkiej komnaty. Falujące włosy miała rozpuszczone, a kosmyki znad twarzy zebrane i spięte z tyłu głowy. We włosach miała tylko delikatną siateczkę z małymi perełkami.  Dobrze skrojona, prosta, kremowa suknia z perełkami i złotą nicią przy kołnierzu podkreślała smukłą figurę królowej. Litewskie futro babki Elżbiety dodawało jej dostojeństwa. Na szyi miała perłowy wisior z krzyżem babki, ale pod suknią jak zawsze ukrywała medalion z wężem. Nie mogła nie mieć go przy sobie w takiej chwili. Na palec założyła pierścieńz bursztynem, jeden z podarków przysłanych przez wielkiego księcia. Spodziewała się, że sprawi mu tym radość. Łączyła w sobie siłę i delikatność, wdzięczną, prostą pannę i majestatyczną królową, młodą panienkę i kobietę. Oczy skrzyły się jej, podkreślone blaskiem pereł, a także wyczekiwaniem, niecierpliwością, całą gamą emocji. Dzięki jasnej sukni włosy i oczy wydawały się jeszcze ciemniejsze, a cera delikatniejsza.  Gabija i dwórki po raz kolejny wydały z siebie westchnienie zachwytu. 

- Nie mógłby dzisiaj zobaczyć piękniejszej niewiasty - uśmiechnęła się Gabija. 

- Mówię wam, wielki książę dzisiaj się zakocha! - rzekła Erzebet z przekonaniem. Margit westchnęła. 

-Oby tylko był taki, jak Zawisza mówił - starsza Lackfi nadal obawiała się strasznego litewskiego niedźwiedzia. 

- A czemu miałby nie być? A nawet jeśli nie, to nie taki diabeł straszny, jakim go malują - zaśmiała się Śmichna. 

- Lękasz się, pani? - spytała Mścichna.  

-Nnnieee... Może trochę... - zmieszała się Jadwiga, która czuła coraz wiekszą słabość w żołądku. - Raczej jestem ciekawa... Chciałabym, żeby to było już- powiedziała uśmiechając się blado i nerwowo splatając dłonie. 

-Pamietaj, że cokolwiek się wydarzy, zawsze jesteśmy z tobą - Margit objęła ją i przytuliła. 

- Zawsze będziemy po twojej stronie pani - Śmichna złapała królową za rękę. 

-I nie pozwolimy, żeby cię skrzywdził - dodała Mścichna posępnie. 

- Rety, przestańcie już! Mówicie, jakbyśmy na wojnę się wybierały. Albo na pogrzeb - odezwała się z ironią Erzebet. - Zobaczycie, dzisiaj książę polegnie przeszyty miłością do naszej pięknej królowej! - zaśmiała się i odgrywając tę scenę udała, że pada przed Jadwigą na kolana chwytając się za serce. Wszytskie kobiety mimo napięcia i oczekiwania musiały się roześmiać. Młodsza Lackfi ze wszytskiego potrafiła urządzić teatr, wprowadzać śmiech i wesoły nastrój. 

-Ufam, że tak będzie - rzekła Gabija, gdy śmiechy ucichły.  - Stanęła przed Jadwigą i zrobiła jej na czole znak krzyża.  - Niech Bóg ma cię w swojej opiece. To twój wielki dzień. Niech będzie tak jak we śnie - uścisnęła dłoń władczyni. 

- Moje kochane, co ja bym bez was zrobiła? - wzruszona Jadwiga przygarnęła do siebie przyjaciółki i Gabiję. 

-Poradziłabyś sobie - odparła Margit z przekonaniem. - Ty zawsze wiesz, co uczynić. 

- Dziękuję wam, że byłyście, że jesteście... 

-I będziemy - staruszka pogładziła policzek Jadwigi. Kobiety z trudem opanowywały wzruszenie. Poderwał je jednak pełen werwy głos Gabiji. 

-No, dość już tych ochów i achów. Wszystko będzie dobrze. Pięknie wyglądasz, pani, wy wszystkie też, dworzanie się zbierają, muzykanci stroją instrumenty, książę litewski pewnie też już drodze, czas iść! Widzimy się w auli - powiedziała i wparła się na ramieniu Cudki, która właśnie przyszła i miała pomóc staruszce dojść do dużej sali. Jadwiga rzuciła ostatnie spojrzenie w stronę lustra. Była gotowa i czuła się piękna. 

Komnata Jogaiły

Skirgiełło już gotowy, wykąpany i nawet uczesany udał się do komnaty swojego brata. Czas już gonił, a Jogaiła nadal nie wzywał go do siebie. Jakby się zapadł pod ziemię. Cały ten grajdół na mej pijackiej głowie... - myślał Skirgiełło. - Od rana tylko ciągle powstrzymuj Witolda, żeby się z resztą nie pokłócił, Świdrygiełłę pilnuj by się nie zgubił, szukaj z Korygiełłą zgubionego pasa, który wpadł na samo dno kufra, a z Wiguntem to już całkowite skaranie boskie. Najpierw nie mogli go dobudzić. Potem wpadł na pomysł, by sobie pozwiedzać zamek i nie chciał brać kąpieli. Przy akopaniamencie śmiechów reszty braci i Witolda, z Korygiełłą siłą wpakowali go do wanny. Przypomnieli mu, że po powitaniach czeka uczta, czym Wigunt wyraźnie się ucieszył, zapomniał o zwiedzaniu i przestał marudzić. Wreszcie jednak bracia wyglądali w miarę przyzwoicie. Tylko co z tym zakochanym Jogaiłą? Cóż, Skirgiełło domyślał się, co jego brat tak długo robi. Jedni przed czymś ważnym się modlą, inni piją, a ten pewnie jak zawsze długo i dokładnie się kąpie, rozmyślając przy tym o swojej narzeczonej. Było to bardzo bliskie prawdzie, a parę minut wcześniej pewnie zastałby Jogaiłę śniącego o swojej Jadwidze. Po wejściu do komnaty Skirgiełło zobaczył swego brata w wannie, jak okłada się po plecach brzozową gałązką na lepsze krążenie krwi z takim zaangażowaniem, jakby od tego zależało jego życie i mamrocze coś po polsku. Wszystko jasne. Gada do Jadwigi zanim ją zobaczył. Nawet nie usłyszał, że ktoś wchodzi. Skirgiełło przyczaił się i wziął ze stołu jedną witkę, po czym bezszelestnie podszedł i zdzielił brata po plecach. Jogaiła krzyknął z bólu i zaskoczenia. 

-Tak to się robi! - zarechotał Skirgiełło i usiadł na stołku obok wanny.- Krew od razu żywiej płynie...

-Pójdziesz precz! - warknął zniecierpliwony Jogaiła i odepchnął rękę brata. Taki dzień, a temu głupie żarty w głowie!

- Mówiłem, trza było powiedzieć, że chcą cię wprzódy obejrzeć! - śmiał się dalej. Jogaiła opowiedział mu i rycerzu Jadwigi i jego misji, oczywiście w najgłębszej tajemnicy. Skirgiełło nikomu nie pisnął słowem, ale sam dokuczał bratu, ile wlezie. - Bielidłem bym cię upiekszył... Różu bym w policzki wsmarował - śmiał się i uszczypnął brata w policzek. Jogaiła parsknął śmiechem. Z jednej strony miał już po dziurki w nosie tego dworowania, z drugiej bawiło go wspomnienie przerażonej miny posła i całej tej sytuacji. - Teraz ty poproś o okazanie narzeczonej, poświęcę się i w twoim imieniu ją obejrzę... Au!! - Jogaiła uderzył go boleśnie i ochlapał mu twarz. - Nie dla siebie przecież...- odsunął się dalej. - Nie ciekawi cię, jaka jest?

Jogaiła westchnął głośno. To pytanie zdawało się odbierać mu rozum. 

-Rycerz, którego do mnie przysłała, powiedział, że krucha, chowana jak maleńki ptaszek w złotej klatce. Jedną dłonią można by ją... zdusić - uderzył ręką w brzeg wanny i popatrzył w dal. - A jeśli ją czymś zranię? Albo zawiodę? - zapytał Skirgiełłę z niepokojem. Ten pokręcił głową. Niech no już ją zobaczy, bo nie wytrzymam dalej tego marudzenia... - pomyślał, a głośno powiedział:

-Bracie - zajrzał mu w oczy z powagą - potrafisz podejść do dzikiej zwierzyny na kilka metrów,  nie płosząc jej. Czy z babami nie jest tak samo, a? Powoli, spokojnie... ale pewnie. Żeby strachu nie wyczuła...

-Powoli i spokojnie... - pokiwał głową wielki książę. - To nie po twojemu, bracie - przyjrzał mu się podejrzliwie. - I od kiedy z ciebie taki znawca niewiast, z Wiguntem się ścigacie? - zapytał. - A może piłeś coś? 

- Może i ze mnie pierwszy litewski moczymorda, ale dziś kto inny tu będzie pijany - Skirgiełło uśmiechnął się zawadiacko. - I to nie od trunków, dlatego ktoś jeden musi zachować trzeźwą głowę. Możesz mi nie wierzyć, ale  nie piłem. Na przyład dlatego, że chcę zapamiętać ten moment... - zamyślił się.  - Oj, bracie, bracie... Polegniesz ty dzisiaj... Przepadniesz! - kiwał głową ze śmiechem. Sam nie mógł się doczekać, kiedy Jogaiła i królowa się wreszcie spotkają. Wiązał z tą chwilą największe nadzieje. 

-I tak ty pierwszy utoniesz w morzu piwa - odciął się Jogaiła. - Jak bracia? 

-Umyci, ubrani, nawet uczesani, gotowi przywitać swą przyszłą szwagierkę. Już oni dobrze wiedzą, co im grozi, jak się nie bedą zachowywać przywoicie - zrobił groźną minę. - Mówiłem, że możesz mnie liczyć, bracie - skłonił się przesadnie przed wanną. 

-Dobrze... Chyba wszystko idzie dobrze... - powiedział Jogaiła, ale myślami był gdzieś daleko. Z Jadwigą zapewne.

-Jakie dobrze? Jakie dobrze? - obruszył się Skirgiełło. - Siedzisz tu i wzdychasz  w tej wannie, gadasz sam do siebie, a tam ludzie już się schodzą! Jeszcze nam tu do cała  zwariujesz z tej miłości i cię Andegawenka za to pomieszanie zmysłów na Litwę wyśle z powrotem, boso i piechotą! - pogroził mu palcem. - Wyłaź mi stąd, piękniejszy i tak nie  będziesz - rzucił bratu kawałek płótna, żeby mógł się osuszyć.  - I żebym cię zaraz widział ubranego! Że też to ja muszę dzisiaj każdego pilnować...

-Skirgiełło, Skirgiełło, co byśmy zrobili bez ciebie?  - mówił kpiąco Jogaiła przez śmiech, wycierając się płótnem i wychodząc z wanny. 

-Nie wiem - rozłożył ręce książę na Połocku.- Żony pewnie takiej sam Perkun by ci nie zesłał bez mojej pomocy! - rzekł triumfująco. 

-Skoro jesteś taki niezastąpiony, wołaj mi tu Opanasza - Jogaiła klepnął go po ramieniu - zbieraj braci i widzimy się przed aulą! 

Aula na Wawelu

Przed wejściem do auli ustawili się gotowi książęta litewscy. Stojący na czele Jogaiła obejrzał się za siebie. Wyprostowani, równo ustawieni Witold, Wigunt i Świdrygiełło posłali mu krzepiące spojrzenia. Trzeba było przyznać, że się postarali. Nowe kaftany, ciżmy, futra, porządnie uczesane włosy. Nawet ten lekkoduch Wigunt, którego jeszcze chwilę temu szukali, bo zawieruszył się w krętym korytarzu wyglądał jak na siebie dosyć godnie i poważnie, a Witold wydawał się nawet pogodny i wyjątkowo nie obrażony na krewniaka. Sam Jogaiła prezentował się dostojnie w nowym ciemnym kaftanie haftowanym w roślinne wzory złotą nicią. Nie nawykł do tak ozdobnych strojów i czuł się trochę nienaturalnie. Ufał jednak siostrom. To one wręczyły mu go w prezencie z myślą o spotkaniu z narzeczoną. Litwin zlustrował raz jeszzce wzrokiem braci i odetchnął z ulgą. Czasem niesforni, nieznośni, albo nieprzewidywalni, ale swoi. Dobrze jest ich mieć ze sobą w takiej chwili. Po swojej lewej stronie Jogaiła miał Korygiełłę, po prawej Skirgiełłę. Obaj najmilsi bracia. Całe życie obok, zawsze ręka w rękę. Tyle już było ważnych chwil, ale ta z nich wszystkich będzie najważniejsza... Przynajmniej do czasu chrztu i ślubu. Korygiełło złowił pełen napięcia wzrok Jogaiły i chciał mu coś szepnąć do ucha, ale... 

-Wielki książę litewski Jogaiła Olgierdowicz!  - rozległ się donośny głos, a w ślad za nim dźwięk trąbki. W uszach Jogaiły zabrzmiało to jak sygnał rozlegający się przed bitwą. Coś szarpnęło go za serce. Już za chwilę... Już za chwilę... Coś w nim zamarło, jakby w ciągu nadchodzących minut miało się rozstrzygnąć całe życie. 

-Bracie... Trzeba iść...- Korygiełło pociągnął go za rękaw. Jogaiła wciągnął głośno powietrze i rzucił ostatnie spojrzenie na Skirgiełłę. Ten wykrzywił twarz w krzepiącym uśmiechu i jak zawsze w takich kluczowych momentach zrobił tę swoją zawadiacką minę i puścił bratu oko. Wraz z tym zawsze mijała wszelka niepewność. Wielki Książę odmawiał wszystkie moditwy, by tylko zaraz zobaczyć swoją piękną panią. Jogaiła zrobił  pierwszy krok i przestąpił próg wawelskiej auli. Rozbrzmiewała w niej muzyka, ale on prawie jej nie słyszał. Wszystko zagłuszał łomot jego serca złączony w jedno z szelestem szat rozstępującego się przed Olgierdowiczami kolorowego tłumu. Licznie zgromadzeni rycerze, panowie, bogaci mieszczanie, dworzanie i piekne damy tworzyli dwa szpalery.  Z każdym kolejnym krokiem kolejni ludzie kłaniali się przybyłym. Panowie kładli rękę na sercu i chylili głowy przed swoim przyszłym królem, a podnosząc je posłali mu nieśmiałe, zaciekawione i pełne nadziei spojrzenia. Jogaiła zauważył, że noszą takie same pierścienie z orłem, takie, jaki miała piękna nieznajoma w jednym ze snów. Damy dwornie dygały, unosząc nieśmiało oczy ze zdziwieniem i ciekawością. Czy to jest ten straszny Litwin z opowieści? Jogaiła kroczył wśród pochylonych głów swych przyszłych poddanych. Nie spodziewał się czegoś takiego, takie sceny były tylko w opowieściach o jego dziadku, Giedyminie. W tłumie dostrzegł znajome twarze - Janowie, Hinczka, Spytek... Posłali mu pełne nadziei i radości spojrzenia. Mały chłopiec, którego Niemierza trzymał na plecach, pomachał mu rączką i zaśmiał się wesoło, gdy Skirgiełło puścił oczko synowi swego druha. Wtedy tłum rozstąpił się tak, że wreszcie Ją zobaczył. Krew odpłynęła mu z głowy... Tchu zabrakło... Aż rozchylił usta w niemym zachwycie... Przecież to ona! Te same cudowne włosy i przepiękna twarz. Stała  na stopniu, a z okna sączyły się złociste promienie słońca, tworząc nad jej głową aureolę, jakby była postacią z nieba albo chociaż aniołem z ikon. Miała na sobie litewskie futro, podbne do tych, które ojciec wręczał siostrom i matce. Skąd je wzięła? Taka piękna, godna i majestatyczna, tak bardzo nieziemska, że aż przez chwilę serce w nim zamarło. Czy będzie jak w snach... Czy okaże się godny... Czy będzie jej wart? Brakło mu oddechu, a serce biło tak, jakby zaraz miało wyskoczyć. Był jak sparaliżowany. Zapomniał wszystkich polskich słów, nie słyszał muzyki. Była tylko ona. Wtedy oczy jej rozbłysły jak w ostatnim śnie. Zamigotały w nich cudne iskierki, jak wtedy, kiedy go rozpoznawała. Jakby od dawna go szukała i wreszcie znalazła. Cudne, różane usta rozchyliły się w znanym mu uśmiechu i zeszła mu niemu ze stopnia. Wciąż majestatyczna, ale przez uśmiech tak bardzo ziemska i witająca. Ciepło i niewysłowiona ulga zalało go całego. Tak jakby został uratowany i trafił do lepszego świata, w którym ta miłość, o której nawet nie śmiał marzyć, którą wyrzucał z głowy mogła się ziścić. Tak, że chciał rozłożyć ręce w geście powitania i wykrzyknąć jej imię.  Tego jednak uczynić nie mógł. Z wrażenia i emocji klęknął, co w ślad za nim uczynili również bracia. Był wielkim księciem, nigdy nie kłaniał się nikomu, w dzieciństwie tylko ojcu i matce. Aż do teraz. Zaraz jednak podniósł oczy ku tej zachwycającej twarzy. Nie mógł utracić ani chwili. 

-Pani... - zaczął, ale głos uwiązł mu w gardle pod tym jasnym, czystym spojrzeniem szafirowych oczu. 

Jadwiga od początku stała starając się wyglądać godnie, majestatycznie i poważnie. Dobrze, że długa suknia ukrywała drżenie nóg. Miała przy sobie swoje dwórki i ochmistrzynię, po jej obu stronach stały najbliższe jej Margit i Erzebet. Zawsze razem. Odkąd się urodziła... Spojrzała jeszcze na Cudkę oraz Gabiję, które posłały jej krzepiące uśmiechy. Czuła się otoczona wsparciem dobrych ludzi. Kochane dwórki, może czasem zbyt dużo plotkujące, za bardzo gadatliwe, ale swoje. To dzięki im dotrwała do tego wielkiego dnia. Tylko dlaczego czuje tę dziwną słabość i serce zaczyna tak niebezpiecznie przyśpieszać, a ręce drżeć. Żeby się tylko nie rozpłakać z tych wszystkich tak sprzecznych emocji. Nawet się nie zastanawiając zaczęła w myśli odmawiać modlitwę. Ścisnęła dłonie stających obok Marigt i Erzebet.  Starsza z sióstr Lackfi nachyliła się, by rzec jej coś na ucho, ale... 

-Wielki książę litewski Jogaiła Olgierdowicz! -rozległ się donośny głos, i dźwięk trąbki. Jadwiga puściła ręce dwórek i wstrzymała oddech. Już za chwilę... Już za chwilę... Tak naprawdę miała wrażenie, że zaraz odbędzie się sąd nad jej przyszłością. Zaczęła grać muzyka, ale dźwięki zagłuszyło szybko bijące serce królowej. Kolorowy tłum strojnych ludzi rozstępował się, a zebrani chylili głowy w dostojnych ukłonach, jakby prawdziwie wielki pan przyjechał na zamek, zupełnie jak w starodawnych legendach o rycerzach. Wprawiało to w drżenie jej serce, jakby była jedną z bohaterek romantycznych opowieści. Zobaczyła księcia Skirgiełłę oraz Korygiełłę, wpatrujących się w nią jasno i szlachetnie. Szpaler rycerzy, panów i dam coraz bardziej się rozstępował. Jadwiga złowiła jeszcze spojrzenie Spytka, Janów i Dymitra... A potem zobaczyła Jego. Aż tchu jej zabrakło i coś mocno szarpnęło w piersi. Przecież to On! Dzięki Bogu! Te same włosy, nieskażona bliznami przystojna twarz, szlachetne zielone oczy, delikatne usta, postawna i silna sylwetka... Nawet ten sam haftowany kaftan i pierścień z wężem... Jadwiga zamarła zaskoczona. Szedł do niej ten dostojny litewski pan, a niósł ze sobą jakiś spokój, stałość i pewność. Był tak bardzo prawdziwy, biła od niego szczerość i poczucie, że teraz już wszytsko będzie dobrze i bezpiecznie. Serce w niej zmarło. Czy będzie jak w snach... Czy okaże się dla niego dobrą żoną? Czy on przyjmie jej serce? Wszystko jakby zniknęło i został tylko On. Zapomniała litewskiego, nie słyszała muzyki. Był tylko książę litewski, wpatrzony w nią, jakby ją gdzieś już widział i rozpoznał. Jakby znalazł kogoś nadroższego sercu, kogo od dawna szukał. Patrzył na nią jak w snach. Aż chciało mu się rzucić w stęsknione ramiona i ucałować na przywitanie. Nie mogła tego zrobić, bo i co książę by o niej pomyślał? Nawet Litwinki nie były takie bezpośrednie. Serce jednak aż wyrywało się do niego. Jadwiga zeszła więc ze stopnia starając się wyglądać dalej po królewsku i szczerze się uśmiechnęła. Tak, to był on, a ta boląca rana i pustka w spragnionym miłości sercu zaczynała powoli się wypełniać. Czyli jednak ktoś spojrzał na nią jak na niewiastę, a nie króla, który daje koronę i bogaty skarbiec. Drżenie i lęk ustąpiły, a zalała ją ulga i pewien spokój. Najbardziej chciała złapać go za rękę i paść mu w ramiona, ale przecież nie mogła. Tymczasem on uklęknął przed nią i zwrócił się do niej po polsku ze śpiewnym litewskim akcentem, co ją niezwykle uradowało i rozczuliło. Więc on też szykował się na to spotkanie. Wyciągnęła do niego rękę , a on chwycił ją i ucałował pierścień z bursztynem. Serce księcia rozradowało się, gdy zobaczył, że narzeczona nosi pierścień z darów, które przywieźli na Wawel jego bracia. Jadwiga spojrzała w uniesione ku niej oczy. 

-Panie... - zaczęła, ale pod wpływem ich jasnego, radosnego spojrzenia zapomniała, co mówić dalej. Miała nadzieję, że ton głosu nie zdradził jej wzruszenia. Wzięła głeboki wdech i powiedziała najpoważniej jak umiała: - Witaj w Krakowie, książę - i obdarzyła go jeszcze piękniejszym uśmiechem. 

- Jeśli pozwolisz- odpowiedział on z nadzieją w głosie i oczach - długo tu zabawię... 

- Muzyka gra na twoją cześć - powiedziała, czując, że ogarnia ją coraz większa radość. Jak mogłaby mu nie pozwolić, przecież śni o nim od dawna. Wzruszyło ją, że nie chce jej do niczego zmuszać i nie traktuje jej jako kogoś, kto się mu należy. - Wszyscy z niecierpliwością oczekiwaliśmy przybycia twojego i twoich braci-spojrzała na towarzyszących księciu krewnych - i jesteśmy bardzo radzi, że możemy gościć was w naszych progach. 

Wszyscy Olgierdowicze odwzajemnili serdeczny uśmiech swej przyszłej szwagierki. Jeszcze o tym nie wiedzieli, ale byli już całkiem straceni. Nawet Witold był pod urokiem polskiej królowej. Wigunt musiał przyznać, że nigdy nie widział takiej niewiasty, a kto jak kto, ale on widział ich sporo. Korygiełło dziękował w myśli bogom pogańskim oraz temu chrześcijańskiemu. Skirgiełło to może pijak i taki trochę dzikus, ale w znalezieniu żony dla brata musieli pomagać mu bogowie. Inaczej tego się chyba nie dało wytłumaczyć. Jogaiła jeszcze nie wie, jakie szczęście go spotyka. Skirgiełło kątem oka patrzył to na Jadwigę to na brata. Miał szczerą nadzieję, że to spotkanie pójdzie dobrze, ale coś takiego nie przewidziałoby mu się nawet po kilkudniowym piciu. Jego brat jakby przepadł, królowa zresztą też. Jakby oboje od dawna siebie wyglądali, szukali po świecie, odliczali dni, biegli do siebie i nagle niespodziewanie spotkali się w połowie drogi. Za pomyślność ich obojga przysiągł w myśli choćby oddać życie, zdobywając Malbork w pojedynkę. Wszystko było warte cudu, który właśnie rozgrywał się na jego oczach. 

- Od samego początku poczuliśmy się tu jak w domu- odparł szczerze Jogaiła, a bracia zgodnie przytaknęli.- Nie spodziewaliśmy się aż tak serdecznego przyjęcia- wszyscy obecni się ciągle uśmiechali. Całe powitanie wyszło... Co tu dużo mówić, takich cudów nikt się nie spodziewał. Ale co ten książę mówi?
-  Poprowadź mnie, pani,  do miejsca najdroższego twemu sercu - podniósł się z ziemi Jogaiła. Słysząc polskie zdanie wypowiedziane tak dobrze mimo litewskiego akcentu oraz szczery uśmiech i proszący wzrok Jadwiga poczuła się całkowicie pokonana. Czyli książę uczył się polskiego. Czyżby dla niej? I mówi, tak szczerze, bez tych niepotrzebnych powitalnych formułek. Chyba dawno temu Skirgiełło miał rację, że u Litwina co w sercu, to na języku. Wszyscy byli przekonani, że dzieje się coś niezwykłego. Obecni w sali małżonkowie i zakochani od razu pomyśleli o chwili swego poznania. Spytek, Dymitr i Jan z Kościelca wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Nie mogli uwierzyć, że najwyraźniej poza sojuszem osiągnęli skojarzenie dwóch stęsknionych serc. Helena i Niemierza uśmiechnęli się do siebie. Odkąd zaczęła się walka o sojusz Polski z Litwą on zaczął na nowo walczyć o miłość żony. Czy naprawdę jest tak, że szczęście rodzi szczęście? Cudka i Gabija ukradkiem ocierały łzy. Książę miał takie same mądre, jasne i uczciwe spojrzenie jak niegdyś Olgierd. Jakby na Wawel wróciły dobre czasy. Bo wróciły, a nawet będą jeszcze lepsze, teraz były tego nazupełniej pewne i Cudka w tej chwili przestała bać się patrzeć Litwinom w oczy. Mścichna nie mogła uwierzyć, że jej złe przeczucia się nie spełniły. Poza tym jej Jan cały promieniał i posyłał jej kojące uśmiechy, to wystarczało. Śmichna doszła do wniosku, że Zawisza był bardzo bliski prawdy, ale żadne słowa nie będą w stanie wiernie opisać księcia. Jakie ta królowa ma szczęście! Takiego to by nie znalazła nawet w Budzie ani w Rzymie. Bracia też niczego sobie... a nawet więcej... Margit początkowo przypatrywała się Litwion podejrzliwie. Nie była pewna, czy zaraz nie zamienią się w stado niedźwiedzi gotowych schrupać królową i dworzan, ale nic takiego się nie działo. Ostatnie zdanie księcia sprawiło, że pomyślała, iż może się mylić. Erzebet żałowała, że nie pozakładała się z siostrą i Brzeziankami o Litwinów. Gdyby tak było, zebrałaby dzisiaj całkie sporo fantów! Ten pan wojewoda to jednak ma nosa do sojuszy, a nawet i do mężów. Wawelska aula nie widziała bardziej podniosłej chwili. Dwa wielkie serca i dwoje wielkich władców spotkało się, by złączyć na zawszew szczęściu na zawsze los swój i swoich państw. Po tym, co się tu wydarzyło nikt nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. 

Kaplica wawelska

Jogaiła nie był zbytnio zdziwiony, że miejscem najbliższym sercu królowej okazała się kaplica. Skirgiełło opowiadał mu o jej wyjątkowej pobożności. W pewnej odległości  siedziały dwie dwórki. Wiedział od Spytka, że królowa nie może zostawać sam na sam z mężczyzną. Jadwiga podniosła się z klęczek po krótkiej modlitwie. Wreszcie będą mogli chwilę pomówić zanim zacznie się uczta. Tylko co powiedzieć komuś, kogo zna się z jednej strony od kilku chwil, a tak naprawdę poznało się wcześniej, tyle, że w snach. Oboje, niewiedząc o tym, zadawali sobie podobne pytanie. Oboje chcieli  sobie tak wiele powiedzieć, o tak wiele spytać... Jadwiga chciała zacząć rozmowę, chyba jej jako królowej bardziej wypadało. 

-Kaip... jums... - zaczęła po litewsku, jak uczyła Gabija, ale zacięła się i z nadmiaru wrażeń zapomniała, co dalej. Jakby cały litewski uciekł jej z głowy. O nie, o nie... Co za wstyd.... Już lepiej było w ogóle nic nie mówić... Gorzej być nie mogło...  - zarumieniła się i spuściła wzrok. Jogaiła już prawie parsknął śmiechem. Ale nie, w kościele nie wypadało, no i jeszcze śmiać się z królowej... Co za wstyd... Tylko nie to... Gorzej być nie mogło... - pomyślał kręcąc głową. Trochę bał się spojrzeć Jadwidze w oczy. Była taka piękna, wdzięczna i dostojna. Nie chciał jej obrazić, ale ta próba rozmowy po litewsku bardzo go rozczuliła i wzruszyła. Nawet o tym pomyślała, a musiała mieć przecież tyle obowiązków...

-Wybacz, twój język jest trudny- powiedziała zawstydzona. Nie sprawiała jednak wrażenia obrażonej jego z trudem zatrzymanym wybuchem śmiechu. Uśmiechnęła się nawet, co on natychmiast odwzajemnił. Wymiana uśmiechów dodała mu odwagi. Jak na Litwina przystało przeszedł do sedna sprawy. 

- Obydwoje musimy się nauczyć wspólnego języka. Czy tego chcesz? - popatrzył jej z napięciem w oczy. Jadwiga domyśliła się, że nie chodzi tu tylko o język rozmów, ale przede wszystkim o porozumienie dusz. 

-Tak, panie- odrzekła szczerze, uśmiechając się uroczo. Chciała tego z każdą chwilą bardziej Ośmielony wielki ksiażę wziął głeboki wdech, by zadać jej pewne kluczowe pytanie. 

- Czy w twoim sercu, pani... Jest miejsce dla mnie? - Jadwiga to miejsce szykowała dla niego od dawna. Tylko czy on dalej będzie taki jak we śnie? Czy ta bańka zaraz nie pryśnie? Wyglądał tak samo, ale czy będzie taki sam? Czy jej nie zawiedzie, jak... Złe wspomnienie zakłóciło magiczną chwilę i Jadwiga nie chciała ukrywać tego, że nosi w sobie pewną utajoną obawę.  

-Całe życie byłam chowana na żonę kogoś innego- powiedziała patrząc mu prosto w oczy. Uśmiech jej zgasł.- Myślałam, że to będzie... Że to jest... - już coś chwytało ją za gardło. To jednak wciąż była bardzo bolesna osobista sprawa. Nie była gotowa by o tym mówić. - A potem on...- spróbowała, ale poczuła napływające do oczu łzy. Nie mogła się tutaj rozpłakać. 

-Wiem, co było potem- powiedział Jogaiła szybko. Widział jak królowa walczy ze łzami, chciał jej w tym pomóc i popatrzył na nią ze zrozumieniem. - Nie mówmy o tym teraz. To było i nie wróci. 

-Bardzo chcę dać ci miejsce w swym sercu, książę - powiedziała, patrząc na niego z wdzięcznością. Jogaile kamień spadł z serca. - Potrzebuję tylko trochę czasu. 

-Nie musisz się mnie lękać... - zaczął. 

-To nie o lęk chodzi... Wierzę, że Bóg mnie prowadzi. Przyprowadził mnie do... ciebie- uśmiechnęła się uroczo znów zaglądając mu prosto w oczy.  - Tylko, że ty nie znasz mojego Boga  -westchnęła. - Będziesz umiał miłować Go tak jak ja i miłować go we mnie, w moich poddanych?  

Jogaiła popatrzył we wpatrujące się w niego z nadzieją i zarazem znakiem zapytania oczy. Piękne oczy panny młodej, która odwiedziła go ostatniej nocy. Dla niej mógłby zrobić wszystko. Potem spojrzał na czarny krzyż. Już niedługo przyjmie go jako swój znak. Dla niej. Bardzo chciał na nią zasłużyć. Ponownie spojrzeli na siebie. 

-Naucz mnie, pani - poprosił. - Naucz mnie, jak kochać twojego Boga... wkrótce przecież... naszego... Twoich poddanych, twój kraj... i ciebie - dodał nieśmiało. Jadwiga nie spodziewała się takiej prośby, szczerości, tkliwości... i chyba miłości. Czy to sen? Spuściła oczy by ukryć rumieniec na twarzy i wzruszenie. Uszczypnęła się w dłoń i poczuła ból. Czyli to nie sen. To się wszystko dzieje naprawdę. Czy tak właśnie zaczyna się prawdziwa miłość? Podniosła głowę i uśmiechnęła się szeroko. W tym momencie początkowe skrępowanie i onieśmielenie zniknęło bez śladu. On wiedział, że jej serce jest dla niego otwarte, a ona czuła, że może mu zaufać. 

- Widzę, że jesteś gotowy, by poznać swój nowy dom, panie- powiedziała z błyskiem w oku. 

-W twoim towarzystwie, pani, z największą radością - odpowiedział obdarzając ją wymownym spojrzemiem i podał jej ramię, by poprowadzić ją na ucztę. 

Wreszcie się spotkali!! ❤️❤️🔥Dzisiaj dużo emocji i opisów, kolejny rozdział, który podzieliłam na dwa, więc wkrótce spodziewajcie się pierwszej wspólnej uczty Jadwigi i Jogaiły, ich wrażeń z pierwszego spotkania, tańca Jadwigi ze Skirgiełłą, komentarzy braci, niesfornego Wigunta oraz paru innych rzeczy... Jak się podobało? Jestem bardzo ciekawa, bo nie ukrywam, że się stresowałam tym rozdziałem... Czułam się trochę jak oni sami... 🙈🙈 Komentujcie i do zobaczenia w dwunastym! 😄😄



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top