III
Więc jak już mówiłem kiedy się obudziłem było lepiej, napewno nie przyzwyczaiłem się do nowego wyglądu. Ale jest dobrze.
- Ja chce być starym pięknym sobą!
Nie powiem byłem głodny to było pewne jak to, że Mikołaj ma brodę. Wszedłem do kuchni a tam North szykował śniadanie.
-O Jack już wstałeś? -Usiadłem przy stole a North podał mi śniadanie.
Podziękowałem i po skończonym posiłku poszedłem do swojego pokoju.
Jako, że nieznamy skutków zaklęcie rzuconego przez Mroka dzisiaj pół dnia niańczy mnie Zając a drugie pół Piasek.
Leżąc w łóżku nie zdałem sobie sprawy kiedy usnołem.
Sen.
Jest ciemna gwiaździsta noc, światło daje tylko blask księżyca. Ja wędruje po zaśnieżonym klifie nagle gdy jestem już prawie na samym szczycie wiedzę dwie postaci. Jedna biała jakby utkana z promieni księżyca natomiast a druga czarnn stworzona z mroku. Zrozumiałem o co im chodzi, miałem dokonać wyboru po której stronie stanę. Czy będę strażnikiem czy też dołącze do Mroka. Bez wahania ruszyłem do białej postaci, lecz coś ciągnęło mnie do postaci czarnej. Po chwili zrozumiałem co, czarna macka, którą po chwili zaatakowałem lodem. Puściła mnie a ja ruszyłem biegiem do białej postaci.
Gdy prawie już do niej dotarłem upadłem a nogę przeszył mi ból. Obróciłem głowę by sprawdzić co spowodowało ból był to wbity w nogę sztylet Mroka.
Obudziłem się z raptownie cały spocony w pierwszym odruchu sprawdziłem nogę. Naszczęście była całą.
Po jakimś czasie do pokoju przyszedł Piaskowy ludek.
- Jack musimy porozmawiać. Choć ze mną, dobrze?
-Dobrze.- odpowiedź sama wypłynęła z moich ust. Czyżbym aż tak ufał piaskowi?
Weszliśmy do wielkiego pokoju a za nami odrazu zamknęły się drzwi wejściowe.
Po chwili przednami z wolna zaczęły formować się postacie.
- Chce żebyś poznał historię Mroka.
- Dobrze.
- Więc zaczynam.
Gdy Piasek opowiadał historię postaci pięknie ją odwzorywały.
Mrok nie od zawsze był zły i niegdyś potrafił kochać. Był wysoko postawionym urzędnikiem w średniowiecznym mieście. Miał żonę i spodziewał się dziecka. Lecz gdy zdawałoby sie, że jest idealnie, wszystko runęło. Jego żona i nienarodzone dziecko zostali zabici z rąk seryjnego nożownika. Sam Mrok popadł w depresję. Nie długo po całym zajściu zapragnął zemsty i po długich poszukiwaniach znalazł oprawce żony. W środku nocy wszedł do jego domu i brutalnie go zamordował oraz zostawił list z wytłumaczeniem. Lecz księżyc wyznaczył mu karę. Miał już nigdy nikogo nie pokochać przez stulecia. Księżyc uczynił go strażnikiem koszmarów.
- Teraz już znasz historię Mroka i co o nim sądzisz?
- Nie wiem co o tym sądzić. Z jednej strony zabił człowieka. Ale z drugiej pozbawił świata seryjnego zabójcy. Był złamany po stracie żony i dziecka. To musiał być naprawdę poważny cios dla niego.
- Ale czy to był powód by zabić nawet seryjnego mordercę? Mógł go oddać policji.
- Tak mógł to zrobić. I to był jego błąd. Dał się zaślepić chęci zemsty.
- Widzę, że zrozumiałeś o co mi chodzi.
- Tak by nie dać się rządzy zemsty.
- Brawo, a teraz choć do bazy mikołaja.
Ruszyłem za nim bez słowa sprzeciwu. Dziwne co się ze mną stało dobra wraca stary Jack. Wraca buntownik Jack. Nie wiem jak ale po chwili byliśmy już u Mikuśa. Nie zauważyli, że już jesteśmy, ponieważ zajęci byli kłótnią. Niestety zdążyłem usłyszeć kawałek.
- To twoja wina.- krzyczał mikołaj- To ty go wtedy pilnowałeś!
- Mrok mnie zaskoczył. To nie była moja wina!
- To jest twoja wina!
Więcej nie usłyszałem bo uciekłem, nie mogłem słuchać ich kłótni z mojego powodu. Zawsze gdy gdzieś sie zjawiam wszytsko niszcze. Po długim locie dotarłem do miasta. Chciałem uciec od prześladujących mnie problemów choć wiedziałem, że to nie ma sensu. Przed przeszłością nie da rady uciec, po prostu należy umieć wyciągać z niej wnioski. Szwendałem się po mieście bez celu. Z braku zajęcia rozpentałem parę wojen na śnieżki. Po paru godzinach bezczynnego chodzenia po mieście usiadłem na na ławce i przyglądałem się ludziom, aż do późna. Gdy zrobiło się ciemno przeniosłem się w bardziej odludne miejscę niż to w którym przebywałem. Usiadłem na chodniku i zacząłem bawić się laską tworząc wzory na zimnym asfalcie. Nagle coś we mnie uderzyło a ja cały znalazłem się w czarnym piachu. No pięknie koszmar. Zacząłem kaszleć i otrzepywać sie z magicznego pyłu.
- No piękni tylko ciebie tu brakowało- zwróciłem się do Mroka.
- Och Jack jakiś ty naiwny ty myślisz, że cię nie śledzę śnieżynko? Myślisz, że nie interesuje mnie twój los. Mylisz sie interesuje mnie bardziej niż los kogokolwiek innego.
- Dlaczego?
- Oto już się nie martw, po prostu jesteś dla mnie kimś ważnym.
Po wypowiedzeniu tych słów rozpłynoł się w powietrzu.
Zostawiając mnie z wieloma pytaniami które cisneły mi się na usta.
Byłem zdenerwowany, złapałem kij i poleciałem do bazy mikołaja na biegun północny. Kiedy wylądowałem na dziedzińcu nie było nikogo. Po chwili wszedłem do środka. Trwała narada, no pięknie nie ma mnie cały dzień a ich to nie obchodzi.
- Halo! Jack wrócił. Kangurku nie ignoruj mnie!
- O Jack wróciłeś- powiedział nie patrząc na mnie Mikołaj.
- Nie nazywaj mnie Kangurkiem młody!
Dobra to jakie są plany by wkurzayć pana Złego.
-Zbieramy zęby by pomoc Zembuszce. - powiedział Mikołaj.
- Mi pasuje.- stwierdziłem. -No to nie marnujmy czasu
Podróż odbyła się bez przygód po prostu było dziwnie spokojnie.
No i zaczęły się zawody o to kto zbierze więcej zębów.
-Ej zając szybciej bo ani jednego zęba nie znajdziesz. A podobno zające to szybkie stworzenia.
- Powiedział bym szybciej ale i tak zostaniesz w tyle śnieżynko. A przecież śnieg jest szybki podczas pamięci.
Mikołaj, który dołączył do zabawy skakał przez kominy do domów. Zembuszka była tak podekscytowana, że odwiedzała każdy napotkanym dom czasem po kilka razy ten sam.
Kiedy wskoczyłem do pokoju jakiegoś chłopaka, był już tam zając a na mój widok zaśmiał się złośliwie i pokazał zęba. Zaśmiałem się i wyskoczyłem z pokoju. Miałem wejść do innego ale tam byli zając i mikołaj którzy utkneli w tunelu zająca a obok nich stał piasek który zgarnął zęba. Po tych zawodach wszyscy trafili do domu chłopca, któremu ostatnio pomogłem w jeździe na sankach. Miał na imię Jamie. A przez krzyk Northa młody się obudził popatrzył na nas a raczej na nich.
-Mikołaj, Wielkanocny Zając, Piaskowy ludek, wróżka Zembuszka! Wiedziałem, że przyjdziesz.
- Takkk. Oni też są.- powiedział Zembuszka. Opuściłem wzrok młody mnie nie widzi czyli jak każdy. Mikołaj położył mi rękę na ramieniu.
- Nie martw się Jack.
W pewnym momencie zobaczyłem, ze na zająca czaiła sie pies chłopca.
- Ej Zając uważaj na tego pieska.
W tym czasie piasek naszykował sobie kulę piasku usypiającego i celował w psa, nagle pies się zerwał niespodziewanie szybko dotarł do Zająca. Piasek próbował trafić zwierzę lecz gdy rzucił trafił wszystkich oprócz mnie i siebie. Nagle za oknem pojawił się koszmar. Koszmary przybierają formę koni z czarnego pyłu Mroka. Podczas pościgu postanowiliśmy sie rozdzielić. Ja zacząłem gonić jednego po dachach.
Nagle strzeliłem w niego trafiając go, leżał na dachu na, który po chwili wskoczylem.
- Ale dziwadło- powiedziałem- Piasek mam go!
- Jack jak na neutralnego gracza sporo czasu spędzasz z nimi. To nie twoja wojna. Przecież nikt cię niewidzi, wiec jak zamierzasz coś zdziałać będąc niewidzialnym? - powiedział Mrok.
-Ta wojna stała się moja kiedy ukradłeś te zęby.
- Zęby? Co mają zęby do ciebię, a no tak to chodzi o...- nie dokończył bo zobaczył Piaska. - Właśnie ciebię szukałem.- powiedział do Strażnika Snów.
Po chwili mrok celował we mnie sztyletem stworzonym z piachu lecz piasek uniemożliwił mu atak uderzając go biczem. Lecz jego przeciwnik nie pozostał dłużny i zamachnął się na piaska czymś w rodzaju kosy, piasek odskoczył i ponowił atak lecz przeciwnik zręcznie unikał cięć. Nagle bicz Piaska owinął się wokół nadgarstka Mroka. Piasek zamachnął się i rzucił mrokiem za trzy punkty w jedną z ścian budynku obok.
- No to już wiem z kim nie zadzierać- powiedziałem.
Zeskoczyliśmy do Mroka, który najwidoczniej podczas upadku uderzył także w samochód. A teraz siedzi na ulicy i cofa się na widok piaska. A przed chwilą sytuacja prezentowała sie odwrotnie.
- Dobra! Czekaj! Nie oceniaj mnie pochopnie, nie wiesz jak to jest być mną, byc bezsilnym, niechcianym. Wiem, nie miałem prawa nawet zbliżać sie do twoich snów ,ale wiesz co? Ale nie żałuje tego zyskałem dzięki temu potężną moc a teraz. Czas się bać!
Po chwili otoczyły nas koszmary.
- Ty bierzesz tych z lewej, a ja tych z prawej? -zapytałem piaska.
Na co ten wzruszył ramionami.
Buu!-powiedział Mrok a koszmary ruszyły do ataku. Zaczołem zamrażać przeciwników lecz mieli zbyt dużą przewagę, sami z Piaskiem nie dalibyśmy rady ich pokonać, lecz po chwili dołączyła reszta.
Walczyliśmy ze wszystkich sił lecz koszmarów jakby nie ubywało. Piasek złapał mnie i wyrzucił w powietrze gdzie wcale nie było lepiej. Zestrzeliłem już dziesięć koszmarów w powietrzu, nagle z obu stron zaatakowały mnie dwa koszmaru. Zrobiłem unik więc koszmary zderzyły się ze sobą rozsypując się w piach. Lecz przy tym manewrze wypadła mi laska. I spadałem w dół z bardzo dużej wysokości. Zacząłem rozpaczliwie machać rękami by złapać łaskę po paru próbach i zbyt bliski ziemi udało mi się złapałem ją. A kiedy tylko znów była w moich rękach z zawrotną prędkością wystrzeliłem w górę na odsiecz przyjaciołom. Gdy tak leciałem zniszczyłem jeszcze z 20 koszmarów. Nagle zobaczyłem, że Piasek mam kłopoty. Był otoczony a ze wszystkich stron atakowały go koszmary ruszyłem by mu pomóc. Nagle zobaczyłem coś strasznego mrok celował czarną starzłą w plecy piaska.
- Nie!!!- krzyknołem i ruszyłem na pomoc przyjacielowi lecz było zapuźno by mu pomóc. Dostał prosto w plecy o jego złote ciało zaczęło zmieniać się w czarny pył a on sam zaczął znikąć. Popatrzył się na Mroka wzrokiem pełnym nienawiści i żalu. Niewiedziałem, że piasek ma w sobię nienawiść. Znam go trochę i nigdy nie widziałem u niego takiego wyrazu twarzy. Gdy tak patrzył na Mroka jego twarz przez przeciął grymas bólu, a on upadł na kolano. Lecz po chwili wstał teraz prawie całe jego ciało pokrywał kolor czarny. Piasek widząc że to już koniec stanął dumnie i wypiął pierś. Umarł dumny, tak to wyglądało lecz zdawała mi się że zobaczyłem złotą smugę, która poszybowała do mnie jakby uderzyła w moją klatkę piersiową i tam zniknęła. Zrozpaczony rzuciłem się z krzykiem na zabójcę mojego przyjaciela. Lecz nagle popatrzyłem w górę na Mroka miał na twarzy wypisanął wyższość i wygranoł. Po chwili prawie zasypała mnie fal mroku złożona z koszmarów. Bez zastanowienia ruszyłem na falę i w pewnym momencie stało się coś bardzo dziwnego. Gdy miał we mnie uderzyć pierwszy sługa mroku moje ciało zareagowało instynktownie, wypuściło energie w postaci lodu który w zderzeniu z pyłem mroku wybuchł. Niestety kosztowało mnie to bardzo dużo energii i zacząłem spadać jedną z ostatnich rzeczy których doświadczyłem zanim straciłem przytomność był obraz Zembuszki próbującej mnie złapać. Niestety uprzedził ją jeden z koszmarów który po chwili zaniósł mnie do swojego pana. Zembuszka chciał go powstrzymać lecz koszmar dostał wsparcie.
Koszmar niósł mnie długo w pewnym momencie straciłem przytomność. Odzyskałem ją dopiero przy bolesnym kontakcie z ziemią. Koszmar rzucił mnie pod nogi swojego pana. Byłem tak wycieńczony i słaby, że niemogłem nawet wstać. Mrok kucnoł i pochylił się nade mną, po czym podnosił mój podbrudek, popatrzył w oczy i powiedział.
- Och Jack. Czy teraz widzisz jaki jesteś słaby? Czy nie widzisz tego, że gdzie byś się nie pojawił tam coś niszczysz? Dam ci szansę zakończenia tego dołącz do mnie i nikt więcej już nie ucierpi Jack . -powiedział Mrok.
- Nie.- wyszeptałem nie miałem siły by krzyknąć.
- Jak chcesz chłopcze chciałem po dobroci. A teraz śpij Jack. Miłych koszmarów śnieżynko.- po tych słowach otoczyła mnie odrobina czarnego pyłu a ja straciłem przytomność.
Nie wiem ile spałem, ale źle się czuję. Jestem naprawdę bardzo słaby ledwo dałem radę usiąść. Po chwili w mojej celi pojawił się mrok.
Stanął perzede mną i z szyderczym uśmiechem zwrócił się do mnie
- No i jak. Przystajesz na moją propozycję? -zapytał
Zacisnołem usta i odwróciłem głowę.
- Milczenie uznaje za sprzeciw, ale wiesz co i tak niedługo dołączysz do mnie z własnej woli. Machnął ręką a na moich nadgarstkach i kostkach pojawiły się łańcuchy górne były przyczepione do sufitu a dolne do podłogi. Zostałem powieszony tak by być twarzą w twarz w moim prześladowcą. Mrok stanął naprzeciwko mnie tak, że nasze twarze prawie się stykały dzieliły jej milimetry. Popatrzył mi w oczy.
- Twój kochany księżyc nie powiedział ci prawdy i ty o tym dobrze wiesz. Nigdy nie powiedział ci kim jesteś - szepnął mi do ucha.
W tym momencie załamałem się wcześniej próbowałem grać twardego lecz on mnie rozgryzł. Uderzył w mój najczulszy punkt, w moją przeszłoś. To prawda nikt mi nie powiedział kim byłym wcześniej i dlaczego jestem strażnikiem.
Opuściłem główę, byłem zrozpaczony.
- Zapewne chciałbyś wiedzieć kim byłeś Napewno teraz na usta cisnął ci się pytania.
- Dla-cz-ego? Dlaczego mi to mówisz?- zapytałem.
- Oto mały mój mały płatku śniegu już sobie głowy nie zawracaj.
Kiedy miałem zadać pytanie usłyszałem gdzieś w pałacu Mroka tak jak i on huk.
- Przepraszam cię za to- powiedział. - Napewno zrozumiesz.
Po chwili złapał moją rękę i lekko ją rozcią, a potem jeszcze lekko rozcioł mi brzuch było tam może dwunasto centymetrowa rana. Może i była długa ale za to płytka. Zaczęła mi płynąć krew, nagle drzwi otworzyły się z hukiem, stał w nich Zając a za nim reszta strażników.
Mrok uciekł.
- Jack! Co on ci zrobił?!- krzyknął zając.
Dopiero teraz zorientowałem się, że na mojej bluzie jest pełno krwi. Zając podbiegł do mnie i zdjął mi kajdany. Po czym wziął mnie na ręce. Byłem wyczerpany, wszystko mnie bolało. Wtuliłem głowę w futro zająca było miękkie i ciepłe.
- Hej młody nie zasypiaj.- potrząsnął mną zając.
Widziałem ból w jego oczach, mimo że dość często się kłócimy jesteśmy przyjaciółmi. Nie wiem jak dałem radę wytrzymać całą podróż, możne tylko dlatego że zając mnie zagadywał i nie pozwalał mi zasnąć. Gdy dotarliśmy do bazy, mikołaj pobiegł po apteczke a zając został i zagadywał mnie żebym nie zasnął dalej trzymając mnie na rękach. Właśnie opowiada mi jak raz Zembuszka pobiła się z elfami mikołaj o ciastka.
- Zembuszka i ciastka? - zapytałem bardzo cicho ale wystarczająco głośno by zając usłyszał i podniosłem jedną brew do góry. - Coś w to nie wieżę.
- Ale tak było młody, zebusia miał potem limo ale ciastka zdobyła.
Zaśmiałem się. Mikołaj przybiegł z apteczką.
- Odsłonicie rany muszę je opatrzyć najpierw brzuch- powiedział mikołaj.
Jak kazał tak zrobili, rana krwawiła. Mikołaj wziął chusteczkę, którą czymś polał zapewne by odkazić. Przesunął nią po ranie, a ja syknołem z bólu i zacisnołem rękę na futrzę zająca, który dalej mnie trzymał. North posmarował ją i zawinął. To samo zrobił z ręką. Następnie zanieśli mnie do łóżka,popatrzyłem na niego i zauważyłem, że ma na futrze trochę mojej krwi. Teraz nie było piaska który by mnie uśpił. Wtuliłem głowę w poduszkę odkryłem, że jest tam jeszcze trochę magi piaska dzięki czemu szybko zasnąłem.
-Jack! Obudź się!- krzyczał zając.
- Co co? - zapytałem
- Krzyczałeś przez sen.- odpowiedział- O co chodzi?
- Piasek on nie żyję przezemnie. To moja wina.- powiedziałem
- Nie to nie jest twoja wina- powiedział i objął mnie ramieniem.-A teraz choć na śniadanie.
Kiedy spróbowałem wstać poczułem pszeszywający ból w okolicach brzucha i prawie upadłem, lecz od upadku uratował mnie zając. Po czym położył mnie z powrotem do łóżka.
- Poczekaj tu przyniosę ci śniadanie- powiedział i wyszedł.
Leżałem bez celu czując ostry, pulsujący ból. Chciałem podłożyć ręce pod głowę więc znalazły się one pod poduszką. Nagle moje palce natrafiły na skrawek papieru, już miałem go wyjąć lecz usłyszałem kroki i zabrałem ręce z pod poduszki, w samą porę bo chwilę potem wszedł Mikołaj, Zając, i Zembuszka. Zając postawił mi na kolanach talerz tostów i sok pomarańczowy.
- I jak się czujesz Jack- zapytał mikołaj.
- Lepiej. Tylko rana na brzuchu boli.
- Rozumiem przez trochę czasu tak będzie a teraz jak skończysz śniadanie zmienimy opatrunek. Po paru minutach skończyłem. Miałem zamiar wstać ale zając skutecznie mi to uniemożliwi kładąc ręke na ramieniu.
- Jesteś zbyt słaby, by chodzić- powiedział.
-Ale, już czuję się lepiej- odparłem.
Popatrzył na mnie troskliwym wzrokiem
- Zgoda ale jakby co jestem obok - zgoda
Powoli wstałem z łóżka przy czym lekko się zachwiałem. Lecz zrobiłem następny krok i było już lepiej. Po chwili już szedłem bez problemów, niestety jak to bywa wbiegł mi pod nogi elf. Oczywiście potknołem się i prawie moja twarz poznała się podłogą. Na szczeście złapał mnie Zając.
- Dzięki, było blisko głupie elfy wszędzie się plonczą.- powiedziałem.
- Niestety, nie martw się one wkurzają wszystkich -powiedział z uśmiechem- Nawet Northa choć on się nie przyzna.
Usmiechnołem się. To była prawda mikołaj się nie przyzna do porażki. Wszedłem do pokoju, już na mnie czekali.
- Usiądź na stole Jack zmienimy ci opatrunek.
- Dobrze.- powiedziałem
- A teraz pokarz mi rękę. Rana ładnie się goi.- powiedział.
Przemył rane oraz posmarował ją maścią i zawinoł bandarzem.
- A teraz podwiń bluzę muszę zobaczyć ranę na brzuchu.
Kiedy podniosłem bluzę zobaczyłem że na bandarzu jest trochę krwi.
-Uuu nie dobrze trzeba użyć innej maści.- powiedział.
Po skończonym opatrywaniu zając odprowadził mnie do pokoju. Kiedy tylko usłyszałem że wszyscy się oddalili usiadłem na łóżku i wyjołem z pod poduszki skrawek papieru. Po przeczytaniu wiadomości zaniemówiłem.
Jack!
Przepraszam za to co ci zrobiłem. Potrzebna była dywersja na pewno rozumiesz o co mi chodzi. Było by bardzo dziwne, że jesteś cały po spotkaniu ze mną w jednej z moich kryjówek. Nie mów strażnikom o tym liście.
the Pitch
Nie powiem zaskoczył mnie ale zrozumiałem, to było dziwne gdyby on mnie porwał i nic mi nie zrobił. Te sytuację rozumiałem aż za dobrze.
Nagle usłyszałem że ktoś mnie woła schowałem list do kieszeni którą odrazu zasunołem by jej nie zgubić. Nie wiem dlaczego ale nie chciałem jej zgubić.
-Jack!!
Zszedłem na dół. Gdzie czekał już na mnie Mikołaj.- Jaj twoja rana ?- zapytał
- Bardzo dobrze.- Odpowiedzizłem co było prawda już mnie nie bolało. Ruszyłem do pokoju Zająca chciałem podziękować mu za wszystko co dla mnie zrobił.
Cicho zapukałem.
- Wejść
Usłyszałem. Wszedłem do pokoju.
- Hej ja chciałem ci podziękować za wszystko co dla mnie zrobiłeś.
- Nie ma za co młody. Jak chcesz to możesz zostać.
Usiadłem fotelu był bardzo wygodny.
Przegladanie się jak zając maluje było ciekawe bo z paru kresek potem powstawał piękny obraz. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Ale ta noc odbyła się bez koszmarów. Kiedy rano się obudziłem byłem wtulony w zająca, z niego była naprawdę wygodna poduszka. Było wcześnie więc postanowiłem spać dalej. Wtuliłem się w zająca i zasnołem uśmiechnięty.
Zając pov
Kiedy się obudziłem młody spał wtulony we mnie. Kiedy spał był taki nie podobny do siebię, był spokojny i wydawał się taki kruchy. Zbudził się więc udaje że śpię. Popatrzył na mnie, po czym wtulił się we mnie i znów zasnoł, ja także znów zasnołem.
Ja wstałem o 10 niechcący budząc młodego który po krótkiej chwili wstał i poszedł do łazienki się odświeżyć. Nie czekając na Jacka poszedłem do kuchni na śniadanie. Nie było jeszcze nikogo, więc byłem sam w kuchni. A jako że kto pierwszy schodził robi śniadanie postanowiłem się po cichu ulotnić. Niestety wpadłem na Northa i muszę robić śniadanie. Zrobię gofry.
Jack pov.
Wyszedłem z łazienki lecz zająca już nie było napewno poszedł na śniadanie. Zając robił gofry usiadłem przy stole i dostałem swoją porcję.
- Dziękuję- powiedziałem gdy zając dał mi moją porcję.
Sięgnąłem po syrop klonowy i bitą śmietane.
To było takie dobre. Nagle naszła a mnie pewna wątpliwości co do śmierci Piaska. Przecież gdy piasek zginął jakąś jego część znalazła się we mnie a to już jest nadzieja.
- Dziękuję. To było pysznę, idę do swojego pokoju.- powiedziałem.
- Dobrze ale za godzinę bądź u mnie trzeba zmienić opatrunki.- powiedział Mikołaj
- Dobrze.- powiedziałem.
Ruszyłem do pokoju, kiedy już tam byłem usiadłem na łóżku i postanowiłem stworzyć piaska z lód. Po chwili figurka Piaskowego Ludka znajdowała sie nad moją dłonią po chwili stało się coś bardzo dziwnego lód zmienił się w złoty piach. W piach identyczny do tego którego używał piasek. Postanowiłem go przetestować na jednym z tych bezurztecznych elfów Mikołaja. Jak pomyślałem tak zrobiłem, po chwili elf spał. Spróbowałem stworzyć więcej pyłu i udało się. Następnie poszedłem do Mikołaja na zmianę opatrunków. Jakieś pięć minut później stałem już pod jego drzwiami. Zapukałem po czym usłyszałem.
- Wejść!
- Hej to ja- powiedziałem.
- Witaj Jack usiądź
Pięć minut później miałem zmienione opatrunki.
- Jack jest jeszcze jedna sprawa mam zamiar nauczyć cię walczyć mieczem.
- Dobrze.
- No to zaczynamy przyjmij pozycję obronną! Dobrze.
Teraz broń się - wykrzykiwał mikołaj.
Nagle Jack potknął się o jedno z narzędzi leżących w pokoju mikołaja i strzelił z łaski lodem który zmienił się w złoty pył piaska. Mikołaj zdążył uniknąć pyłu.
- Jack co to było- niewiem odpowiedziałem
- Skąd tu się wziął pył piaska? Jack to nie są żarty! - Zaczął na mnie krzyczeć mikołaj.
Więc bez zbędnych słów wyszedłem z pokoju i ruszyłem do zająca. Wszedłem bez pukania.
- Hej Zając ukryjesz mnie przed Northem? - zapytałem.
- Co znowu zrobiłeś? - zapytał.
- Przypadkiem strzeliłem w niego lodem gdy ćwiczyliśmy.
- No dobra możesz zostać.
Po jakichś 10 minutach usłyszeliśmy pukanie. Zając popatrzył na mnie po czym otworzył tunel i dał mi sygnał żebym tam wskoczył jak kazał tak zrobiłem. Aktualnie jestem w królestwie zająca. No to idziemy zafarbować włosy, do rzeki barwników. Będę miał tęczę na włosach. Jej!
- Młody! - usłyszałem krzyk zająca.
- Ajć
- Nie ma tu Northa! Możesz przyjść.- krzyknął.
- Nie ma mowy
- Jaja se robisz?!
- Od robienia jaj jesteś ty!
- Ja tworzę pisanki! No choć.
Ruszyłem do niego z miną męczennika co wyglądało komicznie biorąc pod uwagę moje włosy. Zając roześmiał się ba mój widok. Rozejrzałem się, nigdzie nie było Mikuśa więc zając nie kłamał.
- Co jest? -zapytałem.
- North mówił że stworzyłeś piasek taki sam jakiego używał Piasek.
- Tia, sam nie wiem jak to się stało.- skłamałem.
Choć na herbatę. Pogadamy o tym. Jak wiesz jestem strażnikiem nadziei. I teraz mam nadzieję, że jakaś cząstka piaska żyje nadal w tobie.
- No to idziemy.
Nie takiego obrotu spraw die spodziewałem. Nie chciałem żeby się dowiedzieli, ale niestety już wiedzą no trudno. Ruszyłem za Zającem i kiedy weszliśmy do sali usłyszałem śmiech. No tak moje włosy.
- Prawda że piękne mam włosy? - zapytałem z uśmiechem.
- Oryginalne- powiedział miki
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top