I✅

Jack Mróz wędrował po zaśnierzonych ulicach miasta. Wyglądało ono pięknie w świetle latarni, pokryte śniegiem śpiące budynki. Chłopak  właśnie oszronił druty po których się przechkladzał. Popatrzył w niebo.

-Nareszcie Piaskowy Ludku.- Dało się usłyszeć z ust chłopaka.

Może wypatrywał go godzinę, może kilka. Ale wreszcie się go doczekał. Skoczył i musnął palacami złoty pył unoszący się powietrzu, który odrazu przybrał formę dorodnego jelenia i oddalił się w ciemność. Jack chciał to powtórzyć lecz przeszkodził mu hałas. Złapał łaskę oburącz celując jej drugim końcem w przeciwnika którego nie widział, wytężył słuch. Po chwili usłyszał hałas dochodzący z dalszą  ledwo słyszalny. Skierował się w stronę z której dobiegł  dźwięk cały czas gotowy do atak lub obrony. Wszystkie mięśnie miał naprężone i w gotowości do przyjęcia  ataku. Serce waliło mu jak oszalałe, zeskoczył z dachu budynku w zaułek oświetlony ledwo świecącą latarnią. Widać mieszkańcom nie zależało by utrzymać tu czystość, wszędzie walały się śmieci od puszek po słodkich napojach do opakowań po jedzeniu na wynos.
Chłopak rozejrzał się uważnie po małym terenie. Pod ścianą stała postać, była ubrana w czerń tak że ledwo można było ją dostrzec.

-Witaj Jack.- powiedział nieznajomy.

-Kim jesteś? - spytał wystraszony elf mrozu.

- Ja? Nikt taki pan mroku i koszmarów we własnej osobie. A co do ciebie mój drogi chlopcze to mam propozycje.- po ostatnim zdaniu na twarzy tajemniczej postaci  zagościł uśmiech pełen zbliżającego się tryumfu i wyższości.

- Nie chce słuchać twoich propozycji. Ale rozumiem, że nie mam wyboru. Wiec jak ona brzmi?

-Zostań moim sprzymierzeńcem chlopcze. Razem zawładniemy tym światem. Będziemy siłą, której należy się bać. Będziemy pananmi świata. Wreszcie ludzie dowiedzą się o twoim istnieniu.

Ostatnie zdanie bardzo zabolało Jacka. Temat jego widzialnośći a raczej jej braku był dla niego bardzo wrażliwą i bolesną sprawą.

- Raczej nie skorzystam. Nie jestem taki jak ty.- powiedział Jack i wybił się w powietrze by wylądować trzy ulice dalej w kolejnym zaułku.

Niestety nasz bohater nie ma szczęścia do lądowań w bezpiecznych miejscach. Ledwo wylądował a przed jego twarzą pojawił się pewny stary znajomy.

-Kupę lat? Śnieżyca w Wielkanoc to było głupie i nie odpowiedzialne. Nigdy nie myślałeś o konsekwencjach. Nie obchodziło cię ilu dzieciom popsujesz zabawę w szukanie czekoladowych jaj. Ale dobra teraz mamy inny problem.

Jack drygnoł lecz opanował strach głęboki glos starego znajomego potrafił wyprowadzić go z równowagi. Sztucznie optymistycznym głosem odpowiedział.

-Zając! Chyba nie masz mi tego zazłe?- Mówiąc to oparł się o laskę.

- Mowilem teraz to nieważne. Mamy inne sprawy na głowie. Ale tak mam ci to za złe. Chłopcy pobawmy się w mikołaja.

Jack zobaczył czerwony wór spadający mu na głowę w geście rozpaczy strzelił na chybił trafił. Strzał może i nie był mocny, ale celny Zając dostał w twarz śnieżką. Chłopak poczuł, że ktoś rzuca workiem, a po chwili odzyskał kontakt z ziemią. Wkurzanie zająca nigdy nie jest dobrą decyzją. Po wydostaniu się z worka wzrok elfa przebiegł po porywaczach byli to: Święty Mikołaj, Wróżka Zembuszka, Piaskowy Ludek oraz no tak Zając Wielkanocny. Dziwne zestawienie dobrych postaci w roli porywaczy.

Wystraszony chłopak nie dbał już o bycie miłym postanowił spytać prosto z mostu.

-Czego odemnie chcecie?!

-Hej Jack spokojnie. Nic ci nie zrobimy. Mamy dla ciebię propozycje. To nic wielkiego.

-O to już druga tego dnia. Wtrącił chłopak. Trochę za dużo tych propozycji.

North zbity z tropu niezbyt wiedział co ma mu powiedzieć.

-Kto złożył ci te propozycje?- Spytał mniej przyjaźnie niż zamierzał.

- A mam od tego i tamtego. A ten i tamten chyba znasz odpowiedź? Co nie?

-Mrok. -powiedział North.

-Tak. - Jack mówiąc to spioł się jakby czekał na atak.

North zauważywszy lęk w oczach Jacka podszedł do niego i objął ramieniem. Taki przyjacielski gest, który bardziej przypominał ojcowskie pocieszenie.

-Nie bój się Jack my nie pozwolimy by on cię skrzywdził.-powiedział mikołaj.

W chłopca wstąpiła nadzieja.
Dziękuję. Wyszeptał tak że nie wszyscy go słyszeli.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: