Szalik /40'
Poszłam do szafki i przepakowałam książki. Chwyciłam marynarkę, bo w planie miałam wyjść od razu po treningu siatkarzy. Kiedy przekroczyłam próg szkoły poczułam falę zimnego powietrza. Listopadowe wieczory były dość chłodne. Dotarłam do sali gimnastycznej i cicho weszłam do środka. Zajęłam moje miejsce pod ścianą, podkuliłam nogi pod brodę cały czas uważnie obserwując chłopców.
Hinacie szło znacznie lepiej, ale Tsukushima nie pozostawał mu dłużny, nie wspominając o reszcie graczy. Ich ruchy były niesamowite, cała drużyna funkcjonowała jak jedna zgodna maszyna. Zauważyłam, że trener zaczął, można tak powiedzieć, bawić się w konstruktora. Wybierał dwie osoby z przeciwnych drużyn i zamieniał je składami. Z tego, co wiedziałam o siatkówce, to mecz składał się z pięciu setów, gdzie grało się do dwudziestu pięciu punktów. Była też zasada, że jeżeli jedna z drużyn wygra trzy sety, to po prostu wygrywa.
Dlatego też niezmiernie zdziwiłam się, kiedy po przekroczeniu dwudziestu pięciu punktów trener nie przerwał gry. Dopiero jakiś czas później gwizdnął na znak zakończenia meczu. Zaraz po tym przydzielił każdemu, co ma teraz ćwiczyć. Yachi natychmiast pobiegła pomagać chłopcom. Jedna z piłek podtulała się w moją stronę. Wstałam, po czym podniosłam piłkę. Rozejrzałam się oceniają, czy jest komuś teraz potrzebna, kiedy nie zauważyłam zainteresowania zrobiłam nią kozioł.
-Hej, Shihō-Podniosłam wzrok znad piłki, nad którą byłam właśnie w pełni skupiona.- Podasz?- Krzyknął w moją stronę Kōshi.
W odpowiedzi skinęłam głową i powoli ruszyłam w jego stronę. Kiedy dzieliła nas dość mała odległość rzuciłam ją w jego stronę.
-Nie chcesz może z nami poodbijać?- Powiedział z zachęcającym uśmiechem. Krzywo się uśmiechnęłam i raczej zrezygnowana pokręciłam głową. Chłopak zrobił wymowną minę i wywrócił oczami. Wzruszyłem ramionami, odwracając się w stronę z której przyszłam i ruszyłam przed siebie.
Kruki ćwiczyły tak jeszcze dłuższą chwile, a ja bacznie ich obserwowałam. Kiedy zaczęli sprzątać, ja powoli podniosłam się z ziemi i chwyciłam moją torbę. Podeszłam w stronę drzwi gdzie stał Kōshi. Wyjęłam marynarkę i zaczęłam się w nią ubierać.
-Wybacz, że nie zostanę do końca, ale w domu muszę się choć jeszcze chwilę pouczyć.- Powiedziałam zapinać guziki.
-Nie ma problemu, ale nie przemęczaj się za bardzo.- Zabrzmiało to jak by był moją mamą. W odpowiedzi lekko się uśmiechnęłam i odwróciłam w stronę drzwi. Przez ramię krzyknęłam jeszcze do wszystkich, do widzenia i wyszłam z sali. Założyłam słuchawki i włączyłam muzykę.
Zimno...
Pomyślałam pocierając ręce i lekko chowając szyję w ramiona. Nagle poczułam, że coś wystaje z mojej torby. Zerknęłam w dół i zobaczyłam, że jest niezapięta. Sięgnęłam w dół żeby to zrobić i napotkałam coś miękkiego na mojej drodze.
Szalik...?
Rozprostowałam materiał przed twarzą i przypatrzyłam mu się uważnie. W końcu z boku zauważyłam małą przyczepioną karteczkę.
Zauważyłem, że nie masz szalika. Pewnie nie spodziewałaś się, że zrobi się aż tak zimno. Zostawiam Ci ten drobny prezent. Ja i tak wracam do domu na rowerze, więc będzie mi ciepło ;)
Popatrzyłam na ogromną bordową, przyozdobioną zieloną kratką płachtę. Bo było to stanowczo większe od szalika. Uśmiechnęłam się i okryłam materiałem.
Ciepło...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top