Siostra /45

   -Zapytam jeszcze raz: Co wy tu, do cholery, robicie?!- krzyknął, a potem z jego gardła wydobyło się kilka kaszlnięć.

   -Co masz na myśli?- uśmiechnął się Oikawa, spojrzałam na niego z przerażeniem- Pomogliśmy tylko twojej przyjaciółce z odnalezieniem drogi- powiedział i położył mi rękę na ramieniu.

   -Ty-Hinata ruszył szybkim krokiem w stronę furtki.

   -Ja? Już się boje krewetko- w tamtym momencie mnie olśniło.

   To kapitan drużyny którą pokonali na ostatnich zawodach o której mówił tak dużo...

   -Oikawa- jego przyjaciel szturchnął go w ramie-nie przeginaj...- burknął i włożył ręce w kieszeni.

   Nagle poczułam dłoń Rudego na mojej dłoni i od razu spaliłam się rumieńcem. Chłopak szarpnął mnie za siebie.

   -Ale... Shōyo... Oni tylko mi pomogli...- powiedziałam cicho.

   -Spadajcie stąd- warknął chłopak nie zwracając uwagi na moje słowa.

   -Bo co?- zapytał się Tōru. Spojrzałam się w dół całkiem chowając się za moim rówieśnikiem. Otworzyłam szeroko oczy.

   Czy on nie ma butów...

   -Ty idioto!- zapadła cisza.- Jesteś przeziębiony, stoisz na dworze, na zimnych kamieniach, na boso!- chłopak spojrzał na swoje stopy a potem na mnie, usłyszałam pisk wydobywający się z ust Oikawy jak by zaraz miał się zaśmiać, z jego gardła ledwo wydobył się dźwięk.- A ty co!?- czułam wzbierającą w sobie energię.- Próbujesz zgrywać twardziela, a tak na prawdę nie potrafisz się pogodzić z porażką i dlatego próbujesz, bo i tak Ci to nie wychodzi, być złośliwy dla młodszego kolegi!- chłopak stał jak wryty, dla odmiany jego przyjaciel wybuchł śmiechem, który w ogóle nie pasował do jego osoby.

   Popatrzyłam się na wszystkich po kolei i poczułam jak cała moja odwaga wyparowała. Miałam wrażenie, że się kurczę.

   -P-p-p-przepraszam...- wyszeptałam. Szybko odwróciłam się i pobiegłam w stronę domu Hinaty.

   Co z tego, że jeszcze mnie nie zaprosił... Teraz, to ja muszę się schować...

   Szybko wpadłam do środka robiąc zakręt zaraz przy ścianie. Oparłam się plecami o ścianę i starałam się wyrównać oddech. Po chwili do środka wszedł Shōyo.

   -Wszystko okej?- zapytał niepewnie, marszcząc delikatnie brwi. Spojrzałam na niego a moje policzki zrobiły się cieplejsze.

   -T-t-tak... Prz-Przepraszam...- schowałam twarz w dłoniach.-Tak mi głupio... Nie wiedziałam, że to oni, przepraszam...-

   -Nic się nie stało-uśmiechnął się lekko. Powoli zsunęłam dłonie z twarzy, wyprostowałam się i na niego spojrzałam.-Ale... Właściwe, bardziej interesuje mnie, co ty tu robisz?- zmarszczył lekko brwi. Zamiast mu odpowiedzieć stałam i patrzyłam się na niego z szeroko otwartymi oczami.

   "Przyszłam tu bo jesteś chory i pomyślałam, że może potrzebujesz trochę pomocy" - to właśnie chciałam odpowiedzieć, a co robię? Stoję jak wryta, bo całą pewność siebie wyczerpałam na krzyczenie na nich... Boże co za idiotka ze mnie...

   Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło i westchnęłam. Nadal nic nie odpowiadając chwyciłam dwie torby z zakupami i poszłam do kuchni. Chłopak przez chwile stał zdezorientowany, po czym ruszył za mną. Postawiłam torby na blacie i zaczęłam rozglądać się po kuchni.

   -Masz tu jakiś fartuszek?- zapytałam nie patrząc się w jego stronę.

   -Co?-

   -Czy, masz tu jakiś fartuszek?- uchyliłam jedną z szafek i, zadowolona z powodu tego co znalazłam, uśmiechnęłam się lekko. Wyciągnęłam wielki garnek i postawiłam go na blacie. Otwierałam kolejne szafki w poszukiwaniu potrzebnych mi sprzętów kuchennych.

   -Proszę!- usłyszałam wysoki, dziewczęcy głos. Spojrzałam w dół. Przede mną stała uśmiechnięta dziewczynka z krótkimi rudymi włosami. Zerknęłam w stronę Hinaty, a potem znów na nią.

   Wyglądają niemalże tak samo...

   Znów spojrzałam w jej stronę. Trzymała rękę wyciągniętą w moją stronę. W jej dłoni był biały materiał, który okazał się być zapaską. Uśmiechnęłam się lekko.

   -Dziękuje-wzięłam od niej fartuszek i obwiązałam sobie przy biodrach. Był wykończony białą falbanką, wyglądał niczym zerwany z pokojówki. Odwróciłam się w stronę blatu i zaczęłam wszytko wypakowywać z toreb i pakować do zlewu.

   -A...-znów odezwała się dziewczynka.- Mogę Ci pomóc?- uśmiechnęła się promiennie. Zarumieniłam się.

   Przecież... Jej się nie da odmówić...

  -Jasne...-uśmiechnęłam się.- Tylko załóż fartuszek.- kąciki moich ust się uniosły.

   -Dziękuje, Ane-chan!- rudowłosa radośnie odwróciła się i  tanecznym krokiem, poszła szukać swojego okrycia. Stałam nie wiedząc co odpowiedzieć.

-Wolała bym Aoi...-wykrztusiłam.

   "Ane-chan"... Siostrzyczko... Boże, drogi przecież tak urocze dziecko nie ma prawa egzystować... Co się ze mną dzieje...

   Otworzyłam szeroko oczy.

   Ja z nią rozmawiałam... I byłam miła... Ja słyszałam, że dzieci w dziwny sposób działają na kobiety... ALE, ŻE AŻ TAK!

Dziewczynka wróciła po chwili ubrana w uroczy  różowy, w białe kotki, fartuszek. Machałę w rękach dwoma gumkami do włosów.

   -Przyniosłam dla siebie- uniosła lekko rękę w której była różowa gumka z dwoma gwiazdkami- i dla ciebie!- tym razem uniosła drugą dłoń w której trzymała białą wstążkę z, również białą, kokardką.  

   -Oh... Dziękuje...- znów się uśmiechnęłam.

   -Pomożesz mi?- zapytała lekko przechylając głowę na bok.

  -Jasne!- błysnęłam zębami i kucnęłam obok niej. Wzięłam różową frotkę, chwyciłam jej grzywkę oraz cześć włosów z tyłu, i zrobiłam z nich palemkę na samym czubku jej głowy. Parę razy zakręciłam gumką dookoła i skończyłam.

   -I jak?- zapytałam niepewnie. Dziewczynka przeszła obok mnie i przez chwile przeglądała się w piekarniku.

   -Jest idealnie!- wykrzyknęła uradowana-Teraz moja kolej!-

   Moment... Co?!

   -Okej- przytaknęłam wbrew temu co przed chwilą pomyślałam.  Rudowłosa podeszła bliżej mnie i tak samo jak ja zaczęła zbierać moją grzywkę. Zrobiła pare kroków z jednej strony mojej głowy a potem przeszła na drugą. Cały czas czułam delikatne szarpnięcia, znosiłam je z pokorą. W końcu poczułam jak moje włosy unoszą się w górę. Dziewczynka założyła na nie gumkę i zawiązała wstążkę. Odsunęła się i uśmiechnęła się krzywo.

   -Skończone... Ale nie jest tak ładne jak to które ty mi zrobiłaś...- powiedziała smutnym głosem.

   -O przesadzasz...- przesunęłam się w stronę piekarnika- nie może być tak źle...- spojrzałam przed siebie.

   Jest źle...

   -Jest super! Bardzo mi się podoba- uśmiechnęłam się.- Tylko może,- złapałam delikatnie jej ręce i naprowadziłam w odpowiednie miejsca- troszkę tu popraw...- zrobiła co kazałam i promiennie się uśmiechnęła.

    -Masz racje! Teraz jest dobrze!-

   Jeszcze raz spojrzałam w nasze "lustro". Moja grzywka i część z włosów była związana w palmę na środku głowy a na jej dole widniała piękna biała kokardka.

   -To co?-zapytałam odwracając się w jej stronę- Robimy obiad?-

   -Taak!- dziewczynka wykrzyknęła radośnie i zaklaskała. Wzięłam ją na ręce i wstałam.

   -Ale ja właściwie nadal nie wiem  jak ty się nazywasz...?-

   -Natsu! Hinata Natsu!-

   -Dobrze w takim razie- nagle trzeci głos mi przerwał.

  -Co tu się dzieje...?- obie z Natsu odwróciłyśmy się w stronę Shōyo. Nasze fryzury lekko się zachybotały. Popatrzyłyśmy się na siebie nawzajem i zaczęłyśmy się śmiać. Kątem oka, jeszcze raz spojrzałam w stronę chłopaka, jego policzki były lekko różowe a jego usta wygięte były w radosny uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top