Koszulka/14 '

   Po chwili dotarliśmy na miejsce. Kapitan otworzył drzwi i wskazał na wnętrze, zachęcająco, ręką. Widać było, że czekają aż wejdę do środka.

   Prawdziwi dżentelmeni...

Uśmiechnęłam się lekko i weszłam powoli do środka, jednocześnie bacznie ogarniając pomieszczenie wzrokiem. Pod oknem siedziała Yachi a przed nią skupieni siedzieli Rudy i Kageyama.

   Ten Kageyama wygląda jak jagódka...

   Zachichotałam cicho i przeniosłam wzrok kawałek dalej pod ścianę po lewej. Siedział tam czterooki i piegus, których poznałam wczoraj. Po prawej stronie siedzieli trzej inni chłopcy których nie znałam. Jeden był łysy, na głowie drugiego było chyba więcej żelu niż samych włosów, żeby utrzymać ten efekt, a trzeci siedzący na przeciwko miał krótkie brązowe włosy swobodnie opadające w dół.

   Ciekawe czy moje życie już na zawsze będzie związane z tym klubem siatkarskim...

   -Coś się stało?- usłyszałam łagodny głos siwowłosego. Najwyraźniej w czasie moich przemyśleń, znów, musiałam lekko po blednąć.

   -Nie, nie, zamyśliłam się- powiedziałam cicho i lekko się uśmiechnęłam.

   -No dobra,- Kapitan klasnął w dłonie, - pobiegacie sobie trochę po okolicy w ramach rozgrzewki. Enoshita zajmij się nimi.- w czasie wypowiadania ostatniego zdania zwrócił się do brązowowłosego chłopaka siedzącego po prawej stronie.

   -Tak jest- Wszyscy wstali z entuzjazmem równym skazańca i po zdjęciu tylko długich dresów powędrowali do wyjścia.

   Odruchowo schowałam się za Kōshim. Gdy wszyscy wyszli, już chciałam odetchnąć z ulgą kiedy nagle ktoś zatrzymał się przy mnie.

   Pachnie jak ciasteczka...

   -Witaj Shihō-chan- usłyszałam łagodny głos- Co ty tu robisz?-

   -Um...- Podniosłam wzrok na piegusa i patrzyłam na niego przez chwilę, bez odpowiedzi.

   -Będzie nam pomagać,- powiedział Kōshi.- teraz idź już, bo za nimi nie nadążysz.-

   -T-tak jest!- Krzyknął i szybko się oddalił.

   -Shihō-san, -odwrócił lekko głowę w moją stronę.- mogłabyś już puścić moją koszulkę.-

   -Huh?- Spojrzałam na moje dłonie faktycznie ściskałem jego koszulkę i to dość kurczowo. Szybko puściłam ją i cofnęłam się o krok.

   -Przepraszam- spuściłam wzrok i poczułam, jak moje policzki lekko się rumienią.

   -To nic, -uśmiechnął się,- chodźmy już. - powiedział wchodząc w głąb pokoju klubowego. Kiwnęłam głową i poszłam za nim.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top