Czekoladki /37'

   Usłyszałam delikatne pukanie. Nieco się zdziwiłam bo chłopcy powinni byli zacząć zjawiać się dopiero za jakieś pół godziny. Podniosłam się znad książek i podeszłam do drzwi, aby je otworzyć. Kiedy zobaczyłam postać stojącą przede mną uniosłam wysoko brwi po czym, na powrót cofając się do środka trzasnęłam drzwiami i wróciłam do nauki.

   -No, przepraszam...- powiedział siwowłosy wchodząc do środka i siadając obok mnie. Po mimo to nie podniosłam na niego wzroku.

   -Shihō...- mój wzrok nadal skupiony był na książkach.

   -Przyniosłem czekoladki- spojrzałam w jego stronę kątem oka. W rękach trzymał małe drewniane pudełeczko przyozdobione różowym i fioletowym papierem. Uniosłam lekko brwi, bo nigdy wcześniej nie widziałam takiego pudełeczka. Chłopak uśmiechnął się w odpowiedzi na moje zastanowienie.

   -Są ręcznie robione- przekręciłam głowę w jego stronę i przymrużyłam lekko oczy.

   -Bierzesz mnie pod włos- powiedziałam przez zaciśnięte zęby.

   -Ale wybaczysz mi tak?- głośno westchnęłam.

   -Taa...- powiedziałam lekko unosząc jeden kącik ust.

   -Cieszę się- położył pudełeczko obok moich książek- A tak swoją drogą...- zaczął z dziwnym uśmieszkiem.-Co tam u ciebie?- popatrzyłam na niego z wyrazem twarzy mówiącym wszystko co sobie właśnie pomyślałam.

   Serio?

   -Chora jestem...- burknęłam i wróciłam do nauki.

   -Nie wyglądasz... Co to za choroba?- zapytał zmartwiony, a ja lekko zagryzłam zęby.

   -Mama mówi, że to "miłość"- wyolbrzymiłam ostatnie słowo.

   -O... O!- uśmiechnął się promienie- Rozumiem!- powiedział i wstał.

   -Ale- złapałam go za nogawkę- Jak komuś powiesz- nim zdążyłam dokończyć chłopak zamkną swoje usta na wyimaginowany klucz i rzucił go w moją stronę. Złapałam go, przysunęłam bliżej siebie i przytrzymałam obydwiema dłońmi. Spojrzałam na trzecioklasiste wymownie i złamałam klucz.

   Chłopakach skrzywił się jakbym mu coś zrobiła i chwycił za klamkę.

   -Pa pa Suga!- powiedziałam radośnie delikatnie machające mu na pożegnanie. Odpowiedział tym samym i wyszedł.

   Jeszcze chwilę się uczyłam i nie czekając na siatkarzy, spakowałam się i poszłam do domu.

   -Cześć!- krzyknęłam wchodząc do środka.

   -Cześć skarbie- powiedziała Mama nie odrywając się od pracy.

   Skierowałam się w stronę kuchni i lekko się zdziwiłam.

   -Jakieś święto jest dzisiaj?- zapytałam niepewnie.

   -Nie- moja rodzicielka spojrzała w moją stronę.

   -To co to?- wskazałam na mały bukiecik lili stojący w wazoniku na blacie w kuchni.

   -Ach, to. Twój kolega to przyniósł-powiedziała uśmiechając się miło- tam na nich leży jeszcze liścik.-

   Zmarszczyłam brwi i podeszłam bliżej bukieciku. Na samym wierzchu kwiatów leżała mała złożona karteczka. Podniosłam ją i przeczytałam zawartość.

Miłej nauki Shi-chan!
Mam nadzieje, że Ci się podobają, ale nie miałem pojęcia jakie lubisz kwiatki :)

   Poczułam jak moje policzki robią się różowe. Odłożyłam ostrożnie karteczkę po czym sięgnęłam do lodówki i wzięłam serek do jedzenia. Zaraz po tym poszłam do swojego pokoju żeby się pouczyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top