Ciebie.../27'

   -Shi-chan...- powiedział łagodny, smutny głos.

   -Wyjdź stąd!-powiedziałam w poduszkę.

   Po mimo mojego sprzeciwu usłyszałam ciche zamykanie się drzwi. Słyszałam również delikatne kroki. Po chwili poczułam silne uderzenie na moim łóżku, przez co jednocześnie lekko przesunęłam się w tamtą stronę. Dotknęłam postaci siedzącej obok.

   -Nie wiedział?-

   -Brawo-prawie krzyknęłam w poduszkę.- Zgadłaś!-

   -Skarbie...- zaczęła tym swoim łagodnym troskliwym tonem- Wiesz, że nie miał nic złego na myśli...-

   -Wiem.- odpowiedziałam przekręcając się na drugi bok jednocześnie mocniej przyciskając do siebie poduszkę.

   -Skarbie... Wiesz, że on myśli, że zrobił coś nie tak...-

   -Wiem.-

   -To może mu powiesz, że tak nie jest... Widać... Widać, że się martwi...- uniosłam lekko głowę.

   -Co... Co masz na myśli?- zapytałam niepewnie

   -Kiedy wybiegłaś, od razu chciał za tobą pójść. Dopiero Mika go zatrzymał.-

   -Został tam sam z Miką?- przekręciłam się w jej stronę i marszcząc brwi spojrzałam na jej twarz.

   -Taaak...- odwróciła głowę w moją stronę po czym zmartwiła lekko brwi- Ty naprawdę płakałaś...-powiedziała niedowierzająco. Szybko przekręciłam się, z powrotem, na drugi bok i schowałam twarz w poduszce. Zapadła dziwna cisza. 

   Przerwał ją odgłos otwierających się drzwi. Nie drgnęłam. Natężyłam lekko słuch. Usłyszałam niemalże bezgłośne kroki zbliżyły się w stronę łóżka i zatrzymały tuż przed nim. Po chwili, poczułam jak moja Mama wstaje, a do mych uszu, oprócz dźwięku trzeszczącego łóżka, dobiega ciche, puste uderzenie. Drzwi zatrzeszczały i już chwilę po tym powietrza nie przeszywał żaden dźwięk.  W końcu, pod wpływem kroków, odezwała się podłoga. Co lekko mnie zdziwiło, kroki nie zbliżały się w moją stronę. Ich cichy odgłos powoli krążył po pokoju. 

   -Cz-cz-czego tak szukasz...?- zapytałam nie odrywając twarzy od poduszki.  

   -Ciebie...- uniosłam lekko brwi i przekręciłam się w jego stronę. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top