Wygrana /48

   -Co...?- nie do końca rozumiałam o co tu chodzi. Za sprawą szybkiego ruchu, czarny materiał znalazł się w moich rękach.

   -No przecież, widzę, że jest ci zimno.- powiedział dosadnie.- Ja idę spać, a ty się ubierasz, bo ci zimno-

   -O-o-okej...-powiedziałam niepewnie i rozłożyłam bluzę. Wsunęłam w nią ręce a potem naciągnęłam na siebie, do dołu. Nie myślałam, że będzie na mnie o tyle za duża. Może i Rudy był ode mnie, nieco wyższy, ale nie wydawało mi się, że jest u nas taka różnica. W końcu jak stałam na przeciw niego nie musiałam za bardzo zadzierać głowy do góry. Kiedy wyprostowałam bluzę u dołu. okazało się, że jest tak długa, że ledwo wystaje z pod niej moja spódniczka. Spojrzałam na chłopaka. Hinata był lekko zarumieniony.

   -Coś, nie tak?- zapytałam niepewnie.

   -Nie, nie, po prostu...- kolory na jego policzkach zrobiły się nieco wyraźniejsze.-Po prostu... Wyglądasz dość uroczo...- wybąkał pod nosem. Tym razem to ja spaliłam się rumieńcem.

   -Zamknij się głupku i idź już spać...-powiedziałam starając się brzmieć stanowczo. Chłopak zaśmiał się delikatnie, a ja, w odpowiedzi, tupnęłam nogą marszcząc groźnie brwi. On parodiując powagę podszedł do łóżka i się położył. Tak po prostu. Na wznak, na kołdrze którą przed chwilą ładnie ułożyłam. Przymrużyłam oczy i srogo się na niego spojrzałam. Widać było, że walczy z samym sobą aby się nie zaśmiać.

   Tak chcesz się ze mną bawić...

   Podeszłam bliżej łóżka. Złapałam krawędź kołdry na której leżał. Shōyo podniósł głowę i spojrzał mi w oczy, uśmiechnęłam się złośliwie i szepnęłam za materiał. Chłopak wyleciał w powietrze zrobił w nim obrót i z powrotem spadł na łóżko twarzą do dołu. Wybuchłam śmiechem. Liczyłam na to, że Rudy zaraz się do mnie przyłączy, ale tak się nie stało. Leżał w bezruchu twarzą do dołu. Przestałam się śmiać i patrzyłam na niego uważnie.

   -Shōyo...?-zapytałam niepewnie. Bez odpowiedzi.

   No przecież nie mogło mu się nic stać...

   Podeszłam bliżej i przypatrzyłam się mu uważnie. Klatka piersiowa się nie poruszała. Poczułam, że blednę. Delikatnie dotknęłam jego ramienia i już chciałam powtórzyć jego imię, ale zamiast tego z mojego gardła wydobył się pisk. Rudy złapał mnie za rękę i przeciągnął nad sobą. Upadłam na łóżko a on przytulił mnie od tyłu. Czułam, że moja twarz płonie.

   -Sh-Shōyo...-wybąkałam-C-c-co ty wyprawiasz...-

   -Wygrałem...- powiedział, poprawiając się w łóżku.   

   -A-ale...- starałam się wyszarpnąć z jego uścisku.

   Przyciągnął mnie bliżej siebie.

   -A-o-i-chan- szepnął mi do ucha przez co przeszedł mnie dreszcz. Takiego zachowania nie spodziewałam się nawet po takim małym szaleńcu jak on. -Zostań tu chwile... Proszę...- powiedział właściwie wkładając głowę w moje wesoły-Ładnie pachniesz... Wiesz?- poczułam kolejny dreszcz.

   -Idź już spać, co?- powiedziałam z wyrzutem i opadłam na łóżko. Chłopak przytulił mnie mocniej i wypuścił ciepłe powietrze w moje plecy. Sprawiało to, że odniosłem dziwne wrażenie bezpieczeństwa. Z drugiej strony, cały czas nie wiedziałam czemu to robi. Jaki ma w tym cel?

   W myślach głośno westchnęłam. Nadal czułam jak bardzo pieką mnie policzki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top