Pismo /42

   Pożegnałam się z trzecioklasistą i wróciłam do swojej klasy. Usiadłam zamyślona w mojej ławce i wyjrzałam przez okno. Zaczęłam zastanawiać się kto zostawił mi list i banany w czekoladzie, które właśnie jadłam.

   Kto ma taki charakter pisma...

   Zakładałam, że to ktoś z drużyny. Jeszcze raz popatrzyłam na kartkę którą miałam w kieszeni. Niektóre znaki były napisane nieco inaczej. Starannie. Natomiast zaraz po nich występował bardzo koślawy symbol. Jak by ktoś starł się zachować niedbale pismo ale co jakiś czas się zapominał. Postanowiłam skupić się na fragmentach napisanych starannie, bo to właśnie prawdopodobnie był prawdziwy charakter pisma osoby która to napisała. Wyglądał dość dziewczęco. Był zadbany.

   Czy to możliwe, że napisał to któraś z menadżerek...

   Zmarszczyłam lekko brwi i wstałam z miejsca. Przeszłam pare ławek do przodu i zerknęłam przez ramie Yachi. Popatrzyłam to na jej zeszyt, to na kartkę.

   -Wszystko jasne...- pomyślałam na głos nadal nachylając się nad moją rówieśniczką. W tym samym momencie blondynka gwałtownie poderwała się do góry i mocno uderzyła mnie swoją głową. Zrobiłam krok do tylu i oparłam się o ławkę zaraz po tym łapiąc się z nos. Czułam niesamowity ból. W oczach zebrały mi się małe krople łez ale zebrałam się w sobie, wzięłam kilka oddechów, aby nie spłynęły mi po policzkach.

   -O Jezu! Przepraszam!- krzyknęła spanikowała dziewczyna.

   -Nie Jezu, tylko Shihō-powiedziałam z lekko zmienionym głosem przez zatkany nos.-I nie przepraszam tylko chodźmy do pielęgniarki.- powiedziałam czując jak powoli po moich palcach zaczyna spływać mi ciepła lepka ciecz.

   -Tak, tak!- zaczęła energicznie kiwać głową po czym chwyciła mnie za ramie i pociągnęła na korytarz.

   Po chwili znalazłam się na kozetce. Starsza kobieta delikatnie badała mój nos. W końcu oświadczyła, że raczej nie jest złamany i, że będę musiała tylko jeszcze chwile przytrzymać lód przy nosie. Podziękowałam po czym, cały czas chłodząc nos wyszłam z małego pomieszczenia.   

   Przed drzwiami zastałam chodzącą w kółko blondynkę. Kiedy tylko mnie zauważyłam poderwała głowę i do mnie podbiegła.

   -I jak, wszystko dobrze?- zapytała zmartwiona.

   -Tak, tak, spokojnie- pokiwałam głową.

   -Uf...- odetchnęła z ulgą- To dobrze, czy mogę coś dla ciebie zrobić?-

   -Właściwie...- zaczęłam i lekko się uśmiechnęłam.- Zdradzisz mi kto to napisał?- zapytałam i wyciągnęłam z kieszeni małą karteczkę. Dziewczyna momentalnie uniosła wysoko brwi a w jej oczach pojawiło się lekkie przerażenie.

   -N-nie mam pojęcia...-zająknęła się a a jej oddech lekko się przyśpieszył.

   -Nie kłam.- potrząsnęłam głową tak aby przez grzywkę mogła zobaczyć moje oczy które nie mówiły nic dobrego.- Widzę, że fragmenty to twoje pismo. Po za tym. Jak możesz nie wiedzieć jeżeli jest podpis.- uśmiechnęłam się.

   -Oh...-spojrzała na kartkę.- Faktycznie...- zaśmiała się nie zręcznie.

   -To powiesz mi teraz o co w tym wszystkim chodzi?- dziewczyna westchnęła głęboko i zaczęła mi wszytko opowiadać.

   Okazało się, że Hinata wczoraj, po lekcjach ale jeszcze przed treningiem pojechał po coś do miasta, ale, że stwierdził, że nie jest tak zimno to pojechał bez bluzy czy szalika. Potem rozgrzany po treningu wyszedł na chłodne wieczorne powietrze. Jeszcze później wracał do domu bez szalika i cały spocony i rozgrzany jechał w tym zimnie na rowerze. I oczywiście przeziębił się. Dlatego też poprosił Yachi aby przyniosła to wszystko za niego, a jeszcze rano po mimo choroby podwiózł jej to do domu bo miał znacznie bliżej niż do szkoły. Ale zapomniał dopisać karteczki, której treść podyktował koleżance przez telefon.

   Cały czas przytakiwałam i nie raz wzdychałam załamana z powodu jego idiotyzmu. Szczególnie, że za mniej niż tydzień są egzaminy.

   Yachi dała mi numer telefonu do Rudego. Podziękowałam jej właściwie równo z dzwonkiem.

   Następne pare lekcji szybko zleciało, a ja resztę dnia spędziłam tak jak zawsze. Kiedy w końcu wyszłam ze szkoły w pół mroku powoli wędrowałem do domu.

   Nie myślałam, że coś jeszcze może się zdążyć. A jednak...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top