Kapitan/17 '

   -Dachi, poczekaj proszę...- do mych uszu dobiegł łagodny głos siwowłosego.

   Spojrzałam w tamtą stronę, aby sprawdzić, co się dzieje.

   Kiedy tylko mój wzrok dobiegł na drugą stronę pokoju, otworzyłam szerzej oczy i cofnęłam się o krok. Dokoła Kapitana rozchodziła się dziwna, przerażająca ciemna aura. Twarz chłopaka wyglądała naprawdę strasznie, podciągał rękawy i powoli szedł w stronę mierzących się wzrokiem chłopców.

   -Dachi... Nie rób tego...- znów powiedział Kōshi starając się go powstrzymać.

   Dopiero teraz zauważyłam, że Ashashi się ulotnił i od dłuższej chwili go nie ma w pokoju.

   -Kōshi...-Kapitan spojrzał na swojego przyjaciela,- Zabierz, proszę, stąd Shihō i odprowadź ją gdziekolwiek, by nie chciała... Ja muszę porozmawiać z tymi tutaj...- skinął głową w stronę Czterookiego i Rudzielca.

   Co on im zrobi...

   -Ale, Dachi... Proszę... To tylko mała sprzeczka...- Nadal namawiał go do ugody Kōshi.

   -Powiedziałem, koniec tego.-

   -No dobrze...- Siwo włosy podszedł do drzwi i machnął do mnie ręką,-Chodź Shihō-san- uśmiechnął się lekko.

   Popatrzyłam na niego, jeszcze raz spojrzałam na chłopców i niemal momentalnie znalazłam się na tarasie przy pokojach klubowych. Nim Sugawara domknął drzwi powiedziałam, niemal bezgłośnie, "powodzenia" w stronę moich rówieśników, którzy właśnie orientowali się, że coś jest nie tak.

   -Chodź odprowadzę Cię- Uśmiechnął się beztrosko i ruszył przed siebie.

   Przytaknęłam i ruszyłam za nim, po chwili znów znieruchomiałam. Z pokoju doszły mnie dość przerażające krzyki i dźwięki, już chciałam się odwrócić, kiedy silna, lecz łagodna, ręka Kōshiego chwyciła mnie i pociągnęła w drugą stronę.

   -Chodź... To nic takiego...- Znów się uśmiechną, lecz tym razem uśmiech był słabszy niż zazwyczaj.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top