Rozdział 5. Międzynarodowy dzień antagonisty
Obudził mnie dzwonek telefonu. Nie. Nie aplikacja stworzona przez samego szatana, która swoją drogą jest gorsza niż lustro z baśni Andersena. Ktoś dzwonił. Człowiekowi nie dadzą spokoju!
Wróciłam od Nino i poszłam spać, a tu ktoś mnie bezczelnie budzi! Musi być to główny antagonista życia! Władca Ciem!
Nie! Chyba nie myślicie, że ja na poważnie! Chodziło mi o Chloe.
Z przymrużonymi oczami spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Tym razem to nie główny antagonista serialu, a osoba, która zrobi tak jeszcze raz i znajdzie się na mojej liście. Marinette.
Odebrałam. Od razu usłyszałam głos mojej przyjaciółki.
-Alya? Gdzie ty jesteś? - Zapytała Marinette. - Wszyscy już czekają i to tylko dla Ciebie! Zazwyczaj to na mnie się czekało, a to w sumie jest miłą odmianą... Alya! Chodź do nas!
Rzuciłam telefon na łóżko, szybko się ubrałam i wybiegłam z domu biorąc potrzebne rzeczy. Skierowałam się w stronę parku w którym miał się odbyć festyn jesienny. Na naszym stoisku mieliśmy malować twarze, a zebrane pieniądze przeznaczyć na wybudowanie szkół w Afryce. Dzieci będą wdzięczne nam tylko przez pierwszy tydzień.
Festyn nie był w sumie jakoś specjalnie daleko, więc byłam na miejscu z kwadrans po tym jak wybiegłam z domu. Na stoisku stała już Marinette z Nathanielem i Adrienem. Po minie rudowłosego było widać, że nie jest zbytnio zachwycony malowaniem twarzy dzieciom, ale jest podirytowany jeszcze jednym faktem. Spóźniłam się. Ale to się każdemu zdarza!
- Cześć. - Przywitałam się zdyszana. - Długo czekaliście? Wiem, miałam być o tej czternastej, no ale coś nie wyszło. W ogóle to jako osoba odpowiedzialna za tą zmianę na stoisku zarządzą, że Marinette i Adrien pracują razem przy malowaniu twarzy, a ja z Nathanielem będziemy zbierać i zachęcać dzieci do odwiedzania nas...
- Alya... - Odezwał się rudowłosy bezczelnie mi przerywając.
- Coś nie pasuje? A no tak! Nathaniel! Ty tu jesteś naszym artystą! To razem będziemy malować twarze, a Adrien i Marinette będą...
- Alya. Nie. - Przerwał mi ponownie chłopak. Bezczelny. - Spóźniłaś się, więc ja obejmuje władzę. Marinette i ja będziemy malować twarze, a to ty z Adrienem będziecie odpowiedzialni za resztę.
- Tyrania! Tak nie można! - Zaprzeczyłam.
- Nie? - Nathaniel podniósł brew pytająco.
- Chodź. - Powiedziałam i odciągnęłam chłopaka na tyły stoiska gdzie Marinette i Adrien nas nie usłyszą o ile będziemy mówić szeptem.
- O co chodzi? - Zapytał.
- Jak to o co?! O Adrienette! - Krzyknęłam.
- Adrie... Co?
- Adrienette. Serio? Nie wiesz? Nie shipujesz ich?
- Czego nie robię? - Zapytał jak głupi.
- Marinette i Adriena!
Widząc jego wyraz twarzy wiedziałam, że nic z tego, więc wróciłam do moich przyjaciół, którzy stali niezręcznie czekając na klientów. Z rezygnacją przeszłam obok Adriena i pomachałam mu na znak by poszedł za mną. Oczywiście nie zrozumiał aluzji, więc musiałam się po niego wrócić.
Szłam razem z Adrienem przez teren festiwalu odzywając się tylko do dzieci, ich rodziców i innych osób zachęcając do odwiedzenia czerwonego stoiska na malowanie twarzy.
Przechodząc obok starczego pana sprzedającego watę cukrową usłyszeliśmy krzyk:
- Ja jestem Kunktator!
Co było równoznaczne z "Chowajcie się między stoiskami, bo prawdopodobnie będę tędy iść", co oczywiście wszyscy zrobiliśmy. Z tym, że ja pobiegłam się przemienić.
- Renard! - Powiedziałam gdy udało odbiec mi się w takie miejsce gdzie nikogo nie było. - Kradnij czerwone rurki taty Adriena!
I nie zgadniecie! Przemieniłam się! I przy okazji pobiegłam w stronę w stronę krzyków.
Kunktator właśnie przewracał furgonetkę z fast foodami, kiedy mnie zauważył. Złoczyńca był ubrany na czarno - biało i... i był po prostu ubrany w dziwny czarno - biały strój. Przepraszam. Przepraszam. Zawaliłam, ale ja serio nie wiem jak opisać tego człowieka.
Na twarzy Kunktatora pojawiła się fioletowa maska Władcy Ciem. Podczas, gdy drugi antagonista mojego życia rozmawiał ze swoim podwładnym (zapewne siedział w swojej kryjówce i popijając czarną herbatę z porcelanowej filiżanki) stanęła obok mnie Biedronka i Czarny Kot.
Oczywiście staliśmy jak głupi wpatrując się w Kunktatora zamiast go zaatakować, powstrzymać czy chociaż zrobić szarlotkę. No, ale cóż! Uczyłam się od najlepszych, a zarazem jedynych superbohaterów w Paryżu.
-Dobrze, Władco Ciem - powiedział twardo Kunktator. - Zrobię to. Zabiorę ich Miracula.
Po tych słowach czekaliśmy, aż nas zaatakuje czy coś, ale pobiegł w inną stronę siać popłoch gdzie indziej. My jedynie spojrzeliśmy się na siebie. Jak możecie się domyślić - nie pobiegliśmy za nim, bo nasze IQ jest poniżej rowu Mariańskiego.
Żartuje! Oczywiście, że pobiegliśmy za nim! Aż tak głupi nie jesteśmy - ja na przykład mam dobre oceny. Jeżeli przez oceny dobre rozumiemy, że mam same trójki.
Po jakimś czasie biegania po terenie festiwalu stwierdziliśmy, że to absolutnie nie ma sensu, ponieważ nasz złoczyńca robił wszystko, by nie zdobyć naszych Miraculum. Władcy Ciem chyba też znudziło się oglądanie tego całego przedstawienia w stylu Benny'ego Hill'a, więc przyszedł się dołączyć.
Po stu metrach złapał zadyszki. Spojrzeliśmy na niego. Wdrapał się na dach przenośnej toalety z napisem WC, wyjął apteczkę czy coś takiego i przemówił:
- Koniec tej zabawy! - powiedział zwracając się głównie do Kunktatora. - Zabieram Ci całą moc!
Po wypowiedzeniu tej formułki z jakiegoś dziwnego przedmiotu na kostiumie złoczyńcy wyleciał biały motylek.
- Dobra, Kunktator to był jeden wielki niewypał, ale mam jeszcze dwie Akumy przy sobie! W takim wypadku możemy to rozegrać pokojowo. - Mężczyzna zaśmiał się szatańsko i wypuścił Akumy.
- Masz bardzo ciekawą definicję pokojowego rozwiązania - powiedziałam
- Czekajcie chwilę - powiedział ignorując mnie. - Jeszcze chwileczkę... Minutkę...
Jako, że jesteśmy bardzo kulturalni staliśmy razem z nim. Tak z 30 sekund. Usiedliśmy na ziemi czekając na podwójny atak. Nikt nic nie mówił - wszyscy nasłuchiwali.
- Dobra - powiedział w końcu Władca Ciem, który także usiadł. - Nie wyszło. Proponuje rozejść się i o wszystkim zapomnieć.
- Ale co z tym bałaganem? - zapytała Biedronka wskazując porozrzucane budki, kosze na śmieci, zepsute stragany oraz inne takie. Tak... To jest Biedronka, za to ją cenię. Jest wspaniała pod każdym względem! (Oczywiście nie, aż tak jak ja).
Włada Ciem machnął tylko ręką, odwrócił się i poszedł sobie.
- Czyli... - zaczęłam. - To już koniec na dziś?
Biedronka i Czarny Kot potaknęli.
- Dobra, nie wiem jak wy, ale ja już będę leciała. - Pożegnaliśmy się na spokojnie (czytaj: nakrzyczałam na nich, by zostali razem, poszli na spacer czy coś, bo shipuje Ladynoir).
Schowałam się i przemieniłam. Nie zdążyłam porozmawiać z Renard, ponieważ ludzie zaczęli wychodzić ze swoich kryjówek. Poszłam w stronę miejsca, gdzie się żegnaliśmy. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Biedronki i Czernego Kota. Nie było ich, więc postanowiłam wrócić na stoisko.
Odwróciłam się, w tym samym momencie zobaczyłam, że drzwi WC na którego dachu siedział Władca Ciem gwałtownie się otwierają. Tyłem do mnie stał Nino. Wyszedł z toalety. Tuż za nim wyszła Chloe. Nie zauważyli mnie, ale ja zauważyłam ich. Oraz jej szminkę na jego twarzy.
_____
dzień doberek
tu były nominacje, fakty o tej książce, oraz zabrałam grupkę przyjaciółce
jednym faktem o tej książce jakim mogę się podzielić, to: myślę, by kontynuować to?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top