Rozdział 93 - ''Nikt już nie jest dobry ani czuły.''*
*Lombard - Diamentowa kula <3 <3 <3
ŻYJE! Nic mnie nie dopadło i za moją minę nie zapłacicie kartą mastercard:
Musicie wybaczyć mi za tą nieobecność ;-; ba, nawet nie miałam jak odpisać na wasze komenty... ale bycie pracującym studentem 3 roku to niezłe wyzwanie. Niestety priorytetem jest dla mnie napisanie licencjatu - gdzie ku mej udręce nie ma akcji, wybuchów i zwrotów akcji.
Dziękuję, że wciąż jesteście! Cudownie czasem przeczytać pytania - czy żyję i kiedy wrzucę kolejny rozdział; dzięki też za wyrozumiałość i cierpliwość! ; a już w ogóle jestem pod wrażeniem cięgle pojawiających się gwiazdek - więc każdemu kto tu dotarł, totalnie gratuluję <3
________________________________
- Nic tu nie ma. - odparłam szukając na półce polerki
- Sprawdź dobrze. - mruknął znużony Megatron
Po chwili ją znalazłam, ale nie tego się spodziewałam. To był jeden z tych momentów, kiedy liczysz, że zaraz ktoś wypadnie zza drzwi krzycząc ''Jesteś w ukrytej kamerze!''. Ale ja wiedziałam, że to się nie stanie. Znalazłam malutkie pudełeczko i zacisnęłam usta w kreskę.
- Jest... mała.
- Zapomniałem wspomnieć, że lubię dawać też kary? - mruknął rozbawiony Lord
- Zawsze mogę skoczyć do Knockouta po większą polerkę... - jęknęłam
- Nie.
- Ojej... - westchnęłam smutno
Następne dwie godziny spędziłam na polerowaniu zbroi tyrana, a dokładniej jej elementów. Biorąc pod uwagę wielkość gladiatora i mą kondycję ziemniaka, zmęczyłam się po wypolerowaniu drugiego przedramienia. Wiedząc, iż kara należała mi się, wypełniałam swą pracę w skupieniu, próbując ignorować uporczywe spojrzenie Megatrona. Jakiż tyran był przebiegły, aby dopasowywać taktykę do sytuacji. Tak, Megatron był umiejętnym tancerzem, który umiał dobrać muzykę tak aby prowadzić. A mnie wyprowadzić z równowagi i to bez użycia żadnego środka perswazji. Skonsternowana jeździłam polerką po zbroi mecha, nadając jej blask.
Krótkim wybawieniem okazał się być koniec płynu, który i tak nabłyszczył sporą powierzchnię. W ramach litości Lord zgodził się na większą maszynę. Oczywiście to medyk musiał ją nam podrzucić. Gdybym ja po nią poszła, prawdopodobnie przez przypadek specjalnie zgubiłabym się po drodze i Lordo nie byłby z tego powodu usatysfakcjonowany.
Nie muszę chyba mówić o tym, jakim spojrzeniem obdarzył nas przybyły Knockout. Skonfundowana odebrałam od niego polerkę cedząc przez zęby, że jeśli piśnie słówko, to go rozszarpię. Ogólnie marzyłam aby rzucić się z Nemesis na główkę i zapaść się pod ziemię.
Za sterami Walkirii praca szła tysiąc razy szybciej. W ciągłej i monotonnej, niezręcznej wręcz ciszy. Były to tortury godne mojego umysłu. Nabłyszczając popiersie tyrana, modliłam się aby to już się skończyło. Nie nawiązuj kontaktu wzrokowego i rób swoje. Zrobisz swoje, wrócisz do domu i wypijesz butelkę wina. Dokładnie tak.
Po skończonym polerowaniu wyłączyłam urządzenie i odsunęłam się o kilka kroków. Gladiator uważnie przyjrzał się wykonanej pracy. Nie liczyłam na pochwałę, lecz lekko uniesiony kącik ust mogłam uznać, że odbimbałam karę pozytywnie. Sama choć nie przyznam tego głośno, teraz wyglądał o niebo lepiej niż po incydencie w ''pustej kopalni''. Pancerz mecha lśnił srebrzyście, a rysy po licznych walkach dodawały Lordowi jedynie majestatu i charyzmy.
- Czy zastanowiłaś się nad źródłem swojego ostatniego nie powodzenia? - spytał tyran świdrując mnie swymi fioletowymi optykami
- Cóż... - westchnęłam wzruszając słabo ramionami- Za dużo myślałam, za mało działałam... Chciałam przewidzieć wszystkie możliwości, ale...
- Plany bywają na wojnie zawodne, ale pozawalają nam wyciągać nauczkę i uczyć się na błędach, nieprawdaż? Jest jeszcze coś bardzo istotnego, co nie uszło mej uwadze... zbroja ma pewny defekt, którego nie zauważasz. - stwierdził gladiator
- Zbroja? - zdziwiłam się
- Pozwól, że ci zaprezentuje. - dłoń, którą oglądał nagle zacieśniła się w pięść i posłała na ścianę
Huk rozszedł się po pokoju. Serce mi przyśpieszyło, bo ot tego się nie spodziewałam. Siedziałam na podłodze w bezruchu, z wielkimi oczkami. Megatron uniósł jedynie brwi oczekująco.
- Za co? - sapnęłam
- Wstań, nic ci nie jest. - prychnął tyran
- W rzeczy samej. Nic mi nie jest. - potaknęłam lekko podirytowana i wstałam niepewnie
- Podejdź, nie bój się. - rzekł Megatron i dodał po chwili- Kontratakuj. Teraz.
- Co? - słucham
- Atakuj!
Wywróciłam oczami i uniosłam pięść w gotowości do ataku. Lecz zamarłam natychmiast.
- O nie, nie, nie! - żachnęłam się- To jest jakiś test Decepticońskiej wierności, albo coś z tych rzeczy!
- Nie wypuszczę cię dopóki nie uda ci się mnie uderzyć.
- Uh, huh! - sapnęłam unosząc brwi.- Jesteś pewny? Walkiria ma mocarną siłę!
- Oczywiście... - zakpił
- Nie mów, że nie ostrzegałam...
O, nie pozwolę mu się naśmiewać z Walkirii. Z warknięciem wymierzyłam cios, który oczywiście Megatron nie dość, że zablokował to wykorzystał przeciwko mnie. W ułamku sekundy Walkiria wylądowała na podłodze jak długa. Burknęłam niezadowolona i zerwałam się do pionu. Rzuciłam się na Lorda, lecz ten mnie pchnął. I podciął. I znów leżałam podłodze. I tak przez następne trzy próby ataku, podczas których nawet szponem nie zawadziłam o zbroję byłego gladiatora.
- Wyciągnij wnioski. - rozkazał
- Dobra, teraz rozumiem, że po prostu nie umiem się bić...! - zawyłam sfrustrowana
- Przełącz ustawienia Ultra Zbroi, aby w pełni przepuszczała bodźce zewnętrzne.
- To ona ma takie opcje? - zdziwiłam się i po chwili zmieniłam percepcję zbroi.- Dziwne.
Poczułam mrowienie w całym ciele, które zakończyło się chwilową migreną. Zmysły lepiej podpowiadały mi w jakiej pozycji dokładnie znajduje się Walkiria. Przejechałam szponami po pancerzu mając wrażenie iż gładzę własną skórę. Niesamowite.
- Garda i walcz! - rozkazał Megatron, uważnie mi się przyglądając- Źle stoisz, ręce trzymasz za luźno... i nawet się nie osłaniasz. Atakuj! - ryknął
Mój mózg utworzył skrótowy plan działania aby zaatakować srebrnego mecha. Cios w brzuch, a kiedy się schyli - uderzyć w głowę. Nic jednak takiego się nie wydarzyło. Większy ode mnie przeciwnik był szybszy! Megatron zrobił unik po czym zadał jeden cios, który zwalił mnie z nóg.
Dosłownie cios skosił Walkirię, tak, że ta odbiła się o żeliwny krzesło-tron. Co gorsza, uderzenie sprawiło, że nie mogłam złapać oddechu. Ogłuszający ból wszystkiego. Odczuwałam ból tak realny jak własny. Jakby ktoś przywalił mi z pięści w brzuch... a upadek jeszcze bardziej realnie piekł...
Szok i strach spowiły mój umysł. Cała pewność siebie z bycia w Walkirii ulotniła się w sekundę. Kiedy Megatron się zbliżył, zadygotałam osłaniając się ręką z obawy przed kolejnym ciosem.
- Niech to będzie lekcją pokory. - wychrypiał tyran- I lekcją życia na dzisiaj. Ból jest jedyną stałą. Jest prawdziwy. - mruknął przyklękając obok mnie na kolanie- Przypomina ci, że żyjesz. Nakazuje żyć, kiedy tracisz wolę. Nie odtrącaj, go Charlie.
Lord wstał i ominął mnie, aby odsunąć ciężki mebel, który tarasował wejście do jego kwatery. Stęknęłam wstając i zbierając godność z podłogi, trzymając się na brzuch, który kuriozalnie bolał. Westchnęłam ciężko ze spuszczoną głową.
- Koniec już na dziś. - ponaglił tyran, lecz ja zamiast wyjść uklęknęłam na kolano przed nim- Co tym razem??
- Pragnę, abyś mnie nauczał, mój Panie. - stęknęłam, nie unosząc głowy- Nie chcę cię zawodzić, jako Decepticon... Wiesz, że ofiaruję ci swą wierność i lojalność, ale czuję, że to za mało i chciałabym dać więcej... Zaszczytem dla mnie byłoby, gdyby legendarny Gladiator z Kaonu się zgodził...
Idealne zrównoważenie cukru i wazeliny pozwala czasem w życiu wyżebrać coś co chcemy. Oczywiście nie powinno się tego stosować zbyt często inaczej przetargowy as sam nas wydyma.
Dostrzegłam, że Megatron zacieśnił palce w pięść po czym ją rozluźnił. Przebiegł mi dreszcz niepewności po plecach. A co jeśli Wielki M, wciąż jest na mnie wściekły. Co jeśli podpadłam? Liczyłam, na ciut większą nutkę entuzjazmu.
- Lordzie Megatronie? - spytałam po dłuższej chwili milczenia
- Zastanowię się.
***
Wróciłam zmęczona do domu, wraz z Vehiconem. Przywitały nas dźwięki fortepianu, na którym grał Headmaster. Uśmiechnęłam się smutno, bo z chwilą poczułam wyrzuty sumienia. Niewolnik, który ma zostać zlikwidowany jako cięcie kosztów, jak śmieć.
- Czemu jesteś smutna, Charlie? - mruknął Steve przyglądając się mojej twarzy- Jeśli mam uciszyć jego okropne granie, tylko mi powiedz.
- Nie, Steve... po prostu... - westchnęłam ciężko zerkając w kierunku Headmastera
Zatroskana mina Vehicona diametralnie się zmieniła. Steve patrzył na mnie z politowaniem.
- Tylko mi nie mów, że się martwisz. Do takich jak on nie wolno się przywiązywać! - fuknął- To morderca, wyrywa Transformerom Iskry! Chcą go zdezintegrować i wiesz co, bardzo dobrze!
- Steve bądź cicho!
- Nie będę! Czuję się niekomfortowo w obecności tego czegoś... - prychnął z obrzydzeniem
- Piłeś z nim, mógłbyś być milszy. - syknęłam
- A później odświeżyłem umysł danymi z dattpada, gdzie była lista przez niego zgaszonych...
Umilkliśmy na chwilę, ponieważ zrozumieliśmy, że muzyka ucichła, a adroid bacznie nas słucha.
- Wszystko słyszałem... - szepnął Headmaster- Spokojnie, nie zamierzam się wypierać. Jest mi przykro z powodu moich czynów, ale musiałem wybierać pomiędzy życiem swoim lub cudzym...
- Nienawidzę pacyfistów i jeszcze bardziej hipokrytów! - warknął Steve
- Zacząłeś czytać słownik Stevenie? Mądre słowa jak na Vehicona. - odparł słabo humanoid
- Zabiję kiedyś gnoja. - Steve prychnął i udał się w kierunku wyjścia- Idę się przejechać, idziesz ze mną?
- Spasuję, Steve... jestem padnięta. - odparłam rozciągając zakwasy w ramionach, na co Steve niechętnie potaknął i wyszedł. Ruszyłam wolnym krokiem do pokoju, w którym siedział żeliwny humanoid- To jakieś szczątki po kacu, musisz mu wybaczyć... na pewno tak nie myśli. - mruknęłam
- Nie gniewam się, zasłużyłem na taki los.
Usiadłam obok Headmastera i ze smutkiem spojrzałam na niego. Płakał, mimo iż zgrywał człowieka ze stali. Zacisnęłam mocno usta czując, że już nic nie wykrztuszę przez gardło. Palące uczucie żalu rozrywało mnie od środka.
- Wyrok zapadł, prawda? - szepnął i potaknął głową, gdyż znał
Odetchnęłam ciężko, czując jak łzy cisną mi się do oczu. Położyłam mu dłoń na ramieniu, później oplotłam go ramieniem, bo nie mogłam już mówić przez płacz. Słowa nie były potrzebne, po prostu chciałam aby czuł, że nie jest sam.
- Czy ludzie tak okazują wsparcie? - spytał, na co potaknęłam- Jedna dobra dusza. - szepnął
Uśmiechnęłam się pociągając nosem i próbując powstrzymać wodospad łez.
- Prze-praszam... czuję taką bezsilność... - wykrztusiłam
- Kiedy?
- Trzy dni. - szepnęłam
- Trzy dni i zobaczę bliskich.
Zacisnęłam oczy czując strumienie łez. Dlaczego nie mogłam się pogodzić z myślą, że niedługo nie będzie tego humanoida? Bo wbrew pozorom wydawał się być ludzki? A może dlatego, że widziałam strach w jego optykach. A także tęsknotę za domem i ojczyzną. Nie widziałam mordercy a jeńca, błagającego o litość.
Dlaczego w myślach wirowały mi wspomnienia o bohaterskich czynach przodków. Dlaczego miałam wrażenie, że muszę postąpić tak a nie inaczej. Boże, jak mam go ratować?
- A gdybyś błagał Megatrona o litość? - wymamrotałam ocierając strumienie łez
- Zabiłby mnie na miejscu, sama dobrze o tym wiesz. I tobie nie wolno o to pytać, bo uzna to za twą słabość.
- Dlaczego go szpiegowałeś? - żachnęłam się- Dlaczego?
Kilka bezbarwnych kropelek uderzyło o płyty pancerza Headmastera.
- Może ci się to wydawać z sprzeczne i... - wyznał ciężko
- Prawda nie zawsze jest przyjemna.
- Nie mogłem dopuścić aby Megatron dotarł do mojej planety... - odparł pewny swych słów- Dlatego zacząłem szpiegować Decepticońskie myśliwce, aż udało mi się wedrzeć na pokład Nemesis. Usunąłem z ich baz dane i lokalizacje naprowadzające na mój układ...
- Ale z jakiego powodu Megatron miałby atakować planetę Headmasterów? - szepnęłam- Jesteście pacyfistami, stronicie od konfliktów i...
- Wojna na Cybertronie, była przyczyną.... Odbiła się potwornym echem w galaktyce... A liczna flota Lorda Megatrona poszukiwała złóż Energonu. Nasze asy wywiadu przekazały nam jak kończyły planety i księżyce z tym surowcem. Przeorane, ludność wybita.
- Co stało się z całą tą flotą...? - spytałam niepewna- Armia Megatrona, odkąd jest na Ziemi trochę kuleje...
- Nie wiem, uwięzili mnie w celi... ale pojazdów takich jak Nemesis miał krocie a nawet więcej, przeorał wszystkie księżyce Cybetronu w poszukiwaniu Energonu... później planeta po planecie i coraz dalej...
***Steve***
Następnego dnia Charlie była markotna i nie skora do żartów, za to pod koniec dnia wpadła na jakże wspaniały pomysł uruchomienia starych myśliwców znajdujących się na Nemesis. Nienawidziłem latać i nie posiadać gruntu pod nogami, to nie była moja bajka. Nie wiem dlaczego te rupiecie dalej tu stały, od lat nie używane. Rdzewiały jedynie i marnowały czas Vehiconów, które musiały je co jakiś czas serwisować. Jedynym, kto potrafił uruchomić to dziadostwo był Breakdown i Vehicony-seekerzy, którzy i tak potrafili latać.
Chodź Steve, będzie fajnie Steve. Chuja tam było fajnie! W życiu tak się nie bałem, kiedy Charlie siedziała za sterami! Bo postanowiła, że się nauczy latać! Po prostu gasłem ze szczęścia, kiedy Break, który jakby nie patrzeć miał jedną optykę, pomagał podczas manewrów. Co jakiś czas ocieraliśmy się o ścianę lądowiska, lub zawadzaliśmy o coś skrzydłem. Do tego włączali dla zabawy dopalacze! Kurrwaaa!
Drżałem, trzymając się szponami... czegokolwiek! Po raz pierwszy nie cieszyły mnie jej iskierki szczęścia w oczach. Była zafascynowana tą przerdzewiałą technologią, która eony temu powinna trafić na szrot! Miałem ochotę się popłakać!
Kiedy wylądowaliśmy, wyskoczyłem jak porażony i tuliłem pas startowy, obiecując, że nigdy go nie zostawię. Jak mogłem zdradzić nawierzchnię cudownych dróg z tym jebniętym myśliwcem! Nigdy więcej, nigdy więcej!
- Steeve, wracaj, jutro powtórka!
- Ja pierdole, kurwa mać! - odkrzyknąłem jedynie uciekając z lądowiska- Nie, dziękuję!
Nie dam się, żywcem mnie nie wezmą! Niech sami sobie latają, niech sami odrywają się od bezpiecznego podłoża! Niech mnie w to nie mieszają! Niech Soundwave da mi trzy patrole i jeszcze jakąś robotę, do czasu aż Charlie przejdzie!
Czmychając z lądowiska wpadłem na A1313-169, który omal nie upuścił dattpadów. Rzucił mi zapewne gniewne spojrzenie i poprawił stosik tabletów.
- Uważaj jak leziesz, Steve! - burknął Vehicon
- Wybacz... a co robisz?
- Jeszce pytasz! Tej szalonej pajęczycy odbiło, remanent na magazynie kazała zrobić! Rdza by ją! Zajmie mi to z rok...! - warknął niechętnie
- TA! Wiesz co, pomogę ci!
- Hy?
- Wchodzę w to! - sapnąłem z ulgą i niemal zacząłem skakać- Uratowany! Niech Soundwave dopisze mnie w grafik.. o i jeszcze jakiś patrol sobie zaklepię!
A13 patrzył na mnie zapewne jak na debila, który stracił resztki zdrowego myślenia.
- Wiesz... istota, dalej zwana Walkirią, ma na ciebie zły wpływ. Pracoholik. Idź się lecz.
***
Pod koniec patrolu próbowałem bez skutku dodzwonić się do Charlie. Chciałem ją zabrać na przejażdżkę i pokazać jedno ładne miejsce, które dostrzegłem podczas patrolu. Zaniepokoiła mnie, że nie odbierała. Może rozładował jej się telefon? Poprosiłem czym prędzej Soundwave'a o most ziemny.
Zaniepokojony tym, że nie było żadnego kontaktu z dziewczyną wypadłem w trybie wehikułu na trawnik przed domem. Lampy świeciły się w domu, więc musiała chyba tam przebywać. Transformowałem w zmniejszoną formę mając złe przeczucia, sam nie wiem czemu. Ruszyłem czym prędzej do drzwi, kiedy usłyszałem wycie. Iskra mi się ścisnęła ze strachu, a Energon przyśpieszył. Może to był tylko film, Steve, Charlie pewnie ogląda horrory bez ciebie...!
Przekroczyłem szybko próg domu, słysząc podejrzane hałasy. Kiedy tylko wychyliłem się na zakręcie, myślałem, że z przerażenia Energon opuści mą Iskrę i zgasnę. Ujrzałem krew, czerwoną krew na dywanie, na Charlie i na Headmasterze.
- Kurwa... - wycharczała z trudem dziewczyna
Metalowy człowiek trzymał pobitą słaniającą się Charlie za ramię. Nie mogłem w to uwierzyć. Na widok łez Charlie wymieszanych w krwią, poczułem niewyobrażalny przypływ sił. Kiedy lodowate spojrzenie turkusowych optyk wylądowało na mnie, nie wytrzymałem.
- Jak śmiałeś! - ryknąłem rzucając się na mniejszego od siebie rywala- Ty skurwysynie!
Headmaster zwinnie uniknął moich szponów, czego nie można było powiedzieć o kanapie. Próbowałem go dorwać i odpłacić za to co zrobił Charlie, ale skurwiel odskakiwał za szybko, toteż zmieniłem rękę w blaster. Zacząłem strzelać, również bezskutecznie, bo tylko pudłowałem. Headmaster jednym ruchem doskoczył do mnie i wykręcił moją broń tak iż zgrzytnęło coś w niej nieprzyjemnie. Warknąłem z bólu, próbując się wyswobodzić.
On natomiast jakby nawet się nie zmęczył, jakby mord leżał w jego naturze. Dopiero z chwilą dostrzegłem iż dłoń miał tuż przy mojej Iskrze! Ale mimo to jej nie wyrwał. Wykorzystując moją chwilę nieuwagi oszołomił mnie ciosem w hełm, aż zrobiło mi się ciemno przed optykami.
Starając się oprzytomnieć, dostrzegłem tylko jak Headmaster ucieka przez okno. Stękając wstałem czym prędzej, człapiąc do Charlie. Moja biedna krucha istotka! W takich momentach uświadamiam sobie, jak delikatne jest jej ciało. Rana na głowie i brwi, z której krew pociekła na twarz. Pęknięta warga i podbite oko! Co jeszcze mógł zrobić ten potwór, gdybym nie przyszedł?! Zabiłby ją? Dlaczego! Jedyna, która nie patrzyła na niego jak na morderce skończyła niemal jak jego ofiara! Ja pierdole!
- Charluś, moja Charluś, co on ci zrobił!? - zawyłem z wyrzutem, padając przy niej na kolana i próbując określić jej stan- To wszystko moja wina, mogłem być z tobą...
- Boli, ale żyję... - wychrypiała z zamkniętymi powiekami, dotykając na oślep dłonią mojej twarzy
- Lece wezwać Knockouta!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top