Rozdział 91 - Knuj mądrze, a będzie ci dane.

Żyje. 

Studia. 

Umrzewam.

Praca!

Bez odbioru.

Loffki was <3

_______________________________________________

- Ja chyba umieram... mam scraplety w procesorze. - burknął Steve 

- Tłumaczyłam ci, abyś tyle nie pił. Masz kaca i... tyle. 

- To ten pojebany Headmaster gonił kolejkę, ciul kurwa, wiedziałem aby mu nie ufać. 

- Oh, Steve przestań. Próbuję się skupić! - mruknęłam

Siedzieliśmy w niemalże pustej kwaterze, tymczasowo ''mojej''. Była tam koja dla transformera, krzesło i aż biurko-półka z dattpadem. A biurku leżały wszystkie rzeczy przeznaczone dla człowieka, czyli karimata, paczki z żywnością długoterminową - tak od wszelakiego gdybym musiała nocować na Nemesis. 

Steve siedział bez życia na koi, gdyż męczył go kac. Walkirią zasiadłam naprzeciw, w skupieniu ostrzyłam ostrze specjalnym urządzeniem. Z fascynacją przyglądałam się każdemu pociągnięciu, któremu towarzyszyły sypiące się na podłogę iskry. 

- Nad czym niby się tak skupiasz? - westchnął zdziwiony

- Ostrzę, nie widać? - jęknęłam obracając ostrze- I szukam epickiej muzyki. Myślę, że piosenka od Undead od Hollywood Undead będzie idealna, idealna na wejście... by mnie zapamiętali. 

- Jesteśmy źli, to ci nie wystarczy? - westchnął Steve 

- I tu się mylisz! - żachnęłam się, unosząc gwałtownie przyłbicę- W oczach opozycji zawsze będziemy ź l i... Skąd wiesz, może to my jesteśmy ci dobrzy? - postukałam się szponem po hełmie- A może jesteśmy tylko złoczyńcami, ale z przesłaniem dla świata! Jesteśmy bohaterami... tylko potrzebujemy więcej zrozumienia. - mruknęłam

- Tsa... źli są po prostu źli... jak kac.

- Nie! Różnica pomiędzy jakimś tam łotrem, opryszkiem, a z ł o c z y ń c ą jest taka, że złoczyńca ma KLASĘ! Cały jego plan jest doprowadzony do perfekcji, jego wejścia są fenomenalne...

- Co? - jęknął Vehicon 

- Złoczyńca czyni sztukę, a jego czyny to czysta finezja! A teraz daj mi pomyśleć nad wejściem, które zapamiętają! Mam już ten zacny miecz, B'down pokazał mi granaty. Mam odłamkowy, dymny i taki z falą elektromagnetyczną. Muszę wykorzystać wszystkie elementy zaskoczenia...

- I tak wszystko chuj trafi jak cię usłyszą. - stwierdził markotnie Steve. Przyłbica na chwilę zniknęła.- No jak tak zrobisz na polu walki, to też będzie totalna klapa.

- Mój głos, Steve. Jesteś genialny! - sapnęłam uradowana- Może podczas starcia, nie odezwę się ani słowem? Wyciszę Walkirię. To powinno ich... zaskoczyć! 

- Że atakuje ich żeńska wersja Soundwave'a? - zachichotał Steve- Niesamowite! 

- Huh, jak śmiesz! Staram się być oryginalna! - wykrztusiłam gestykulując ręką, po czym zdałam sobie sprawię, że podobnie jak as wywiadu miałam nieprzenikniony ekran zamiast twarzy- A niech to! Zatem muszę uruchomić w Walkirii jakiś modulator głosu, jakiś taki... mocarny! 

- Wciąż nie rozumiem, czemu się na to porywasz... - szepnął Vehicon 

Przewróciłam oczami i dosiadłam się obok do Steve'a. Ten po chwili oparł się o mnie i oderwał moją dłoń od ostrzenia miecza na Autoboty. 

- Martwię się... 

- Steviee... to boty powinny się martwić podczas starcia z Walkirią.  - zaśmiałam się

- Charlie, a co jeśli coś ci się stanie. Mnie nie będzie przy tobie, a wtedy...

- Spokojnie, mordo. Charlie miała ograniczenia, ale Walkiria? Ona nie ma żadnych! Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale w niej... czuję się niezwyciężona. 

Niespodziewanie do pomieszczenia wparował czerwony mech. Steve odkleił się ode mnie, zapewne spoglądając na medyka znużony. 

- Czy ktoś mi może wytłumaczyć, jak to się stało?! - fuknął Knockout 

- A co się stało? - westchnęłam

- Breakdown strzelił focha! - wskazał na mnie medyk- Ty dobrze już wiesz dlaczego! Break mi powiedział co zrobiłaś Nitro Zeusowi!

Zaśmiałam się miło. A po chwili bardziej szyderczo. Uniosłam przyłbicę spoglądając na Czerwonego Kapturka.

- Nie wtryniaj się w nieswoje sprawy, dobra?

- Porwał go MECH! - sapnął Knockout- A to poniekąd dotyczy nas wszystkich...!

- To nie był MECH. - prychnęłam- To była jednostka do zadań specjalnych, USA. Nitro otrzymał to na co zasłużył i zabraniam ci to komentować. - wycedziłam przez zęby

- A... a co tak właściwie zaszło? - stęknął Vehicon trzymając się za głowę- I możecie tak nie krzyczeć?

Westchnęłam ciężko unosząc zmęczony wzrok na Steve'a. 

- Pamiętasz jak opowiadałam ci o Żywych Simsach? O tym jak prawie ożeniłam się z totalnym złamasem lecącym tylko na kasę?

- No... pamiętam, jak mógłbym to zapomnieć? - potrząsnął głową 

- Co twój ex ma do Nitra? - wtrącił medyk 

- A to, że kij ma dwa końce. Kilka dni temu Megatron wyciągnął mnie w plener i pokazał czego dorobił się mój były. Pokazałam tam nieco pazurki. - mruknęłam ukazując szpony zbroi

- Wciąż nie widzę powiązania? - prychną zniecierpliwiony Knockout 

- Kiedy wróciłam na Nemesis, coś nie dawało mi spokoju. Kobieca intuicja, od co! Poprosiłam Soundwave'a aby pokazał mi pełną listę akcjonariuszy Żywych Simsów . I wtedy znalazłam go. Briana, przykrywkę Nitro Zeusa. Jebaniutki punter! Obstawia zawsze rzeczy niemożliwe aby uzyskać największy zysk! - sapnęłam- Dlatego znikąd otrzymałam od niego informacje, że moja wielka miłość to ściema. Gdyby nie pula kasy, nic by nie zrobił. Nic! Nitro Zeus to bezduszny hazardzista. - syknęłam wściekła- Któremu... chciałam zaufać... chciałam uwierzyć, że ktoś może pomagać bezinteresownie. 

- Oh, Charlie... - szepnął smutno Steve- To ten co przelewał hajsy na koty?

- Tylko dlatego nie zabiłam go na miejscu... lubię kiciusie... Ale spuściłam solidny wpierdol. - warknęłam zaciskając pięści- A to, że go zgarnęli to już nie mój interes. 

Knockout słuchał tego wyraźnie zdziwiony. Nie wiedząc jak zareagować odchrząknął zakłopotany. 

- Nie wiedziałem. - odparł ściągając kącik usta- Wrócę może do Breakdowna.

Bez słowa pociągnęłam ostrzałką po ostrzu obserwując kolejne iskierki rozświetlające na chwilę panujący półmrok. Steve położył się na koi, bełkocząc przekleństwa niewyraźnie. 

Pokiwałam głową w zamyśleniu. 

- Muszę wybrać dobry teren, na złapanie Autobotów w pułapkę. Jakieś pomysły?

- Kanion...?

- Hm... może ujdzie. Ruszam w takim razie na rozpoznanie terenu, porobić próby, wszystko musi chodzić jak w zegarku. Pierwsze wrażenie w końcu robi się tylko raz, prawda? 

- Rozwal ich, kotku. - mruknął Steve

- A ty odpocznij, bo widzę, że marnie się czujesz. - parsknęłam słabo, czochrając go po głowie 

******

Drużyna Prime'a zwabiona sygnałem Autobotów otworzyła most ziemny do lokalizacji oddalonej o około kilometr od docelowej. Optimus obawiał się kolejnej pułapki Decepticonów, która ostatnim razem niemal odebrała mu zwiadowcę. Biedny Bumblebee, ponownie utracił swój przetwornik mowy...

Nie mieli pojęcia czy i tym razem szalony Lord nie wymyślił zasadzki. Ale nie mogli też pozwolić sobie na utratę nowo przybyłych botów. Tak jak ostatnim razem... Optimusa męczyły obrazy, które zastali przy resztkach pojazdu kosmicznego. Doszczętnie spalona okolica i martwa załoga statku. Ich śmierć była niepotrzebna, mogli tego uniknąć. 

Pogoda nie sprzyjała dzisiejszej akcji ratunkowej. Niebo zakrywała ciemnoszara kurtyna chmur. Zaczęło kropić, a z każdą kolejną minutą deszcz przybierał na sile. W oddali słychać było grzmoty.

Drużyna szła w dwóch zespołach. Prime i Ratchet na przedzie, a reszta kilkanaście metrów za nimi jako element zaskoczenia. Niespodziewanie leśny szlak się urwał, ukazując otwartą przestrzeń, na którą musieli wyjść aby dotrzeć do źródła sygnału.

- Optimusie... - wzdrygnął się medyk botów- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że nie czujesz podstępu...?

- Nie możemy pozwolić sobie na utratę kolejnych Autobotów, przyjacielu. Jeśli tam są i potrzebują naszej pomocy...

- To spróbowaliby nawiązać kontakt! - upierał się Ratch

- Być może nie mogą, albo boją się wykrycia przez Decepticony. To już niedaleko. - orzekł Prime łącząc się z Arcee przez komunikator- Kiedy dotrzecie do naszej aktualnej pozycji, zatrzymajcie się na linii drzew i czekajcie na dalsze rozkazy.

Optimus ukrywał nasilający się niepokój, ale rosnące wyrzuty sumienia pchały go naprzód. Nadzieja, że uratują te boty i wspólnie staną się silniejsi w starciu z armią Megatrona, dodawała mu sił.  

Lider wraz z medykiem dotarli do początku kanionu, gdzie zastali makabryczny widok. Na palu nabite były głowy transformerów, ociekające Energonem, na kablach dyndały symbole Autobotów. To one nadawały sygnał, zasilone niewielkimi bateriami z życiodajnym paliwem. Ilość zawieszonych skalpów zmroziła Iskrę największego mecha. Poczuł on, że znów zawiódł. A Decepticony wygrały. Nie rozumiał tylko co cony chciały osiągnąć przez tą potworną brutalność...

- Przecież to Guzzle... Sunstreaker. - sapnął rozgoryczony medyk- Optimusie...!

- Na Primusa...! - szepnęła wściekła Arcee

- Arcee. - wyprostował się Prime, obracając szybko- Rozkazałem abyście czekali na skraju lasu.

- Komunikat nie dotarł, Optimusie. - mruknął Bulkhead. Bee dodał coś od siebie- Dokładnie, coś zagłuszało sygnał.

- Ale teraz działa, nie wiemy czy to nie sprawka conów. - syknęła botka, stając naprzeciw potwornemu znalezisku, marszcząc się gniewnie- Trzeba ich pochować. Wiadomo kto to zrobił? 

- Cony od co! Jeśli dorwę któregoś, to jego części zamienne będą potrzebowały części zamiennych! -  warknął Bulkhead

Zwiadowca zapikał niespodziewanie, a wszystkie boty skupiły uwagę na wzniesieniach kanionu. Wtem usłyszeli muzykę, której wtórował grom burzy. Unieśli optyki i namierzyli w oddali postać. Dostrzegli ją na tle miotającego od piorunów nieba, jak zły omen. Postać szła w ich kierunku równym tempem. Czerwono-złota zbroja bojowej femme połyskiwała mokra od deszczu. Lśniąca srebrem przyłbica, zakrywająca twarz obcej obudziła w medyku wszystkie lęki. 

Boty w jednej chwili uzbroiły się w balstery mierząc do nieznajomej femme. Napięcie rosło spowodowane niewiedzą. Kim była, czego chciała i po co całe to przedstawienie? Zatrzymała się na skraju stromej górki unosząc długi miecz, wymierzony w ich drużynę. 

- Optimusie?

- Nie wiemy, kim ona jest. 

- Celuje do nas mieczem, potrzebujesz więcej argumentów, że nie jest przyjaźnie nastawiona? - syknęła niebieska botka

- Autoboty, nie...

Lider nie skończył zdania, ponieważ Arcee otworzyła ogień w kierunku nieznajomej. Optimus ruchem dłoni zakazał jej strzału, bojąc się sprowokowania wroga. Jednak, ku zdziwieniu wszystkich nowo przybyła nie drgnęła o milimetr. Strzały z blastera nawet nie drasnęły jej pancerza!

Nie zdążyli zareagować, gdy Walkiria wzięła rozbieg  z górki i wyskoczyła z klifu. Silniki na plecach uniosły ją wyżej, dzięki czemu szybciej pokonała dzielący ich dystans. Kończąc salto, wylądowała pomiędzy dwoma częściami drużyny. Błyskawicznym okrężnym ruchem miecza zmusiła boty aby się rozsunęły. Postać zamarła w gotowości do ataku, z mieczem wycelowanym prosto w czerwono-niebieskiego mecha.

- Autoboty, odwrót! - zagrzmiał Prime, wyczuwając podstęp. Zakrył twarz stalową ochronką- Natychmiast!

Czerwono-złota nieznajoma płynnym ruchem doczepiła miecz do swych pleców. To całkowicie zbiło z tropu czerwono-niebieskiego mecha. 

- Ależ Optimusie...! - sapnął Ratch- Nie możemy zostawimy cię tu samego...!

Niespodziewanie nieznajoma zerwała się do biegu za drużyną Prime'a. Wściekły zmienił dłonie w blastery i rozpoczął ostrzał. Bumblebee, Arcee i Bulkhead zdołali wejść do portalu, ale w momencie, gdy most ziemny był zamykany przedostał wraz z nimi granat.

Ratchet prawie dostał zawału Iskry widząc znikającą w portalu bombę. Natychmiast spróbował się połączyć z bazą, lecz odpowiadała mu tylko cisza. Optimus zawzięcie posyłał kolejne pociski w kierunku przybyszki, nie rozumiejąc czemu jej pancerz pozostaje nienaruszony. Był coraz bliżej niej, a jakaś niewidzialna powłoka pochłaniała każdy strzał. 

Dopiero gdy usłyszał ciche pikanie, Prime zaprzestał ostrzału. Dostrzegł rzucony mu pod nogi granat. 

- Ratchet, padnij! - krzyknął Optimus 

Siła wybuchu odesłała go w kanion, podobnie jak stojącego w tyle medyka. Fala uderzeniowa wprasowała w skały również czerwono-złotą femme, która zdawać by się mogło, nie była na to przygotowana. Wyglądała na... zaskoczoną. Ruszała chaotycznie rękoma po bokach bioder, gdzie wcześniej miała doczepione granaty i z chwilą westchnęła. 

Medyk Autobotów podbiegł do Optimusa, który wyraźnie ucierpiał od wybuchu bomby. Osmolony lakier i pęknięte szyby były niczym przy wgnieceniach i kilku ranach, z których sączył się Energon. Mimo okropnego bólu czerwono-niebieski mech zaczął wstawać z pomocą przyjaciela. Szepnął mu wówczas coś, czego nieznajoma nie mogła usłyszeć, kiedy przechodziła przez kurtynę z płomieni i dymu.

Ratchet transformował w kartkę i odjechał w pośpiechu w głąb kanionu. Ramiona nieznajomej podrygiwały, zupełnie jakby się śmiała. 

- Przestań. Nie musimy walczyć! - sapnął Prime- Powiedz kim jesteś?

Nieznajoma jedynie pokręciła głową i wycelowała miecz prosto w Optimusa. 

- Skoro, nie dajesz wyboru. - wychrypiał wysuwając swoje ostrza  

I tak rozpoczęła się wymiana ciosów. Optimus mimo piekącego bólu i zmęczenia spowodowanych wyciekiem Energonu, nie rozumiał ataków nieznajomej. Ataki były chaotyczne, praktycznie żadnej techniki prócz siły. Wystarczyło, że Prime unikał ciosów. Miecz raz po raz zagłębiał się w ziemi lub skałach, co spowalniało ataki Walkirii. Lider kilka razy sparował, kilka razy zaatakował, lecz szybko zaprzestał widząc, że nie potrafi zranić wroga. 

Deszcz nie przestawał padać, przez co oboje ślizgali się na błocie. Optimus zaczynał odczuwać rosnące zmęczenie ciągłą defensywą, w przeciwieństwie do przeciwniczki. Ciosy nawet newralgiczne części pancerza nie przynosiły zamierzonych rezultatów. 

Przeciwniczka walczyła niczym dziecko trzymające miecz pierwszy raz w życiu. Zbyt pewna siebie i swoich ruchów, co było niepodobne do wyszkolonych zabójców za jaką ją wzięli.  Optimusowi udało się w pewnym momencie wytrącić jej miecz dłoni. Hipotetycznie była bezbronna, nawet ciekawiło mecha co teraz pocznie obca femme. Rzuci się na niego z pazurami?

Otworzył szerzej optyki widząc jak fala energii spływa po jej ramieniu. Gdy czerwono-złota nieznajoma uniosła szpony celując w niego, poczuł tylko ból. Ocknął się kilkanaście metrów dalej z piekącą wyrwą na piersi. Wiedział, że jego pancerz na piersi już długo nie wytrzyma, a Iskra z trudem pompuje Energon.

Wróg zbliżał się powoli, niczym drapieżnik do martwej już ofiary. Prime obserwował jak femme porusza szponami, którymi zapewne chce pozbawić go matrycy i Iskry. 

- Kim jesteś? - wychrypiał i ku jego zdziwieniu femm zatrzymała się, przechylając przyłbicę

- Walkiria. - odrzekła kobiecym, lodowatym i lekko zachrypniętym głosem bez cienia emocji

Wtem na czerwono-złotą femme zleciał gaz, który przygniótł ją niemal w całości. Wystawały jedynie ręce, głowa i fragment pleców. Zamarła w bezruchu. 

Optimus uniósł zmęczone optyki widząc w górze swojego przyjaciela, dzięki czemu mógł odetchnąć z ulgą. Ratchet zbiegł z łagodnej górki i pomógł wstać czerwono-niebieskiemu mechowi. Prime umiał wykorzystywać zespołowe działanie, wiedział bowiem, że daje ono znacznie większe szanse na wygranie/ Nawet w starciu z silniejszym przeciwnikiem.

- Udało mi się nawiązać kontakt z bazą. - przekazał mu w pośpiechu medyk 

- To dobre wieści, przyjacielu... a teraz chodźmy...

Niestety Optimus zbytnio się zbliżył do przygniecionego wroga, przez co nieznajoma wpiła szpony w jego oponę. Krzyknął z bólu, czując z jaką łatwością ją miażdży! W ostatniej chwili złapał jej drugą rękę aby nie zakleszczyła mu się na stopie. 

- Ratchet! - wydyszał 

I medyk wiedział co musiał zrobić. Pewnym ciosem amputował koło, odciągając lidera poza zasięg tego czegoś. Ratchet był doprawdy wstrząśnięty niezniszczalnością tego tworu i nie chciał przebywać w pobliżu t e g o ani jednej minuty więcej.

Chwilę leżeli na błocie obserwując jak wróg rzuca się wściekle próbując wydostać. Tylko ją unieruchomili, uświadomił sobie medyk.

Autoboty nie traciły więcej czasu i poprosiły o otworzenie mostu ziemnego. 

***Charlie***

Tyle godzin planowania, tyle godzin prób! AAA!

- Kurwa! Jak ja mogłam pomylić te granaty... kurwa! - sapnęłam żłobiąc szponami w błocie- Gdzie leziecie, wracać mi tu, nie skończyłam z wami, nie skończyłam! - zawyłam, choć wiedziałam, że mnie nie usłyszą  

Obserwowałam jak obite boty znikają w seledynowo-białym portalu. Westchnęłam ciężko, może przynajmniej mnie popamiętają... Zerknęłam na koło wyrwane Optimusa - jedyne trofeum z dzisiejszej walki. Opadłam na błoto bez życia. A miał być taki cudowny plan.... miał mieć zero wad... 

Zamiast głowy Prime'a przyniosę Megatronowi jego koło. Super, już widzę jego szczęście... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top