Rozdział 78 - Kac Vegas bez Vegas.

Huh, to może ten... ja kliknę ''Publikuj''  i zacznę uciekać mając nadzieję, że wściekły tłum rzuci się na rozdział, a nie na mnie XD

A ucieknę wam czymś szybszym od roweru, bo zdałam prawo jazdy! :D 

Wystarczy jeszcze sobie przygruchać jakiegoś miłego Decepticona... Steeeve!

___________________________________

***Charlie***

Śnieżenie w odbiorniku ustało ustępując intensywnym impulsom zdrętwiałych kończyn. Światłość chciała się wedrzeć mi pod powieki, toteż skrzywiłam się chowając twarz w cieniu dłoni. Do moich uszu docierał szorstki, powtarzający się odgłos... chyba włączanego rozrusznika od traktora.

Westchnęłam zachrypnięta i skrzywiłam się. Dlaczego tak strasznie łupało mnie w bani? Przecież wczoraj uczyłam się i grałam na kompie... a nie, to było jakieś dwa lata temu. Chyba zapomniałam matematyki. Jezu, czemu jest tak zimno?!

Uniosłam ciężką głowę obracając ją na bok. Wtedy poczułam wybuchający ból. Wrzasnęłam podrywając łeb do góry. Trzymając się za nos panicznie się rozglądałam. Kiedy obraz się wyostrzył myślałam, że mam zwidy. Wzrok szybko zlokalizował skrzeczącą mewę, która wylądowała na plazmowym telewizorze.

Wiadomości były dwie, dobra i zła. Zła była taka, że telewizor szlag trafił, gdyż był spękany i przestrzelony na wylot. A dobra taka, że to nie był mój telewizor. 

Ani dom. Ani... gdzie ja do cholery jestem? I kto do chuja zrobił przeciąg, bo zrobiło się tu ZIMNO.

Coś zacharczało ponownie, toteż wzdrygnęłam się i obróciłam w kierunku góry przykrytej miękkim kocem. Cokolwiek to było zagrzmiało ponownie, tak iż myślałam, że zimuje tam niedźwiedź. 

Mimo iż przerażenie ścisnęło mnie za pierś niepewnie pociągnęłam za koc. Zwidy?

Niestety to nie były zwidy i pod kocem znajdował się Megatron. Jeszcze gorzej, ja na nim siedziałam! Zerwałam się jak poparzona. A jako iż mój błędnik musiał ostro pokłócić się z grawitacją ostatniej nocy, z jęknięciem spadłam na podłogę.

Chyba uwaliłam się na Lego, bo moje ciało przeszył ból. Wstałam raptownie i zdecydowanie za szybko, bo przechyliłam się na bok wpadając na stolik.

Narobiłam rumoru lądując znów na podłodze w akompaniamencie tłuczonego szkła i butelek. Ale nawet tak potworny hałas nie zbudził śniącego spokojnie tyrana. Stęknęłam parę razy próbując dojść do siebie. Tym razem zdjęłam ładne buty do siedzenia, kręcąc chwilę bolącymi stopami. Niestety przez walające się wszędzie szkło, ubrałam je ponownie żałując, że nie ma nigdzie puchatych papuci.

Podniosłam srebrny przedmiot, który leżał obok mnie, zastanawiając się gdzie już go widziałam. Z chwilą pojęłam, że był to naramiennik gladiatora. Zadrżałam.

- O Boże, zepsułam Lorda... i nawet tego nie pamiętam. - sapnęłam wstając ostrożnie. Nachyliłam się nad hibernującym robotem i nałożyłam pancerz gdzie trzeba- Idealnie. Nikt nie zauważy... Uhm... nic nie widziałam, nic nie słyszałam... co złego to nie ja. 

__________________________

To ja XD

____________________________

Wtedy też dostrzegłam, że brakowało tez drugiego naramiennika i osłon na piszczele. Nie było nigdzie śladów Energonu, więc raczej to nie był wynik walki. Hm. Wzruszyłam ramionami zakrywając go całkowicie kocem.

Spojrzałam jeszcze raz na podłogę. Karty, wszędzie porozrzucane karty. Karty, braki pancerza. Ja nie mam kolczyków. Nie... nie mogłam być tak pijana, by grać w rozbieranego pokera, bo nie umiem w ogóle grać w pokera.

Sam się popsuł. Pewne ze starości, mhm, myślę, że tak mogło być.

Westchnęłam ciężko, czując suchość w gardle i na języku. Kujący ból chciał przewiercić mi się przez czaszkę.

- Wody...

Próbowałam sobie przypomnieć wczorajszy wieczór, rozglądając się. Syf i bajzell z resztą też, stwierdziłam starając się przejść przez salon. Wyglądało to na plan czwartej części Kac Vegas, gdzie zgubiła się większość bohaterów oraz z mewami jako zwierzątkami przewodnimi. 

Przeczesałam z trudem rozczochrane włosy wzdychając. Spojrzałam na barek widząc tam kosmicznego androida. Headmaster w skupieniu czyścił kieliszek jakby barmaństwo było jego życiowym przeznaczeniem.

- Woodyy... - jęknęłam błagalnie, na co robot natychmiast zareagował podając mi butelkę- Dzięki... - westchnęłam biorąc łyk rześkiej substancji- Aaaah... więcej nie piję. Ah, właśnie, ty... wiesz co tu się stało? - kiwnęłam w kierunku salonu

- Masz na myśli to jak w nocy się ocknęłaś i chciałaś koniecznie wrócić do domu... przez okno? Na szczęście udało mi się odwieść cię od tego pomysłu. 

- Ooo... to wyjaśnia przeciąg i mewy... a telewizor?

- Lord Megatron chciał zestrzelić mewę...

- Oh... a dlaczego tak okropnie boli mnie głowa?

- Stwierdziłaś, że zrobisz ''back flipa butelką'' po rumie. - wskazał na półkę ze ściany znajdującą się nad sofą- I udało ci się, lecz butelka spadła ci na głowę... a ty przechyliłaś się na sofę.

- Która była zajęta, upsiii.... - mruknęłam zakrywając twarz dłonią- Wiesz w sumie... może ja już pójdę? Najwyżej wrócę na sprzątanie. Mhm... taaaa.

***

Była druga w nocy w Jasper, co definitywnie przekreślało mój powrót do domu. Zapewne rodzice przywitaliby mnie niezłą awanturą, że wracam tak późno... Zerknęłam na telefon jeszcze raz marszcząc brwi. Taaak... ''że wróciłam tak późno, nocą następnego dnia''. Uh, nieodebrane połączenia od mamy i wiadomości... Może chociaż napiszę, że żyję? 

Taaak... postanowiłam, że odnajdę swoje rzeczy na Nemesis, przebiorę się i pójdę poszwendać, jakbym miała coś lepszego do roboty. Jak postanowiłam tak też zrobiłam, błądząc  butelką wody.

- Więcej nie piję. - burknęłam przełażąc pomiędzy kratami u dołu topornych drzwi

- Co robisz kiedy życie daje ci, khekhe, no te, cytryny? - zapytał Jetfire

- Lemoniadę?

- NIE! Typowe ludzkie myślenie. Bierzesz tą cytrynę i ją zasadzasz!

- Po chuj, żeby życie rzucało mi więcej cytryn...?!

- AH! Nie o to chodzi! Cytryna to nauczka, sadząc ją, ona procentuje. Każda zła rzecz, która nam się przytrafia daje nam nauczkę, dzięki czemu tak naprawę możemy zyskać... yhgke-khe!

- Obcy mają ciężki tok myślenia... - westchnęłam- Albo to na kacu ciężko się myśli...

- Mam nadzieję, że kiedyś wspomnisz me słowa...

- Dziadzie. - mruknęłam masując skronie i wzdychając- Miałam się coś spytać, ale zapomniałam. Po za tym, BRRR, ale tu zimno... - zatrzęsłam się- Przydałoby się jakieś ogrzewanie...

Czerwonooki Autobot spojrzał na mnie i splunął w kąt.

- Ogrzewanie? Na wojnie to ja się grzałem w blasku chwały! - zakrztusił się

- Ta? A tu jest chyba minus dwadzieścia stopni!

- Minus dwadzieścia? - prychnął- Ja przy minus dwustu siedemdziesięciu trzech to się opalałem!

- W próżni?

- A GDZIE?! - odparł dziadyga

- Ja pitole nie krzycz tak, łeb mnie boli... mam kaca.

- Ty masz kaca? Po zakończeniu Pierwszej Poważniej Wojny Cybertrońskiej miałem kaca przez cztery miesiące!

- Jakiej wojny? - spytałam zdumiona mrużąc oczy- P o w a ż n e j??

Jestfite westchnął chrypliwie.

- Jestem starszy niż ci się wydaje... A jak tam idą złe uczynki pod rządzą Megatrona?

- Złe? Robię też dobre uczynki, mam to mamie. Sprawiamy, że świat staje się lepszy. Mama oddaje krew, a ja sprawiam, że na świecie jest mniej alkoholu. - parsknęłam

- Krew...? Ja w czasie wojny regularnie oddawałem modulator!

Westchnęłam.

- Coś cię jednak trapi, czy optyki Jetfire'a zawodzą? - zakasłał bot

- Nie... po prostu... jedno jest nie w porządku. - stwierdziłam zmęczonym głosem- Kiedy ginie lub zaginie jakiś Vehicon... nikt się nim nie przejmuje...

Jetfire uśmiechnął się ponuro.

- U Autobotów jest odwrotnie. To jest zasada ''brat za brata'', że dwudziestu po jednego wraca.

- To dlaczego nie wrócili po ciebie...? - parsknęłam słabo 

- Myślą, żem trup. Pha, że zardzewiałem w muzeum! - zakrztusił się i kilka nakrętek upadło o ziemię- Wiesz jakie to uczucie? Tak się rozpadać ze starości?

- Gdybym mogła ci jakoś pomóc to bym to zrobiła, ale niestety w plecaku mam tylko kawę, książkę o samochodach... i piłkę rugby? - zadumałam- Dlaczego mam piłkę rugby z podpisem... zgaduje, gwiazdy tego sportu? 

- Rugby...? - prychnął Jetfire- Za moich czasów też grało się w rugby... tyle że zamiast piłką, rzucało się pociskiem moździerzowym, oh! To były piękne czasy! A ile femme się za mną oglądało!

- Tsa, a wiedziałeś, że Megatron nie umie się podrapać po plecach? - zaczęłam się śmiać

- Co? Niby skąd to wiesz?

- Bo, bohohoh hahaha graliśmy w pradwaaahahahaha i wyzwaniehehehe i mu kazałam podrapać się po plecahhahahaha i o n nie mógł! - zawyłam ze śmiechu

- Zakuty łeb... - prychnął z obrzydzeniem ex-con- A kto rządzi u was, ludzi? 

- Niedługo będą wybory, więc... - cmoknęłam- Wszystko będzie się zmieniać, na lepsze na gorsze... zobaczymy.

- Wybory? - zachrypiał Jetfire- U nas rządzi ten co przeżyje. A nie czekaj... tak było kiedy byłem Decepticonem. U Autobotów rządzi Prime, prawda. Żyje on?

- Czemu tak pytasz o to?

- ...bo nadzieja umiera ostatnia. - westchnął smutno.

- Sranie w banie! - prychnęłam machając dłonią- Zapomniałam po co tu przylazłam, wychodzę...!

- Zaczekhaj! Kh-khe! - zakaszlał były Decepticon dość błagalnym tonem- Jesteś polką prawda?

Zamarłam obracając się na pięcie omal się nie przewracając.

- ...skąd to wiesz?

Jetfire zaśmiał się ciężko zamykając powieki .

- Polska brzmi jak dom wariatów...! Ale wiem, żeście szczwane i zażarte bestie, które nie raczą się poddawać... - zaśmiał się i westchnął nostalgicznie

- No, ale skąd to wiesz??

- Blah! Myślisz, że jestem całkowicie ślepy? Miałaś górną część kombinezonu z napisem ,,Mówię po POLSKU, a jaka jest twoja super moc?''

- Ah, no tak... spostrzegawczy z ciebie dziad. - mruknęłam

- A jak! Niegdyś nie było dnia, kiedy nie trafiłbym do celu... optykę miałem bystrą jak żyleta!

- Wiesz coś jeszcze o Polsce...? - spytałam z czystej ciekawości

- Polska, ha? Bijące serce Europy, mam rację? Co wy tam mieli... Wszarwe!

- Warszawę.

- Jakoś tak! - zaśmiał się smutno i zakasłał kilka razy. Zastanawiał się chwilę, aż rzekł poważnie- Posłuchaj... Czy zrobisz przysługę staremu Jetfire'owi? - spytał z nadzieją

- Zależy. - westchnęłam ciężko

- ...seekerowi nie przystoi uziemiona śmierć. - mruknął kiwając na ściany celi- Wolałbym umrzeć w przestworzach.

- O czym ty mówisz?

Robot charknął zirytowany, zgarbił się strosząc ciemne skrzydła na plecach.

- Rdzewieje tu od dziesięcioleci! Rozpadam się i gasnę po trochu! Jestem jeńcem, byłem torturowany, męczony... nigdy nie zobaczę już domu, który został zniszczony. - westchnął lekko zrozpaczony- Na mnie przyszedł już kres, ale nie chcę by nastąpił w tej plugawej celi! Pragnę mieć chociaż ostatnie życzenie, nie należy mi się...?

- Mów dalej. - jęknęłam zmęczonym tonem

- Wypuść mnie...

- Zwariowałeś?? - syknęłam

- Wypuść mnie i powiadom Megatrona. Nie zamierzam narażać cię na jego gniew... i tak jak mówiłem... chcę umrzeć czując wiatr pod lotkami... - westchnął ciężko- Błagam. Wiem, że tylko ciebie mogę o to poprosić.

Stałam w milczeniu myśląc. Kim byłabym pozbawiając dziadka ostatniego życzenia? Tyle przeszedł, chyba zasługiwał choć na jeden dobry gest od życia. Ale kac utrudniał mi żywot na chwilę obecną.

- W porządku. Jaki masz plan?

Jetfire przechylił łeb okryty spiczastymi wąsami. Załamałam ręce. 

- Mój procesor nie działa tak sprawnie jak na Cybertronie...

- Chcesz mi powiedzieć, że nie masz planu?

- ,,Napoleon rzekł: niemożliwe zadania dawajcie polakom.'' - orzekł Jetfire, zdrapując rdzę z pancerza- Więc do dzieła, szczwana bestio!

Stary piernik umiał motywować. A niech go rdza... ah, ją już miał.

- Że niby ja nie dam rady? - zaśmiałam się- Potrzymaj mi piwo!

***

Po kilku godzinach gaszenia nieustannego pragnienia mój umysł nawiedził pewien plan. Szybko przekazałam go Jetfire'owi. Staruch uśmiechnął się, mrużąc czerwone optyki.

- Zuch dziewczyna, toż to świetny plan!

-Oh, oh, ego pogłaskane i udobruchane. Jeśli jest szansa na udupienie mojego największego wroga, grzech nie skorzystać... - zaśmiałam się zacierając dłonie- Dobra. Podoba się to, do dzieła!

- ...zaczekaj.

Zatrzymałam się w pół kroku i spojrzałam na Jetfire'a pytająco.

- Dziękuję. - powiedział szczerze i podrapał się szponami po łbie- Niech się zastanowię jak ci się odpłacić...

- Nie trzeba. - odparłam natychmiast

- Oh, mam! Khekhe yyh, znasz ''słabe punkty'' Cybertronian?

- ...wy macie takie? - zdziwiłam się- No oprócz iskry.

- Blah! Może jesteśmy twardzi, ale nie w każdym miejscu - wychrypiał śmiejąc się- Tak ci się odwdzięczę za przysługę... Za ostatnie życzenie. Niech pomyślę co może ci się przydać... jako człowiek jesteś niska... więc... Mam! Zobacz - rzekł i wskazał szponem na swoją nogę- Tu, z tyłu biegnie ważny przewód z receptorami... wystarczy nie specjalnie silne uderzenie aby wywołać  paraliż.... krótkotrwały, ale wystarczający, by powalić cona lub bota i uciec.

Przyjrzałam się dokładnie miejscu, które wskazał Jetfire. Stary robot znowu zakaszlał i na ziemię odpadła zębata część, która potoczyła się pod ścianę celi. Bot westchnął, a ja podążyłam wzrokiem za uciekającą częścią. Parsknęłam cicho i spojrzałam na robota z łagodnym uśmiechem.

- Nie wiedziałam, że kosmici też mają ścięgno Achillesa. Dziękuje... to co mi powiedziałeś może uratować mi kiedyś życie.

- Wiem o tym! Phkha-kha! Dlatego Jetfire ci to powiedział...!

Odetchnęłam głęboko, patrząc w optyki robota. Szkoda, że chciał odejść...

- Jesteś pewny?

- ...Tak. Nigdy w życiu nie byłem bardziej pewny - odparł ze spokojnym uśmiechem- Wciel w życie nasz plan. Pragnę odejść z hukiem!

***

,,Jak ugadała babka z babką, gówno najlepiej przykryć czapką.'' To było z jakiegoś kabaretu. Takiego samego jaki będę tu odwalać. A polegało to na tym, by całą brudną robotę odwalił za mnie Screamer. Przecież to było oczywiste! A wystarczyło poczekać, aż ten szpilkarz będzie w pobliżu cel.

Wystarczyło tylko poczekać aż nadarzy się idealna chwila. I moment ten nastał, gdy szedł z dwoma Vehiconami. Wybiegłam im na spotkanie wymachując rękoma, by zwrócić na siebie uwagę robotów.

- Starscream! Starscreeeeaaam! - krzyczałam

- Czego!? - fuknął zirytowany

- A bo, bo, bo, bo...!

- Wykrztuś to z siebie, smarkulo! - warknął zniecierpliwiony seeker

- A Starscream to lubi w dyszę wylotową! - wydarłam się najgłośniej jak potrafiłam

Jak trzeba biec, by nie dopadł cię gigantyczny robot? Najlepiej zygzakiem. A jak szybko? Bardzo szybko. A jak wykręcać numer ratunkowy kiedy goni cię zły robot? Jeszcze szybciej.

- Dobra, wkurzył się na maksa i mnie goni! Co teraz!? ...JAK TO NIE WIESZ?! - sapnęłam do telefonu

- Zamorduję cię! - wrzasnął mech

Całe szczęście dobiegłam do celi i przebiegłam pomiędzy kratami. Starscream w napływie furii, jakiej nie powstydziłaby się laska z okresem, otworzył wrota. Jetfire był na to przygotowany i jednym ciosem znokautował seekera wybiegając na korytarz Nemesis.

- Stary Jetfire pokaże wam na co go stać! Podziwiajcie, ah! Khakhe! Jak za starych lat!

- Ty idioto - fuknęłam do poobijanego seekera, który dochodził do siebie- Szybko! Powiadom Megatrona!

Otumaniony Krzykacz majaczył głową aż skupił czerwone optyki na mnie, świdrując mnie gniewem.

- Ty wstrętna, mała ździ....! - wychrypiał Starscream, lecz nie zdołał skończyć, gdyż oberwał kopa prosto w tę szpetną twarz

- Spróbuj ją tknąć, a cię zajebie! - warknął Steve

Wyszczerzyłam się jak głupi do sera, słuchając jęku Gwiazdowego Kremu. Nie ukrywałam radości z takiego obrotu spraw. Widząc skierowaną w moją stronę V-kształtną przyłbicę, teatralnie przyłożyłam rękę do czoła wzdychając.

- Mój bohater! 

- Kurwa, w co ty się znowu wpakowałaś! - sapnął robiąc krok nad seekerem i łapiąc mnie w szpony- Masz szczęście, że akurat sprawdzałem systemy obok! 

- Też się cieszę, że cię widzę Stevie!

- Czy ja cię zawsze muszę szukać?? - jęknął zirytowany fioletowy mech- Przecież ja się zamartwiam na zgaśnięcie! 

- Oooo, martwisz się!

- Oczywiście! - fuknął 

***Steve***

Bądź tu dobrym przyjacielem! Odwalaj czarną robotę, podczas gdy ta sobie gdzieś znika. Tak po prostu na cały ponad dzień! Bo sobie wyszła  w sprawach służbowych. No kurwa mać, a matce nie łaska było odpisać. Zacząłem żałować, że Knockout naprawił mi łączność. Średnio co godzinę Judyta wywoływała mnie z zapytaniem, czy czegoś nie wiem. A hibernowałem, bo dawno tego nie robiłem!

Całe szczęście, że wziąłem jakąś dupną robotę i przypadkowo usłyszałem hałasy. I co zastaje w celi?! Charlie i były komandor Szpila chcą się znowu pozabijać. No ja nie mogę! To z kopa w ryj  sukinsynowi i wychodzę. 

- Oooo, martwisz się! - zawołała uśmiechnięta 

- Oczywiście! 

Czemu moja iskra nie potrafiła się na nią długo gniewać.Westchnąłem wywracając optykami pod maską.  Wyszedłem z pomieszczenia pozostawiając seekera na pastwę samotności. Ups, przez przypadek specjalnie wcisnęło mi się guziczku... i zamknąłem kurwa celę. System w pełni sprawny, czemu dodatkowo zawtórował dziki wrzask Starscreama dobijającego się do wrót. A może mi się przesłyszało? Tak, dokładnie tak było, przyznałem z uśmiechem w iskrze.

- Coś znowu nawywijała? - spytałem kładąc ostrożnie dziewczynę na swoje ramię

- A niiic... A co ty nawywijałeś, hm??

- Ja? A zobaczysz w swoim czasie... - zachichotałem 

- Jeśli znowu postanowiłeś wyplewić mi ogródek, to... - jęknęła na co parsknąłem

- Chcesz już wracać do domu?

- Nie... chyba się prześpię, dobrze?

Przytaknąłem. Z miłą chęcią złapię godzinkę czy dwie hibernacji.

***

Moje audio receptory przeszył pisk, taki iż myślałem, że umrę na zawał iskry. Wiedziałem, że hibernowałem obok Charlie, ale przecież prawdopodobieństwo zgniecenia jej było nikłe! Przerażony spadłem z koi i za moment poderwałem się jak poparzony próbując zorientować się co się tak naprawdę stało.

Charlie leżała pod ścianą próbując zdusić śmiech. Trzymała w dłoniach tego gumowego pojebusa!

- No chyba kurwa, nie! - wydarłem się

- Pójdę za to do piekła...! - wykrztusiła ze śmiech- Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać....!

- Kurwa! Myślałem, że cię przygniotłem! - fuknąłem oburzony- Skąd się to tu wzięło!?

- U-uspokuj się, bohoho, bo eee, cie za kalamitkę* wytarmoszę i nie wstaniesz! - zaśmiała się Charlie, a z jej kolan spadła książka 

- O czym ty pierdolisz?! ...czy to jest instrukcja samochodowa?

- NIEEEE... no co, ty też możesz sobie o ludzkiej anatomii poczytać w pierwszej lepszej encyklopedii, a ja...?

- Ale ja nie jestem samochodem!

- Nieee? A co ja widzę?

- Ughf! - prychnąłem- Siedź tu i się nie ruszaj. I nic nie mów więcej, najlepiej!

- Oj, no nie fochaj, booo... Nie wyczyszczę ci łożysk z kurzu! - odparła dziewczyna

- Co!? Oddawaj tą instrukcję! - burknąłem, manewrując szponami, by zabrać to dziadostwo 

- Spadaj! Uczę się waszego żargonu! Nie, ani myślę! ODDAWAJ! - pisnęła Charlie

- Zapomnij... - zmieniłem wolną rękę w blaster i rozsadziłem książkę w skrawki- O j e j. 

Wzruszyłem ramionami, uśmiechając się niewinnie. Charlie gotowała się ze złości.

- Wydrukuje kolejną! I kolejną! I jeszcze jedną... Aż ci pocisków zabraknie!

- Aha, już się boję. - westchnąłem- Mów po prostu jak człowiek, a oszczędzisz wstydu sobie i mi...

- AhSSSSSSSSS! - syknęła wściekle- Właśnie aktywowałeś Charlie, nie ma przebacz!

- Nieee... - jęknąłem zbolały. Jak zaczyna syczeć to nie było dobrze- Kurwa. Nie, nie tutaj!

- Za późno, trzeba było pomyśleć zanim zniszczyłeś instrukcję. Niech no ja sobie przypomnę co tam było... aha! - powiedziała uradowana- Uszczelki, wtryskiwacz, paski klinowe! UUUHUU!

- Przestań - syknąłem, widząc ciekawskie spojrzenia innych Vehiconów- Dam ci kawę, tylko się przycisz!

- Łącznik z końcówką żeńską i rekord z męską! Tłoki, dużo tłoków! WAŁKI ROZRZĄDU! Zawór! Mechanizm tłokowo-karbowy! Skrzynia biegów! Hamulec ręczny!

- CIIII! Cicho bądź! - panicznie i bez skutku pragnąłem, by zamilkła 

- Przepustnica! Gaźnik. Cylinder. SZARPANKA! Iglica wysokich obrotów!

- Dobra, zrobię co chcesz!

Charlie uśmiechnęła się szeroko, w pełni usatysfakcjonowana. Reszta Vehiconów zdychała ze śmiechu. Dosłownie lub nie, dwóch nawet pokładało się na podłodze rechocząc.

- No, no Stevek! - wykrztusił brechtający Vehicon z wyższej koi- Skąd dziewczyna ma pojęcie o takich rzeczach? Hahahaha!

- Zamknij się! Chyba, że chcesz mieć procesor na ścianie! - warknąłem i chwyciłem Charlie, wychodząc- Zadowolona jesteś z siebie?!

- Hyhyhy, a jak myślisz? - zaśmiała się mrocznie- To co z tą kawą?

- Kurwa, zapomnij! - warknąłem wkurwiony

- Pasek zębaty! Cylinder! WAŁEK ROZRZĄDU! Zawory! Świeca zapłonowa! Koło zamachowe! KORBOWÓD! - zaczęła się wydzierać, czemu odpowiedziały dogorywające śmiechy z mojego przedziału

- GAHAHA! - krzyknąłem i zatrząsłem nią- Dobra! Dobra! Dam ci tą kawę! DAM! Tylko siedź już cicho!

- I zapamiętaj sobie! Jeśli Charlie coś chce... to Charlie dostaje!

- A niech cię ludzkie scraplety! Te pchłeły! Pchłeły niech cie zjedzą! - wygrażałem, lecz ta zaczęła się głośno śmiać- Jak ty możesz być taka...

- No jaka? Śmiało, aktywuj mnie bardziej! Mam caaały dzień by się droczyć. - rzekła z uśmiechem 

- AGRRWWWWRR!

- Jakiś ty uroczy gdy się denerwujesz! 

________________________

*kalamitka- tak, takie coś istnieje XD i sama z tego brechcę. Inaczej zwana smarowniczka, urządzenie służące do dozowania smaru w urządzeniach technicznych. 


Gorzkie żale a'ka dlaczemu miesiąc ciszy 

Wiem, że rozdziału nie było bardzo długo (#rekordowoDługo) ani moich odpowiedzi, ale... miałam urwanie dupy. Strasznie dużo spraw zwaliło mi się na łeb. Kolokwia, prezentacje, prawo jazdy... a trzy rozdziały siedziały zamrożone, bo nie miałam czasu ich dokończyć. Przepraszam was. 

Walczę na studiach ze statystyką, gdzie prowadząca udowadnia wszystkie stereotypy wobec kobiet - jedno mówi, drugie robi, a trzecie mówi. *wzdycham* Ciężki żywot starosty.

Ponadto los raz po raz wypluwa na mnie swoje demony, wystawiając moją cierpliwość na próbę. Czasem obraca to mój światopogląd, bo uświadamiam sobie, że mimo pozytywnego nastawienia odbija się to do niektórych jak groch od ścianę. Myśl przewodnia: ,,Codziennie budzisz się z nadzieją, że ludzie nie są tacy źli jak sądzisz. Mimo to, z a w s z e pojawi się ktoś, kto uświadomi ci, że otaczają cię spierdolone zjeby... Ale wiesz co? Tylko my decydujemy czy dołączymy do tego grona czy nie''. Cytat by me z bardzo felernego dnia.

Mogę się jeszcze pożalić z tego, że spotykam wśród młodych ludzi niesamowitą, wręcz okropną nienawiść, a co gorsza popadanie w skrajności. Jestem przerażona niekiedy ich brakiem empatii, która w minimalnym stopniu jest wymagana na kierunku zarządzania ludźmi. 

Najgorzej, że syndrom konia z klapkami stanowi olbrzymi problem wśród ludzi zarówno młodych jak i starych. Nazwę wymyśliłam sama, gdyż świetnie oddaje stan ich umysłu. 

Mam jedną prośbę, do was, czytelników. Jeśli choć raz mogę wywrzeć na was jakiś wpływ jako ''pisarz'' to przyjmijcie te dwa słowa do serca: szukajcie prawdy.

I życie tak, by nikt nie musiał przez was płakać. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top