Rozdział 73 - Skąd się biorą klony?

Olaboga, już 38,5 tysięcy wejść!

 Aż 4,66 gwiazd od was <3

No takiego hardego laga wattpad jeszcze nie miał XD

AW, dziękuję wam, że jesteście! <3 Jesteście cudowni!

Oczywiście zapraszam gwiazdkowania, komentowania, ale przede wszystkim do czytania... bom dłuższy rozdziałek! ^^ 

________________________

***Charlie***

- Raport?? Jaki raport! - sapnęłam- Nie krzycz na mnie, to ja powinnam krzyczeć! Jak to czemu?... nie! Nie! Daj mi skończyć! Nie będę zdawać żadnego raportu...! Uciekałam przez okno z krzesłem!! Z krzesłem! Rozumiesz?! - krzyknęłam do telefonu-  Autoboty chcą mnie dorwać, co ja mam zrobić?! Zwiększone patrole, tak? Ale... Aha.. no... no... Tak... super. Hail Megatron... Mhm. - westchnęłam rozłączając się- Matko...

Wyjrzałam przez okno, widząc jak fioletowy wóz zaparkował pod domem. Złapałam się za głowę i zawyłam zbolała. Zwlekłam się na dół i wyszłam na dwór. Dopiero teraz dostrzegłam w jakim stanie znajdował się Vehicon. Ręce mi opadły. 

- Steve...! - jęknęłam- Nie wspomnę nawet, że nie powinno cię tu być... Boże no, gdzieś ty się znów uwalił?!

- Na pustyni. - odparł jakby to było oczywiste

Westchnęłam załamana. Lecz wtem doznałam olśnienia.

Na brudnych samochodach zazwyczaj pisze się palcem ''Umyj mnie'' albo ''Brudas'', lecz ja przeniosę ten żart na wyższy poziom. Na studiach robiło się różne, dziwne rzeczy... Kawały były na porządku dziennym. Lecz tym razem ofiarą będą kochani rodzice za te ich usilne próby uświadomienia mnie skąd się biorą dzieci. Ja już im pokaże skąd. Zatarłam dłonie na myśl o małej zemście.

- Czyli co? Umyjesz mnie...? - spytał Steve

Przechyliłam głowę i uniosłam brew. Co to miało być za pytanie? Zupełnie jakby się specjalne brudził, bo przecież nie mam co robić tylko ''myć samochód kolegi''... 

- Mam lepszy pomysł... - powiedziałam ze złowieszczym uśmieszkiem

Podeszłam do brudnej maski i położyłam się na niej, opierając na ramionach. Tak, dokładnie tak- to sobą zbierałam pustynny kurz, nie inaczej.

- C-co ty robisz!? - sapnął, nie wiem czy bardziej zdziwiony czy przerażony Vehicon

Rozbawiła mnie jego reakcja, bo aż cały się zatrząsł. Zaśmiałam się pod nosem, kręcąc się jakbym miała ogon. Później to ja będę musiała się umyć, niestety. Ale będzie warto, dla tego żartu będzie warto się ubrudzić! Steve znowu zadrżał jak osika.

- C-charlie??

- Cichaj i daj mistrzowi pracować w spokoju.

- A-ale do czego ty zmierzasz!?

- Hyhyhyhy... po prostu stój i się nie ruszaj! ... albo przynajmniej to drugie, bo mi rozmazujesz ślad!

A starałam się jak najlepiej zetrzeć kurz brzuchem i przedramionami. Żart musiał wyjść perfekcyjnie. Jeszcze trochę dłonie i... ah no tak, wisienką w całym żarcie była odbitka moich cycków na masce. No nic, poświęcenie, by dać nauczkę mamusi i tatulkowi musi być. Ich reakcja całkowicie wynagrodzi mi to, że obściskiwałam się z brudną maską samochodu, który jakby nie patrzeć był inteligentną istotą z kosmosu. Niezręcznie. Ale będzie warto!

Zapomniałabym... Prawdziwą wisienką było dorobienie odcisków dłoni rozstawionych równolegle po obu stronach, na wysokości mojego brzucha. A raczej tam, gdzie mój brzuch zebrał cały pył.

Kształt, który wytarłam z kurzu ewidentnie wprawi w zakłopotanie każdego spostrzegawczego człowieka. Odsunęłam się i spojrzałam na swoje dzieło zadowolona. Żart. Pierwsza. Klasa. Ujrzeć taką odbitkę na masce samochodu będzie jednoznaczne ze stwierdzeniem iż ''ktoś musiał mieć tu ostre branie''. 

_______________

Nie pytajcie, po prostu XD

_________________

A teraz wyobraźcie sobie, że jesteście ojcem i spostrzegacie ten ''uwieczniony akt'' na masce samochodu, który córka pożycza od kolegi. Wnioski nasuwają się same. No jestem mistrzem. 

- Jestem geniuszem, jestem geniuszem zła!

- Jesteś brudna, jesteś brudna! - jęknął Steve

- Ale przynajmniej nie mam brudnych myśli, aaaa? - puściłam oczko i pstryknęłam palcami- Ale sucho pojechałam. Nah... Dajmy zadziałać Fortunie. Więc proszę cię, zaczekaj tu chwilę... a później kto wie? Może cię umyję?

- MOŻE?! - oburzył się, na co zachichotałam

- No... mogę tego nie dożyć. - pasrsknęłam kryjąc się za domem

Niedługo po tym, ktoś wpadł w moją pułapkę. Rozległ się głos, niczyj inny, jak mojego ojca:

- JUDYTA! Judyta!!!

Parsknęłam tłumiąc wybuch śmiechu. Taak! Tatko zmienił się w  Ojconatora Szlaban3000, w przeciągu dwóch sekund, był to chyba mój nowy rekord. Matka wyleciała przed dom w rękawiczkach ogrodniczych.

- Co się stało?? Czemu krzyczysz!?

- Widziałaś to?! CZY TY TO WIDZISZ?!

- Tak, Sebastianie - rzekła niezadowolona matka, gdyż oderwała się od pracy nad swoimi roślinkami- To samochód.

- NA MASKĘ SPÓJRZ!

Matka podeszła kawałek i zamarła. Zapowietrzyła się. Była w tak wielkim szoku, że zasłoniła usta rękawiczką, która utytłana była w ziemi. Spoglądała z wielkimi oczami, to na maskę to na ojca.

- Powiedz, że to NIE jest to o czym myślę! - sapnął ojciec

Miny rodziców w ramkę i na ścianę. Tylko Ojconator posiniał ze złości. Mama konsternacja.

- Czyj to samochód!? - krzyknął tatko, któremu już ręce się trzęsły

- C-charlie pożycza go od kolegi... od szefa, znaczy kolegi,w sumie to nie wiem... - jąkała się matka 

- Zapierdole chuja. - oświadczył wściekły ojciec- Gdzie jest strzelba!?

- Sebastianie!

Umierałam. Kisłam na potęgę.

- Gdzie on mieszka!?

- N-nie wiem, trzeba spytać Charlie...? - odrzekła matka

- Charlie?! - wrzasnął ojciec, zaraz po tym jak namierzył mnie turlającą się ze śmiechu na trawniku- Co to ma znaczyć!? Chwała mym rodzicom, że nie żyją, bo dzisiaj by zeszli! - sapnął wkurwiony ojciec

- Tato zanim dasz mi szlaban do końca życia... - wykrztusiłam przez łzy śmiechu- Chcę żebyś wiedział jedno: kocham cię.

- I tak będziesz miała szlaban!

-...oj, weź jestem dorosła! Nie znasz się na niewinnych żarcikach...?

- SZLABAN!

- Kurwa mać!

- Charlie! Coś ty powiedziała?!

- Powiedziałam: urwał nać! No, pietruszkę mi daje!!*

***

Po mym jakże epickim wybryku musiałam przez następne pół godziny zmyślać o jakimś Stevie. Ojciec niezadowolony wsłuchiwał się każde słowo jakby miał ukryty w oczach skaner do wykrywania kłamstw. Ostatecznie dał mi spokój, bo przecież miałam ten samochód tylko umyć za wożenie mojego tyłka po mieście. Wcale nim nie jeździłam, czy tym podobne, nie nie, to nie wielki obcy z kosmosu. 

On po prostu nie był gotowy na prawdę, jeszcze nie teraz... kiedyś mu powiem, na pewno. I pokaże, bo mi nie uwierzy. 

Wróciłam do Vehicona uśmiechając się promieniście na powitanie. Uruchomiłam szlauf, a zaraz po tym w ruch poszedł płyn z woskiem oraz gąbka. Starannie zmyłam swe dzieło z fioletowej maski i tym razem Steve nie narzekał. 

- Przepraszam, że wykorzystałam cię do tego żartu... chyba przesadziłam. - jęknęłam z przekąsem, czekając na reakcję- Nie gniewasz się, prawda? 

- Mhmm... - mruknął con jakby wzdychając 

- Moi rodzice, ah... mam wrażenie, że to zupełnie inny świat.

***Steve***

Niespodziewanie usłyszałem czyjś gwizd, a następnie syk. Charlie wpierw cisnęła gąbką o ziemię, ale zaraz potem chwyciła ją i rzuciła nią w kierunku bramy wjazdowej. Leniwie uniosłem lusterka by zorientować się w sytuacji. 

- Spierdalaj...! - krzyknęła wściekle, w pełni wybudzając mnie z błogiego stanu odpoczynku 

Gąbka nie uderzyła w mężczyznę, ale plasnęła o ulicę i sprawiła, że ten uciekł. Klnąc pod nosem Charlie wyszła na ulicę w poszukiwaniu wyrzuconej rzeczy.

Kiedy wróciła była wyraźnie podminowana. Kręciła głową krzywiąc się w grymasie złości, dłonie miała zaciśnięte w pięści. Rzuciła niedbale gąbkę do wiadra i chwyciła za wąż.

Była tak wkurwiona, że bałem się spytać co tak w zasadzie się stało. 

Charlie nacisnęła za spust, lecz woda nie poleciała. Spróbowała agresywnie raz jeszcze i jeszcze, ale nie poskutkowało. Zirytowana zatrzęsła wężem jakby chciała go udusić.

- Nooo, cooo jeeest?! - warknęła zaglądając do wnętrza końcówki

- Stoisz na...

Nie skończyłem, kiedy Charlie automatycznie poruszyła się w bok. Całe ciśnienie wody w jednej chwili wytrysnęło z węża oblewając ją po twarzy. Wydarła się, nawet próbowała się bronić, lecz cofając zawadziła o kubeł z wodą i wyjebała się na mydliny. Wrzasnęła zirytowana tupiąc rękoma i nogami.

- Kochanie, co ty robisz?! - spytała zaskoczona matka

- Bije się z myślami! - zapiała

- Ale nic ci nie jest?

- NIE!

Matka tylko uniosła brwi i wycofała się w głąb domu. Charlie wstała i wydarła się pod niebo, dając ujście frustracji. Oparła się o moją maskę dłońmi, wyglądając jakby miała zedrzeć ze mnie zaraz cały lakier i pancerz zaraz po tym. Jak dobrze, że nie była wściekła na mnie. Chyba?

Przez chwilę nie robiła nic, tylko dyszała zaciskając pięści. Z jej włosów zjeżdżały kropelki, podobnie jak z twarzy rąk i nóg. Była cała mokra, przesiąknięta do suchej nitki, gdzieniegdzie mieniła się na jej skórze piana z mydlin. Przechyliłem lusterka i poruszyłem kołami. 

- Mogę... spytać co się stało? - szepnąłem niepewnie 

Spojrzała na mnie kątem oka, unosząc jedną brew. 

- Ten frajer. Sukinkot... musiał stać tam jakiś czas, jak mogłeś go nie zauważyć?

- Yyyeeeemm... zamyśliłem się.

- Myhym. 

- Co z nim jest nie tak? - spytałem 

- Wszystko! - sapnęłam załamana 

- To pupil botów? Nachodzi cię?

- Nie... ale, wie gdzie mieszkam... - powiedziała w próżnie- Jasper to mała miejscowość i to mnie wkurwia... chyba będę musiała zmienić miejsce pobytu wiatrówki... w bardziej podręczne.

- Czy coś ci zrobił?? - sapnąłem unosząc się na kołach

- Nie...! Jeszcze nie. Ale znam takich typów jak on. ''Poznałam'' go na wyścigach i trochę za dużo sobie wyobraził. - warknęła i przejechała dłonią po mokrych włosach- Kurwa! I wie gdzie mieszkam...! - sapnęła

- Hej, spokojnie...! Póki jestem przy tobie nic ci nie grozi! Jak chcę to potrafię być niebezpieczny!

- Jesteś u-ro-czy. - zaśmiała się 

- Niebezpieczny! 

- Wiem... Dziękuję. - rzekła biorąc wąż ogrodowy, spłukać ze mnie resztki mydlin

- Ale... czego on chciał, Charlie? Może chce ci przynieść list?

- Steve! - jęknęła- Połowa ludzkości dwudziestego pierwszego wieku nie wie co to jest l i s t. On mi dziś przyniesie prędzej list z pogruszkami, a jutro bombę! Po za tym on jest z tych... z tych ludzi, których po prostu nienawidzę.

- Dlaczego...?

- Ah, Steve... - skrzywiła się jakby z bólu- Bo tacy jak on zabili mojego dziadka! - warknęła- Mam prawo nienawidzić i tyle!

Odetchnąłem cicho. Ah, ci ludzie. W sumie podobni do nas, ich iskrami władają skrajne emocje, tak mocno, że nie wiedzą co robić. Nie zamierzałem ciągnąć tematu, widząc ile bólu zadaje on Charlie.

- Następnym razem, to ja go pogonie, okej? - zaproponowałem 

Dziewczyna od razu uśmiechnęła się spoglądając na mnie, aż cieplej zrobiło mi się na iskrze. 

- Ale chcę to zobaczyć! - powiedziała z zapałem

***Charlie***

Skończyłam myć Vehicona, wróciłam do domu, by wziąć prysznic. Wyszłam z domu i rozejrzałam się dookoła. Ten gdzie się podział, no gdzie?! Steve zniknął jakby zapomniał, że jest pożyczonym wozem, którym nie jeżdżę bo ''nie mam prawka''. Ano i miał mnie pilnować, strażnik jeden! Oby miał dobre wytłumaczenie, bo inaczej foch! 

- Serio...? 

Westchnęłam wywracając oczami. Moje życie to jakieś wariactwo bez trzymanki. Jak wytłumaczę, że samochód kolegi zniknął? I czemu jeśli kolega po niego wrócił to nie śmiał się przywitać z moim ojcem?! Tak być nie może i nie będzie! 

Na szczęście jest jeszcze kawa, kawa nie pyta. Ona rozumie, tak jak muzyka. 

Wtem mój telefon zabrzęczał i była to wiadomość, o dziwo, od Knockouta. ''Chcesz się przejechać w ciekawe miejsce?". Czy mam ochotę się wyrwać, by nie zebrać kolejnego ochrzanu? Yyy, tak. 

Zostawiłam notatkę rodzicom w kuchni, że kolega odebrał auto, a ja poszłam na zakupy. Niecałe dziesięć minut później rozkoszowałam się ciepłą kawą na wygodnych fotelach Astona Martina. W pewnej chwili zorientowałam się, że wszystkie lusterka były skierowane w moją stronę.

- No co...? 

- Jeśli upaćkasz mi tapicerrkę, to... - warknął cicho 

- Patrz się na drogę, a nie... nie zmarnowałabym na ciebie kawy.

Medyk tylko prychnął i przyśpieszył wyjeżdżając z Jasper. Opustoszała pustynia, na myśl przywodząca cmentarz tonęła w ostatnich promieniach słońca. Nie trzeba było długo czekać by przed nami otworzył się most ziemny. Wjechaliśmy do niego, a tuż za nami wjechał Breakdown.

- Co to za miejsce!? - sapnęłam 

Zamrugałam oczami i zaczęłam się rozglądać zdumiona. Podłoże zmieniło się na metaliczne kraty, pod którymi była tylko czerń. Było tu stosunkowo ciemno, jedynymi źródłami światła były lampy przy pulpicie z ekranami, zatoczce medycznej oraz... kapsuł. Rzędami ustawione kapsuły, wielkie cylindry o matowej powierzchni, z poniektórych wydobywała się słaba niebieska poświata. Reszta była pusta.

- Kloniarnia.

- Co... aph, myślałam, że będzie... na statku?

- Za dużo specjalistycznego sprzętu. Mielibyśmy niemały problem, gdyby uległ uszkodzeniu przez Autoboty. 

- W takim razie, gdzie my jesteśmy??

- Pod Czarną Górą**, Złotko. Pod niejaką Kalkajaka. - odparł 

Knockout zatrzymał się w pobliżu blatu z monitorami i otworzył drzwi. Tuż obok transformował Breakdown. 

- Witamy w Australii! - zaśmiał się niebieski con

- W Australii, ha? - mruknęłam wysiadając- Czarna Góra... coś mi to mówi.  Czy to nie ta dziwaczna góra, która wygląda jakby była usypana z granitów?

- Dokładnie ta. 

- WIEDZIAŁAM! - wrzasnęłam z uśmiechem, przez co mechy zgłupiały- Wiedziałam, że kosmici maczali w tym łapy...! Taka góra nie miała prawa bytu powstać! Wiem, bo kiedyś dziadek mi o tym opowiadał. Lubił geografię, pamiętam też jak uczyłam się o tym w szkole. Góry powstają inaczej, dlatego naukowcy do dziś nie wiedzą jak ona powstała! I są różne spekulacje... a ja znam prawdę! - zaklaskałam podskakując jak małe dziecko 

- Eeee.... - mruknął B'down drapiąc się po karku- Ta góra kamieni zakrywa promieniowanie.  

- Wieki temu, nasi przodkowie stworzyli tu miłe gniazdko. - wtrącił medyk kiwając szponem- Coś jakby stację badawczą, ukrytą przed wszelakimi wścibskimi oczkami. 

- W tym samym czasie, gdy przenosili Energon na ziemię? - spytał niebieski con

- Nie jestem historykiem, nie mam pojęcia. - jęknął medyk przewracając optykami- Wiem tyle, że tą lokalizację poznały Decepticony jeszcze za czasów wojny... Pierwsze partie klonów powstały jeszcze na Cybertronie, a po przylocie na Ziemię... kontynuujemy produkcję w tym tajnym miejscu.

- Produkcję... - prychnęłam krzywiąc się lekko- Nie sądzisz, że to nieodpowiednie słowo na cud narodzin?

- Wychodzą seryjnie, co mam powiedzieć? Masowa produkcja... a przynajmniej kiedyś tak było. - kiwną w stronę dziesięciu uruchomionych kapsuł- Obroty nieco spadły.

Breakdown podniósł mnie z krat i usadził na ramieniu, z którego miałam lepszy widok na przestronną... halę produkcyjną? Razem z Knockoutem podeszliśmy do paneli, na których pojawiły się różne statystyki. Lśniące optyki medyka błyskawicznie przeanalizowały dane.

- Dobra, dziś wyłowimy pięciu... pięć będzie dojrzewać. Pięciu wrzucimy. Ja przygotuję wszystkie procedury, a ty Breakdown idź otwórz śluzę. 

- Się robi, KO. - odparł mech i ruszył w głąb jaskini 

Mijaliśmy w ciszy puste kapsuły, aż dotarliśmy do pulpitu sterowniczego.  Decepticon zerknął na mnie złotą optyką, jakby chciał się upewnić, że wciąż tam jestem.

- B'down? Skoro te klony ''rodzą się'' na Ziemi to są Ziemianami?

- No... em, hm... - zamyślił się- No chyba?

- Obcy... ziemskiego pochodzenia. Bez sensu. - podsumowałam zerkając na kapsuły z numerami- Te numery... czy one przypadkiem nie wchodzą w kod na chipie Vehicona? 

- Um, tak. Numeracja kapsuł jest bardzo ważna. Wyobraź sobie cyfry jak na miarce. Tam - wskazał przed siebie- wzdłuż laboratorium mają numery od zera do... nie pamiętam ilu. Z kolei te w poprzek od jednego do... boja wiem?

- Czyli numeracja kolumn i wierszy, jak w exelu... jak w grze w statki abo w szachach.

- Możliwe. - jęknął Breakdown- Ale na początku numeru Vehicona znajduje się seria, a w zasadzie litera. Pierwsze klony miały tylko jedną literę, kiedy przeleciało przez alfabet dopisywano drugą, by ponownie przejechać przez alfabet. Później druga litera alfabetu... i tak znowu. Tych, których dzisiaj wybudzimy będą mieli numer serii RK.

- Whow... czyli to już bardzo enta seria klonów?

- Tak, ale to dlatego, że nie budzimy wielu. To przez oszczędności Energonu i takie tam... - mruknął Breakdown podchodząc do kapsuły znajdującej się w samym rogu- Ten tu będzie miał kod RK10-5, ostatnia cyfra jest ilością wybudzonych klonów. 

- Oh, czyli... ten tutaj. - wskazałam na komorę obok- RK20-5? 

- Dokładnie tak.  Wyjątkiem są numery dziesiętne, tam oznaczamy ukośną kreską... by nie mylono tego z kapsułami z rzędu zerowego, używamy ich w przypadku awarii lub podczas czyszczenia innych. Albo po prostu dla tego, że są najbliżej... -stwierdził wzruszając ramionami 

- Rozumiem... - odparłam z pięścią pod brodą niczym myśliciel

- No, jesteście nareszcie! - ucieszył się medyk z zawadiackim uśmieszkiem- Już myślałem, że sam będę musiał podziwiać swój lakier. 

- Tak, tak wiemy... czerwony to najszybszy kolor. - parsknęłam

- Nie zaprzeczę. - zaśmiał się Knockout i odszedł z dattpadem do kolejnej zatoczki- Breakdown jakbyś mógł mi asystować...?

- Już lecę. - odparł niebieski mech odstawiając mnie na blat i uśmiechając się słabo- Zaraz wrócimy...

- Chodź tutaj, musimy ożywić tą przestarzałą aparaturę... - westchnął zirytowany medyk- Która tylko czyha na mój lakier!

- Idę już idę, gdzie ci się śmieszy...?

- Na wyścig??

***

Pod nieobecność conów chodziłam w kółko bez celu, aż mą uwagę przykuły ekrany labolatorium. Uniosłam wzrok analizując koślawe wzorki. Na monitorze mrugała kreska niedokończonego tekstu, zupełnie jakby ktoś oderwał się od pracy. Zmarszczyłam brwi i podeszłam do poziomego panelu dotykowego, który można przypominał futurystyczną klawiaturę.

_______________

O np, coś takiego xD Koncepcja zakłada rozdzielenie klawiatury na pół... heh ''przyszłość'' oraz ergonomia pracy! Co lepsze dostrzegłam właśnie takowe rozwiązania na Nemesis, brawo ja XD

_________________________

Zbliżywszy się do zewnętrznych klawiszy, nadepnęłam dwa guziki robiąc niemalże szpagat. Do trzeciego musiałam się wygiąć łapiąc równowagę. Po chwili przesunęłam się na dwa inne. Ogólnie zabawa przednia, bawiąc się w Twistera na klawiaturze obcych. Słysząc piknięcie systemowe, orzekłam głośno i stanowczo:

- Przetłumacz...! 

Dostrzegłam, że fikuśne znaki znikają kolejno zastępowane językiem, który znałam i rozumiałam. Uśmiechnęłam się w duchu dziękując za dobrą iskrę Soundwave'a. Wyprostowałam się i zaczęłam czytać... raport?

- Priorytet: odnalezienie organicznej formy życia kompatybilnej z CNA... CNA? Bla bla bla, błędy podczas połączenia, srututu, ryzyko rozpadu cząstek, radiacja, bla bla, komplikacje...  połączenie z ludzkim DNA wciąż bezowocne, bla bla, ciąża biochemiczna***. C-co? - wykrztusiłam 

Zamrugałam powiekami unosząc brwi i przetarłam oczy nie dowierzając temu co czytałam. Czułam jak serce zaczyna walić mi jak z młota. Mój wzrok błądził po linijkach wyłapując frazy, przyprawiające mnie o nierówny oddech i narastająca panikę.

- Dalej, dalej, bla bla bla, spójność sekwencji, fuzja metabolizmów stabilna, antyfertylizyna**** zgodna?? Rozpoczęcie testów, wszystkie obiekty badań... nie przeżyły. - mówiłam coraz ciszej, czując jak krew odpływa mi z twarzy. Zatrzymałam wzrok na ostatnim akapicie z jeszcze migającą kreską- Przyprowadzić nowy obiekt badań...

_____________________________

Kto nie powiedział, że nie będzie szczypty grozy? XD MUAHAHAH

*Powiedziałem: urwał nać! No, Pietruszkę mi daje!! - Listy do M?  

**Czarna Góra, Kalkajaka, w Parku Narodowym w Australii. Cóż dla mnie ta ''naturalna góra'' wygląda jak sztuczny twór stworzony np. przez człowieka XD Cóż ta kupa gruzu ponoć powstała z erupcji wulkanu, a granit zaczął się kruszyć na skutek warunków pogodowych. Ma dość istotne znaczenie dla żyjących tam plemion. Informacji nie ma zbyt wielu i szkoda, bo ta góra mnie cholernie frapuje. Właśnie dlatego postanowiłam o niej wspomnieć, bo wygląda... jakby została stworzona specjalnie... pytanie przez kogo i w jakim celu? 

***Ciążą biochemiczną nazywa się zakończenie ciąży przed 20. tygodniem jej trwania. Do poronienia dochodzi zwykle na bardzo wczesnym jej etapie, gdy ciąża jest ustalona testami, ale niemożliwe jest jej potwierdzenie podczas badania ginekologicznego oraz USG.

**** Antyfertylizyna - u zwierząt: substancja wydzielana przez → plemnik, umożliwiająca rozpoznanie się plemnika z komórką jajową.



A tu dołączam rysuneczek własnego pomysłu na kod Vehicona, który kieeeedyś obiecałam zrobić. Bo tak, tu nawet numer seryjny musi mieć sens XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top