Rozdział 64 - Kolejna duszyczka do koszyczka.

W załączniku, pierwsza piosenka, którą pokochałam od zespołu Skillet czyli Monster; oraz obrazek, który wg mnie świetnie prezentuje Charlie (choć ciut przesłodzona postać z obrazka to Gwiazdka z Młodych Tytanów XD) a gdyby miała czarną ramoneskę i brązowe włosy, to byłby ideał. 

Choć jej opisów było najmniej, był to specjalny zabieg, by skłonić waszą wyobraźnię do działania :D Jestem ciekawa jak wy sobie wyobrażaliście Charlie? Podzielcie się tym w komentarzu ->

Od dawna zabieram się za narysowanie głównej bohaterki, niestety rysowanie ludzi idzie mi tragicznie... więc, kiedy tylko mi się uda, to dam znać XD 

A TERAZ

OMG  30.000 wejść *O* !!!

Jejciu jej, bo 3,6+ tysięcy gwiazd już świeci <3 <3 <3

I trzecie miejsce w ... CO?

SAY WHAAAT... tyle pytań i brak odpowiedzi! Co to za rankingi!? Przecież ja piszę bardziej o Decepiconach... chwila moment... *zobacz wszystkie rankingi*

AIII, jesteście niesamowici *-*

Jeszcze raz dziękuję za wszystkie gwiazdki, komentarze, które motywują mnie do pisania; za dyskusje, za czytanie oraz za to, że jesteście! Dla takich czytelników, aż chce się pisać! <3

Ok, już koniec, zapraszam do czytania! :D W nagrodę, dłuugi rozdział! <3

________________________

- Kochanie przyszedł do ciebie znajomy, wpuściłam go. - powiedziała mi na wejściu mama 

- Mamo... - warknęłam zirytowana- Tyle, że ja nie mam tutaj znajomych! Kogoś ty kurwa wpuściła?!

- Chyba się nazywał Jack... Tak, jak Jack Sparrow... Kapitan Jack Sparrow! Tyle, że nie Sparrow i w sumie też nie kapitan. Ale to taki grzeczny i kulturalny chłopiec. - zaśmiała się lekko i machnęła dłonią- Jest u ciebie, swoją drogą nawet ładny, tylko trochę za młody...

- UH!

Popędziłam na górę na złamanie karku. Niemalże wyważyłam drzwi, które gdyby napotkały czyjś łeb najprawdopodobniej zabiły by na miejscu. Darby wzdrygnął się zaskoczony, obrócił głowę w moją stronę speszony. Siedział na m o i m łóżku lekko skonsternowany. Jak śmiał...

- Sorry, że cię nachodzę, ale...

- Co ty tutaj robisz?? - spytałam udając bardziej zaskoczoną, niż wściekłą, trzaskając za sobą drzwiami

- Musimy porozmawiać.

- Nie mamy o czym.

- Roboty z kosmosu...?

- Błagam nie...! Ja nic nie widziałam, nic nie słyszałam, nie mam czasu...

- Posłuchaj! - ostrzegł ''niby'' groźnie wstając. Szkoda tylko, że to ja wciąż byłam wyższa.- Przestań zgrywać głupią. Wiemy, że wiesz o istnieniu Transformerów na Ziemi... i że masz z nimi kontakt.

- Doprawdy...? - uniosłam brew 

- Nieraz cię widzieliśmy. Optimus zdecydował abym spróbował przemówić ci do rozumu. Wiemy, że robisz dla Decepticonów i...

- Moje problemy, moje decyzje, moje błędy. I nie twoja, k u r w a, sprawa co robię.

- A tak się składa, że moja! - jęknął Jack wytrzeszczając oczy- Nie wiem jakie kity nawciskały ci Decepticony do łba, ale ich działania zagrażają ludzkości! Jesteś świadoma, że pomagasz wrogowi?

- Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia...

Chłopak złapał się za głowę wzdychając. Wzruszyłam ramionami, rozmyślając nad jakąś nieprzyjemną i w miarę chamską odzywką.

- Jakim człowiekiem trzeba być, by pomagać tyranowi w zawładnięciu Ziemią?! Naszą planetą, domem!

- Powiedz, D e r p y*... - mruknęłam- Pójdziesz ze zwieszoną głową na rzeź kiedy Autoboty już przegrają? Czy tylko teraz jesteś z nimi?

Powiedziałam to cichym, mrocznym głosem i ze złowieszczym uśmiechem, który wyraźnie zmroził chłopaczkowi krew w żyłach. W sumie nawet nie wiem dlaczego to powiedziałam, ale widok wstrząśniętego Jacka z iskrą lęku w oczach całkowicie mnie usatysfakcjonował.

- Megatron nigdy nie wygra! Nie pozwolimy na to!

- Ale jesteś naiwny... - uśmiechnęłam się delikatnie

- Skarbie, wszystko w porządku? Słyszałam krzyki...! - spytała z dołu mama

- Aj, nic się nie dzieje mamo! Kolega już wychodzi! - odkrzyknęłam i przecedziłam przez zęby do Darbiego- Wypierdalaj(!)

Chłopak zmieszał się, kiedy spojrzał mi w oczy, które najpewniej miotały piorunami. Odebrało mu pewność siebie.

- Mam cię wiatrówką pogonić? Uwierz mi jestem do tego zdolna. - zagroziłam mu- Wynoś się z mojego domu...!

- Już! Już wychodzę... - ruszył do wyjścia, lecz zatrzymał się w progu- Pamiętaj tylko, że jeśli kiedyś nastanie moment, w którym nie będziesz miała jak wrócić do domu, bo go już nie będzie... Uświadomisz sobie, że się do tego przyczyniłaś. I będzie już za późno.

Whoah, znów zawiało grozą tak, że pranie wyschło.

- Taż idźże, bo zrzucę cię ze schodów jak zabawkową sprężynkę...! Pozdrów starego, specjalne całuski ode mnie... - parsknęłam

- Przemyśl to jeszcze. - mruknął Jack z dołu schodów

Westchnęłam znudzona opierając się o parapet i odprowadzając chłopaka wzrokiem. Po chwili do pokoju wparował Koleś merdając wesoło ogonkiem. 

- Pies obronny od siedmiu boleści... czemuś go nie zjadł? Hm? - mruknęłam- Co, chciałbyś na nocny spacer? Nie dzisiaj, słodziaku, pańcia znalazła sobie już zajęcie na wieczór...

***

Wieczorem sama wybrałam się w wyznaczone miejsce na pustyni, gdzie otworzył się most ziemny. Wyjechał z niego Knockout oraz Breakdown trzymający w dłoniach niewielki samochód, który i tak już bardziej zdewastowany raczej nie będzie. Niebieski mech odstawił go niezbyt zgrabnie na ziemię i uśmiechnął się wiedząc, że mógł pomóc. Pomachał nam na odchodnym, gdyż musiał wrócić na Nemesis. Natomiast ja podrzuciłam Ticacza na złomowisko Briana. Wróciłam do medyka, który zaparkował zdała od siedliska ostrych części, które mogłyby zarysować mu lakier.

- Dzięki, że pozwoliliście mi zabrać Tico... 

- Czego nie robi się dla komplementów? - westchnął medyk, przechylając lusterko w moim kierunku- ...To wsiadasz czy nie!?

- Dasz mi piętnaście minut?

- Na co znowu?? - zawył medyk

- Muszę zadzwonić do mamy i jej powiedzieć, że widzę właśnie auto swoich marzeń. - odparłam patrząc na Astona Martina

- Aaawww, wskakuj i jedziemy!

Wsiadłam na miejsce pasażera, usadawiając się wygodnie. Silnik ryknął kilka razy, nim koła wzbiły za sobą tumany pustynnego kurzu. Wjechaliśmy na drogę wiodącą na pustynie. 

- Knoooockout? - zaczęłam- Jesteś fanem wyścigów... a słyszałeś o niedługo nadchodzącym wydarzeniu?

- Hmm, chyba wiem do czego zmierzasz, madame. - zaśmiał się zawadiacko medyk- Pytasz czy wezmę udział w Extreme Mad Max...?

- Tak... i?

- I go wygram! Czy to nie oczywiste?!

- Co, nie, Knockout niee...! - jęknęłam- Nie możesz jechać w tym wyścigu!

- A to niby czemu??

- Bo, bo... - zaczęłam chcąc wspomnieć o wygranej, lecz stwierdziłam, że wezmę go pod włos- Ty widziałeś co tam się dzieje?! Twój lakier na tym ucierpi!

- Błaaagam cię, od czego mamy Breakdowna? Tak mi ładnie towarzystwo porozpycha, że wygram i to bez jednej ryski! 

- Nie, nie możesz! To był mój pomysł, Knockout!

- C-co, co? - wykrztusił przez śmiech- Chcesz wziąć udział w wyścigu...? I to jako kierowca?! Hahaha!

- Ja go muszę wygrać..! - sapnęłam nosząc ręce 

- Ciekawe jak! Steve ma dalej ciche dni? 

- Bardzo zabawne... - fuknęłam naburmuszona- Wygram jadąc Tico! Zobaczysz! 

- PHAHAHAHA! - wybuchł niekontrolowanym śmiechem medyk- Hahah, żart niczego sobie!

- Muszę go wygrać, Knock i to zrobię!

- Hahaha, złotko! Władcą szos jestem tutaj ja i nie zamierzam rezygnować z tego tytułu!

- Foch. Wychodzę...!  

Pokręciłam głową i opuściłam wehikuł, gdy tylko śmiejący się Aston Martin zatrzymał z dala od zbiorowiska ludzi. Drzwi same zamknęły się za mną, a silnik warknął donośnie.

- Jeszcze wrócisz! - zaśmiał się- Wiesz, gdzie mnie szukać. 

Przewróciłam oczami i ruszyłam w kierunku muzyki. Chciałam zaczerpnąć świeżego powietrza, lecz im bliżej tłumu się znajdowałam tym silniej czułam woń dymu. I to nie dymu pochodzącego od wyścigowych bryk, tylko ton papierosów i zapewne marihuany. Nawet jakiś ziomek rozstawił się z grillem, norma. 

Im głębiej w tłum tym uderzył we mnie zapach alkoholu i głośny rap. Rozglądałam się w poszukiwaniu Briana, lecz nigdzie nie mogłam go znaleźć. Jakby nie patrzeć nawet snopy świateł pochodzące od włączonych samochodów nie rozświetlały wystarczająco nocy. 

Westchnęłam oddalając się od tłumu, zmierzając wzdłuż zaparkowanych ciężarówek z naczepami. Tu było nieco ciszej i spokojniej. Można było usłyszeć własne myśli. 

Zapinając zamek od kurtki zerknęłam na rozgwieżdżone niebo nad Jasper. Nieskończona ilość gwiazd nade mną, tylu ludzi wokół, a ja... jakoś tak sama. Rany, nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że przyznam mamie kiedykolwiek rację- samotność nie jest fajna... nie, kiedy się za kimś tęskni. 

Niespodziewanie poczułam czyjąś dłoń, w miejscu gdzie po prostu szlag mnie jasny trafiał. To było jak przycisk aktywujący huragan. Odwróciłam się gwałtownie i uderzając gościa w łapę, tak iż z plaskiem odleciała od mojego pośladka.

- Żarty sobie kurwa robisz?! - warknęłam- Chcesz stracić tą rękę!?

Mężczyzna złapał się za obolałe przedramię jakby zdziwiony. Mrugał tymi odurzonymi oczkami.

- Hej, ej, blej... EJ! Spokojnie, maleńka!

Pijany facet, o dziwnej karnacji. Przyśpieszyło mi puls, a dreszcz niepewności przebiegł wzdłuż kręgosłupa. Jeszcze mi tylko brakowało by dosapał się do mnie jakiś arab. Cofnęłam się od dwa kroki widząc w oddali jego bandę, która na szczęście była zajęta czymś innym. Ręka mężczyzny spoczęła na moim ramieniu, lecz błyskawicznie ją strzepnęłam, szukając już drogi ucieczki. 

- Zostaw mnie w spokoju! 

- Coś ty taka... agresywna! Chodź, maleńka, nasadź się na mojego korzenia...!

Zacisnęłam dłonie w pięści, niemalże zaczynając syczeć. Zabiję, zabiję, zabiję... SPOKÓJ, SPOKÓJ, SPOKÓJ! Oddycham, oddycham...! Nóż, którego nie mam, mi się w kieszeni nie otwiera. Nie daj się sprowokować, Charlie, tylko nie rób akcji. Załatwmy to dyplomatycznie.

- Yyyyeeee... mam chłopaka! Wiesz? - wycedziłam przez zęby, uśmiechając się sztucznie

- Ale mi to nie przeszkadza, tak ci dobrze zrobię, że się chłopakowi pochwalisz!

Powstrzymałam się by nie przywalić mu w ryj. 

Ale mimo to zboczek padł na ziemię jęcząc obolały, wypluwając ślinę z krwią. Ja sama też prawie się nie przewróciłam. 

O mój Boże. Dopiero wtedy poczułam eksplodujący ból w kostkach dłoni. Przywaliłam mu...! Przywaliłam, bo profesjonalnie wyprowadził mnie z równowagi.

Prawy sierpowy jak bokser, a nie jak z liścia niczym typowa panienka. O kurrrwa, jeden z bandy patrzył w naszym kierunku, gdzie wszystko się zadziało. W panice zaczęłam uciekać w stronę pustkowia, lecz kiedy tylko wybiegłam za naczepę oślepił mnie blask potężnych reflektorów. Wstrzymałam powietrze na widok tira z charakterystycznymi płomieniami, który już uruchomił silnik. Zerwałam się do biegu z powrotem w labirynt z aż czerech naczep, mając nadzieję, że Autobot nie zacznie się między nimi rozpychać, by mnie dopaść. 

Klnąc w myślach, przelazłam w odpowiednim miejscu pod naczepami i wbiegłam w najbliższe grupki fanów motoryzacji. Wmieszać się w tłum, wmieszać się w tłum! Przełknęłam nerwowo ślinę, zwalniając za rzędem ustawionych równo wyścigówek.

Tir podjechał w pobliże drogi i tam też się zatrzymał, gasząc światła. Odetchnęłam z ulgą, przynajmniej Optimus nie dopadnie mnie w tłumie ludzi... gorzej z tamtymi kolesiami. Starałam się rozglądać w miarę spokojnie. Pewnie minie chwila nim zorientują się, że ich kolega został pobity... przez dziewczynę o niezrównoważonym temperamencie. Nie mniej jednak, muszę czym prędzej znaleźć Knockouta nim zrobi się naprawdę gorąco.

I wtedy to dostrzegłam. Ręce mi opadły... czy ten dzień się nie skończy?! 

Przepchałam się przez kibiców i pobiegłam w stronę Czerwonego Kapturka. Za moment zamarłam w szoku. Ta pierdolona karyna co wyścig odpierdalała taniec na czyimś wozie... ale kurwa jak śmiała wejść na Knockouta!?

I jak on jej na to pozwolił- lepsze pytanie. Nie ważne. Wyprułam w ich kierunku podminowana, myślałam, że wszystkich ich tam rozniosę. Jako iż w jednym miejscu zebrały się aż dwie divy wieczoru, tłumek napalonych facetów wzrósł i kibicował. Ja rozumiem bycie ''FABULOUS'' i te sprawy, ale...

Laska kręciła dupą w przykrótkich jeansach, cyce jak haubice podskakiwały w za dużym dekolcie. Do tego te tysiąc świecących bransoletek i wiatrak z włosów. Na to Aston Martin włączył wszystkie alarmy i światła awaryjne. Czemu nikt tego nie nagrywa!? 

No kurwa, nie wytrzymię. Ci co się zorientowali odsunęli się, innych rozepchałam mimo ich sprzeciwów i dziwów. Stanęłam jak najbliżej tej wariatki i wydarłam japę najgłośniej jak tylko potrafiłam:

- WON Z MOJEGO SAMOCHODU!!!

Faceci zaskoczeni zaczęli mnie wygwizdywać i buczeć, przez co mogli oglądać mojego trzeciego palca wysoko w górze. Karyna tylko zachichotała wesoło i zwróciła się do mnie.

- Bo co mi zrobisz, s u k o?! - odpowiedziała słodko

- Ostatnie ostrzeżenie!

- Hahaha, tylko na tyle cię sta-AAAIIIIHH!

Potrzebowałam dokładnie półtorej sekundy by zdjąć trampka i cisnąć nim w łeb karyny. Wstawiona laska szybko zleciała z piskiem. Zbiorowisko tym bardziej zaskoczone kontratakowało tekstami ''o tym że jestem nienormalna'' w gorszym wydaniu. Podlecieli pomóc  znokautowanej Barbie, w akompaniamencie hejtów wymierzonych w mym kierunku.

- Spierdalajcie, ostrzegałam! - ryknęłam i zabrałam swój trampek, wymachując nim jak nożem- Pierdol się! Ty i ty! Pierdol się! I ty też! A ty jeszcze bardziej!!! Kto następny?!

Nie zwlekając aż wściekły tłum złapie za widły i pochodnie, albo za dragi i alkohol, ewentualnie kastety i bejsbole, wsiadłam do Astona Martina trzaskając drzwiami.

- Nie trzaska...

- AAA! AAAAAH! - wydarłam się wściekle

- ...już nic nie mówię. - szepnął Knockout- Jestem rad, że ściągnęłaś ze mnie tego węglowca, byłem bliski transformowania się i pozabijania ich.

- JA. Również. - warknęłam- Nie masz jeszcze tej ochoty?! Z chęcią się przyłączę!

- Może mam... - zaśmiał się złowieszczo- Ale Wielki M wściekłby się gdybym się ujawnił...

- A gdybyś tylko ich trochę porozjeżdżał? - zaproponowałam maniakalnym głosem- To może byłby mniej zły?

- Hahaha, nie kuś złotko! Może następnym razem, bo lakier mi jeszcze miły!

***

W sumie było po północy, więc mogłam to zaliczyć, że kolejny dzień zaczął się chujowo. Nie mogłam wrócić do domu na noc, bo w okolicy mojego domu krążył Autobot. Nawet domyślam się który dokładnie. Po spotkaniu Jacka, mogłam się tylko domyślać, że kolejny inteligent będzie próbował przekonać mnie do nawrócenia. Ale z bossem sam na sam to podziękuję, nie mam nastroju. 

Na Nemesis dalej szargały mną skumulowane nerwy. Telepało mnie równo jakbym wypiła kilka energetyków pod rząd. A może siadała mi już psychika? Przestałam sobie radzić? A może życie jest proste, tylko ja jestem do niczego? Miałam ochotę usiąść i się rozpłakać, tak po prostu, by dać ujście emocjom. Ale byłam zbyt zła, zła na cały świat... i nie miałam się komu zwierzyć. 

Medyk poszedł się polerować, a Breakdown mu w tym pomagać. Starscream'a nienawidzę, do Airachnid nie ma bata bym poszła, strażnik jeńców najprawdopodobniej nie rozumie mojej mowy, a Jetfire'a nie zamierzam obciążać swoimi problemami. Szkoda... szkoda, że nie było Steve'a... pewnie straciłby rachubę o czym mówię na początku monologu, ale na pewno by mnie wysłuchał. I pewnie przytulił na pocieszenie... 

Usłyszałam rozchodzący się po pustym korytarzu odgłos ciężkich kroków. Nie trzeba było długo czekać, by zza zakrętu wyłoniła się potężna sylwetka srebrnego gladiatora. 

Tyran zatrzymał się przede mną i przechylił głowę unosząc brew. Zupełnie jakby się zastanawiał czemu jego szpieg koczuje na korytarzu, tuż pod wejściem do zatoczki medycznej. 

- Dlaczego tu tak siedzisz? - spytał, na co wzruszyłam ramionami

- ...co mi z tego, że wejdę do środka jak na blat sama się nie dostanę. - odparłam lekko zachrypniętym głosem

- Gdzie jest Knockout?

- U siebie.

- A gdzie Breakdown?? - warknął- Miał ci pomagać w razie czego.

- Ale pomaga Knockoutowi...

- W czym?!

- ...w polerowaniu? 

Lord westchnął ciężko przewracając optykami i nie komentując już tego. Wyciągnął po chwili dłoń i zgarnął mnie z podłogi. Otworzył przedsionek i odstawił na blat w pobliże lampy grzewczej, gdzie rozłożoną miałam karimatę. Nie dane mi było jednak ponowne użalać się nad sobą w samotności, bo czułam na sobie ciężki spojrzenie. Obróciłam się napotykając w górze czerwone optyki, które świdrowały mnie na wskroś. 

- A co to...? - spytał zaintrygowany Megatron- Wyczuwam... problemy emocjonalne?*

- Wcale nie... - burknęłam ocierając łzę

- Coś cię trapi mój szpiegu? Powiedz co? - dociekał Lord

Ohoho, jeszcze tego mi brakowało. Nie, nie teraz! Błagam nie dam rady racjonalnie rozmawiać w tym stanie.

- A nic...! - odparłam jak typowa kobieta, choć wewnątrz mnie szalał huragan. Szkoda, że swej wypowiedzi nie zapieczętowałam ''domyśl się''!- Nic, naprawdę, nic szczególnego... 

- Bardzo nie lubię, kiedy zataja się przede mną informację(!) - warknął zirytowany gladiator- Robię się wtedy... n i e p r z y j e m n y.

Zarzuciłam rękoma wściekła, jakbym chciała wywrócić niewidzialny stół. Miałam kurwa wszystkiego dość.

- Uuugh! - wydusiłam z siebie dając upust złości- Dobra...! Odpowiem, jeśli odpowiesz na moje pytanie...! Czy naprawdę cię to interesuje, o wielki i potężny Lordzie Megatronie? Albo może, po co ci ta wiedza? To znowu jakieś sztuczki?

- Miało być jedno pytanie... - odparł uśmiechając się lekko. Srebrny gigant nadzwyczaj spokojnie wyprostował się z rękoma za plecami.- Choć pochodzimy z różnych światów, optyki jako jedyne niezmiennie odzwierciedlają nam stan naszej iskry. A ja widzę niesamowite strapienie. Potworny ból... i co? Nienawiść?

Potrząsnęłam głową czując piekące łzy. Jak on mógł to tak po prostu odczytać z moich oczu? Pociągnęłam cicho nosem. Nie chciałam się rozkleić, ale... Odetchnęłam nierówno. Chciałam wrzeszczeć, kopać i uderzać na ślepo- po prostu miałam ochotę roznieść wszystko tak iż Breakdown byłby dumny. Wewnętrznie emocje we mnie kipiały i wrzały, ale ja usilnie chciałam je stłumić w sobie... 

- Mów, słucham.

Podczas ataku terrorystycznego zginął mój dziadek, z którym od dziecka byłam bardzo blisko. To był taki kochający i wyrozumiały człowiek. Przez całe swoje życie pomagał innym, pokazał mi jaki świat może być piękny... i co? Uratowała go ta miłość? Dlaczego zginął? Bo inni ludzie zabijają próbując innym coś udowodnić? Zginął w zamachu, puff! Jeden dzień i go nie ma... a ja? Załamałam się... tak po prostu upadłam i dawałam się bić. Nigdy nie potrafiłam się przeciwstawić, bo brakowało mi sił i odwagi. Nie było przy mnie ojca, który by mnie wsparł i pokazał jak z tym walczyć. Bo pracował dla naszego dobra. A mama pokrzepiająco poklepywała mnie po ramieniu powtarzając zawsze- nie przejmuj się, wszystko się ułoży. Kurwa, dom wariatów z największym przegrywem świata jakim byłam ja.

- Wiesz kim ja kiedyś byłam? Popychadłem. Nikim. Byłam wyśmiewana przez tych, których zwałam przyjaciółmi, zdradzana przez tych, których kochałam... Straciłam wiarę w ludzkość. Raz po raz sama, całkiem sama na tym posranym świecie. Nikt mnie nie rozumie...! Pha! - prychnęłam. Nawet Steve, wielki robot z kosmosu, o b c y, wziął mnie za nic nie wartego człowieka. Westchnęłam ciężko, oplatając się rękoma.- A teraz? Dziś mi tylko uświadomiono, że... że nienawidzę tego świata... znowu. - dodałam gorzko, wzdychając. Ale ja się nad sobą użalałam...

- Oh... moja mała gniewna. - zaczął spokojnie zaintrygowany Lord. Megatron przyklęknął na kolano, by się zrównać ze mną stojącą na blacie. Emanujące czerwienią optyki świdrowały mnie na wskroś tak jakby nic nie dało się przed nimi ukryć- Pielęgnuj swą nienawiść, a ona doda ci niewyobrażalnej siły. Nie sprzeciwiaj się jej, ona nie jest zła. - mówił łagodnym, mruczącym tonem, który rzadko pojawiał się u tego tyrana. Ton tak miły iż można było go nawet kuszącym

- Właśnie, że jest zła...

- Zła? - zdziwił się gladiator, kręcąc głową- Nie, nie... Kto tu w tej sytuacji jest zły? Ty czy oni?

- No... ah, ale nienawiść jest taka....

- Jadowita? - wyprzedził mnie, jakby czytał w myślach- Tak. Jakaś musi być, czymś trzeba się bronić. Ona pomoże ci pokonać twych wrogów, pozwoli wybić się ponad wszystko...! Albowiem są takie skrzydła, które wyrastają z naszych cierpień... - tłumaczył Megatron wibrującym głosem

Westchnęłam czując ponownie ciężar w sobie. Skrzywiłam się czując promieniujący ból w kostkach dłoni. Ale Megatron miał rację. To co we mnie siedziało... było silne. Miałam wrażenie, że płynie w mych żyłach i siedzi w mięśniach i mogłabym tym góry kruszyć. I dawało mi diabelską satysfakcję. Coś szemrało z oddali: to złe... ale najgłębiej w sobie pragnęłam zrozumienia, które odnalazłam.

- Coś sobie znowu zrobiła? - spytał wskazując na moją rękę

- Ja... dałam upust swojej nienawiści. I to dwa razy... - odparłam. Czy ja się właśnie tym pochwaliłam?

- Brawo, jestem z ciebie dumny... - odrzekł uśmiechnięty Megatron- I jak? Jak się po tym czujesz?

- N-nie wiem... teraz już sama nie wiem! - westchnęłam masując dłoń- Nawet nie wiem jak to się stało, po prostu nie wytrzymałam i przywaliłam tamtemu gościowi, bo... chciał coś złego. 

- I co, nie mam racji? Broniłaś się... a najlepszą forma obrony jest atak! Jestem pod wielkim wrażeniem, nie przestajesz mnie zaskakiwać...  - uśmiechnął się Megatron, wciąż świdrując spojrzeniem krwistoczerwonych optyk- Powiedz mi, czy gdyby ta sytuacja się powtórzyła ...zrobiłabyś to ponownie?

Mój umysł zalała tona wspomnień sprzed godziny, miałam wrażenie, że widzę to pod powiekami. Czy czułam nienawiść? ...czułam. Była niczym wrzący napalm gotowy do napędzenia mnie, by się zemścić za wszelką niesprawiedliwość. Zemsta jest przecież taka słodka...

- Myślę, że tak. - syknęłam zaciskając obolałą pięść- Zrobiłabym, tylko, że...

- Tylko, że...?

- Mocniej.

- Bardzo d o b r z e! - mruknął Megatron z zafascynowaniem w optykach. Uśmiechnął się szerzej, dodając- Doskonale. Kogoś takiego właśnie potrzebuję! Od dziś mianuje cię swą asystentką...!

Wyszczerzyłam oczy w szoku i potrząsnęłam głową ze zdziwienia. Chyba się przesłyszałam.

- ...co?

- Nie lubię się powtarzać, dobrze słyszałaś.

- A-awansujesz... mnie? - uniosłam brwi w zdziwieniu- Na asystentkę...?! 

- Szpiegowaniem też będziesz się zajmować, w dalszym ciągu. Teraz możesz cieszyć się awansem. - dodał z uśmiechem wstając i uchodząc od blatu

- D-dziękuję?

_____________________________

(Jack Darby)

*Derpy -> derp czyli głupek, osoba robiąca głupie rzeczy; memy pozdro XD 


**,,Wyczuwam... problemy emocjonalne?'' - tekst z Wodogrzmotów Małych, mówiony do Dippera przez stwora-męskotura, w pięknej scenerii z wietrzykiem w grzywie. Scenka rozwaliła mnie tak cudnie, że musiałam dać ten tekst! Ps polecam bajkę <3 

Ten rozdział miał tyle pomysłów na tytuł, m.in: Niewidzialny cyrograf , Kolejna duszyczka do koszyczka, Jak rozpalić dawno zgaszoną nienawiść?

Wybrany tytuł to cytat mojej byłej matematycy na temat uwalonych studentów XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top