Rozdział 63 - Kryptonim: Siemanko byku!
Niespodziewanka! :D
Rozdziałek szybciej, bo w sumie wyszedł mi dłuuugi, więc łapcie pierwszą część już teraz, drugą za jakiś czas (bo poprawki) :3
A i jeszcze, bo zapomnę!
Wszystkich, którzy jeszcze nie wiedzą, to zapraszam na stronę fanklubu Transformers Prime i nie tylko <3. Pomysł zrodził się w komentarzach na wattpad, grupa została reanimowana i aktualnie dużo się dzieje ^^ Każdy fan TF jest mile widziany, ZAPRASZAMY! (link podaję tu, oraz w komentarzu obok ->)
https://www.facebook.com/groups/268614143576534/?ref=bookmarks
_____________________________
- No i ci mówię, że on sobie tam wejdzie...
- I benc! - zaśmiał się Breakdown
- Właśnie tak... tylko pamiętaj, że musisz zabrać tego byka z powrotem!
- A ty nie możesz?
- Nie mogę! Tak się składa, że jak mnie stratuje to będzie ze mnie naleśnik.
- ...co to naleśnik? - zadumał con i niespodziewanie odebrał wiadomość z komunikatora- Co? Atak w kopalni, już lecę! A niech to rdza, rdza!
- Ale Break! - pisnęłam, prawie spadając
Niebieski mech zgarnął mnie ze swojego ramienia i zaczął gdzieś biec. Równie szybko co ruszył to się zatrzymał, przez co miałam wrażenie, że doznałam wstrząsu mózgu.
- Stary, proszę cię przypilnuj Charlie, zaraz wrócę! - orzekł stawiając mnie na podłogę obok dwóch Vehiconów, które patrolowały korytarze
- B'down nie!
- Nie zabiorę cię do kopalni, boty atakują! Jestem dobrym strażnikiem! - krzyknął na odchodne, a raczej na odjezdne.- Bądź grzeczna!
Westchnęłam ciężko odprowadzając wzrokiem niebieski wehikuł. No i pozostawił mnie na łasce inteligencji klonów.
- No to heeej? Jak zapewne wiecie lub nie, jestem Charlie i należę do Decept..
- Charlie?! A co to jest? - Vehicon zlustrował mnie wzrokiem
- Ja bym powiedział pewien osób, ale ma lepsze zderzaki, jeśli wiesz co mam na myśli. - odparł jego towarzysz
No i po mojej cierpliwości. Zapowietrzyłam się i kopnęłam robota w stopę.
- A niech cię rdza! - tupnął nogą Vehicon
- Mnie? Chyba ciebie rdza! - warknęłam
- YH! Ty patrz jakie pyskate to...! - mruknął ten sam
- Jestem dumnym Deceptatą - szepnął drugi con udając, że ''ocierając łezkę''- Ej może zaadoptujemy to stworzonko? Plosie, plosie...
- Jeszcze czego! Co sobie inni pomyślą?
- Że przygarnęliśmy bezdomne zwierzątko?
- Znasz się na dzieciach? Bo ja nie. Wiesz ile kosztuje trzymanie tego... czegoś?
- Halo, ja tu stoję i wszystko słyszę. - sapnęłam grożąc w powietrzu pięścią- Porąbało was do reszty?!
- Słyszysz jak się wyraża? Kompletny brak szacunku, a to wszystko przez ciebie, bo nie chciałeś jej poświęcić wystarczająco dużo czasu!
- Ale ja wcale nie chciałem bachora! Ty chciałeś, to się teraz nim zajmuj! Panie ''odpowiedzialny''!
Stałam jak wryta. Ja w nich nie wierzę! Pacnęłam się w twarz raz jedną dłonią... później dołożyłam drugą.
- Może zaczniemy od początku...? - zaproponowałam
- Jak możesz mi to robić...! - żachnął się klon kompletnie mnie ignorując
- Bo ja.. bo, ja nie jestem gotowy, żeby zostać właścicielem! - Vehicon wybuchnął płaczem i odbiegł chowając twarz w dłoniach
Rozłożyłam ręce w bezradnym geście. No kretyni, no! Przecież ja nic takiego nie powiedziałam.
- Jeszcze wrócisz! I będziesz błagać! Ah, zaadoptujemy cię innym razem. - zwrócił się do mnie Vehicon- Chyba nie jesteśmy teraz gotowi na pupilka...
- Ty wiesz, że to co mówisz chyba nieco mi ubliża i mogę się obrazić?
- Ale nie zrobisz tego?
- Mam poczucie godności, wymagam nieco większego poziomu szacunku. No minimum!
- Minimum...- powtórzył zamyślony- Bo jesteś taka... mała? Taka mini?
- Ahsssss! - syknęłam pod nosem
- Dobrze, dobrze! Nie pluj kwasem... czy coś. Ej, o właśnie! Bo ty człowiek jesteś, nie?
- Nie, nie jestem! - żachnęłam się znudzona. Niespodziewanie czarne szpony owinęły się wokół mnie i porwały w powietrze- Ah, puszczaj! - krzyknęłam oburzona
- Człowiek na pewno! Człowieczki zawsze tak reagują, sam sprawdzałem kilkukrotnie...! - odparł rozbawiony, odstawiając mnie na podłogę- Czej, miałem pytanie... O! A jak ludzie proponują sobie interfejsowanie?
- Ugh, że co robią, co? Coooo...? - jęknęłam, bo byłam już chyba zmęczona
- No, ee... jak się umawiają?
- Aaah, chodzi ci o zarywanie do kogoś? Co cię to w ogóle obchodzi tak nagle?
- Nie bądź taka! Może chciałbym się nieco douczyć od istot, które myślą wciąż tylko o jednym? To przecież was uszczęśliwia i stanowi większą część waszego życia.
- Czy ty mi coś insynuujesz?
- A mam?
- Wal się. Skąd ty w ogóle znasz takie informacje?!
- Steve mi powiedział. On jedyny o was czyta i zanudza nas na korozję.
- Steve... A skąd Steve to wiedział?
- Z Internetu.
- Nah... - jęknęłam i pacnęłam się ręką w czoło- I wszystko jasne. Dla twojej informacji: ludzi wcale nie uszczęśliwia tylko jedno. Lol. Jest jeszcze jedzenie. Pieniądze, gry... pizza!
- No, ale doradź mi...! - nalegał
- Nawet jeśli ci powiem, to co ci to da? Przecież nie powiesz koledze... - odchrząknęłam- Eeeeee, koleżance, że ma ładne włosy, bo wy nie macie włosów. No bez sensu, no!
A czy w ogóle Transformery mieli płeć? Albo kanony piękna? Ja się nie znałam! Ledwo ziemską biologię ogarniam, jestem zbyt leniwa by uczyć się o cybertroniańskiej... chociaż ta druga rzeczywiście mogłaby być ciekawa. W końcu dzieci skądś się biorą... chyba, że wszyscy zostali stworzeni w probówce. Byli czymś na miarę klonów, jak Vehicony. A może roboty budują inne roboty jak na linii produkcyjnej, to dopiero perwersja. Pokiwałam głową w zamyśleniu.
- Wymyśl cooooś, plosie, plosie...!
Rozłożyłam ręce w bezradnym geście, wzruszając ramionami.
- Yhhh! Nie wiem! Nie wiem. Nachyl się nad kimś i szepnij mu w ''audio receptor'': masz duże zderzacze hadronów... O ho! Trafiliśmy do kategorii: żenada, brawo mi... Ja się naprawdę na tym nie znam, sorry. Zero punktów z flirtu...
- Eeej, ale nie, fajne to! Użyję tego.
- Ta... Uciekaj, w razie czego...
- Spodobało mi się! Jak na coś jeszcze wpadniesz, to weź mi powiedz, cooo?
- Jasne, oczywiście! - żachnęłam się- Nawet już coś mam. Jak bardzo się na kogoś wkurzysz, tak naprawdę wściekniesz i będzie chciał, żeby ten ktoś... sobie poszedł, to powiesz najlepszy argument ludzkości.
- Oaaiii! Jaki, jaki jaki?!
- Chyba ty.
- Co chyba ja?
- NO C H Y B A T Y!
- No chyba ty? - zamyślił się Vehicon- A co to znaczy?
- No... chyba czyli może. A ty to ty.
- O rany, genialne! Nie wpadłbym na to! - sapnął uradowany
- Nie wątpię... - mruknęłam- Ty słuchaj, jak ci tam...?
- MY10-7.
- MY10? Jakby tak trochę tą jedynkę przekrzywić, to wyszło by ''L''... Będziesz Mylo*! Hm?
- Spoko. A ty masz... nazwę?
- No Charlie...! - westchnęłam- Słuchaj Mylo, wiesz może gdzie przebywa teraz Steve?
- Nie. - odparł spokojnie wzruszając ramionami- Zabawne masz imię Nocharlie!
- Ja nie... Skup się! Wiem, że wiele wymagam, ale proszę! Widziałeś go ostatnio lub może wiesz dokąd mógł się udać? - spytałam
- Kto?
- Steve!
- A to nie. - stwierdził kręcąc głową
- No dobra... a jak znajdujecie zagubione Vehicony?
- Znajdujemy? - zdziwił się- My ich nie szukamy... w sensie nas, w sensie mnie... znaczy no Vehiconów!
- A jeśli byłaby taka straszliwie straszna konieczność? - dopytywałam
- To można by spróbować przez chip z numerem seryjnym..? - rzekł przez co przez ułamek sekundy się ucieszyłam- Ale Steve go nie ma. - dodał stukając się szponem w bok głowy
- No tak... - westchnęłam ciężko
- Czekaj, ty jesteś Charlie! A nie Nocharlie!
- Nom. - zaklaskałam mu
- Steve był twoim strażnikiem?
- Tak był... i?
- Ciągle o tobie mówił, jakbyś była jego własnym małym promyczkiem... - rzekł Mylo, przechylając swoją V-kształtną przyłbicę- A później coś się stało...
- Starscream się stał. - syknęłam, na co robot machnął szponami
- Komandor każdemu stanie w gardle, taki z niego typ, że lubić się go nie da... nie ma co się nim przejmować, bo co się nie robi to tylko wrzaski i krzyki. - parsknął- A Steve tęsknił za tobą... a ty? Tęsknisz za nim?
- Dlaczego pytasz? - odparłam, lecz nie otrzymałam odpowiedzi. Westchnełam- Tak... i nie mogę go znaleźć, żeby mu to powiedzieć. Dlatego, gdybyś go spotkał, to proszę przekaż mu, że go szukam. A i, że ostatnią wiadomość poprawiła mi autokorekta.
- Jasne, nie ma problemu.
***
- A temu co się stało?! - spytał Breakdown patrząc na leżącego Vehicona chlipiącego na zakręcie
- No chyba ty!
- Mi nic nie jest...
- Ta, pilnuj swojego zderzaka! - odparł rozbawiony MY10-7
- Że dupy? - spytałam
- Że czego?
- To się dogadali! - parsknął śmiechem Breakdown- Dzięki stary za przypilnowanie szpiega. Chodź Charlie, musimy iść.
- Oh, gdzie? Chciałam powoli wracać do domciu...
- Ale Lord Megatron chce byś złożyła raport.
Tak się zagadałam z Vehiconami, że chyba kompletnie zignorowałam brzęczący telefon. Zerknęłam na ekranik, na którym pojawiły się liczne powiadomienia bym stawiła się do sali tronowej. Tsa, będzie trudno wytłumaczyć, że nowy telefonik nie działa...
- Ojj... no rzeczywiście... - burknęłam, bo już wiedziałam co się święci. Zero postępu jeśli chodzi o trzeci adres pupila Autobotów. Będzie improwizacja, yey!- Raport. Raport-sraport! Yyhhh! Wszystko tylko nie raport...! - warknęłam- Taki esej im strzelę, że im się z radości w dupach poprzewraca!
- W czym? - rozkminiał dalej Vehicon
- W bagażnikach!
- Przecież wehikuł Lorda jest latający...
- To w dyszach wylotowych! Chryste! - wysapałam w trząskach
Breakdown posadził mnie swoim ramieniu i ruszyliśmy w kierunku sali tronowej. Niebieski robot nosił o kilka rys i w gnieceń więcej, lecz najwyraźniej nie robiło to na nim wrażenia. Po jakimś czasie zaczął wyliczać coś na palcach.
- Boty wygonione, rannych przytargałem, szpiega znalazłem... o czymś zapomniałem?
- A byk? - zapytałam lekko spięta- Pamiętałeś o tym, prawda?
- Jasne! Wyrzuciłem go przez śluzę awaryjną.
- CO ZROBIŁEŚ!? - wrzasnęłam łapiąc się za głowę
- No wywaliłem, po prostu... - odparł i potrząsnął głową- Oh... byki nie latają...? Tak?
- Błagam powiedz, że żartujesz! - jęknęłam zrozpaczona
- ...phahahah! HAHAHA! Żałuj, że nie widziałaś swojej miny! - B'down wybuchł śmiechem, tak iż mało nie zleciałam na podłogę- Znowu wygrałem zakład!
- Nie, ja się... nie! NIE! To był smutek! Jak mogłeś! - sapnęłam uderzając go pięścią w pancerz, co nie zrobiło najmniejszego wrażania na conie
- HAHA! Nastraszyłem cię! Bałaś się o krowę!
- Bo myślałam, że ją zabiłeś tłuczku! Co z nią zrobiłeś??
- Zagoniłem z powrotem do mostu ziemnego... Ale kolejna runda moja, dwa do zera!
- Foch i bez komentarza.
- Bała się o krowę... phahaha! - parsknął
- To był byk... - burknęłam
- A co za różnica? - potrząsnął głową niebieski mech- Oba mają łaty i rogi, oba muczą i oba dają mleko...
- No to byś się zdziwił...
Chwilę po tym zaleźliśmy się pod śluzą, która otworzyła się z sykiem. Nie zdążyłam się rozgościć na blacie, ponieważ zawisnął nade mną kosmiczny tablet.
- Możesz mi wytłumaczyć... CO TO MA ZNACZYĆ? - wycedził Megatron unosząc brwi
Na ekranie włączyło się nagranie z monitoringu jednej z kwater. Z pokerową twarzą obserwowałam film do momentu aż śluza się otworzyła. Komandor wkroczył do pomieszczenia pewnym krokiem z niebywale nabzdyczoną miną. I wtedy... w momencie, gdy dostrzegł coś na podłodze, padł podcięty... przez byka, oczywiście. Rozwścieczone zwierzę jeszcze kilka razy zdołało nadziać na rogi seekera nim ten transformował w myśliwiec i uciekł.
Parsknęłam śmiechem, no tak mi to poprawiło humor. No ja nie mogę. Nie mogłam tego ukryć, to było silniejsze ode mnie.
- A WIĘC?
- A co ja mam z tym wspólnego? - mówiłam przez śmiech- Komandor powtarzał, że z krowami mu się lepiej gada...
Lord wydał z głębi gardła warkot, wskazując na ekrany obok Soundwave'a. Monitor ukazał korytarz, gdzie to ja kierowałam akcją ''Siemanko Byku''. Westchnęłam o dziwo spokojnie, dalej z uśmiechem na twarzy.
- To był tylko żart...
- Ż A R T?! - warknął Lord jakby nie do końca rozumiał
- No żart, straszysz kogoś i... jest zabawnie. - odparłam
- Jakoś nie zauważyłem, by komandor czuł z tego satysfakcję...!
- Ale ja tak. Mi do śmiechu było. - parsknęłam- Lord kiedyś też mnie wystraszył i wtedy mi do śmiechu nie było... pamiętasz? No... więc to taka zabawa. To żarty...
- Rozumiem... - mruknął zamyślony Megatron, mrużąc optyki
__________________________________
*Mylo {czyt. Majlo}
A tytuł rozdziałku nawiązuje do jakże starej piosenki Monopol - Zodiak X'D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top