Rozdział 62: Gdy ci smutno, gdy ci źle... porób żarty, pośmiej się!

Jest kolejny rozdziałek! 

Wiem, że znowu trzeba było czekać... ale cierpliwość to cnota XD 

Bez zbędnego, zapraszam do czytania!

***Knockout***

To było potworne, okropne, straszne, niedopuszczalne. Nie miałem czasu się wypolerować!

Miałem wrażenie, że wszystkie problemy zwaliły się nagle na mnie, jakby nikogo innego nie było na statku. Trzy zniszczone kopalnie, dwie potyczki z botami zgotowało mi mnóstwo pacjentów. Musiałem wysłuchiwać narzekania komandora, oraz gniewu Megatrona, że procesor go boli od wizji z Unicronem. Airachnid zaś coś knuje, gdyż usiłuje przekonać mnie do swoich racji... mimo iż daje jej do zrozumienia, że nie mam na to czasu! Nie miałem nawet czasu pojechać na wyścig! 

Do tego zbadanie przyczyn dziwnych anomalii, w czymś co przypominało nieudolny pojazd jeżdżący, również zlecono M I! Może niedługo, będę jeszcze odpowiedzialny za inwentaryzację i kontrolę techniczną silników Nemesis! 

I kiedy ja miałem się wypolerować, kiedy?! To niedopuszczalne! Dostrzeganie drobinek pyłu naniesionego z kopań i dworu na moim lakierze doprowadzało mnie do szału! I to wszystko jednego dnia! 

A na to wszystko wparował Breakdown, wrzeszcząc, że widział straszne rzeczy i jest beznadziejnym strażnikiem. Najpierw chciałem to zbagatelizować, lecz mech był na tyle roztrzęsiony, że musiałem mu podać coś na uspokojenie. Zaintrygowany poprosiłem Soundwave'a o przekierowanie obrazu z kwatery komandora. Dobrze, że chociaż centrum medyczne jest dobrze wyposażone. Monitor pokazał tylko pustą kwaterę.

Moje obawy chyba się spełniają. Wszyscy popadają na tym statku w paranoję! Oprócz mnie, kiedy tylko mam dostęp do polerki, rzecz jasna.

Podczas, gdy Breakdown nerwowo chodził wzdłuż pomieszczenia,gdy  para Vehiconów przytargała Starscream'a. Westchnąłem, jeszcze tego mi brakowało. Co znowu!?

Niebieski mech zaczął opowiadać od początku co widział, oraz że komandor jest tego dowodem. Szczerze wątpiłem, by seeker zabił Charlie, chyba nie byłby aż tak głupi by narażać się Lordowi. Podpiąłem szarego cona do aparatury, badając jego stan. 

- Mówię ci, mówię ci co widziałem... - jęczał żałośnie niebieski mech

- Break, zluzuj nieco tłoki... spójrz! Widzisz? - wskazałem na szpony seekera- Komandor raczej nie lubi brudnej roboty...

- A jeśli, jeśli... - nie skończył, gdy przedsionek niespodziewanie się otworzył- Ty żyjesz, nic ci nie jest! - krzyknął uradowany Breakdown podbiegając do ludzkiego szpiega

- Nie, B'down, nie! - pisnęła Charlie, lecz na nic się to zdało, bo niebieski mech szybko ją złapał 

- Nie wiem co się tam stało, ale było straszne i wystraszyłem się, że coś ci się stało i jeszcze do tego nie masz pokrowca, to wszystko moja wina! Przepraszam...! 

- Break, przestań, to nie twoja wina! Odstaw mnie na blat, gdzieś tam mam torbę!

- A więc jednak, to prawda? - zagaiłem- Jedyne co mnie ciekawi to w jaki sposób nasz bystry szpieg zgubił pokrowiec w kwaterze komandora...? - parsknąłem

- To dłuższa historia...

- Ależ ja z przyjemnością posłucham. - odparłem 

- I ja również! - sapnął Break- Co tam się stało?!

Szpieg ubrał się w nowy pokrowiec, opowiadając próbę żartu i jak się on skończył przy niefortunnym manewrze Nemesis. Chcąc nie chcąc śmiałem się z tego, zerkając na komandora, który wciąż leżał nieprzytomny. Breakdown wraz z Charlie stanęli nad nim pastwiąc się słownie, co raz po raz wywoływało powód do uśmiechu. 

Wróciłem do przerwanej roboty. Jako iż stan komanodra nie odbiegał od normy, chwyciłem licznik i podszedłem do oszpeconego autka. Wrak emitował fale, których nie powinien, a wszelkie próby zebrania skanu z wnętrza kończyły się fiaskiem. Nie rozumiałem tego. Spróbowałem ostrym szponem podważyć maskę, lecz po chwili promieniujący ból przebiegł mi po dłoni. Zupełnie jakby ''to coś'' śmiało kopnąć mnie prądem! 

- Rdza! Tak chcesz się bawić? - burknąłem przemieniając dłoń w piłę- Pozwól, że od razu przejdę do rzeczy! 

Jedną dłonią objąłem pojazd, unieruchamiając go, uruchomioną piłę zaś zbliżyłem do maski. Uśmiechnąłem się szeroko na widok sypiących się iskier, oraz dymu wydobywającego się spod boksujących oponek. Udałem, że nie słyszę zdziwionego krzyku: ''Co ty robisz z moim Tico?!''.Już po chwili usłyszałem satysfakcjonujący trzask. Zmieniłem piłę z powrotem w dłoń i podważyłem klapę kciukiem. 

- Pokaż psotku, co masz w środku? - mruknąłem, nie mogąc się już doczekać co tam zobaczę. Niestety, kiedy tylko uchyliłem maskę poczułem jak na moją twarz coś bryzgnęło.Odskoczyłem wrzeszcząc- To kwas! MOJA TWARZ! AA!

- Knockout! Knockout! Spokojnie! To tylko smar! - sapnął Breakdown  

- S M A R?!! - wrzasnąłem czując jak tracę grunt pod nogami

- Knockout!! - próbował mnie przekrzyczeć niebieski mech- Czekaj, już ci pomagam! 

- Nieeebfpphhff! Tylko pogarszasz sprawę! Abbfhphf! - jęczałem niewyraźnie próbując się wyrwać, bo Breakdown usilnie starał się zetrzeć mi z twarzy smar jakimś materiałem. Niestety szybko doprowadziło to do spotkania się z podłogą- AUH Breadown!!! Mój lakier! 

Oczywiście, jakby tego było mało, Break musiał się na mnie przewrócić. Charlie stała z szeroko otwartymi oczkami, próbując pojąć co zaszło. 

Już sam nie wiedziałem na co bardziej się wściec - na ubrudzony lakier, czy na to, że zrobiła mi się rysa kiedy Break przygniótł mnie do połogi. Jedno było pewne!

- To wszystko wina tego czegoś! - syknąłem zrywając się na równe nogi. Wskazałem drżącym szponem na ten paskudny wrak- Break, wiesz co robić!

- Przyjemność po mojej stronie... - uśmiechnął się Breakdown, zmieniając dłoń w młot

- Nie! Proszę, nie! - jęknęła Charlie stając między młotem a pierdzikółkiem- Dlaczego chcecie to zrobić?!

- DLACZEGO?! - sapnąłem oburzony wskazując na siebie- To jeszcze mało!?

- T-to zabiorę Tico ze sobą i już nigdy go nie zobaczycie...! Tylko go zostawcie! 

- Ale tak się składa maleńka, że to c o ś skrywa jakiś sekrecik... ah, może ty wiesz coś na ten temat? Co ta imitacja auta ma pod maską?

- J-jak to co...? - parsknęła nerwowo- Silnik?

- To akurat wykluczyłem... - uśmiechnąłem się dumnie- Śmiało, powiedz czemu jest taki niezwykły? I nie da otworzyć maski?   

- Wszystko się da, tylko to trzeba z wyczuciem. Nie znasz się, bo nie masz kobiecej ręki. Pozwól, że ci pokarzę... - orzekła podchodząc do maski samochodu. Sprawdziła czy rzeczywiście jest zamknięte.- No Ticuś, otwórz maskę, no... Bądź tak miły i nie kompromituj mnie przed kosmitami... nosz! Zacina się, ah! Tak jest zawsze! No dawaj! Wcześniej się udało! Proszę nie bądź taki...!

Niespodziewanie klapa otworzyła się obryzgując Charlie tą samą substancją. Maska ponownie się zamknęła. Dziewczyna stanęła jak wryta , dopiero z chwilą obracając się w naszym kierunku. Wybuchnąłem śmiechem. 

- O nie, ty też jesteś brudna, co ze mnie za strażnik! - sapnął Breakdown porywając dziewczynę z blatu

- Break nie! - pisnęła

- Spoko nikt nie zauważy! - odparł uruchamiając kran- Wiem co robię!

- NIEEEUbhkth!

Niebieski mech wsadził dziewczynę pod strumień bieżącej wody i po chwili wyciągnął.

- Phekh! Potwory! Khekhe! Nie macie ciepłej wody?! - wrzasnęła wściekła, aż Breakdown się skrzywił. Jak to możliwe, że tak małe istotki mają tak świdrujące głosiki- Niekhekhe! NIE!

Charlie kasłała chwilę i nim zdążyła się nabzdyczyć trafiła z powrotem pod kran. Ja w tym czasie przechyliłem lusterko w swoją stronę, usuwając resztki smaru z lakieru. 

- No tak to jest... to dla twojego dobra! - mówił zakłopotany, niebieski mech- Wszystko ogarniam! Pod kontrolą...

Po chwili wyglądałem niemal tak jak przed tym żenującym incydentem. No miało się tą wprawę... Jeszcze tylko polerka, polerka. Gdzie ja miałem polerkę...? Zerknąłem stronę Breakdowna i zamarłem.

- Na Primuse'a, wyciągnij ją z tej wody!

- Znowu jest brudna i...

- Ale ludzie potrzebują powietrza by żyć! - syknąłem zabierając łapę Breakdowna spod kranu

Odetchnąłem z ulgą słysząc kaszel, a z chwilą oburzone fuknięcia, syki nienawiści i niegrzeczne słowa przypieczętowane fochem. Zdecydowanie Breakdown miał rację, twierdząc ''Kiedy kobieta gada to żyje. A jak nie, to trzeba się bać... i to o siebie''. Pokręciłem tylko głową patrząc na konsternację kwitnąca na jego pomarańczowej twarzy. Nie obyło się bez próby obrony, że to było przez przypadek i nie chcący. Za każdym razem tak samo urocze...

- Nie umiesz się zajmować ludziami. - rzekłem uśmiechając się, jak zawsze zniewalająco. Wystawiłem dłoń do drżącej z chłodu dziewczyny- No chodź do mnie, kto chce iść do ciepełka? No kto?

- Jesteście nienormalni...! ...ale cholera, ciepełkiem nie pogardzę. - chlipnęła z przekąsem i wdrapała się na mą dłoń

Odstawiłem szpiega na blat i włączyłem lampę grzewczą. Ściągnąłem z szafki również przeznaczoną dla niej paczkę- był tam jakiś śpiwór, karimaty i pancerny telefon z aplikacją od Soundwave'a. 

- To dla mnie? - spytała Charlie, na co przytaknąłem- Dziękuję...

- Jak ty to robisz? - zdziwił się Breakdown

- Urok osobisty! Z tym trzeba się urodzić.

***Charlie***

Ogarnianie nowych aplikacji na telefonie całkowicie mnie pochłonęło. Zaczęłam się zastanawiać skąd kosmici wzięli te śpiwory, karimaty, telefon i inne fanty. Okradli sklep? Zamówili przez internet? Jeśli tak to skąd wzięli pieniądze? Pewnie uszczypnęli budżet jakiegoś miliardera... albo robili jazdy dla dzieciaków przy udziale Vehiconów? Jeśli tak, to czemu mnie tam nie było? 

Westchnęłam gapiąc się w ekran telefonu, miotając się czy wykonać połączenie do Steve'a. Dobra raz się żyje. Klik i... cisza? Za chwilę trzaski i szumy, brzmiące dokładnie tak samo. Może był poza zasięgiem... 

- A gdzie Breakdown, miałam jeszcze jedną sprawę do niego.

- Udał się do siebie i prawdopodobnie przeszedł w stan hibernacji - odparł medyk czyszcząc sprzęty chirurgiczne  

- Śpi powiadasz...

Hmm... Chyba trzeba będzie zrobić użytek z różowego spray'u, który kupiłam kiedyś w sklepie. Udałam się wraz z nowym telefonem do miejsca, gdzie hibernował B'down. Zakradłam się do niebieskiego wehikułu, który zaczepioną miał chyba linkę holowniczą...? Niespodziewanie oślepiły mnie reflektory w akompaniamencie krztuszącego się silnika. Zamarłam tuląc do siebie spray, cholera znowu spalony żart...!

- Czy ja śpię? - zapytał niespodziewanie

- ...tak?

- Aha...

Światła zgasły, a pomruk ucichł. Niemalże wybuchnęłam śmiechem. Wyciągnęłam spray i najciszej jak potrafiłam zrobiłam co chciałam. Będzie miał nauczkę, by nie moczyć bestialsko ludzi w lodowatej wodzie! Wróciłam do zatoczki medycznej i usadowiłam się na swoich karimatach. Przez chwilę poczułam się jak zwierzątko obcych, bo dostałam swoje legowisko i zabawkę w postaci telefonu... cudownie. 

- Knockout...?

- Hm?

- Dlaczego B'down hibernuje przypięty na łańcuchu?

- Bo zdarzało mu się lunatykować... i mieć koszmary. Uwierz mi, nie chciałbyś go wtedy spotkać - zaśmiał się cicho medyk. 

***

W sumie nie byłam pewna na jak długo ucięłam sobie drzemkę w przyjemnym ciepełku. Jedno było pewne, sen mój przewał radosny głos niebieskiego mecha. 

- Ej, słuchajcie! Bardzo dziwnie pozytywne humory odkryłem. - stwierdził Breakdown- Załoga ciągle sobie śmieszkuje! Czy ja dalej śnię?

- Ty tak na poważnie? - spytałam, przeciągając się

- No przecież sobie tego nie ubzdurałem!

- Oni się śmiali z ciebie!

- ...nieeee, dlaczego?

- Widziałeś swoje felgi?

Breakdown obejrzał się i wzruszył ramionami.

- Zmieniły kolor? Fajne!

- Nie, nie fajne - stwierdziłam zażenowana- Są różowe!

- No i?

- NO I?! To babskie kolory są!

- Naprawdę?

- Co tu się dzieje, nie możecie być ciszej... Breakdown dlaczego masz tak potwornie oszpecone felgi!? Coś ty narobił?

- Ale to nie ja! Charlie twierdzi, że to nie moje kolory, ale przecież są fajne! ...po za tym co za różnica?! - sapał zdezorientowany mech

- To miał być żart! Myślałam, że może się wystraszysz i wygram kolejną rundę zakład...?

- Pha! Wystraszyć m n i e? - parsknął- Jakimiś kolorkami?! 

- Chaaaarlie, Breakdown ma wadę optyk... jest tak jakby daltonistą*. - rzekł medyk

- No i? Masz coś do tego? - żachnął się rozbawiony B'down

- Ja oczywiście, że nie... ale najwyraźniej nasz mały człowieczek nie umie robić żartów! - Knockout nachylił się nade mną i mówił jak do dziecka. 

Fuknęłam obruszona. Zapewne kontynuowałabym temat, gdyby nie fakt, że mój wróg numer jeden zaczął się wybudzać. Podbiegłam na drugi skraj stołu, by być najbliżej niego. Medyk zerknął jeszcze raz na wyniki pacjenta, który wybudzał się dość... gwałtownie. 

***Starscream***

- Starscream! - rozległ się wściekły ryk, który dudnił po moim procesorze. Chciałem uciec, lecz nie miałem dokąd- Starscream!!!

- Panie, litości, j-ja..!

- Opowiem ci wierszyk! - ryknął basem Megatron- ,,Leci Seeker ponad lasem, wymachując swym...?''

- ...??!

- ,,...ogonem, bo zobaczył swoją żonę!''

- HA! - zapiałem uradowany- Ja nie mam żony!

- Doprawdy...? - zarechotał Lord, szczerząc zębiska

Mina mi zrzedła, a skrzydła opadły do ziemi. Chyba Energon odpłynął mi z twarzy, kiedy lustrowałem Megatrona. I już zażenowany czułem, że wiem o co mu chodzi... gdy usłyszałem najbardziej irytujący głos na świecie, należący do scrapleta w ludzkiej skórze.

- Komandorze Gwiezdny Krem! Gdzieś ty się podziewał!? Przecież zaraz wychodzę! Wychodzę! - powtórzyła nonszalancko- A kto się zajmie naszymi dziećmi?! CREMUŚ? CREMUŚ!

Zaraz chyba zemdleję. 

***Charlie***

Fuj. Hehe, zabawne. W życiu całym i kochanym nie widziałam, żeby ktoś się tak skrzywił przez sen. To było w ogóle wykonalne? Ah, ileż bym dała by się dowiedzieć co go tam trapiło... 

- Cremuś! Cremuś się budzi...! Komandorze! Komandorze, żyjesz pan? - spytałam udając zmartwienie  

Starscream otworzył gwałtownie powieki, rozglądając się oszołomiony. Zacisnął szpony na stole i zerknął lustrując mnie przestraszony optykami. Wyglądał jakby ducha widział.Wskazał na mnie drżącym szponem.

- T-t-ty!

- No co ja?! - spytałam ''zaskoczona''

- T-twój brzuch...!

Oczywiście zgrywałam głupa. Spojrzałam w szoku na Knockouta, wtajemniczony medyk odwzajemnił spojrzenie. Podwinęłam bluzkę oglądając dokładnie swój brzuch. Zerknęłam na czerwonego cona kiwając głową przecząco.

- Nie ważne... - westchnął roztrzęsiony komandor zakrywając twarz dłonią, opierając się z powrotem o stół 

- Cóż... uważam, że przydałby się komandorowi dłuższy odpoczynek. Omdlenie mogło być skutkiem silnego i ciągłego stresu. - zaproponował Knockout- Zalecam spożyć większą dawkę Energonu i udać się teraz na hibernację...

- Co jak co Knockout, myślę, że komandor sam dobrze wie co będzie robił w nocy. - rzekłam krzyżując dłonie na piersi- Sam na sam w kwaterze... 

- Ty... ty wredny parszywy robaku! - wychrypiał Starscream- O co ci znowu chodzi?! Mówiłem, że z krowami idzie się lepiej dogadać?

- No, ja nie wnikam z kim ty się prowadzasz... - parsknęłam

- Przecież ja nie... jeden moment! - sapnął mrużąc optyki, krzywiąc się potwornie- Masz inny pokrowiec! HA! To się wydążyło, ja nie oszalałem! 

- Myślałam, że jako odrzutowiec, zapłon to będziesz miał lepszy... 

- Zapłacisz mi za to! - syknął prężąc szpony- Ta zniewaga...!

- Jestem spłukana. - przerwałam mu- Chcesz pilniczek na przeprosiny? - prychnęłam rozbawiona 

- Co!?

- No wiesz, byś te szpony spiłował... no krzywdę jeszcze komuś zrobisz. Obosz, a AH-ABFSZFIK!

Wydałam z siebie okropne kichnięcie, a zabrzmiałam jak jeleń na rykowisku drący prześcieradło. Osłoniłam się kurtką i zamarłam, próbując dojść do siebie. To przez tą zimną wodę... oby nie było z tego kataru. Starscream wyprostował się i zerknął zaciekawiony w moją stronę.

- Umarła...?? - zapytał z nadzieją

- Nie... jeszcze żyję.

- ...a to szkoda - burknął

- Przestańcie.. - jęknął Breakdown- To już się zrobiło naprawdę nuuudne. Kłócicie się jak rodzeństwo...!

Złapałam powietrze oburzona, nawiązując kontakt wzrokowy z komandorem.

- Gdybym miał ją siostrę, to szybko stałbym się jedynakiem - warknął

- Śmiesz przybliżać MOJE geny do jego...!? - zapiałam obruszona, po czym zaśmiałam się- To co Star, kazirodztwo w sumie wcale nie jest takie złe, nie?

- Weź się pierdol!

- Nie no, jak już coś to tylko z tobą... chociaż nie jestem lesbijką. 

- AAAH! Wydłubię sobie audio receptory! Albo poproszę zaraz medyka by mi je odjął..!

- Ale wiesz, jemu jak się piła omsknie chcący-nie-chcący, to głowa może odlecieć...

- Potwierdzam! - poparł medyk, nie przerywając polerowania

- Wolę już to od słuchania ciebie, insekcie! Wychodzę, Knockout!

- Zgon...? - mruknęłam- Masz rację Star, póki śmierć nas nie rozłączy...! Ah! To co pójść z tobą i dotrzymać ci towarzystwa?

- Nie! Zostaw mnie w spokoju! ZOSTAW MNIE! - wrzasnął

- No nie mogę, sakrament zobowiązuje, a ja jestem wierna!

- AAAHGH!!! To jeszcze nie koniec! Wszyscy mnie popamiętacie! Będziecie tego jeszcze żałować! Ale wtedy nie będzie już litości! NIE BĘDZIE!

Krzycząc i skrzecząc komandor zaczął zrywać z siebie aparaturę. Wyszedł z pomieszczenia tupiąc szpileczkami, że niby taki grr wkurzony był.

- Nie możesz dać mu już spokoju? - spytał B'down

- Nie. Jak to mówią przyjaciół miej blisko, wrogów jeszcze bliżej... - mrugnęłam oczkiem- A z nemezis mym tylko śmierć mnie rozłączy... - zaśmiałam się złowieszczo- On się wyżywał na mnie, to teraz ja mu vice versa. Nie wiedział z kim zadarł, niech cierpi, bo odkryłam co go najbardziej irytuje. Czyli JA. - parsknęłam, dumnie zadzierając noc do góry- A jako, że nie mogę mu osobiście skopać blachy, będę wyżywać się na nim tak długo... aż zacznie błagać, błagać na kolanach! Mhuahahaha!

- Tak momentami... ludzie mnie przerażają - stękną Breakdown

- Mnie się nie musisz bać, przecież trzymamy sztamę, nie? - zaśmiałam się i wystawiłam rękę do żółwika, który niestety skończył się z tym, że wylądowałam na tyłku- Aua... 

- Breakdown, wytłumacz mi, w y t ł u m a c z... - zaczął medyk, który analizował dokładnie ramię niebieskiego cona- W jaki sposób, za k a ż d y m razem, przynosisz ze sobą to dziadostwo? - mówiąc to wyskubał kępkę trawy spod zbroi mecha

- Samo się przyczepia, co poradzę?

- Na Cybetronie nie było trawy?

- Nie... - odparł Knockout wzruszając ramionami-Cybertron był, cóż... bardziej metalowy. Nie powiem, przerasta mnie ilość błota i kurzu na twojej planecie... 

- Nie narzekaj, błoto jest spoko! - zaśmiał się Breakdown, a medyk zgromił go wzrokiem 

- Ile ja bym dała, by znów zobaczyć tyle zieleni... - westchnęłam nostalgicznie

- Jaki problem? - zdziwił B'down- Przecież mamy most ziemny. 

- Racja! Pojedziemy na spacer?! - jęknęłam z nadzieją, robiąc szczenięce oczy

- Może... - odparł Knockout uśmiechając się jakby czegoś oczekiwał 

- Auuu aauuu ale boli mnie ząb... auuu! - zajęczałam 

- Dlaczego? - spytał zaniepokojony medyk

- Bo jesteś taaaaki słodki!

- AWWW, oh, przestań ty!

- Dobra, komplement był, to pojedziemy, proooooszę?

- Za chwilę, muszę dokończyć się polerować!

***

- Smerfuś.

- Kurdupel.

- Godzilla!

- Psuja.

- Pan Awaria!

- Pani...?... Eeeeh...

- Ha! Wygrałam. - orzekłam zadowolona 

- Ale tylko tym razem! - odparł Breakdown 

- O nie panie! W grach słownych, to j a zawsze wygrywam!

Odetchnęłam padając na trawę i rozkoszując się jej zapachem. Brakowało mi tego. Łąk, zapachu kwiatów, chłodnego wietrzyku. Pustynia wyżerała wszystko permanentnie... ale co mogłam poradzić? Wyprowadzka to wyprowadzka. Z drugiej strony, gdyby nie ona to nie spotkałabym kosmitów. Uśmiechnęłam się smutno zerkając na telefon. Dalej nic. Steve się nie odzywa...

Westchnęłam ciężko i przechyliłam głowę na bok, uchylając powieki. Breakdown obserwował chmury komentując co jakiś czas ich kształty, Knockout za to czytał coś na kosmicznym tablecie. Czy brakowało mi jeszcze czegoś do szczęścia...? Brakowało.

Po jakimś czasie zaczęłam zrywać kwiatuszki do momentu aż nakrył mnie cień. Zadarłam głowę do góry napotykając wzrokiem niebieskiego cona.

- Co robisz? - spytał mrużąc żółtą optykę 

- Plotę kwiatki, nie widać?

- Po co...?

- Zrobię wianek. Taki co się na głowie nosi. 

- A upleciesz dla mnie?

- ...no ba!

Pół łąki straci kwiaty, ale będzie warto. 

Bezcenny widok godzinę później: nakoksowany robot z wiankiem na głowie, mający zaciesz jak dziecko. Uśmiechnęłam się szeroko szukając telefonu, to trzeba będzie uwiecznić!

- Knockout, patrz jaki zajebisty jestem!

- Mhmhmhm - mruknął medyk, dusząc śmiech

- B'down dawaj selfie sobie zrobimy!

- To może i mi by się należała taka ozdóbka? - zapytał Knockout uśmiechając się przemiło

Westchnęłam i potaknęłam głową. Niestety moje zmęczone dłonie uplotły znacznie mniejszy krąg. Knockout poprawił z uśmiechem satysfakcji wianek na czerwonym rogu na czubku głowy. 

Parsknęłam śmiechem. Widok wielkiego robota z wianuszkiem na głowie jest doprawdy cudowny! Cyk i kolejne zdjęcie do kolekcji.  

- Ej, a co ty na to by... - zaczęłam i urwałam rozglądając się.- Gdzie ten smerf polazł?

- Kto?

- Breakdown! - krzyknęłam

- Break? - zdziwił się medyk.- Za duży, by nagle się rozpłyną bez śladu...

- Tutaj! Patrzcie, co to jest??! - sapnął z oddali niebieski mech

- Breakdown, przecież to ziemska krowa...! - wywrócił optykami medyk

- Krowa, co? To, to takie co niby UFO porywa?

- Ludzkie stereotypy - parsknął Knockout

- To czekajcie, patrzcie na mnie!

Biedne zwierze zamuczało żałośnie, nie mając dokąd uciec. Bo wielkiemu kosmicie zachciało się potrzymać krówkę na rączkach! Boże, jaki z niego dzieciuch.

- B'down zostaw ją! - jęknęłam żałośnie- Zostaw!

- Ale fajnie dźwięki wydaje... co jeszcze robi?

- Daje mleko! Odstaw ją! - krzyczałam błagalnie

- I póki co jeszcze żyje, Breakdown zostaw ją! - prychnął Knockout

- Oj, nic jej nie zrobię!

- Break, nie radzę ci tego robić! - ostrzegłam

- Nie wygląda groźnie. - stwierdził kładąc już dłoń na przerażonej krowie, która wyła rozpaczliwie- Knockout, cho no, pacz jaka urocza!

- To coś ma ROGI! Mogłaby zarysować mi lakier! - sapnął Knockout przewracając optykami

- Nic się nie stanie, zaufajcie mi! AAH! - nim skończył zdanie legł jak długi, gdyż podciął go byk- Co jest?! Ależ wredne krówsko!

- To byk! B'down, wściekły byk!

- Wygląda jak krowa... tylko zła... Ah! Co za uparte bydle! Przestań, bo zrobię z ciebie mielone! - sapnął transformując dłoń w młot

- Nie! Break, NIE! Słuchaj! - krzyknęłam- Dzięki tobie w mojej małej główce właśnie zakiełkował wspaniały pomysł...! 

_______________________

A i jeszcze, skąd wziął się pomysł z arbuzem:

https://youtu.be/KDU_eQTEjhQ

Nie próbujcie tego w sklepie XD


*żółte optyki a daltonizm 

Szczerze nie mam zielonego pojęcia od czego są żółte optyki XD (może mnie ktoś oświeci?)

Kolor optyk chyba mówi o frakcji, tak? Niebieskie- Autoboty, czerwone -Decepticony, zielone - bez frakcyjni (info nie potwierdzone), fioletowe- yy mutantka Airachnid/ Mroczny Energon?

Ale żółte? D: Co, że predacon?? 

 Dlatego jakoś tak wpadł mi pomysł, by żółty symbolizował wadę optyk xD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top